Miał zamiar odpowiedzieć, jednak nim zdążył to zrobić, kotka się podniosła, więc zamilknął i po prostu ruszył razem z rodzeństwem skrajem obozu. Na niebie świeciły już wszystkie możliwe gwiazdy, a wśród nich najjaśniejszy księżyc. Czasem się zastanawiał, jak daleko Srebrna Skóra była od nich oddalona. Zdawała się i mała, i wielka jednocześnie. Czy tata stamtąd na nich spoglądało?
* * *
Jeszcze przed atakiem lisów
Wrócił tak jak zawsze z treningu, odnosząc piszczkę, z której ciekła świeża krew. Niebo było już do końca oświetlone przez słońce. Na samą myśl o nim zakręciło mu się w żołądku. Z daleka widział, jak klan egzystował swoim własnym tempem. Przywódca się zmienił, zastępca również, niektórzy uczniowie stawali coraz bliżej mianowania. I nikt zdawał się nie zwracać na to szczególnej uwagi.
Podobała mu się ta klanowa harmonia. Wszystko było zorganizowane, dokładne, a plan dnia nieczęsto się różnił. Mimo to, zdecydowanie brakowało mu zmian. Uczniowskie życie było fajne, ale monotonia na dłuższą metę nużąca.
Z rozmyślań wyrwały go czyjeś kroki. Położył uszy, widząc siostrę. Ostatnio nie była w najlepszym humorze.
— Hej. Wszystko dobrze? — zapytał się jej o najgłupszą rzecz, o jaką mógł zapytać.
— Jasne, jest okej — miauknęła. Poczuł rozluźnienie w mięśniach wiedząc, że nie jest na niego zła. Miał tendencję do dramatyzowania, chociaż nie pokazywał tego w swoim spokojnym zewnętrznym obyciu. Po prostu martwił się, że kotka weźmie do siebie wczorajszą rozmowę.
— Ciekawe, czy pójdziemy dziś na jakiś patrol — miauknął. — Walka z samotnikiem była ekstra. Pamiętasz?
— Jak mogłabym zapomnieć? — na pyszczek kotki wpełznął malutki uśmiech. — Musimy to kiedyś powtórzyć.
— Oczywiście.
* * *
— Na patrol wyruszą Wężowa Łuska, Gawronie Skrzydło, Rozżarzone Serce, Lśniąca Łapa, Zimorodkowa Łapa i Jarzębinowa Łapa. Patrol poprowadzi Rdzawe Futro.
Na sygnał swojego imienia wyprostował się.
— Patrz, idziemy. Całą trójką. — wymruczał Zimorodce do ucha. — Chodź.
Gdy siostra ruszyła za nim, oboje dogonili grupkę wojowników czekających przy wyjściu. Widok mamy wprawił go w zakłopotanie. Powinien ją wesprzeć po śmierci Jaśminku, a nie zrobił tego, bojąc się, że źle do tego podejdzie. Jednak gdy się z nią przywitał, uśmiechnęła się w odpowiedzi.
— Ale wyrośliście — stwierdziła ciepło, mierząc ich wzrokiem, zanim odwróciła się znów w kierunku wyjścia i zawołała. — Ruszajmy już.
Wzrok czerwonych oczu Lśniącej Łapy przemierzył wszystkie koty ruszające na patrol. Uśmiechnął się. Czuł się dobrze w towarzystwie najbliższych.
— Pogoda zaczyna dopisywać. — miauknęła radośnie Gawronie Skrzydło. — Nie mogę się doczekać, aż się jeszcze ociepli.
— Dobrze, że głód już minął. Zwłaszcza, gdy rodzi się coraz więcej nowych kociąt. — odparł Wężowa Łuska. Donośny ton wojownika już sam w sobie budził respekt.
— A uczniowie dorastają — rzuciła z przodu Rdzawe Futro. Lśniąca Łapa wbił spojrzenie w ziemię, uśmiechając się lekko. Mówiła o nich?
— Twoje dzieci dobrze sobie radzą. — stwierdził wojownik. — Zawsze przydadzą się łapy do polowania. Medyków też nam nie brakuje, nawet po śmierci Bluszczowego Pnącza. Świetnie się prezentujemy.
Lśniący wymienił z Zimorodek krótkie spojrzenie, jednak nie odezwał się. Uczniowie nie powinni wtrącać się w rozmów bez pytania. To było niekulturalne. Zresztą, przyjemnie było w ciszy posłuchać, jak koty ze sobą dyskutują. Tak samo, jak na zgromadzeniu. Można było dowiedzieć się mnóstwa ciekawych rzeczy. Gdy na moment nastała cisza, dopiero zapytał.
— A jak jest być wojownikiem?
Rozżarzone Serce zaśmiała się cicho.
— Możesz wychodzić bez pytania z obozu, zapraszać innych na patrole łowieckie, walczyć na bitwach, prowadzić patrole i... Mieć ucznia. To chyba największy zaszczyt, jaki może dosięgnąć wojownik! Ale też odpowiedzialność. Jestem pewna, że wasi przyszli uczniowie zostaną świetnie wyszkoleni.
Gdyby Blask był człowiekiem, już dawno by się zarumienił.
— Dziękuję. To miłe — miauknął przyjaźnie.
Zimorodek także podziękowała, uśmiechając się pod nosem. Czuł ciepło bijące z jej ciała i równie ciepły oddech. Jej zapach znał już wręcz na pamięć i nie musiał się zastanawiać, by rozpoznać siostrę.
* * *
Czuł świerszcze grające beztroską muzykę wśród traw. Nasłuchiwał jej, leżąc na skraju obozu z białymi, skrzyżowanymi ze sobą łapami. Gwiazdy znowu jasno rozświetlały niebo. Prawie jak świetliki, tylko że takie utkwione w bezkresnym sklepieniu.
Widział, że dołączyła do niego Zimorodkowa Łapa. Nie przerywała ciszy. Ten wieczór był wyjątkowo spokojny i albinos miał nadzieję, że taki też pozostanie. Dopiero po chwili się odezwał.
— Uwielbiam takie wieczory. Zawsze ciężko było mi wcześnie kłaść się spać, skoro można odpoczywać w ten sposób.
Kotka przekrzywiła łaciaty łebek.
— To racja.
Z daleka rozległo się wołanie Jarzębinowej Łapy. Lśniąca Łapa podniósł wzrok, gdy Zimorodkowa Łapa odeszła, by zamienić parę słów z siostrą.
Oczywiście, naprawdę lubił Jarzębinową Łapę. Była w końcu jego siostrą. Rodziną. Ale nigdy nie odczuwał do niej takiej więzi, jak do Zimorodkowej Łapy. Po prostu... Nie potrafił. To było dla niego trudne.
Może po prostu niezwykle przywiązał się do łaciatej uczennicy. Coś, co nie pozwalało mu opuścić jej na krok, gdy była zagrożona. Nie miał pojęcia, jak nazywało się to uczucie i jak powinien je rozumieć.
Gdy siedział w ciszy, wsłuchując się w melodię świerszczy, oczy same mu się zamykały, jak w transie. Dopiero, gdy usłyszał kroki, otworzył je gwałtownie.
— Nie śpię! — miauknął cicho.
Spojrzał w górę i nie zauważył ani Jarzębinowej Łapy, ani Zimorodkowej Łapy. Jedynie ciemne, znajome futro, które wręcz nikło w zapadającym wieczornym zmierzchu.
— Nie miałem zamiaru cię budzić — mruknął Krucza Łapa, unosząc brew.
— Co tu robisz? — głos białego zabrzmiał bardziej wrogo, niż zamierzał. Zacisnął zęby, gryząc się w język. Nie powinien się denerwować przy współklanowiczu. Zniżać się do takiego poziomu, by nie zachowywać podstaw kultury, a ta kultura była przecież podstawą obycia Lśniącej Łapy.
— Przechodzę obok, nie widać? — odpowiedź nie zabrzmiała tak źle, jak czerwonooki to sobie wyobrażał. Kruk ani na niego nie nakrzyczał, ani nie świdrował go niebieskimi oczami. Chociaż co do tego drugiego nie był pewien. — Twoje oczy wyglądają przerażająco wieczorem.
— Dzięki — miauknął sarkastycznie Lśniąca Łapa. To jeden z tych nielicznych momentów, gdzie nie był chętny do wymiany zdań.
— Wciąż jesteś na mnie zły?
— A czemu miałbym nie być? — prychnął, owijając łapy ogonem. — To co powiedziałeś było okropne.
— Nawet nie wiedziałem, że Jaśminowa Gwiazda wtedy zmarło. — odpowiedział głosem, których uczuć nie dało się odgadnąć.
— I co z tego?
— To, że nie zrobiłem tego celowo, więc możesz już wyciągnąć kija z dupy.
Lśniąca Łapa położył tylko uszy, obrażony kładąc brodę na własnych białych łapach.
— Czego ode mnie chcesz?
— Właściwie nic. Po prostu zauważyłem, że z kimś rozmawiałeś.
— Z siostrą.
— Z Zimorodek?
— A jak myślisz? — mruknął albinos. — Ale musiała iść. Jarzębinowa Łapa ją wołała. Nie wiem, po co. Nie interesuje mnie to, jakbyś chciał zapytać.
— Nie zamierzałem pytać.
— Świetnie.
Odwrócił głowę i westchnął. Czuł wyrzuty sumienia, że był tak oschły dla kocura. Jednocześnie nie potrafił zrozumieć jego motywów i ogólnie... Jego charakteru. Rozmawianie z kimś takim było dziwne. Zazwyczaj trzymał się z daleka od mniej przyjemnych kotów, chyba, że musiał mieć z nimi styczność, lub akurat chciał poprawić im jakoś humor. Z nim było inaczej.
— Hm, słuchaj... — zaczął, jednak przerwało mu wołanie Cętkowanej Gwiazdy, która już stała na swoim miejscu, gotowa na zebranie klanu. Lśniąca Łapa zastrzygnął uszami. Ciekawe, co się działo.
Widział, jak obok nich koty zaczynają się zbierać. Widział Rozżarzone Serce kroczącą koło Kalinkowej Łodygi.
— Ciekawe, co się dzieje. — miauknął u jego boku Kruk, chociaż Blask wątpił, że te słowa były skierowane do niego.
Wtopił łapy w ziemię, czekając chwilę, nim się podniesie. Krucza Łapa spojrzał się na niego wyczekująco, trącając go łapą.
— Idziesz, czy nie?
— Już idę.
— Dalej. — popędziła ich idąca blisko Rozżarzone Serce. Albinos dogonił ją i dostąpił jej kroku, na co kotka zaśmiała się lekko.
— Jesteś ciekawy, po co zwołała klan, prawda?
— Tak. — miauknął. Serce biło mu szybciej. To mogło być cokolwiek. Może chciała im powiedzieć coś ważnego?
— Więc zaraz się przekonamy.
Uśmiechnął się. Przyspieszył kroku i niedługo potem był już pomiędzy tłumem kotów. Usiadł obok Zimorodkowej Łapy, która wbiła oczekujący wzrok w Cętkowaną Gwiazdę.
— Nadszedł czas, by mianować kilku gorliwie pracujących uczniów na nowych wojowników Klanu Klifu. — miauknęła.
Lśniąca Łapa wstrzymał oddech. Jaki szczęściarz dostąpi tego awansu? Może Wiewiórcza Łapa? Był świetnym uczniem!
— Lśniąca Łapo, Krucza Łapo, Zimorodkowa Łapo - wystąpcie. — dokończyła.
Świat zawirował mu przed oczami. Zalewała go symfonia setek pozytywnych uczuć. Naprawdę miał zostać wojownikiem?
Podniósł dumnie brodę i spokojnie wyszedł z tłumu, rzucając siostrze ciepłe spojrzenie, by dodać jej otuchy i pogratulować. Ona je odwzajemniła. Czuł, że jego kończyny sztywniały, jakby wciąż nie mogły uwierzyć, że to działo się naprawdę.
U jego prawego boku ustał Krucza Łapa, z równie dumnym i podekscytowanym spojrzeniem. Niebieskie ślipia kocura były bezgranicznie wtopione w przywódczynię, gdy ten do niej podszedł, na jej polecenie.
— Ja, Cętkowana Gwiazda, przywódczyni Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Lśniąca Łapa spojrzał na Kruczą Łapę, gotowego usłyszeć to rytualne pytanie. Przysięgę, którą musiał złożyć.
— Krucza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Krucza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysiegam.
— Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Krucza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Kruczy Zmierzch. Klan Gwiazdy ceni twoją lojalność i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu.
— Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Krucza Łapo, od tej pory będziesz znany jako Kruczy Zmierzch. Klan Gwiazdy ceni twoją lojalność i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klifu.
Lśniący patrzył uważnie, jak Krucza Łapa, a teraz właściwie Kruczy Zmierzch, dotyka barku Cętkowanej Gwiazdy, która oparła swoją głowę na jego ramieniu. Wojownik po chwili odsunął się, a wzrok Cętkowanej Gwiazdy spoczął na nim.
Poczuł, jak przyjemny dreszczyk przebiega przez całe jego ciało. Zawsze myślał, że to tata go mianuje na wojownika, jednak los odebrał swoje żniwa. Mimo to Lśniąca Łapa miał nadzieję, że Jaśmin patrzyło na nich z góry i było dumne ze swoich dzieci.
— Ja, Cętkowana Gwiazda, przywódczyni Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Zbliżył się do przywódczyni. Czuł, że jego oddech drżał, podekscytowany i pewny jednocześnie. Jego ciało, wyprostowane, cieszyło się razem z nim.
— Lśniąca Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Widział uważne ślipia skupione na nim. Jego wzrok powędrował w tłum. Kalinkowa Łodyga utkwiła w nim ciepłe spojrzenie, które dodawało mu niezwykłej otuchy. Rozżarzone Serce dumnie rozciągała swoją głowę ponad tłum, szczęśliwa równie, co on. Rdzawe Futro uśmiechnęła się, gdy jego wzrok spoczął na niej.
Zrobiło mu się ciepło na sercu. Oni wszyscy byli z nim. Tacy kochani. Tacy niesamowici.
Widział z daleka nawet znajdki, które ostatnio znalazły się w Klanie Klifu, a które były jeszcze zbyt młode, by uczestniczyć w klanowych zebraniach.
Ponownie spojrzał głęboko w oczy Cętkowanej Gwieździe.
— Przysięgam. — miauknął.
— Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Lśniąca Łapo, od tej pory będziesz znany jako Lśniący Księżyc. Klan Gwiazdy ceni twoją odwagę i rozsądek. Witamy cię jako nowego wojownika Klanu Klifu.
Lśniący Księżyc.
Jego oczy błyszczały, gdy usłyszał to imię.
Było piękne.
Zbliżył się do przywódczyni i oparł głowę na jej ramieniu, a ona na jego. Zamknął oczy. Był wojownikiem.
Marzenie się spełniło.
Jego imię było piękniejsze, niż to sobie wyobrażał.
Odsunął się i ustąpił kroku siostrze, która teraz wstąpiła na jego miejsce. Najbliżsi wodzili po nich dumnym spojrzeniem.
Słuchał kolejnych słów, jakie wypowiadała liderka do jego siostry. Wpatrywał się na nią szczęśliwym i pełnym dumy wzrokiem.
* * *
— Gratulacje — wyszeptała do niego Kalinkowa Łodyga. — Odbyj czuwanie w ciszy. To jedyny tak piękny moment w życiu, który nigdy się nie powtórzy.
Skinął głową i spojrzał z wdzięcznością w jej oczy, a potem w oczy Rozżarzonego Serca, nim wyszedł z obozu razem z siostrą i Kruczym Zmierzchem. Jej imię było wspaniale. Zimorodkowy Sen. Po ojcu.
Wpatrywał się w świecący księżyc i gwiazdki porozsypywane na nieskończonym sklepieniu. Ta cisza była jednocześnie niesamowita i niepokojąca. Czuł zapachy obu kotów. Słyszał bicie zarówno ich, jak i jego serca.
Dziękuję, Klanie Gwiazdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz