BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

22 grudnia 2022

Od Tchórzliwego Upadku

Ugh... Nie wierzył, że jego zadanie miało wyglądać... tak. Przecież to nijak się miało do obowiązków wojownika! Irgowy Nektar jednak przyprowadziła go pod żłobek i kazała gapić się na dzieciarnie tak długo, aż nie rozkaże inaczej. Nie miał pojęcia o co jej chodziło. Młode Jaszczurzego Syku biegały, drąc pyska, a sama kocica zajmowała się ich pielęgnacją i tym całym szajsem w postaci matkowania. Ruina też tam była, siedząc obrażona gdzieś w kącie. Nie zwracał na nią uwagi, starając się załatwić to nietypowe zadanie jak najszybciej. Królowe wypytywały go o to co tu robił i czemu patrzył na nie takim wzrokiem, jakby zabiły mu rodzinę. Wytłumaczył, że zastępczyni mu kazała, więc niech do niej ślą pretensję. Burej to się nie podobało, a zwłaszcza jak odepchnął jej smroda od swojej łapy dość... mało delikatnie. Widział jak ta zareagowała niemal natychmiast, stając w obronie malucha, który skrył się pod jej łapami. 
— Jeszcze raz go tknij, a przeoram ci pysk! — zagroziła, a on położył na to uszy. 
— To go lepiej pilnuj. — prychnął, obserwując jak kocica chwyta kocię za kark i zaczyna go wylizywać, pytając czy nic mu nie jest. 
Przewrócił na to oczami. Żenada. Zaraz tu zwymiotuję albo co gorsza uśnie. Niby mógł uznać to za jakąś formę odpoczynku, bo w zasadzie to nie ruszał się, jak podczas patroli czy polowań, ale już czuł zmęczenie - nie fizyczne, lecz psychiczne. 
— Jak ci idzie? — głos złotej był w tej chwili zbawieniem. 
Zwrócił na nią zmęczony wzrok. Tak go nękać, toż to potwarz! Miał nadzieję, że po tym krótkim i zwięzłym raporcie, kocica da mu spokój i będzie mógł wrócić do swoich obowiązków. Jak tak o nich myślał, to zdawały mu się o niebo lepsze od tego co tu przeżywał.
— Mogę już stąd iść? — zapytał nieżywo. 
— To zależy od ciebie. Powiedz mi... Co zaobserwowałeś?
Zmarszczył czoło. A co niby miał zaobserwować? Przecież tu wiało nudą jak nie wiem! Dzieciarnia się darła, matka im słodziła, a Frezjowy Płatek zachwycała się tym tak, jakby dostała najwspanialszy prezent w życiu. Już i tak była nieźle opasła. Pewnie jej kocięta wyżerały teraz ją od środka czy coś. 
— Nic. Kocięta żyją, karmicielki też. Wróć... oddychają i drą ryja — sprostował, mając nadzieję, że o taki raport jej chodziło. 
— Jaszczurzy Syk darła się na swoje dziecko? — dopytała z lekko wyczuwalnym zdziwieniem w głosie, a on pokręcił głową. 
— Na mnie, bo odepchnąłem bachora. — sprostował, przewracając oczami i mając nadzieję, że zaraz dostanie zgodę na wyjście z tego miejsca. 
— Czyli stanęła w jego obronie? 
— No tak... — Nie miał pojęcia do czego zmierzała, ale potaknął. 
— Czy Zakrzywiona Ość kiedyś obdarzyła cię ochroną? 
To pytanie spowodowało, że się spiął. Nie lubił rozmawiać o swojej przeszłości. Matka... miała specyficzne do nich podejście. Karmiła ich nienawiścią, chcąc by w przyszłości dokonali zemsty. Nie była zbyt czuła. Kojarzył, że często irytowały ją krzyki, przez co ich ojciec przesiadywał w żłobku przez większość czasu, pilnując swoich dzieci. Zakrzywiona Ość wpadała by ich nakarmić i dalej sączyć jad, by wrócić po tym do pełnienia swoich obowiązków. Zacisnął pysk, ponieważ zdawał sobie sprawę o co w tym wszystkim chodziło. Jaki cel był tego siedzenia i obserwowania młodych wilczaków. Całkiem sprytnie, lecz nie było mowy, by zastępczyni udało się wywołać w nim jakiekolwiek wątpliwości. Ość była dobrą matką. To, że wybrała taki, a nie inny sposób na wychowanie go, niczemu nie dowodził. 
— Mało kiedy przesiadywała w żłobku, prawda? — drążyła temat.
— Bezzębny Robal wtedy ustanowiła prawo, że to ojcowie mają zajmować się dziećmi. To dlatego. — warknął do niej w odpowiedzi, mając nadzieję, że odpuści. 
— Okłamujesz mnie czy siebie? — Przekrzywiła głowę. — Wiesz czym jest miłość? Nie zazdrościłeś uwagi jakim Wiśniowy Świt obdarza swoje córki? Dlatego się nad nimi znęcałeś? Bo miały mamę, a ty nie?
Nie miał pojęcia jak ona to robiła, ale jej słowa coś w nim ruszyły. Jakąś zagubioną, skrytą w najczarniejszej głębinie słabą stronę. Kochał matkę. Była wszakże całym jego światem. Zawsze miała go za swojego ulubieńca. Pokładała w nim nadzieję. Szkoliła, aby nie zawahał się, gdy przyjdzie już czas na dokonanie wyroku na Mrocznej Gwieździe. Nie była złą matką. Nie była. 
— Zamknij się. — syknął, czując jak jego pazury wbijają się w ziemię. — Całkiem sprytne, ale nie jestem głupi. Gdyby nie to, że Mroczna Gwiazda ją zamknął w dole, to miałbym normalne dzieciństwo. 
— Dlatego go nienawidzisz? — usłyszał przy uchu. 
Uniósł na nią wzrok. Miał dość. Wstał i wyszedł, zostawiając kocicę w tyle. Nie będzie mu tu starucha sączyła jad do ucha! Zmierzał wyjść z obozu, ale jedyną drogę ucieczki blokował Trójoka Wrona. Zmuszony był więc ominąć to miejsce szerokim łukiem, siadając w cieniu na obrzeżach obozowiska. Tam też dopadła go zastępczyni, która bacznie śledziła jego ruch, siadając obok.
— Czemu uciekasz? 
— Bo mnie denerwujesz — powiedział prosto z mostu. 
— Nie. Uciekasz przed prawdą, dobrze o tym wiesz. — wymruczała, a on się spiął. — Powtarzasz przecież, że matka uważa cię tylko za rzecz, a nie syna. Skąd wpadłeś na ten pomysł, jak nie z własnej autopsji? 
— Matka mnie kocha — warknął do niej.
— Mówisz wszystkim co innego — zauważyła. 
Prawda. Mrocznej Gwieździe wciskał kit, że Zakrzywiona Ość go nie kochała, a teraz twierdził, że tak nie było. Dał się podpuścić, ale był zirytowany. Zauważył już dawno, że gdy dopadały go emocje, tak cała ta jego fasada znikała i pokazywał swoją prawdziwą twarz. Jak miał jednak z tym walczyć, gdy czuł wewnętrzne pragnienie, by uciszyć siedzącą obok niego kotkę, raz na zawsze?
— Kłamałem jak już zdążyłaś zauważyć. A zresztą, odczep się ode mnie. Jestem na twoich usługach, ale nie prosiłem się o terapię! — Wbił wzrok w ziemię, mając nadzieję, że kocica go zostawi w spokoju, gdy pokaże, że był równie uparty co ona. 
— Kania Łapa opowiadał, że raz ją odwiedziłeś... — miauknęła spokojnie, a on zamarł. — Nie przyjęła was miło. 
Wiedział o jaką sytuację chodziło. Ten głupi... kretyn... Zapłaci za to! Akurat takiej sztuczki się po złotej nie spodziewał. Kiedy gadała z tym mysim móżdżkiem? Jak długo trzymała tą informację w sekrecie, by dopiero teraz mu ją wyjawić? No i najważniejsze pytanie... Jak to się stało, że Kania Łapa go zdradził?! Przecież byli z jednej krwi, jednej rodziny! Powinien tak jak i on mieć cel i dążyć do niego. To jego nieprzejmowanie się słowami rodziców i śmianie się z nich były sygnałem, by mu nie ufać. Żałował, że wtedy Mroczna Gwiazda nie zabrał jego zamiast Grada. 
Nie było jednak sensu kłamać, gdy ta miała na pewno niezbite dowody na to, że rzeczywiście zakradł się z bratem do uwięzionej matki. 
— Bo gdyby Mroczna Gwiazda się dowiedział, to by nas zabił — Odwrócił się gwałtownie w jej stronę. 
Irytacja w nim narastała. Nie cierpiał, gdy zostawał tak zręcznie zrobiony w konia. Ile jeszcze wiedziała? A zresztą... Czemu zadawał to pytanie? Przyznała mu w końcu, że zna jego plan. Była cwana i niebezpieczna. To ją trzeba było zlikwidować w pierwszej kolejności, a nie Mroczną Gwiazdę. Matka pomyliła się w swojej ocenie, kto tu był potworem. 
— To ci wmówiła? 
— Zabił mi brata! Brata, którego kochałem! Grad był niewinny! Nie miał prawa kończyć jego życia! — Zaczął łapać głębokie oddechy, mordując ją wzrokiem. 
Nic mu nie wmawiała. Nie! Nie mógł ulec tej starej manipulatorce! Jego matka była dobra, dobra i całkowicie niewinna. Czyniła to, aby uratować Klan Wilka. Wielkie czyny wymagają poświęceń. A, że padło na niego... Nie będzie przecież płakać, bo miał oschłą matkę! Na co ona liczyła? 
Nagle poczuł jak zapada się w miękkiej sierści. Zdumiony w pierwszej chwili nie zrozumiał co się dzieje. Chciał się odsunąć i wyrwać, ale słowa, które wypowiedziała złota sprawiły, że zmiękły mu łapy.
— Nigdy cię nie przytulała, prawda? 
To był jak zapalnik. Dlaczego to go tak poruszyło? Serce ścisnęło mu się dość boleśnie, a oddech urwał. Czemu miałoby mu zależeć na takim przyziemnym uczuciu? Siedział tam wmurowany, niezdolny do kiwnięcia nawet ogonem. Walczył ze sobą. Ze swoją słabością, z pędzącymi myślami, że co jeśli się mylił? Może jednak dla matki był tylko zwykłym narzędziem, a nie synem?
— Właśnie tak. Wyrzuć to z siebie. — mruczała mu do ucha. 
— J-jesteś okropna — warknął, pociągając nosem orientując się, że łzy moczyły mu policzki. Starł je szybko łapą, by skryć przed światem ten wstyd do jakiego dopuściło jego ciało. Irgowy Nektar to była ostatnia osoba, która miała prawo być świadkiem czegoś takiego!  
— Ciii. Już spokojnie. Wiem, że ci ciężko, ale taka jest cena ścieżki, którą podążasz. Samotny, skryty w cieniu, zawsze ostrożny, zawsze gotowy by wzlecieć samotnie w przestworza. Nie wiesz czym jest przyjaźń, miłość, zaufanie. Znasz tylko nieufność i cel, do którego pragniesz iść po trupach, żerując na jeszcze żywym mięsie. To droga bez odwrotu. Twoje stado odleciało, a ty tu zostałeś. Sam. Niechciany. Pogardzony. Niezrozumiany. Wiesz to. Wiesz to dobrze. Gdyby matce na tobie zależało, zabrałaby cię do Klanu Burzy. Mógłbyś zacząć na nowo. Nie chcesz tego? 
— Nie! — sprzeciwił się.
— Bo wiesz jak zareaguję? Że będzie na ciebie zła? Wydziedziczy? Uzna za pomyłkę? Wadę? Zawód? Znasz ją... Czy obeszła ją śmierć twojego brata? Co ci powiedziała. Co powiedziała, gdy twój brat zapytał, gdzie się podział? 
Znów coś w nim drgnęło. Przypomniał sobie tą sytuację. Widział ją jak żywą. Stał nad dołem, wyciągając łapę w stronę rannej liliowej, a ta zasyczała na niego, każąc mu wracać do obozu. Słyszał jej słowa wyraźnie. " Nie bądź mysim móżdżkiem, Łasico. Nie rycz i bierz się za siebie. Ty dokończysz to co zaczęłam". I wtedy też Kania Łapa zapytał o ich brata, który zniknął. 
— Że... Mamy o nim zapomnieć. Nieważne czy żyje... czy nie... 
— ... bo żyjecie jeszcze wy. — dokończyła za niego. Cholera dobra była. Kania Łapa naprawdę się wygadał i to porządnie. A co za tym idzie... Musiał sprać mu porządnie tyłek. — Brzmi ci to na kogoś kto opłakuje swoje dziecko? Wiesz jaki to ból je stracić? 
— Nie... A ty? — rzucił kąśliwie.
— Tak. Straciłam dzieci. Przed Stokrotką i Goryczką. Na długo przed wstąpieniem do Klanu Wilka. Dlatego wiem jaki to ból. Jak rozrywa serce. — Położył po sobie uszy, bo o tym nie wiedział. Spuścił łeb, zastanawiając się czy zastępczyni nie kłamała. To co robiła... Jej słowa... Sączyła w niego niepewność i wątpliwości. Przerażało go to. Miał jednak tego świadomość, więc był w stanie odciąć się od jej manipulacyjnych gierek. Ale ona była... za dobra w to, by był w stanie wyrzucić to całkowicie z głowy. 
— Niezła próba, ale nie jestem głupi — uświadomił ją, że nie z nim te numery. 
Kocica nic sobie z tego nie zrobiła, przejeżdżając łapą po jego głowie, przez co poczuł się jak jakiś pies, by unieść w końcowym efekcie jego podbródek.
— Nie robię z ciebie głupca. Daje ci prawdę, bolesną, ale wciąż prawdę. Wiesz o tym. Dlatego ją odrzucasz. Bo kłamstwo jest wygodniejszym wyjściem. Bardziej ci odpowiada. — Napuszył się, a ta kontynuowała dalej — Ja dbam o swoich wojowników. 
— O ile tańczą tak jak im zagrasz? — prychnął. 
Poczuł jak coś ostrego pojawia się pod jego brodą. Wysunęła pazury? Wytrzymał jednak to, jak i jej nieodgadnione spojrzenie, przełykając głośno ślinę.
— Jesteś mądrym kotem. Wątpię czy chcesz przekonywać się czy i ty potrafisz tańczyć. A może się mylę? Może tego chcesz? Lubisz wykonywać rozkazy? By ktoś narzucał ci w życiu cel? — Przekrzywiła łeb.
Cholera, cholera. Była niczym żmija. Jadowita i kąsająca z ukrycia. Wiedział do czego zmierzała. Nie był mysim móżdżkiem. Jak zwykle rozchodziło się o Zakrzywioną Ość i to jaki wpływ wywierała na jego życie. Nie odpowiedział, posyłając jej tylko zimny wzrok.
— Takiej odpowiedzi się spodziewałam — mruknęła, puszczając w końcu jego podbródek. — Znajdziemy ci inny cel, Upadły Kruku. Nie będziesz się nudzić. Twoja żądza zostanie zaspokojona. 
— Nie mam żadnej żądzy — syknął od razu, widząc jak kocica wstaje. 
Jej wzrok zatrzymał się na nim przez dłuższą chwilę.
— Przekonajmy się. Chodź. — mruknęła kierując się w stronę wyjścia z obozu. 
Ruszył za nią powolnym krokiem. Nie miał wyjścia... Musiał zachować czujność i mieć nadzieję, że to co go czeka poza obozem, nie będzie chciało go zabić. 

***

Był idiotą. Nie powinien tego robić. Powinien zostać w obozie. Zignorować zastępczynie, która z zadowoleniem obserwowała to, jak za nią podążał. Tak jakby sądziła, że już go miała. Niedoczekanie. 
Jej dziwny test okazał się... Czymś na co nie powinien się pisać. Już sam widok Sosnowej Igły odebrał mu siły, by w ogóle ruszyć łapą. Bura kocica patrzyła na niego tym swoim zimnym wzrokiem, uśmiechając perfidnie pod nosem. Zdawała się na nich czekać. Nie wiedział co tu się działo, ale wiedział jedno. Ta wariatka była wystarczającym sygnałem, który informował go o tym, że czekało go cierpienie.
Zastępczyni usiadła, zachęcając go ogonem, by podszedł, ponieważ stanął jak taki dąb i nie zamierzał uczynnić kroku naprzód. 
— Cykasz się? — zadrwiła Sosnowa Igła, rzucając mu wywyższające spojrzenie. 
Tylko dzięki temu jej pytaniu i niemo rzuconym wyzwaniu, nie odszedł stamtąd. Z morderczą miną podszedł, utrzymując jednak dystans i usiadł obok złotej. W razie czego, gdy się rzuci na niego z pazurami, to oberwie od wkurzonej zastępczyni, którą poturbuje zamiast niego.
— Zaatakuj ją — usłyszał szept nad uchem, który spowodował, że nie mógł przez chwilę uwierzyć swoim uszom. 
Bura przebierała łapami, czekając na jego ruch. Czyli co? O to chodziło? Mieli się pobić? Jakieś zwykłe ćwiczenia bojowe? I tyle? Aż chciał prychnąć pod nosem, ale nie mógł nie docenić przeciwnika. Coś musiało za tym się kryć. Tylko... co?
— To jakiś trening? — zapytał podejrzliwie.
Żadna się nie odezwała, co wzmogło jego czujność. Ich wzrok skupiał się wciąż na nim. Był ponaglający i sugerujący, że nie dostanie odpowiedzi na swoje pytania. 
Westchnął po czym wstał i podszedł do zadowolonej burej, która już wyciągnęła pazury, szykując się na walkę. 
Starli się w uścisku, a w głowie wciąż chodziła mu ta jedna myśl. Dlaczego? 

***

To była świetna zabawa. Lanie Sosnowej Igły wręcz dodawało mu sił i powodowało na jego pysku szeroki uśmiech. Kochał tą adrenalinę, tą jej minę, gdy dostała w brzuch i poczuła ból. Piękne uczucie. Napawał się nim, przez co nie spostrzegł zasadzki. Gdy tak się bili, w pewnym momencie kocica wepchnęła mu coś do gardła, co połknął, by się nie udusić. Bał się, że to trucizna i tu umrze, ale nie czuł się inaczej, a zresztą... musiał skupić się na walce, bo bura nie przestawała na niego napierać, tak jakby nie chciała mu pozwolić na zastanawianie się nad tym co zaszło.
W pewnej chwili dołączyła do nich Wiśniowy Świt, a bura wojowniczka odskoczyła, pozwalając by to liliowa przejęła jej miejsce. 
Musiał bronić się przed padającymi ciosami starszej wojowniczki, która nie dawała mu chwili na oddech. Jej futro wysmarowane było czymś co miało imitować blizny, a może rany. Nie potrafił tego stwierdzić. Nie był w stanie przyjrzeć się jej w całości, by nie zostać przyparty do drzewa. I wtedy też kocica zaczęła mówić. A to co padało z jej pyska, skutecznie go dekoncentrowało. 
— Jesteś narzędziem — głos Wiśni mieszał się w rytmie jego oddechu i ciosach, wymierzanych przez liliową. — Zawsze byłeś i będziesz. Służysz mi. Słabość jest niedopuszczalna. Zawiodłeś, a ja cię zastąpię. Nigdy nie byłeś mi bliski. Nie zasługujesz na nazywanie się Łasicą. 
Cholera, cholera. Dostał w pysk i upadł na ziemię, dysząc. Pazury liliowej wbiły się w jego futro, a z gardła wyrwał mu się wrzask. To musiało być ustawiane. Ości nie było w Klanie Wilka! Dlaczego więc czuł się tak, jakby spotkał matkę? Widział jak mówi, słyszał jej głos. To już nie był głos wojowniczki. Powtarzała w kółko te kilka zdań. Błękit oczu odszedł zastąpiony przez zieleń. Skopał z siebie "matkę", nie zamierzając ugiąć się tej podłej sztuczce manipulacyjnej. 
Irga była nienormalna! Jak długo to planowała?! Musiała przez Sosnową Igłę podać mu jakieś halucynogenne rośliny. Nie znał innej odpowiedzi na to pytanie. Świat coraz bardziej się chwiał, a matka wyszczerzyła na niego kły, wgryzając się w jego gardło, dociskając do ziemi, co skutecznie odebrało mu oddech. 
—Twój brat cię zastąpi — Usłyszał jeszcze, gdy spowiła go ciemność. 

***

Wziął gwałtowny oddech, rozglądając się po otoczeniu. Gdzie był? To było pierwsze jego pytanie. Zamazany wzrok i pieczenie w pysku powodowały, że czuł się tak, jakby coś go stratowało. Chciał się podnieść, lecz upadł na ziemię niczym kocię, które nie potrafiło chodzić. Nic nie słyszał. Nawet oddech, który łapczywie łapał, nie docierał do jego uszu. Ujrzał zamazany kształt, który wyrósł mu przed nosem. Przewrócił go na bok, przyciskając jego pysk do ziemi. Czuł się wiotki, tak jakby nie panował nad ciałem, chociaż tkwił w nim uwięziony. Głos... przebił się nagle przez tą dziwną barierę. Był cichy, niezrozumiały, oddalał się z każdym uderzeniem serca. Chciał krzyknąć, by wrócił, by przy nim był, by wiedział, że nie oszalał, ale dalej wszystko pozostawało poza jego zasięgiem. Czy tak wyglądała śmierć? Odchodził do nicości? Ujrzał jak jego ciałem wstrząsają drgawki i poczuł jak traci oddech. Dusił się. Zapadał w ciemność. 

***

— Obudź się...
Głos powoli przebijał się przez chmarę gęstej mgły do jego świadomości. Uchylił powieki, biorąc głęboki oddech, tak jakby robił to pierwszy raz. Uniósł łeb, spotykając się ze wzrokiem Irgowego Nektaru. Rozejrzał się, ale nie dojrzał nic podejrzanego. Nie było Sosny, jego matki. Znajdowali się przy rzece. Zmarszczył czoło, patrząc na nią niezrozumiałym wzrokiem. Ćwierkot ptaków, ten spokój jaki się roznosił po okolicy był... nienaturalny.
— Umarłem? 
— Nie. Twój czas jeszcze nie nadszedł. — odparła, kierując wzrok w kierunku spokojnej tafli jeziora. 
Podniósł się ciężko na łapy, mrugając.
— Co się stało? — zapytał poszukując odpowiedzi na to pytanie. 
— Zemdlałeś. Pewnie to z przemęczenia. Zmniejszę twoje obowiązki na jakiś czas, nim dojdziesz do siebie, Łasico. 
Skręciło go, a oddech przyspieszył. Łapy zadrżały, a dreszcze przebiegły przez jego ciało. Nie. Nie. Nie! Znów słyszał głos matki. Przedzierał się przez myśli, raniąc go boleśnie. Złapał się za głowę, kręcąc nią na boki. Kocica widząc to, szybko do niego doskoczyła, przytrzymując mu łeb i zabierając jego łapy z głowy. 
— Już spokojnie. 
To... rzeczywiście podziałało. Od razu to napięcie zniknęło, a oddech mu się unormował. Ten chaos jaki miał w głowie... był dziwny.
— Wracajmy — mruknęła tylko, a on skinął łbem. 
Musiał najwyraźniej odpocząć. 

***

Wciąż nawiedzało go dziwne uczucie. Mimo, że obóz tętnił życiem, mimo że wszystko wyglądało tak, jakby się nie zmieniło... to on... czuł się tak, jakby przeżył masę księżyców. Był wypruty z energii. Uniesienie łapy do kroku, zdawało mu się takie nienaturalne. Czuł się bardzo odrealniony. Tak jakby był w tym miejscu, lecz jednocześnie oglądał to wszystko jako ktoś inny. Poboczny obserwator. Słowa też docierały do jego umysłu z opóźnieniem. Czas dla niego jakby zwolnił. 
Irgowy Nektar dała mu spokój. Zajmowała się swoimi wnuczkami, nawet nie chciała od niego żadnych informacji o Nocnej Tafli i innych przeciwnikach Mrocznej Gwiazdy. To była wolność? Siedział w cieniu, skryty przed wzrokiem każdego. Sosnowa Igła również go zostawiła. Tak jakby zapomnieli o jego istnieniu. 
Gapił się tępo w swoje łapy. Takie... odrealnione. Ugryzł się w nią, by sprawdzić czy żyje i o dziwo poczuł ból, a świat nabrał ostrości. Czyli żył. To nie był sen. Więc co? Efekt uboczny... czego? Co się stało nad tym jeziorem? Potarł łapą pysk, mrugając i zwijając się w ciaśniejszy kłębek. Czuł się chory... 
A może o to chodziło? By nie był w stanie myśleć, by skupił się na sobie zamiast na planie matki? 
O nie... Nie było mowy, by coś takiego go powstrzymało. Uważali go za głupca? Kogoś kto przy pierwszej lepszej okazji się podda? To jeszcze się zdziwią, ponieważ wciąż żył. A życie pchało go do przodu, nieważne jaką drogą miał się kierować. Znajdzie lukę w obronie Mrocznej Gwiazdy i go wykończy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz