Przed rozmową z Niezapominajkową Gwiazdą
Kminek patrzyła tępo w wyjście ze żłobka-więzienia. Przez stres nie mogła zasnąć większość ostatnich nocy, a gdy się jej to udało, wkrótce się budziła. Przyzwyczajony do porannych spacerów, jej organizm wracał do świadomości o stałej porze, jakby nic się nie stało.
Ogólnie było… cicho. Gdy wracała wspomnieniami do ostatnich paru dni, miała wrażenie, że nic nie słyszała; śmieszne uczucie. Oczywiście, rozum podpowiadał jej, że cicho z pewnością nie było. Tak, ona i jej rodzeństwo byli dość markotni przez całą tę sytuację, ale dzielili żłobek z dwójką innych kociąt. Kocur z innego miotu przypominał jej Fiołka. Fukał i prychał na wszelkie próby opieki. Kotka łypała na nich nieufnie, oddzielając się od piątki rodzeństwa matką. Właściwie to ich rodzicielka trochę przerażała Kminek, bo wydawała się nie zdawać sprawy ze swojego donośnego głosu i nie raz Kminek wzdrygnęła się gwałtownie gdy go usłyszała. Ptasi Jazgot, jak usłyszała do innych, wydawała się całkiem miła; jednak wciąż, liliowa nie mogła się powstrzymać od oddalania się w dalszy kąt gdy ta zaczynała gderać. Najchętniej by uciekła, bo dźwięki ją przytłaczały, ale powstrzymywali ją strażnicy przy wejściu do żłobka. Nie chciała ryzykować dzikiego biegu po nieznanym terenie, który mógłby się skończyć ranami; tak, znać podstawy znała, ale skąd wziąć zioła i co, jeśli by ich nie znalazła? Obce koty mogłyby nie chcieć jej pomóc.
Teraz naprawdę było cicho, bo jeszcze nikt na zewnątrz i wewnątrz nie wstał. W tle słyszała może kilka ptaków, ale dźwięk był stłumiony. Czuła się zbyt gorąco w plątaninie futer rodzeństwa w ich wykopanym rowie, nie miała siły w łapach, każdy świst ich oddechów drażnił jej uszy i ucisk nie dawał jej teraz takiego bezpiecznego komfortu jak kiedyś, bo było go wszędzie za dużo. Dodatkowo była głodna i bolała ją głowa od tego wszystkiego. Położyła po sobie uszy i zmrużyła oczy. Była zmęczona, nie tylko przez brak snu
Po chwili bezruchu, trochę zirytowana, wyczołgała się ze zbioru futer. Otrzepała się i tuż pod ścianą przemknęła jak najbliżej wyjścia, ale tak, by nie zaalarmować czuwających przy nim kotów. Odwróciła się do wszystkich tyłem i w pozycji bochenkowej oparła głowę o ziemię, ignorując brud. Ważne, że ta była zimna i dawała jakąkolwiek ulgę. Zacisnęła powieki.
Ktoś posunął łapami po ziemi. Ruszyła uchem w stronę dźwięku i po chwili podniosła i obróciła całą głowę, spojrzeniem spotykając kotkę z innego miotu. Ta przeciągała się i prawdopodobnie zapomniała o obcych, bo ją zamurowało gdy spojrzała w oczy samotniczki. Chwilę się na siebie patrzyły i Kminek, gdy tylko się otrząsnęła, szybko odwróciła głowę, speszona. Skoro już tu była, to chciała się zaprzyjaźnić; niekomfortowe było dla niej przebywanie z obcymi, a kto wie, ile tu będą siedzieć. Ale nie miała głowy do szukania okazji na zaprzyjaźnienie się; w normalnych warunkach byłoby to dla niej ciężkie, a co dopiero teraz, i druga też nie wydawała się zbyt chętna do kontaktu z nimi. Może przestraszyły ją te plotki rozpowiadane przez klanowe koty. W każdym razie brązowooka nie zamierzała się narzucać.
Ogólnie było… cicho. Gdy wracała wspomnieniami do ostatnich paru dni, miała wrażenie, że nic nie słyszała; śmieszne uczucie. Oczywiście, rozum podpowiadał jej, że cicho z pewnością nie było. Tak, ona i jej rodzeństwo byli dość markotni przez całą tę sytuację, ale dzielili żłobek z dwójką innych kociąt. Kocur z innego miotu przypominał jej Fiołka. Fukał i prychał na wszelkie próby opieki. Kotka łypała na nich nieufnie, oddzielając się od piątki rodzeństwa matką. Właściwie to ich rodzicielka trochę przerażała Kminek, bo wydawała się nie zdawać sprawy ze swojego donośnego głosu i nie raz Kminek wzdrygnęła się gwałtownie gdy go usłyszała. Ptasi Jazgot, jak usłyszała do innych, wydawała się całkiem miła; jednak wciąż, liliowa nie mogła się powstrzymać od oddalania się w dalszy kąt gdy ta zaczynała gderać. Najchętniej by uciekła, bo dźwięki ją przytłaczały, ale powstrzymywali ją strażnicy przy wejściu do żłobka. Nie chciała ryzykować dzikiego biegu po nieznanym terenie, który mógłby się skończyć ranami; tak, znać podstawy znała, ale skąd wziąć zioła i co, jeśli by ich nie znalazła? Obce koty mogłyby nie chcieć jej pomóc.
Teraz naprawdę było cicho, bo jeszcze nikt na zewnątrz i wewnątrz nie wstał. W tle słyszała może kilka ptaków, ale dźwięk był stłumiony. Czuła się zbyt gorąco w plątaninie futer rodzeństwa w ich wykopanym rowie, nie miała siły w łapach, każdy świst ich oddechów drażnił jej uszy i ucisk nie dawał jej teraz takiego bezpiecznego komfortu jak kiedyś, bo było go wszędzie za dużo. Dodatkowo była głodna i bolała ją głowa od tego wszystkiego. Położyła po sobie uszy i zmrużyła oczy. Była zmęczona, nie tylko przez brak snu
Po chwili bezruchu, trochę zirytowana, wyczołgała się ze zbioru futer. Otrzepała się i tuż pod ścianą przemknęła jak najbliżej wyjścia, ale tak, by nie zaalarmować czuwających przy nim kotów. Odwróciła się do wszystkich tyłem i w pozycji bochenkowej oparła głowę o ziemię, ignorując brud. Ważne, że ta była zimna i dawała jakąkolwiek ulgę. Zacisnęła powieki.
Ktoś posunął łapami po ziemi. Ruszyła uchem w stronę dźwięku i po chwili podniosła i obróciła całą głowę, spojrzeniem spotykając kotkę z innego miotu. Ta przeciągała się i prawdopodobnie zapomniała o obcych, bo ją zamurowało gdy spojrzała w oczy samotniczki. Chwilę się na siebie patrzyły i Kminek, gdy tylko się otrząsnęła, szybko odwróciła głowę, speszona. Skoro już tu była, to chciała się zaprzyjaźnić; niekomfortowe było dla niej przebywanie z obcymi, a kto wie, ile tu będą siedzieć. Ale nie miała głowy do szukania okazji na zaprzyjaźnienie się; w normalnych warunkach byłoby to dla niej ciężkie, a co dopiero teraz, i druga też nie wydawała się zbyt chętna do kontaktu z nimi. Może przestraszyły ją te plotki rozpowiadane przez klanowe koty. W każdym razie brązowooka nie zamierzała się narzucać.
<Lamparcik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz