Zgromadzenie przyniosło wiele pytań. Kiedy wszyscy wracali do obozu, oni wypuścili samotniczkę, odprowadzając ją poza tereny klanów. To wtedy jego siostra wydała z siebie krzyk, który zaprowadził ich do krzaków, w których leżało ciało. Kto zamordował tego kota? I jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył? Kiedy to się stało? I co najważniejsze... czy Pasikonikowa Łapa mogła być następna? Dobrze, że szybko wynieśli się stamtąd. Siostry były spanikowane, ale udało im się wrócić do obozu. On oczywiście też był przesiąknięty niepokojem, ale w mniejszym stopniu. Bał się tylko o bezpieczeństwo rodziny, a widok trupa... cóż... był nieprzyjmny, ale to wszystko co poczuł.
Inna sprawa się miała z jego przebraniem. Różana Łapa pomogła mu pozbyć się rudych plam z sierści, by nikt nie zorientował się, że wymknął się na zgromadzenie. Wiedział, że robił źle, ale nigdy nie miał szansy na nie pójść jako uczeń, a co dopiero wojownik! Było to niesprawiedliwe, bo jego rodzeństwo prawie cały czas chodziło co księżyc na miejsce zgromadzeń. - Dobranoc - życzył siostrom, które zniknęły w legowisku uczniów, po czym po cichu wsunął się do legowiska wojowniów, uważając by nikogo nie obudzić. Miał farta. Olbrzymiego farta. Kto wie co by się stało, gdyby ktoś go nakrył? Z tymi myślami zasnął.
***
Zajęcza Gwiazda zwołał klan. Ruszył z resztą klanowiczów, oczekując na słowa kocura. O co chodzi? Czyżby odkryli również to ciało i mieli wszcząć dochodzenie? W sumie nie zastanawiał się czyje to było... nie pachniało na burzaka. Jednak wzrok taty był poważny, więc pewnie nie miał do przekazania dobrych wieści.
- Klanie Burzy! Na ostatnim zgromadzeniu, oprócz dwóch uczennic, z którymi policzę się później, pojawił się jeszcze jeden kot, który nie powinien tam być. Wojownik, młody, niedawno otrzymał ucznia. I to jak specjalnego. Jedno z moich kociąt. Sowią Łapę. Więc jakże wielkim rozczarowaniem było jego zachowanie podczas tej nocy. - Poczuł jak dreszcz przebiega mu po grzbiecie. Nie. To musiał być zły sen! Skąd wiedział? Przecież upewniał się, by nie zatrzymał się na nim jego wzrok! Został wrobiony? Jakiś wojownik go rozpoznał? Przełknął ślinę, czując jak łapy palą go do ucieczki. Chciał stąd zniknąć. Zniknąć by nie zawodzić po raz kolejny białego.
- Zwęglony Kamień zafarbował swoje futro na rudo z nadzieją, że go nie zauważę w tłumie. - kontynuował, a mu zaczęło ciemnieć przed oczami. Nie. Nie. To niemożliwe! Coś mu tu nie grało. Wszyscy zwrócili wzrok na niego. Czuł się osaczony przez własny klan. Uśmiechy rudych tylko potwierdzały, że było już po nim.
- A jednak. Zwęglony Kamieniu, po raz kolejny nie uszanowałeś mojego zakazu. Po raz kolejny złamałeś kodeks wojownika. I oczekiwałeś, że wymigasz się bez kary? - Lider spojrzał wprost na niego. Czuł jak jego dusza leci na samo dno, ciągnięta przez rozrywające go na kawałki szpony. Bał się. Bał się decyzji kocura. Wiedział, że zawalił. Nie mógł nawet postawić się Czajkowej Łapie i ją odrzucić tak jak chciał...
- Jednak w tych trudnych czasach potrzebujemy młodych wojowników. Nie cofnę cię więc do rangi ucznia czy kociaka. Jednak nie możemy pozwolić, by twoje geny - tchórza i nieposłusznego pajaca, rozprzestrzeniły się po Klanie Burzy. - Te słowa ugodziły potwornie jego serce. Więc tak o nim myślał? Był tchórzem i pajacem? Chciał go zabić? Czy tak właśnie pożegna się z życiem? Trafi do Klanu Gwiazdy? Nie... pewnie nie, skoro tylko sprawiał problemy. Jego miejsce było wśród złych dusz... Tylko siłą woli jeszcze trzymał się na łapach. Czemu jeszcze nie uciekł? Powinien, ale... tchórz dźwięczało mu w głowie. Nie. Musiał im udowodnić... że nie był tchórzem. Mimo tego, że zakradł się na zgromadzenie. Mimo tego...
- Jako karę za kolejne nieposłuszeństwa i przestroga dla innych, zostaniesz wykastrowany, a twoją karę wykona Kamienna Agonia.
Rozszerzył oczy, wyłapując z tłumu mamę. Ona miała... zrobić mu krzywde? Słabość znów zawładnęła jego ciałem. Ktoś popchnął go bliżej miejsca przemówień, by dokonała się wola Zajęczej Gwiazdy. Naprawdę nie chciał tam być. Stać tak, skupiając na sobie oczy wszystkich. Rudzi jednak się cieszyli i dopięli do końca, by każdy go widział. By każdy widział jego obdarcie z honoru i dumy.
- Nie. Nie zrobię mu tego. To bestialskie traktowanie i zbyt okrutna kara na to, co zrobił. Żaden kot na to nie zasługuje! - Kamienna Agonia sprzeciwiła się wykonaniu rozkazu.
Zalała go fala ulgi. Może biały zmieni zdanie? W końcu to prawda! Ta kara była zbyt okrutna!
- Kamienna Agonio, moja droga, nie mogę pozwolić, by takie geny zaszkodziły mojemu klanowi. Wiem, że się martwisz, ale tak będzie lepiej. Jeśli puszczę go bez kary, kto wie co dalej zrobi. Może kiedyś zacząć stanowić zagrożenie, nie tylko dla innych, ale także dla siebie. W ten sposób się uspokoi.
Ale jeśli tego nie rozumiesz... Szczypiorkowa Łodygo - posłał szylkrecie znaczące spojrzenie, na co ta wyszła z tłumu, zmierzając w kierunku czarnego kocura.
- Oczywiście, Zajęcza Gwiazdo.
Starch powrócił, zawładnął ze zdwojoną siłą jego ciałem. Najeżył sierść, zaczynając się cofać. Rozżażony Płomień widząc jego godne pożałowania zachowanie, wskoczył na niego, przytrzymując do podłoża.
Jego pysk zetknął się z zimną ziemią. Kat na pysku miał uśmiech, uśmiech wyższości. Był zdany na ich łaskę, której nie uzyska.
Zamknął oczy.
Ból.
Drżenie ciała.
Ciężar zniknął, pozostawiając go zasmarkanego na ziemi.
Zajęcza Gwiazda jeszcze coś mówił, coś co nie dotarło do jego uszu. Został pośmiewiskiem. Przed siostrami, mamą... Jak mógł teraz każdemu z nich spojrzeć w oczy?
***
Rany się zagoiły, a on... zmienił się. Nic już go nie cieszyło, nie jadł, siedział w kącie, zapatrzony w ziemie. Wspomnienia tamtego dnia nadal były w nim żywe. Jemiołowa Łapa, siostra która została obdarta z sierści, dokuczała mu przez ten czas, szydząc. Nie rozumiał dlaczego. Co jej takiego zrobił, że go nie cierpiała? To przez to, że miał inny kolor futra, bez krzty rudego?
Sowia Łapa jako jedyna starała się go pocieszyć. Była jego uczennicą, którą zaniedbywał. Na pewno i ją mu odbiorą. Ten radosny promyk.
- Możemy pooglądać jak pada śnieg - zasugerowała, próbując wyciągnąć go z króliczej nory, którą sobie znalazł, gdy wyszli na trening. Nie chciał wracać za szybko do obozu.
- Powinienem nauczyć cię polować - mruknął, czując na siebie złość. - Przepraszam.
- Nic nie szkodzi braciszku - miauknęła, przytulając się do jego czarnej sierści. Jej biel, kontrastowała mocno na jego ciele, niczym śnieg, który pokrywał ziemię. Była czysta. A on brudny.
- Szkodzi... ja szkodze tobie. Powiem ci... jeszcze raz jak się poluje... poćwiczymy... nie zawiedziesz swojego taty... - Podniósł się, kierując kroki na zaśnieżone wrzosowiska.
***
Wojna. Mieli iść na wojne. Kopał tunele, które miały posłużyć im za dywersje. Słyszał komentarze na swój temat od kotów, które pracowały wraz z nim. Ignorował je, skupiając się na przerzucaniu zamarznietej ziemi. Mimo, że kaleczyły mu się łapy i łamały pazury, robił to, aby zająć swój umysł czymś innym.
Po kilku dniach wszystko było gotowe. Zajęcza Gwiazda wybrał koty oddelegowane do walki. Słysząc swoje imię tylko podążył za tłumem w stronę granicy. Wiedział, że chciał jego śmierci. Miał umrzeć. Tutaj. Walcząc za Klan Burzy. Poświęcić swoje życie, bo tylko do tego teraz się nadawał.
***
Walka minęła, a on przeżył. Miał jeden cel... ochronę rodzeństwa. Różana Łapa zabiła, on? Nie. Ten widok go nie ruszył, cieszył się tylko z tego, że kotka żyła. Tak jak i reszta. Zajęcza Gwiazda również wydawał się szczęśliwy. Prowadził jeńców. Rudych... do ich obozu. Gdy jego wzrok spoczął na nim, szybko go odwrócił, tak jakby przestał dla niego istnieć. I tak właśnie się czuł. Jakby tylko oglądał życie żywych.
***
Ta nora spadła mu pod łapy. Wracał z rannymi, gdy zawalił się śnieg i wleciał do środka. Krzyk zaparł mu dech w piersi. Jednak przeżył, odkopując się z białego puchu, turlając bardziej wgłąb podziemnego tunelu. Kulejąc dotarł do większej komory. Nie było w tym nic niezwykłego... prócz jedynego kamienia, leżącego pod ścianą. Łapy same poniosły go aż pod jego ostre krawędzie, a łeb upadł na niego, od razu zapadając w sen.
***
Było tu ciemno, chłodno, mrocznie. Czyjaś sylwetka mignęła mu przed oczami, a sierść poczuła dotyk. Obrócił się, spanikowany, stając oko w oko z potworem.
Starch wyparował, pozostawiając pustke.
Rozchylił pysk, a uszy nastawił ku głosowi, wydobywającego się z duszy.
Nie mógł uwierzyć. Nie chciał. Pokręcił głową, na to co kot mu zdradził. To była prawda a może kłamstwo?
- Ty żyłeś w kłamstwie. Wszyscy cię okłamywali. Taka jest prawda. - powiedział.
Znów pokręcił głową.
- Zapytaj ich. Zapytaj matki, a przekonasz się, że to prawda. Kamienna Agonia również to wie. Powołaj się na mnie, zobacz jak zareagują i zadecyduj - to powiedziawszy zniknął.
Zniknął, a on się ocknął. Rorzejrzał się po otoczeniu, jednak nadal był w norze, w której stracił przytomność.
Wstał i ruszył dalej, odnajdując na końcu mroku światło.
***
Jego siostra jadła piszczkę. Powoli zbliżył się do niej, próbując poukładać sobie w głowie to wszystko czego się dowiedział. Chociaż nadal miał wątpliwości co do tego, co mu powiedział kocur i musiał to sprawdzić, tak coś kazało mu zaufać. Mimo tego, że budził w nim obawe. Zajęcza Gwiazda przecież również był taki...
- Czajko... Przepraszam. Miałaś rację. Oni... manipulowali mną. Wszyscy nas okłamywali. Ja... dowiode czy to prawda... nawet jeśli zniszcze mamie tym ponownie życie - miauknął do siostry. - Mam na myśli Wilczą Zamieć. Zajęcza Gwiazda nas okłamał, jesteś moją siostrą. Dlatego przepraszam, że tak się to skończyło.
<Czajkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz