— Podziwiam, że jest pani... To, że jesteś taka odważna i niesamowita. Chcę być taka jak ty.
Skryła zażenowanie, jak zawsze, gdy słuchała komplementów. To było takie dziwne... Nie czuła, że powinna być pochwalana za swoje działania. Robiła to, co było dobre dla klanu. Poświęcała się i nie potrzebowała żadnych schlebień w zamian.
— Robię po prostu to, co należy, jako przywódczyni — odpowiedziała swoim niskim tonem głosu. — Chcę, by ten klan był silny i wypełniam tą wolę z determinacją. Nie zamierzam dać mu znów wpaść w śliskie łapy psychopaty. Ty też bądź silna i dumna z koloru swojego futra. Bo to, jak wyglądamy się nic nie zmienia, chociaż co niektórzy sądzą inaczej. Walcz o swoich bliskich, walcz o wolność i nie poddawaj się, gdy ktoś usilnie chce cię złamać — wymieniała wszystkie cechy, z jakimi musiała się zmierzyć, żeby przetrwać. Momentami miała wrażenie, że tylko włos dzielił ją od śmierci w chwili, gdy siedziała tam, wygłodniała, zrujnowana w legowisku starszyzny, odseparowana całkowicie od reszty klanu.
* * *
"Ch-chciałabym, żebyś to t-ty mnie zaadoptowała. Ja... Nigdy nie miałam takiej prawdziwej mamy..."
Te słowa wypowiedziane przez szynszylową uczennicę utkwiły w jej głowie. Ona matką? To śmieszne. Nigdy nie lubiła bachorów. Nigdy nie potrafiła porozumieć się z kotami młodszymi od siebie. Była fatalną matką i nigdy nie chciała nią być. Nie miała w sobie tyle... uczuć, żeby zaadoptować jakiekolwiek dziecko. Z drugiej strony, Gepardzia Łapa wyglądała na zdesperowaną. Jakby bardzo jej na tym zleżało.
Z jednej strony jakaś jej część odczuwała empatię do młodej szynszylki. W końcu Kamienna Gwiazda sama była sierotką, pozbawioną rodziców przez Piaskową Gwiazdę. Zdawała sobie sprawę, że brak rodzicieli był nie tyle przytłaczający, co wręcz niszczący. Po wielu księżycach pogodziła się z ich śmiercią, ale nigdy nie przestała podświadomie tęsknić.
Może odpowiedzią było właśnie przelanie tej tęsknoty na następne pokolenie. Pokazanie, że nikt nie rozumie sieroty bardziej, niż inna sierota.
Odwiedziła Gepardzią Łapę w legowisku medyka, gdy Wiśniowa Iskra wyszła na zbieranie ziół.
— Witaj — miauknęła chłodno i szorstko, jak kamień pozbawiony emocji. Nauczyła się, że płakanie nie jest słabością, ale pokazywanie po sobie zbyt wielu emocji to coś, co zostanie z łatwością wykorzystane. Tyle razy się na tym przejechała. Co pobudziło Piaskową Gwiazdę do gwałtu, jak nie fakt, że zranienie przez najbliższego przyjaciela odbiłoby się na jej zdrowiu psychicznym? Przez to już dawno przestała okazywać po sobie więcej uczuć, niżeli jest to potrzebne. Wyjątkiem było tylko przebywanie w gronie najbardziej zaufanych kotów. Lub rodziny. — Przemyślałam to, o co mnie prosiłaś. Znam to uczucie. Osierocenia i samotności. Bo sama zostałam pozbawiona swoich rodziców. Dajmy sobie szansę. Ale od razu mówię, że jestem fatalną opiekunką. Czuję jednak, że... wiele nas łączy. Bardzo wiele. Nie otrzymałam wsparcia jako sierota, więc chcę, by młodsze pokolenie je miało.
<Gepard?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz