Otrzymali wiadomość od Witki, że będą mieli kocięta. To... Do niego dalej nie docierało. Ledwo co przywykł do ponownego odkrywania życia w klanie, a tu zwalano na niego taką informację. Co nieco mu się przypominało, ale dalej to nie było to czego oczekiwał. Czasami łapał się na tym, że musiał dłużej pomyśleć, by zaczaić o co komuś chodziło, gdy opowiadał o jego przeszłości. Ewidentnie nie doszedł jeszcze do siebie. Potrzebował czasu, a on został bezpowrotnie utracony przez taką... wieść. Słysząc, że będzie ojcem, tylko wbił w uczennice medyka głupie spojrzenie, otwierając z szokiem pysk.
- A-ale jak to? - rzucił pytaniem, siadając ciężko na ziemi.
Nie nadawał się. Nie chciał być ojcem! Nie poradzi sobie! O rany... Zaraz zacznie panikować! Na szczęście była obok niego Miodunka, która widząc jak zaczął ciężko dyszeć, przytuliła się do niego. To nieco pomogło. Nieco.
- Będziemy mieć kociaki. - powiadomiła go, liżąc go po policzku, tak jakby o tym nie wiedział.
Zamrugał zaskoczony.
- A-ale jak to się stało? - zapytał po raz kolejny.
Dzieci? Niby jak? Co? Kto? Nie rozumiał tego. Jak niby powstawały? Czemu do tego doszło? Musiał zapytać swojego ojca o to wszystko. Zajmował się nim, może da mu jakieś porady? Tylko... Krwawnika ciężko było wyhaczyć, co go irytowało. Miał nadzieję, że kocur go nie ignorował.
- Dziękuję, Witko - partnerka miauknęła do kotki, po czym wyprowadziła go na zewnątrz. - Wtedy w krzakach je zrobiliśmy, kochanie, pamiętasz? - spytała.
Rzeczywiście byli tam, ale... Ale tyle wystarczyło, by pozbawić go gruntu pod łapami?!
- Um... Po tym powstają kocięta? Nie wiedziałem... - przyznał szczerze zdumiony.
- Tak. Ale to dobrze! Będziemy mieli dzieci, nasze kochane kocięta! - wołała uradowana, liżąc go czule po policzku.
Skinął łbem. No... cóż. To będą. Nie za bardzo wiedział jednak co to oznaczało dla niego. Trochę się... martwił. Bardzo... Tak bardzo. A co jeśli go nie polubią? Uznają za złego rodzica? Nie będą chciały go znać? A co z płaczem? Dzieci często płakały! Jak się je uspokajało?
- Um... Ale ja nie umiem zajmować się dziećmi - pisnął.
- Spokojnie. Pamiętasz, jak zajmowałeś się swoją siostrą? - dała mu porównanie, które nieco dało mu do myślenia.
Czyli... To było podobne? W zasadzie... Gdzie podziała się Nic? Powinna chyba być w klanie skoro pamiętał, że się o nią troszczył. Co się z nią stało? Niestety... Miodunka za bardzo nie chciała mu tego wyjaśnić, a on po jakimś czasie zapominał, że pytał.
- T-tak... pamiętam - Kiwnął głową, przylegając do jej ciała, by szukać w nim wsparcia.
Wojowniczka objęła go czule ogonem, mrucząc.
- Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie. Nie takim rzeczom daliśmy już radę - rzekła, liżąc go za uchem.
- Jesteś tego pewna... - Przytulił się do niej. - Miodunko? Pomożesz mi w razie co?
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz