Wszyscy już byli na miejscu, gotowi do pracy, lecz nie Astrowy Migot. Kocur się lenił i to porządnie. Nie zamierzał tracić na niego całego dnia, dlatego też stał nad nim z tą swoją groźną miną, mając nadzieję, że to podziała i wojownik wreszcie wstanie. To nie był żłobek, gdzie kociaki wypoczywały sobie do bólu. Czekała ich praca. Widział po kocurze, że ten trening na pewno wyjdzie mu na dobre. W końcu wyglądał dość mizernie. Parę księżyców i wyrobi sobie formę. Na razie przypominał mu nie kocura, a kogoś pokroju tych pseudo feministek.
Zawisł nad nim bardziej, czekając aż kocur się dobudzi, tupiąc zniecierpliwiony łapą.
- Nie mam całego dnia. Rusz się. - poganiał go do roboty.
Astrowy Migot leniwie przeciągnął się na posłaniu i nareszcie się podniósł.
- Dobra dobra. - syknął jeszcze rozciągając kręgosłup.
- Żadne dobra, dobra. Już wszyscy czekają, a ty jak zawsze musisz być tym ostatnim spóźnialskim. - Strzepnął ogonem, posyłając mu chłodny wzrok.
Irytowało go to jego lekceważące podejście. Powinien wymyślić dla takich delikwentów jakieś kary. Może kilka kółek wokół obozu wystarczyłyby, aby dostatecznie pobudzić ich do myślenia?
- Nie moja wina, że wczoraj nie mogłem zasnąć. - Czarny przerwał swoje poranne pseudo ćwiczenia. Podszedł do niego gotowy do wyjścia. Szkoda tylko, że w tym celu musiał go budzić jak jakaś jego matka.
- To nie mój problem. Chodzi się wcześniej spać. Za mną - Odwrócił się i skierował się do reszty wojowników, którzy już na niego czekali. - Idziemy - ogłosił wymarsz, kierując ich w stronę miejsca ćwiczeń.
***
Musiał przyznać, że trening poszedł całkiem nieźle. Widział poprawę w umiejętnościach Wilczaków. Coraz lepiej im szła współpraca i planowanie kolejnych kroków. Nie dawali się już tak łatwo pokonać swoim przeciwnikom, przez co walka przybrała całkiem inny wymiar.
Po zakończeniu ćwiczeń, przysiadł zamyślony, obserwując jak wojownicy się rozchodzą. Widząc Astrowy Migot zawołał go do siebie. Miał z nim do pogadania, a wolał to zrobić teraz, a nie później, zwłaszcza że ten zainteresował się faktem, że jego siostra urodzi mu dzieci.
- Dobrze sobie dzisiaj radziłeś. - pochwalił go. - Szkoda tylko, że musiałem cię dobudzać do użyteczności.
- Mhm... - mruknął czarny, odwracając wzrok. Dostrzegł jak strzepnął końcówką ogona. Denerwował się? Niby czym? A może dalej nie mógł znieść faktu, że przez niego zostanie wujkiem i się boczył jak dziecko?
- To jest twoja odpowiedź? - prychnął, kręcąc głową. - Byłeś u Frezjowego Płatka? Ostatnio o ciebie pytała - miauknął do niego, przypominając sobie jak kocica zaczepiła go, gdy w spokoju jadł posiłek.
- Tak, niedługo rodzi. - odpowiedział patrząc w ziemię.
Skrzywił się, kiwając na potwierdzenie głową.
- Niestety.
Nie cieszył się na ojcostwo. To był przykry obowiązek, do którego został zmuszony. Im bliżej było do porodu, tym bardziej się denerwował. Nie nadawał się na ojca. Nie chciał nim być i przeżywać tego piekła, które przeczuwał, że nadejdzie wraz z pojawieniem się tych małych istot.
<Aster?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz