BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

15 grudnia 2022

Od Daglezjowej Łapy (Daglezjowej Igły)

poprzednie zgromadzenie
Daglezjowa Łapa czuła podekscytowanie kolejnym zgromadzeniem. Gdy tylko wraz z całym Klanem Klifu znalazła się w tłumie przez jej plecy przebiegł dreszcz podniecenia. Kolejna przygoda, kolejne pokrętne rozmowy, coś, co przyśpieszało tętno o połowę, a to wszystko na wyciągnięcie łapy. Tego właśnie oczekiwała od zgromadzenia. Traktowała je jak możliwość na przeżycie czegoś, czego nigdy by nie doświadczyła w Klanie Klifu. Pozaklanowcy byli ciekawi, a pozaklanowe kocury... Mogłaby stracić dla nich głowę. W Klanie Klifu jak znalazła przystojniaka to okazywał się być nudny albo ohydny. A gdy już znalazła zabawnego i w jej typie to był za stary bądź bez nogi. Niesprawiedliwość! Może powinna zacząć szukać w kotkach po coś lepszego...
Jeden kocur, którego ujrzała w tłumie, wpadł jej momentalnie w oko. Miał jasną sierść, jasne zielone oczy i zabliźniony pysk. Nie widziała go nigdy wcześniej, jednak coś mówiło jej "podejdź, zagadaj". Wyglądał tajemniczo i groźnie, nosząc niejednoznaczny grymas na pysku. Dlaczego miałaby nie spróbować? Na pewno nie zamierzała dać mu się tak po prostu wyślizgnąć spod jej łap! 
— Witaj — miauknęła, przeciągając przywitanie — co taki kawaler robi w tą noc sam?
— Witaj — nieznajomy odwrócił się do niej, dumnie podnosząc w górę łeb. — Jestem Lukrecja. Liczę na to, abyś ty również zdradziła mi swoje imię — uśmiechnął się. 
— Ja? Daglezjowy Ogon. — skłamała, lecz bez poczucia winy. W końcu Lamparcia Gwiazda powinien ją mianować na wojowniczkę już dawno! Tylko wybrała sobie jakieś sztampowe imię, pf. Nie miała czasu by nad nim pomyśleć...
— Twoje również bardzo mi się podoba — puścił jej oczko. To naprawdę się stało! — Nawet nie miałem pojęcia, że w innych klanach są tak piękne kotki.
— Oczywiście, że są. W Klanie Klifu jednak wszyscy mają jakieś wypaczone mordy... Prócz mnie oczywiście, ale jestem córką lidera, więc wiadomo — skłamała, jednak z taką pewnością siebie w głosie że nie można było podważyć jej słów. Ostatnio pojawiły się takie plotki, więc czemu nie powielić ich? Nie znała w końcu swojego ojca, mógłby być nim każdy. Chociaż Lamparcia Gwiazda za żadne skarby nie zdawał się być dobrym rodzicem...
— Poznałem kiedyś taką kotkę, nie pamiętam niestety, z jakiego klanu była. Była okropna. Od tego momentu zacząłem twierdzić, że klanowe kotki to jakaś porażka, ale ty... Zupełnie zmieniłaś moje przekonanie. Jesteś najpiękniejszą kotką, jaką kiedykolwiek widziałem — wymruczał, prawiąc jej cały stek komplementów, o które tak się wszystkich ubiegała. Chyba trzeba dać mu szansę, bo się nieźle zapowiada! — Córka lidera... Imponujące.
— Ah, dziękuję — zbliżyła się do niego bardziej. — Wielu mi to mówi... — gdy Lukrecja jej nie odpowiedział, kontynuowała. — Ale wiesz... Nie wyglądasz na słabego i pierwszego-lepszego. Może warto dać ci szansę.
— Oj, słaby to ja zdecydowanie nie jestem — zachichotał, napinając mięśnie, które ruda uczennica podziwiała. — Myślę, że to wspaniały pomysł, Daglezjo.
— Miło, że w końcu mogę poznać kogoś mądrzejszego niż ci idioci — prychnęła. — Ale tu nie ma jak dobrze pogadać, jak wszyscy skrzeczą i się biją. Chciałbyś się może spotkać jakoś gdzie indziej, może jutro, może za dwa dni? Tu nawet nie ma miejsca na prywatność.
— Masz rację, co za zwierzęta — zasyczał, rozglądając się po tłumie śmiejących się, wręcz wrzeszczących kotów. Nawet jej już uszy pękały!
— Niestety nie, a nasze Klany wydają się być oddalone od siebie za bardzo... Ugh, jak zawsze znajdę kogoś fajnego to wszystko się wali!
— Ucieknij do mojego Klanu — zaproponował niespodziewanie kocur, a Daglezjowa Łapa wbiła w niego spojrzenie morskich oczu z niedowierzaniem. Naprawdę miał to na myśli? Chciał, by uciekła z nim do jego własnego Klanu?
Oh, na Klan Gwiazdy, cóż za romantyczne doświadczenie! Lukrecja chciał, by uciekła wraz z nim w nieznane, tylko by móc z nią być, na dobre i na złe. Brzmiało jak scenariusz z najpiękniejszego filmu o zakazanej miłości. Milczała przez chwilę w osłupieniu i niemym okrzyku radości. 
— To wszystko jest takie niesprawiedliwe, prawda? — dodał po kilku uderzeniach serca. 
— Opowiesz mi coś o swoim Klanie czy to będzie niespodzianka? Mi tam wisi. Lubię niespodzianki.
— To niespodzianka — miauknął tajemniczo, obejmując ją ogonem. Zamruczała, gdy to zrobił. Więc tak się bawili? Dobrze. Daglezja nie miała z tym najmniejszego problemu, dopóki ten Owocowy Las nie okaże się być śmierdzącą kanciapą. 
— To skoro mam z tobą uciec, może opowiesz mi coś jeszcze o sobie? Ale nie za dużo. Tajemniczych gości też lubię — zamruczała, drgając wąsami w rozbawieniu. Nie kłamała - im mniej o kimś wiedziała tym większa była przygoda! Nigdy nie wiedziała czy to wdowiec, seryjny morderca czy kocur-karmiciel. A to dodawało nutki niepokoju i adrenaliny! 
— Mam sporo rodzeństwa, ale oni są słabi. Za wszelką cenę próbuje ich naprawić. Władza w moim klanie jest specyficzna. Do tego, mamy jednoczłonowe imiona. 
— Brzmi ciekawie. Ciekawiej niż Klan Klifu — westchnęła z zażenowaniem własną przynależnością. — Tu jedyną dziwną rzeczą jest to, że głosujemy na zastępcę. Szczerze, nudy. Mój ojciec jest nudny. Wszyscy są nudni! Ale wierzę, że u ciebie będzie stukrotnie lepiej. Musisz mnie oprowadzić po swoich kolegach i koleżankach! — rozmarzyła się. 
— Jest ciekawie. Lubisz kocięta? — spytał nagle znikąd, co nasunęło Daglezjowej Łapie mimowolnie jeden typ myśli. 
— Pff, kocięta? Są irytujące. Tylko wrzeszczą dniami. Z resztą ja i bycie matką to jakaś kpina. Chociaż może coś związanego z kociętami bym polubiła.
Kocur widocznie się speszył. Oh, na Klan Gwiazdy, skąd miała wiedzieć, że to nieodpowiedni moment?! Przecież sam zaczął ten temat, więc był jednoznaczny!
— Twoje oczy są prześliczne.
— Jedyne w swoim rodzaju, prawda? Twoje też są całkiem całkiem. Chociaż wolę niebieskie.
Otarł się o jej bok, ku uciesze Daglezji. 
— Wiesz, ja tam w Klanie Klifu jestem prawdziwą gwiazdą — mruknęła jak gdyby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie — Każdy wie kim jestem, każdy wie, jak potrafię się bawić. Kilka mniejszych imprezek już urządziłam na uboczu i wiem, że wszyscy się świetnie na nich bawili. Przyjaźnię się po prostu z każdym, chyba że coś o mnie źle gada, albo jest pizdą. Wtedy mogą się już pożegnać z życiem towarzyskim — zarechotała. 
— Nie dziwie się, jesteś wspaniała. Jak wyglądała taka imprezka? Opowiesz mi coś?
— Ugadujemy się na wieczór i gadamy, tańcujemy, mamy ubaw. Coś się dzieje. I wiesz, mam niezłe kontakty z medyczką — przewróciła oczami — zawsze poratuje jakimś ziołem. 
— Moja matka jest medyczką — zaczął i podrapał się tylną łapą za uchem — Mój brat był jej uczniem, ale nie trenował i teraz szkoli się pod okiem jednego z najgorszych wojowników - zachichotał.
Zdziwiła się srogo.
— Medyczką? I nikt cię za to nie bije?
— Nie, dlaczego?
Zdziwiła się jeszcze bardziej. Jak to możliwe? Może to był sekret? Oh, powiedział jej może swój największy sekret! To bardzo dobrze, bo to przeciez oznacza, że jej ufa! A to było najważniejsze w tworzeniu jakiejś relacji, a przynajmniej tak wszyscy wokół niej sądzili. 
— Jak to dlaczego? Przecież ten durny kLaN gWiAzDy — przedrzeźniła — sobie stwierdził, że medycy nie mogą mieć dzieci. Jakby w moim Klanie Truskawkowa Grządka miał jakieś kociaki... Oh biada mu, biada!
— My nie wierzymy w te gwiazdki — odparł. — Jedni wierzą w jakieś matki, nie wiem o co z tym chodzi, nie zagłębiałem się. Ja osobiście w nic nie wierzę, nie widzę w tym żadnego sensu — słowa Lukrecji tylko ją jeszcze bardziej zachęciły do podjęcia ostatecznej decyzji o zmianie przynależności. Miała dość Klanu Gwiazdy, a na wpół ateistyczny Klan był idealną perspektywą.
— Nie no, ten wasz Owocowy Las brzmi jak marzenie! No i wasz lider nie wygląda jakby miał dużego kija w dupie. Lukrecja nie odezwał się już jednak. Był taki dziwnie małomówny, jak gdyby zestresowany? Cóż, w jej towarzystwie nie musiał się niczego bać! 
— Wyglądasz na spiętego. Nie masz się czego bać — zapewniła, kładąc na jego plecach końcówkę ogona. Uśmiechnął się. 
— Opowiesz mi może coś więcej o Klanie Klifu, Daglezjo? — spytał, sprawiając wrażenie zainteresowanego. Musiała go rozczarować. 
— Tu nie ma o czym opowiadać. Mój stary jest stuknięty, dziwne rzeczy robi i gada. Taki typowy mroczny typ bez osobowości. Moja siostra Lisi Ognik o nim zawsze dziwnie gada. A tak to oprócz moich wybryków jest spokój. Będą za mną tęsknić...
— Też bym za tobą tęsknił. Ale ten Klifu będzie taki nudny. To co czynisz robiło go ciekawszym — miauknął, jak gdyby sugerował, że nie powinna go opuszczać. Daglezjowej Łapie przyszło to do głowy, ale od razu to odrzuciła. To by było głupie i niedorzeczne z jego strony. 
— Oczywiście, że będzie nudny. Ale ta grupa lamusów na mnie nie zasługuje. Wiesz, że najlepszych docenia się dopiero po ich śmierci? Tak będzie ze mną, ale po prostu ucieknę. Dopiero będą żałować! — miauknęła dumnie. 
— Nawet nie wiesz jak dumny — zapewniał ślepo, nie zważając na swoje słowa, które same pchały mu się na język. — Nie zasługują, zdecydowanie. Te ich gwiazdki i dzikie reguły to jakieś nieporozumienie. Nie zasługujesz na życie w takim miejscu — otarł się o jej szyję. 
Nie mogła zaprzeczać - z pewnością znalazła sobie idealnego pantofla.
— To takie miłe, co mówisz. Zgadzam się z tobą całkowicie. — polizała go po uchu, ale tylko językiem go musnęła, aby się nie przyzwyczajał do dobrego za szybko. Na nią trzeba sobie zasłużyć. Kocur tylko zamruczał, nie mówiąc nic.
— Weź mi coś opowiedz — miauknęła, chcąc posłuchać teraz wywodu kocura, a nie jej własnego. Chciała usłyszeć więcej tego męskiego głosu. Kocur zastanawiał się przez chwilę, jakby wahając nad historią. Miał ich pewnie setki, musiał wybrać coś ciekawego.
— Kiedyś na tereny Owocowego Lasu przyszedł włóczęga. Był cały w bliznach i okropnie wielki, jeden uczeń nawet stchórzył i pobiegł do obozu — prychnął w zażenowaniu. — Ja natomiast stoczyłem z nim walkę. Już nigdy więcej się tam nie pokazał. Gdyby tylko chciał zrobić coś tobie, rozszarpałbym go a flaki porozwieszał na drzewach — spojrzał się jej w oczy. 
— Jesteś taki romantyczny — zamruczała. — Ja kiedyś wyganiałam z obozu nietoperze, a moja siostra trzęsła się jak osika! Musiałam ją podnosić na duchu, żeby mi tu nie zemdlała. Wszyscy to jacyś tchórze — przechwalała się. 
— Dobrze, że mamy siebie — wymruczał. — My jesteśmy silni — miauknął, po czym liznął ją w policzek. — Jeszcze naprawimy tych słabych.
Kotka osłupiała na moment. AAA, chciała krzyczeć. Pocałował ją! Być może nie w usta, ale zrobił to! Weszli już na ten poziom! Całkowicie się spaliła na pysku i gdyby nie futro, z pewnością uchodziłaby za jędrnego buraka. Zamruczała, gdy kocur zrobił to ponownie. Ale księżyc jakoś się zaczynał zniżać... Chyba przydałoby się raz w życiu pomyśleć o planie. Przecież jak ktoś ją zauważy? Nie chciała już wracać do tej bandy idiotów, skoro miała przed nosem takiego cudownego chłopaka! Przecież byłoby to niedorzeczne. 
— Nieźle, ale jeszcze trzeba coś obgadać. Jak ucieknę? Co jak ktoś nas złapie?
— Może porozmawiamy z liderem? Albo po prostu zaczniesz wracać z nami? Ciężki wybór, jak sądzisz, Daglezjo?
— Ty tu jesteś mężczyzną, myśl — mruknęła delikatnie zażenowana. Wymagał od niej myślenia o czymkolwiek? Gdyby mu zależało postawiłby na swoim momentalnie. Podobało jej się, gdy ktoś był stanowczy. Ale nie od razu Rzym zbudowano, wszystko dało się jeszcze naprawić! 
— Mogłabyś się mu przedstawić jako samotniczka pragnąca dołączyć do Owocowego Lasu — myślał głośno — ale lider chyba wie, kim jesteś. Musielibyśmy z nim porozmawiać — westchnął. 
— Ten twój lider to Komar, co nie? Dziwak taki, to się pewnie zgodzi tak czy siak. Młodziaków w każdym Klanie potrzeba. Powiem mu, że będę bardzo lojalna i bingo, mam już posadkę wojownika — uśmiechnęła się.
— Tak, to Komar. Masz rację.
— No widzisz! Ale nie róbmy teraz sceny. Lisi Ognik będzie się chciała do mnie dobić, w sumie jak reszta rodzeństwa, abym wracała. Ale ja nie zamierzam! 
— No i prawidłowo — mruknął, a w tym samym czasie rozległ się donośny głos Komara. Wołanie członków Owocowego Lasu do powrotu. To był ten moment, ta chwila! Pójdą tam razem, ona stanie się wojownikiem, wszystko cacy. Przechyliła się, by przylgnąć do boku swojego nowego amanta, by zdać sobie sprawę, że go tu nie było. Czekaj, co? Widocznie musiał już ruszyć za innymi owocniakami, ale bez niej?
Próbowała szukać go wzrokiem, ale w tym przepychającym się tłumie kolejno zwoływanych Klanów było to niemożliwe. Tak samo z zapachami, które pozostawiały dziesiątki różnych śladów. Lukrecjo, gdzie jesteś, chciała wołać, ale to było jeszcze bardziej bezsensowne. 
Zostawił ją?
— Daglezja! — usłyszała swe imię i momentalnie odwróciła się w stronę wołań. To była Lisi Ognik. — Daglezja, na Klan Gwiazdy, nie słyszałaś Lamparta? Zbieramy się!
— Ta, ta... — mruknęła lekko speszona, co było do niej niepodobne. — Zagadałam się. Już lecę.
Po raz ostatni odwróciła się w kierunku, gdzie jeszcze kilka minut temu siedział Lukrecja i westchnęła pod nosem. Poszła za siostrą, za Klanem Klifu. Ciekawe, co z Lukrecją, zastanawiała się. Jak mogła stracić takiego cudownego kocura? Co jeśli go już nigdy więcej nie zobaczy?
Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu zasmuciła się, ale tylko na krótki moment. Cóż, chłopaki są jak motorówki: przyprawiają o tyle emocji, ale jak z niej spadniesz to już nigdy jej nie znajdziesz. Nawet jeśli zapłaciłeś za nią krocie.

proszę nie bierzcie na serio części o motorówkach 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz