Wyciągnęła łapę, by przytulić czarnego kocura. Widoczne przygnębienie spływało z jego pyska. Jeśli teraz pokaże, że u niej jest lepiej niż u Kamiennej Agonii, Zwęglony Kamień już nigdy nie będzie musiał być między nie rozdarty. Tak będzie lepiej. Kamień już nigdy nie zatruje mu życia. Gdy zbliżył się i objął, szylkretowe ciałko wtuliło się w jego sierść. Otuliło łapką, a gardło wydało ciche, kojące mruczenie. Wspaniałe uczucie. Czuła, jakby miała brata na własność. Nareszcie pod kontrolą, która uleciała parę księżyców temu. Brakowało jej tego. Węgielek przecież nie wiedział, co dla niego najlepsze. Dlatego ranił się, spotykając z nieodpowiednim towarzystwem. Widziała, jak smętnie chodził, jak radosne iskierki w jego oczach znikają, jak tylko patrzył w stronę starszyzny. Musiała chronić brata, wskazać mu dobrą drogę. Przecież zależało jej na jego szczęściu bardziej, niż komukolwiek innemu. Czarna świruska już nigdy go nie skrzywdzi.
***
Mimo tego, że się pogodzili, w jej piersi wciąż tliła się nuta pewnej niechęci do Zwęglonego Kamienia. Nie potrafiła patrzeć na niego bez jadowitego kłucia w żołądku, nie potrafiła znieść jego głupich, dumnych uśmieszków przed Klanowiczami.
Leżąc w legowisku uczniów, nie mogła też patrzeć na jego dawne legowisko. Niegdyś przesiąkłe jego zapachem, teraz tylko przypominające jej o jego nowej randze. Winiła go za to, co się stało. Gdyby nie jego powiązania z Kamień i Zając, nigdy by nie został wojownikiem przed resztą rodzeństwa. Brązowe ślipia widząc wzorkiem po leżu uczniów, co chwile trafiały na to przypomnienie. Ogon nerwowo zadrżał, a wibrysy poruszyły się, gdy do jej głowy wpadł pewien pomysł.
Nikogo oprócz niej nie było w legowisku terminatorów. Teoretycznie, mogła zrobić, co chciała. Dźwignęła się na łapy i ciężkim krokiem podeszła do mchowego posłania. Wbiła w nie puste spojrzenie, oglądając dokładnie każdy jego kawałeczek. Kępki futra, które niezgrabnie umościły się na posłaniu, sam kształt, który zostawił po sobie Węgiel. Gdy zbliżyła nos, potrafiła wyczuć na roślinie zapach brata. Tak znajomy, jednak ostatnio coraz bardziej obcy.
Miała dość. Miała dość Węgla, Zająca i Kamień. Oni wszyscy ją ranili, żadne nie brało na poważnie. Zając był zdrajcą i mordercą, Kamień psychopatką i manipulantką, a Węgiel… Węgiel nawet nie był jej rodzonym bratem. Nie miał rudego futra, nie powinien się liczyć. Było lepiej, a teraz gdy stała nad jego dawnym leżem, znów czuła się okropnie.
W jednym momencie jej źrenice zwężyły się, mięśnie napięły, a kotka była gotowa do skoku. Zamachnęła się i pazurami rozdarła pierwszą warstwę posłania. Mech dostał się między jej pazury, łzy zaczęły spływać po pysku, a z piersi starał się wydrzeć tłumiony przez nią wrzask. Warstwa za warstwą rozszarpywała leże, dając upust negatywnym emocją. Nie zwróciła nawet uwagi, kiedy Końskie Kopytko zajrzał do środka, nie zareagowała, kiedy wywołał jej imię, nie protestowała, gdy chwycił ją w objęcia. Jej mięśnie rozluźniły się, a pazury dłużej nie uderzały wściekle o ziemię, gdy wtuliła zapłakany nos w sierść kocura. Jęk w końcu przedarł się przez jej gardło, gdy z trudem brała kolejne hausty powietrza. Końskie Kopytko bez pytań, bez oceniania, przyszedł do niej i zaoferował oparcie. Ramię, na którym mogła się wypłakać. Potrzebowała tego, zwłaszcza w chwilach słabości, momentach, gdy wszystko ją przytłacza.
Gdy znalazła spokój, swego rodzaju wyciszenie w futrze Konika, nie chciała od niego uciekać. Nie chciała nawet odchodzić. Ten ostatni raz pogładził ją ogonem po grzbiecie z troską.
– Posprzątajmy tu, zanim zleci się reszta uczniów.
Nie podejmował tematu, na który Czajka nie chciała rozmawiać. Doceniła to. Bardzo.
***
Dostał ucznia. Jej brat dostał ucznia. I to nie byle jakiego, o nie. Zajęcza gwiazda nie przepuściłby okazji, żeby dać swojemu ukochanemu synkowi jedno ze swoich najmłodszych latorośli. Zwęglony Kamień dostał najgorsze z nich. Sowę. Idealną, uroczą i miłą kluseczkę, jakże palącą się do zostania świetną wojowniczką. Wciąż niewinną, wciąż nieskażoną życiem. Jak? Jakim cudem, z taką rodziną, kotka nie skończyła zestresowana, osiwiała z nerwów, podejmująca decyzje, które kwestionują jej bliscy?
Sowia Łapa denerwowała ją na wielu poziomach. Więc jak tylko biała jak śnieg kotka została uczennicą, Czajka korzystała z każdej okazji, by uprzykrzyć jej życie. Nie potrafiła inaczej uwolnić swoich emocji, więc odwróciła się ku najprostszym rozwiązaniu. Jednak Sowa, jak na złość, nie dawała się tak łatwo zasmucić.
- Przepraszam! - jej słodki głosik zabrzmiał w uszach Czajkowej Łapy, drażniąc jej słuch. Mijały się w legowisku uczniów, gdy Czajka specjalnie zepchnęła ją na bok, by ta upadła. Białe futerko wznieciło w powietrze tumany kurzu z ziemi, a jednak. Z jej pyska wciąż padało tylko “przepraszam!” czy “to moja wina, nie przejmuj się”.
- Uważaj jak leziesz - syknęła szorstko Czajkowa Łapa, chowając się w cieniu leża terminatorów, podczas gdy Sowia Łapa z zamyślonym wyrazem pyska wyszła z obozu w towarzystwie Zwęglonego Kamienia.
***
Siedziała pod legowiskiem lidera. Jej pazury nerwowo chowały się i pokazywały, błyszcząc w nocnym świetle. Wybrała na zgromadzeniu. Wiedziała, co będzie musiała zrobić. Więc dlaczego… dlaczego się teraz wahała? Przecież nie miała już żadnej decyzji do podjęcia. Wystarczyło wejść i powiedzieć.
Węgiel… Węgiel sam tego chciał. Poszedł na to zgromadzenie, wiedział, jakie będą konsekwencje. Sam to sobie zrobił. Ona tylko… ona tylko trzymała się kodeksu. Słowo lidera jest prawem. Jednak jak dobrym prawem może być słowo lidera-mordercy? Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech.
Żar by jej nie oszukał. To on kazał jej wybierać. Chciał dla niej dobrze, upewnił, że dobrze wybrała. Ta decyzja była konieczna. Musiała jej dokonać, on tylko popchnął ją w dobrym kierunku, prawda?
Prawda...?
- Czajkowa Łapo? Rozżarzony Płomień przekazał mi, że chcesz się ze mną czymś podzielić. Słucham więc - mruknął Zajęcza Gwiazda, zapraszając ją ruchem ogona do legowiska. Czajkowa Łapa przełknęła ślinę. Posłusznie podążyła za kocurem, jednak nie wydała z siebie ani słowa. Uniosła delikatnie łeb, niechętnie zerkając w zielone ślepia. Ich zimny blask odstraszył jej spojrzenie.
- Śmiało, możesz mi powiedzieć - miauknął spokojnie Zając. Zbyt spokojnie na jego ostatnie występki.
- Zwęglony Kamień… Zwęglony Kamień był na zgromadzeniu. Jakimś sposobem pofarbował swoje futro na rudo, żebyś go nie wykrył. Złamał twój zakaz - powiedziała w końcu. Zajęcza Gwiazda uśmiechnął się delikatnie. Miło, spokojnie, troskliwie. Przyłożył swój nos do czoła przerażonej Czajkowej Łapy i zamruczał uspokajająco.
- Twoja lojalność zostanie doceniona. Idź, odpocznij, to musiała być trudna noc dla ciebie - odprawił ją, po czym zniknął w cieniu głębin legowiska. To… to była dobra decyzja. Przecież i tak Węgiel nie otrzyma aż tak dużej kary, nie? To tylko… to tylko wyjście na zgromadzenie. Nic się nie stanie.
Obudziła się następnego dnia, żeby usłyszeć nawoływania Zająca ze skały. Zwoływał zebranie Klanu. Mimo tego, że sama przyczyniła się do ów zebrania, nie chciała na nie iść. Podświadomie nie chciała słyszeć werdyktu, jaki wyda Zając. Jej żołądek wywracał się ze stresu, a w sercu czuła dziwne kłucie.
- Dobrze zrobiłaś, Czajkowa Łapo. Nieposłuszeństwo trzeba karać. Gdyby nie kary, każdy by robił, co chciał. Zwęglony Kamień zacząłby zachowywać się coraz gorzej, gdybyś mu teraz, w taki sposób nie pomogła. Uwierz, oddałaś mu przysługę - szeptał do niej Rozżarzony Płomień, gdy nareszcie wyszła z legowiska. - A teraz słuchaj. Lider zaraz się wypowie.
W tłumie dostrzegła czarne futro Węgla. Szybko uciekła spojrzeniem, a usiadłszy obok Żaru, uniosła głowę ku Zajęczej Gwieździe.
< Zwęglone Futro? >
o boże czaja jak mogłaś
OdpowiedzUsuńTo była dobra decyzja!!!
Usuń