Zabił kocura, który lepił się do Rudzikowego Śpiewu. To ten, o którym mu rudy mówił. Bury... Jak mógł go zdradzić z nierudym?! Naprawdę aż tak nisko upadł?! Zarzucał, że to on go zdradzał z kotkami, a sam miał naprawdę kogoś na boku! Jego serce nadal krwawiło. Nie miał pojęcia jak wrócił do obozu. Przed oczami miał pysk nocniaka, który wrzeszczał mu w pysk, że go nie kocha. Mimo tego... mimo tego, że otworzył się przed nim. Zdradził, że go kocha i żadne kotki go nie pociągają... ten go odrzucił jak zwykły śmieć.
To bolało.
Żałował, że bardziej nie rozprawił się z burym wojownikiem. Mógł go rozszarpać na strzępy. Rozwiesić jego części ciała na każdym krzaku, by cierpiał jeszcze poza grobowo. Jednak nie mógł, bo ktoś mógł go przyłapać. Zostawił go tam, a krew zmył w rzece.
Łapa za łapą ciągła się dość ślamazarnie. Ponownie poczuł tą pustkę. Nawet nie zauważył jak Szczypiorkowa Łodyga do niego podchodzi i coś mu miauczy do ucha. Miał dość.
Kotka skrzywiła pysk, po czym odeszła. Usiadł przed wejściem do obozu, by jeszcze chwilę w samotności przeżyć tą noc na nowo w swojej głowie. Nie trwało to długo, bo zaraz ktoś trącił go w ramię.
Znowu ona.
Już chciał jej coś powiedzieć. By się odczepiła, zostawiła go w spokoju, gdy ta powiedziała:
- Masz. Wyglądasz jakbyś był wymęczony. To ci pomoże - Przysunęła bliżej zioła.
Przyjrzał się im, ale nie wiele mu to dało. Widząc jej spojrzenie, tak jak matka czekająca aż kocię zje lekarstwo, połknął zioła.
- Dobrze. Teraz na pewno poczujesz się lepiej - miauknęła, otaczając go ogonem.
Dalej to co się wydarzyło było dla niego niezrozumiałym snem. Było mu dobrze. Zapomniał o swoich problemach i tej nocy.
***
Minęło kilka dni, a on nadal nie mógł zapomnieć o Rudziku. Jego myśli kręciły się wciąż do niego, wzrok błądził po granicy z Klanem Nocy, tak jakby ten zaraz miał się pojawić. Ich miejsce schadzek było opustoszałe. Zapach dawno się ulotnił, ale on tam wracał. Siadał w pustej kłodzie i wpatrywał się w majaczącą na horyzoncie wodę.
Tak bardzo chciał, by tu był. Jego ciepło, zapach futra, delikatne muśnięcia językiem. Brakowało mu tego.
Wracając do obozu, natknął się na Szczypiorkową Łodygę, która wyglądała na naprawdę przeszczęśliwą. Zmrużył oczy. Czyżby w końcu Kamienna Agonia umarła? Co innego wywołałoby w kotce taką radość?
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła. - Będziemy rodzicami!
Co.
Nawdychała się jakiegoś mysiego łajna? Jak to mieli zostać rodzicami? Niby kiedy? Przecież nie spał z kotką. Nawet pilnował by ich posłania leżały daleko od siebie, gdy zauważył jak ta się zbytnio do niego klei. A teraz mówi mu, że będą rodzicami?
- Coś mrówki zasnuły ci mózg - powiedział, wznawiając marsz.
Widząc, że nie bierze jej słów na poważnie, szybko zatarasowała mu drogę, a na jej pysku pojawiła się poważna i zacięta mina.
- To prawda. Po tym jak wróciłeś ze zgromadzenia... Nie mogłam na to patrzeć. Chciałam cię uszczęśliwić i...
Wytrzeszczył oczy. Co?! Wykorzystała go?!
Rzucił się na nią, przygniatając do ziemi. Kusiło go, by zatopić zęby w jej szyi. Nie był żadną marionetką, którą mogła od tak sobie wykorzystać!
- Przestań! Na pewno kiedyś chciałeś mieć takie cudowne rude kocięta! - starała się przemówić mu do rozumu.
- Z tobą?! Nigdy! Zadrwiłaś ze mnie!
- To nie tak! - próbowała się tłumaczyć.
Ogon drgał mu ze złości, a sierść zjeżyła się na całym ciele. Jak mógł być tak głupi?! Czemu jej zaufał?!
- Dobra! - fuknął, schodząc z niej. - Zatrzymaj je sobie skoro już dopięłaś swego - Widząc jej uśmiech, dodał - Ale mnie w to nie mieszaj! Niech nie wiedzą, że jestem ich ojcem. Jeżeli im powiesz, to zabiję wszystkie; nieważne czy rudy czy nie, jasne?
Wyprostowała dumnie głowę, wstając na łapy.
- Nie musisz się tym martwić. Wychowam je na prawdziwych rudzielców, którzy są wierni Piaskowej Gwieździe. Jednak jeśli mi się nie uda, to dobrze. Pozwolę na ich śmierć - zapewniła.
- Oby. I niech nie mają głupich imion - dodał jeszcze.
Kotka uśmiechnęła się ponownie, podchodząc bliżej rudego. Ten zasyczał na nią, więc nie próbowała go dotknąć, tylko powiedziała:
- Nie mają mieć głupich imion? Czyli ci zależy! Cieszę się. Może jak ci udowodnią swoją wielkość, to je zaakceptujesz.
Jego uszy powędrowały do tyłu, a pomruk wręcz wibrował mu w gardle. Kotka była zbyt przebiegła. Łapała go za słówka. Przeklnął pod nosem.
- Słuchaj... Lepiej ci to powiem, byś mi dała już spokój. Wole kocury - Po czym zostawił osłupiałą wojowniczkę samą na polanie.
No to sprawił jej niespodziankę. Teraz zamiast udręczać się sytuacją z Rudzikiem, będzie myślał o tym, że w brzuchu Szczypiorek rozwija się jego krew. Krew Piaskowej Gwiazdy. Chyba powinien jej to powiedzieć? Skoro ona wyjawiła mu, że była jego babcią... Szkoda tylko, że po tylu księżycach i po jej śmierci...
Kiedy wszedł do obozu, od razu zniknął w legowisku lidera. Zajęcza Gwiazda spojrzał na niego, uśmiechając się. Nadal ciężko mu było przywyknąć do tego, że mógł do tego zdrajcy mówić babciu... Czemu Piaskowa Gwiazda nie mogła opętać kogoś mniej... budzącego złe wspomnienia?
- Będziesz prababcią, gratulację - prychnął, na co ta zrobiła wielkie oczy.
- Jak to? Z kim? Myślałam, że jesteś z tym rudym... - zamilkła, widząc jego minę.
- To nieważne! To wina Szczypior! Wykorzystała mnie! Lepiej byś wiedziała. Ja się nimi jednak nie zamierzam zajmować. I... nie mów im o tym, że jestem ich ojcem - poprosił.
Pewnie teraz kotka przeżywała de ja vi. Ojciec pewnie tak samo zwracał się do niej z prośbą o zatajenie tych informacji przed swoimi dziećmi.
- Nie martw się, mój płomieniu. Szczypiorkowa Łodyga sobie poradzi jako matka. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. To wielka radość dla naszego klanu. Już widzę te małe rude kocięta... - rozmarzyła się.
Super. Dobrze, że się cieszyła. Mu jednak nie było do uśmiechu. Nie, gdy rozwalił mu się związek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz