Spędzał czas samotnie, odkrywając jaką frajdę przynosi mu spinanie się na drzewa. Gdy nadażyła się okazja, wchodził na najwyższe gałęzie i oglądał świat, który wyglądał z tej perspektywy wspaniale. Musiał jednak uważać, bo latać to nie potrafił, a niektóre części rośliny były za słabe, by utrzymać jego ciężar. To było problematyczne, ale nie potrzebował dużo. Wystarczyło, że był zdala od innych, w miejscu, w którym czuł się względnie bezpiecznie.
Dzisiejszy dzień zdawał się równie spokojny co wcześniej. Pojawienie się zastępczyni, po tak długim okresie spokoju, nie popsuło jego nastroju. Kotka usiadła obok, gdy kończył posiłek i chwilę milczała. Czyżby przyszła go nareszcie wypytać o plany skrywane przez jego wspólników? Szkoda tylko, że żadnych nie miał, ale kotka jasno dała mu do zrozumienia, że miał podkablowywać swoich znajomych, którzy wygłaszali po kryjomu niechęć do Mrocznej Gwiazdy. Możliwe, że nadchodził ten czas, gdzie będzie zmuszony okazać się zdrajcą.
— Dzisiaj pójdziesz ze mną na patrol — miauknęła po prostu, a on się zakrztusił. Zakaszlał wypluwając kawałek mięsa, który utknął mu w gardle, po czym uniósł wzrok na kocicę zdumiony. — Idziemy — zarządziła wstając i kierując kroki poza obóz.
No to go zaskoczyła. Nie spodziewał się po niej takiej propozycji, a raczej rozkazu.
Nie była za stara na takie wędrówki? Może tak jej się nudziło siedzenie w obozie, że postanowiła porobić coś jak za młodych księżyców?
Ruszył za nią niechętnie, oblizując pysk. Miał wiele wątpliwości, co do tego, lecz nie miał wyboru. Musiał udawać posłusznego, by kocica uwierzyła, że był czysty.
Zastępczyni nie odezwała się do niego przez ten cały czas. Szła i szła, ale najwidoczniej kierunki jej się pomyliły, bo granica nie była w tę stronę. Poinformował ją o tym, lecz nie dostał informacji zwrotnej. Głucha jakaś? Stwierdził, że co on będzie ganiał za raszplą i nawracał na odpowiedni kierunek. Zmęczy się to może zdechnie.
Widok jeziora sprawił, że na pysku pojawił się mu zadowolony uśmieszek. Ha! Teraz miał pewność, że była głupia. A niby tak wszyscy zachwycali jej intelekt...
Kocica zatrzymała się, po czym spojrzała na niego, zachęcając by usiadł przy niej przy drzewie. Zrobił to, szczerząc się do niej coraz szerzej.
— No i co? A nie mówiłem, że idziesz w złą stronę? — mruknął do niej.
— Połóż się — Nacisnęła łapą na jego grzbiet, próbując go do tego tak zachęcić.
Okej... To było dziwne. Nie wiedział o co jej chodziło.
— Po co? — Zmarszczył czoło, ale wykonał polecenie, bo w końcu miał się jej słuchać. To była ta ich nieodzowna umowa, do której go przymusiła.
Złota nie odpowiedziała, tylko spojrzała gdzieś w górę. Powędrował za jej wzrokiem, lecz ta łapą docisnęła mu pysk do ziemi, uniemożliwiając sprawdzenie na co patrzyła. Nie dostał nawet odpowiedzi.
— Teraz odejdę, a ty wstaniesz — poinformowała go, robiąc to bez zbędnego tłumaczenia.
No jakaś nienormalna. Wstał na łapy, gdy zniknęła mu z oczu i zaczął rozglądać się za nią w konsternacji. Przecież to był patrol! Odbiło jej już na starość i zaczęła bawić się w jakieś babcine zabawy w chowanego?
Kocica nie odeszła daleko, bo zaraz ją wypatrzył jak wracała z pobliskich zarośli. I to z niczym. Nawet nie zapolowała. Chodziła w kółko? Obłąkana. Gapił się na nią z wymalowanym zirytowaniem, gdy stawiała kroki, skracając pomiędzy nimi dystans. Chciał odpowiedzi. Już otwierał pysk, by do niej coś warknąć, gdy poczuł jak coś przybija go do ziemi. To bolało! Chwilę go zamroczyło, a gdy zamrugał, widział łapy Irgi przed swoim pyskiem. Chciał wstać, lecz ciężar na plecach uniemożliwiał mu to.
— Srokrotkowa Polano złaź ze mnie! — warknął do kocicy, która zeskoczyła najpewniej z gałęzi wprost na jego grzbiet. Coś czuł, że nie pozbiera się po tym długo.
Jej matka skinęła głową do córki, po czym zostawiła ich samych. Kotka od razu dała mu większą swobodę, schodząc z jego grzbietu, dzięki czemu mógł podnieść się do siadu.
— Co ty wyprawiasz? Zachowujesz się jak kociak! — zganił ją.
Nie uzyskał odpowiedzi. Szmer krzaków po lewej stronie, zwrócił jego uwagę. Spojrzał na Irgę, a następnie znów poczuł jak ta wywłoka zeskakuje z drzewa na jego biedne ciało. Jęknął. Czy to były jakieś tortury?!
— Jesteś nienormalna — rzucił do Irgi, gdy pojawiła się przed jego pyskiem, a łapa Stokrotki, bardziej nacisnęła na jego łeb, powodując, że dotknął pyskiem ziemi. Zaczął się szarpać. Chciał ją z siebie zrzucić i zostawić te obłąkane dusze same.
— Już się opiera? To teraz moja kolej? — uslyszał głos Sosnowej Igły, która posłała mu uśmieszek.
O co tu do cholery chodziło?!
— Jeszcze nie — odparła zastępczyni. — Dopiero jak ucieknie.
Bura westchnęła niezadowolona.
— Słyszałeś? Uciekaj. Też chcę się zabawić.
To spwoodowało, że przestał się szarpać. O nie. Nie ma mowy! Jego umysł analizował sytuację i doszedł do wniosku, że Sosna najwidoczniej miała go zlać, jak da nogę. Wolał już leżeć. Nie da jej tej satysfakcji.
Widząc, że na tą chwilę się poddał, Irga zwróciła się do córki.
— Jeszcze raz — po czym odeszła.
Złota zeszła z jego grzbietu, wracając na drzewo. Chciał nie dopuścić do kolejnego skoku na swój grzbiet, więc odszedł na bok, natrafiając na zadowolony pysk Sosny.
— Wracaj na miejsce — Popchnęła go z powrotem, wlepiając w niego intensywnie wzrok, jakby miało mu to sprawić dyskomfort.
Irgowy Nektar znów wróciła, a Stokrotkowa Polana ponownie przygniotła go do ziemi. To się powtarzało i musiał przyznać, że zmęczyło go to cholernie. To były jakieś pompki? Mogły powiedzieć, to by je zrobił dla świętego spokoju. Przynajmniej oszczędziłby sobie bólu pleców.
— Wystraczy — orzekła zastępczyni widząc jaki był zmarnowany. Zarządziła powrót.
Szedł za nimi kulejąc, nie za bardzo rozumiejąc po co to wszystko było. Jakiś rodzaj zemsty? Nie wiedział.
***
To się powtarzało codziennie. Tym razem Stokrotkowa Polana nie skakała po nim jak po mchu, a cały czas siedziała mu na grzbiecie, raz dociskając do ziemi, raz pozwalając mu się unieść. Pompki jak nic. Tylko sam fakt, że Irgowy Nektar łaziła tak, jakby dostała kociokwiku nie pomagał mu zrozumieć sensu całego tego przedsięwzięcia. Było to męczące. No i bardzo upokarzające. A lider obiecał, że przestaną się nad nim znęcać i co? Tfu! Czcze gadanie i fałszywe zapewnienia.
Raz próbował nie stawić się na tym dziwnym treningu, ale Sosnowa Igła wzięła go za skórę i wytargała aż pod jezioro jak niesforne kocię. Nie zważała na jego bolesne piski i zapewnienia, że pójdzie sam. Musiała się nasycić jego cierpieniem, sadystka.
Zrozumiał co się dzieję dopiero, gdy minął księżyc. To jak siedząc w obozie czuł dziwne uczucie ciężkości, gdy Irga pojawiała się w zasięgu jego przestrzeni osobistej. Zwalił to na zmęczenie. W końcu polowania i patrole oraz treningi z mistrzem wyczerpywały. Ale gdy padł Irdze do łap, tak jakby nagle stracił czucie w kończynach, bardzo go zaniepokoił. Kotka widząc to jego potknięcie i zjawiskowy upadek, podeszła bliżej, co poskutkowało tym, że niewidoczny ciężar spadł na jego głowę i spowodował, że przykleił się do ziemi. Ten jej uśmieszek zadowolenia nie był przyjemny. Usiadła przed nim, klepiąc go łapą po łbie, a z gardła uciekł mu wrogi warkot.
— Zapłacisz za to — syknął w jej stronę.
— Na to już za późno — miauknęła i odeszła, a dziwny ciężar zniknał tak szybko jak się pojawił. Pozbierał się na łapy, uświadamiając sobie co takiego kotka przez ten czas mu robiła. Był... wściekły. Nie zorientował się! Nawet nie wiedział, że coś takiego było możliwe! Znaczy... Pojmował co to odruch. Ćwiczenie jakiejś sekwencji ruchów powodowało, że robił to już instynktownie. A teraz... A teraz to zostało zastosowane w innym celu niż do obrony własnej. Czuł się jak... marionetka. Musiał to przerwać zanim oszaleje. Nie mógł na widok Irgowego Nektaru kłaść się niczym posłuszny pies! Robienie tego z własnej woli brzmiało gorzej niż na rozkaz!
Staczał się! Juz nawet ciało buntowało się przeciwko niemu.
Jednak... jak bardzo chciał uniknąć dalej tych treningów, nieważne co robił, Sosnowa Igła nie pozwalała mu się ukryć. Znała chyba każdą jego kryjowkę, bo zawsze go znajdowała, a gdy zaczynał z nią walczyć, dostawał po pysku ku jej chorej satysfakcji.
O tak... zastępczyni przechytrzyła go. Miała środki jak i zaplecze, by robić na nim te swoje psychologiczne eksperymenty. Nie zamierzał jednak jej ulec. O nie... Czas było zacząć stawiać się tej słabości, by nie zawładnęła nim na zawsze. Niećwiczone odruchy zanikają lub mogą przemienić się w coś innego. Jeszcze nie przegrał. To była drobna niedogodność, którą przezwycięży. Niech złota cieszy się swoim triumfem. Zaślepi ją tak, że nie zauważy, kiedy wbije jej pazury w serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz