Ciszę i względny spokój zakłócił jej jeden ze starszych wojowników. Przyszedł do niej z niczym niezwykłym, miał jedno, banalne pytanie, na które odpowiedź mogła udzielić bez większego problemu, jedynie w oparciu o własne obserwacje. Bo jedno się u niej nie zmieniło. Dalej była uważna, a jej wzrok stale błądził za przemieszczającymi się po obozie sylwetkami. Brakowało jej tego, by mieć wszystko pod kontrolą. Być świadomym tego, co robią inni i móc rozróżniać ich emocje na podstawie wykonywanych gestów.
— Ostatni patrol, który wyszedł z obozu, jeszcze nie wrócił — oznajmiła prosto, mrużąc ślepia, nim zaszczyciła starszego spojrzeniem. Coś musiało być na rzeczy, skoro niebieski, z którym w życiu wymieniła może kilka zdań, odezwał się tak nagle do niej. Pomimo tego, że była zastępczynią, mało kto zmienił swoje podejście do niej. — Jak mniemam, czekasz na kogoś konkretnego, prawda? — mruknęła, gryząc się w język o parę mysich oddechów za późno. Nie powinna się tym interesować, to nie była jej sprawa, a kocur mógł nie mieć nawet żadnego powodu, by kierować do niej takie pytania. Równie dobrze mógł liczyć, że grupa jeszcze nie wyruszyła, bo sam chciał zapolować w większym gronie.
Jałowy Pył zdawał się na moment utracić kontakt z rzeczywistością, bo gwałtownie wyprostował się i zamarł w bezruchu, nim jego powieki opadły bezwładnie i uniosły się. Zmęczony pysk i zgarbiona postura wskazywały na to, że na swoim karku miał już trochę księżyców.
Zresztą, z każdym dniem coraz bardziej uświadamiała się w tym, że połowę legowisk zasiedlają koty w podeszłym wieku. Ona sama tkwiła obecnie na półmetku i ciężko było jej uwierzyć, że ma już tyle życia za sobą. Rutyna sprawiła, że całkowicie utraciła poczucie czasu. Jej sposób egzystencji stał się już jedynie czystym schematem. Budziła się, chodziła na patrole, jadła posiłki i czasami gawędziła z niektórymi. Zawsze były to te same, nudne tematy, niewnoszące zbyt wiele do jej życia. Dopadało ją na nowo to uczucie, które dręczyło ją, gdy była młoda.
Że to wszystko jest bez sensu. I nie dlatego, że świat jest zły. To ona się w nim nie odnajdywała. Nic nie było w stanie zainteresować ją na tyle, by mogło codziennie rozbudzać w sobie na nowo radość, której dotąd nie miała. Prócz Topaza i jej kociąt, nie miała nigdy nikogo, kto wywoływałby w niej tak wiele pozytywnych emocji.
Pod jakimś względem mogłaby również zaliczyć do tej gromady Rozżarzoną Łapę. Może i napsuł jej krwi i dalej nie zgadzała się z nim we wszystkim, ale to, ile z nim osiągnęła i w jakim stopniu się przed nią otworzył, było wręcz niezwykłe. Była w stanie nawet hardo stwierdzić, iż fascynowała ją jego przemiana i to, ile prawdziwych emocji i szczerych uczuć kryło się pod tą grubą warstwą zarozumiałego fanatyka rudego futra i wielbiciela Piaskowej Gwiazdy.
— Może — wymamrotał w końcu w odpowiedzi, spuszczając wzrok na ziemię. — Chociaż nie jestem nawet pewien, czy ktoś, kogo, szukam, jest tam — dodał.
Srebrna wytężyła umysł, próbując zobrazować sobie przed głową idące w zwartym szeregu koty. Z pewnością była to trójka wojowników i dwóch uczniów. Raczej nie przyjrzała im się szczególnie, po prostu zapamiętała moment, w którym barwne futra umknęły między zielenią drzew.
— Jeleni Puch i Ostowa Łapa — wykrztusiła, czując natłok myśli. Jej syn mentorem. Nie miała pojęcia, jak do tego doszło, ale skoro nie było żadnych skarg na niego, to na pewno sobie radził. — Zakrzywiona Ość i Koniczynowa Łapa, a na samym końcu szedł Koperkowy Powiew — sprecyzowała, hamując uśmiech satysfakcji, pchający się na jej pysk. Pamięć jej chociaż nie zawodziła. Zadarła w górę łeb i postawiła wysoko uszy. — Z tego, co słyszałam, szli w kierunku Przybrzeżnego Oka. Jeśli ci zależy, to masz wciąż szansę ich dogonić — dodała łagodnie, unosząc lekko łapę w kierunku wyjścia z obozu.
— Ostatni patrol, który wyszedł z obozu, jeszcze nie wrócił — oznajmiła prosto, mrużąc ślepia, nim zaszczyciła starszego spojrzeniem. Coś musiało być na rzeczy, skoro niebieski, z którym w życiu wymieniła może kilka zdań, odezwał się tak nagle do niej. Pomimo tego, że była zastępczynią, mało kto zmienił swoje podejście do niej. — Jak mniemam, czekasz na kogoś konkretnego, prawda? — mruknęła, gryząc się w język o parę mysich oddechów za późno. Nie powinna się tym interesować, to nie była jej sprawa, a kocur mógł nie mieć nawet żadnego powodu, by kierować do niej takie pytania. Równie dobrze mógł liczyć, że grupa jeszcze nie wyruszyła, bo sam chciał zapolować w większym gronie.
Jałowy Pył zdawał się na moment utracić kontakt z rzeczywistością, bo gwałtownie wyprostował się i zamarł w bezruchu, nim jego powieki opadły bezwładnie i uniosły się. Zmęczony pysk i zgarbiona postura wskazywały na to, że na swoim karku miał już trochę księżyców.
Zresztą, z każdym dniem coraz bardziej uświadamiała się w tym, że połowę legowisk zasiedlają koty w podeszłym wieku. Ona sama tkwiła obecnie na półmetku i ciężko było jej uwierzyć, że ma już tyle życia za sobą. Rutyna sprawiła, że całkowicie utraciła poczucie czasu. Jej sposób egzystencji stał się już jedynie czystym schematem. Budziła się, chodziła na patrole, jadła posiłki i czasami gawędziła z niektórymi. Zawsze były to te same, nudne tematy, niewnoszące zbyt wiele do jej życia. Dopadało ją na nowo to uczucie, które dręczyło ją, gdy była młoda.
Że to wszystko jest bez sensu. I nie dlatego, że świat jest zły. To ona się w nim nie odnajdywała. Nic nie było w stanie zainteresować ją na tyle, by mogło codziennie rozbudzać w sobie na nowo radość, której dotąd nie miała. Prócz Topaza i jej kociąt, nie miała nigdy nikogo, kto wywoływałby w niej tak wiele pozytywnych emocji.
Pod jakimś względem mogłaby również zaliczyć do tej gromady Rozżarzoną Łapę. Może i napsuł jej krwi i dalej nie zgadzała się z nim we wszystkim, ale to, ile z nim osiągnęła i w jakim stopniu się przed nią otworzył, było wręcz niezwykłe. Była w stanie nawet hardo stwierdzić, iż fascynowała ją jego przemiana i to, ile prawdziwych emocji i szczerych uczuć kryło się pod tą grubą warstwą zarozumiałego fanatyka rudego futra i wielbiciela Piaskowej Gwiazdy.
— Może — wymamrotał w końcu w odpowiedzi, spuszczając wzrok na ziemię. — Chociaż nie jestem nawet pewien, czy ktoś, kogo, szukam, jest tam — dodał.
Srebrna wytężyła umysł, próbując zobrazować sobie przed głową idące w zwartym szeregu koty. Z pewnością była to trójka wojowników i dwóch uczniów. Raczej nie przyjrzała im się szczególnie, po prostu zapamiętała moment, w którym barwne futra umknęły między zielenią drzew.
— Jeleni Puch i Ostowa Łapa — wykrztusiła, czując natłok myśli. Jej syn mentorem. Nie miała pojęcia, jak do tego doszło, ale skoro nie było żadnych skarg na niego, to na pewno sobie radził. — Zakrzywiona Ość i Koniczynowa Łapa, a na samym końcu szedł Koperkowy Powiew — sprecyzowała, hamując uśmiech satysfakcji, pchający się na jej pysk. Pamięć jej chociaż nie zawodziła. Zadarła w górę łeb i postawiła wysoko uszy. — Z tego, co słyszałam, szli w kierunku Przybrzeżnego Oka. Jeśli ci zależy, to masz wciąż szansę ich dogonić — dodała łagodnie, unosząc lekko łapę w kierunku wyjścia z obozu.
<Jałówku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz