— Porwali nas, a wy zachowujecie się jakby byli dobrzy!
Albinos zmarszczył brwi na te słowa. Nie miała prawa tak o nich mówić. Te kocięta mogły... Przeżyć wcześniej coś traumatycznego, jeśli właściwie zinterpretował słowa Chłodu, jednak - dali im przecież dom i pożywienie. Klan Klifu nie był zły. Chcieli dobrze.
— To my chyba już pójdziemy, dzięki za oprowadzenie — miauknęło na pożegnanie jedno z kociąt. Lśniąca Łapa lekko się uśmiechnął i skinął głową.
Odwrócił się, zmierzając we własną stronę. No właśnie. Czym była własna strona? Odosobniony kąt obozu. Wbrew jego ekstrawertycznym temperamencie, on też czasami potrzebował chwili dla siebie. Chociaż malutkiej.
Kocięta go zainteresowały. Ogarniało go współczucie, gdy myślał o tych kulkach nieszczęścia, które nie miały własnych rodziców. On, co prawda... Westchnął, przypominając sobie śmierć Jaśminowej Gwiazdy. Ale Lśniąca Łapa przynajmniej wychowywał się w towarzystwie rodziny. Jasmin umarło wcześnie, ale albinos miał okazję poznać tatę. A te małe kocięta ledwo co pamiętały. To straszne.
Usiadł, podgryzając jakąś piszczkę, którą znalazł na stercie. Posmak mięsa rozpływał się na jego szorstkim języku. W końcu było więcej zwierzyny. Więcej, niż wcześniej.
Niechętnie zmrużył oczy, gdy koło niego przeszedł Krucza Łapa razem ze świeżym drozdem trzymanym w zębach.
Wciąż miał mu za złe jego okrutny komentarz w chwili śmierci taty. Nie rozumiał, jak można było być tak...
Czy był bezuczuciowy?
Nie, nie mógł tego tak nazwać.
Kruk mało co po sobie pokazywał. I to było najgorsze. Ciężko było w ogóle cokolwiek wywnioskować z jego zachowania.
Lśniąca Łapa przewrócił się na grzbiet i zmrużył oczy, czując napływające do nich łzy. Przynajmniej teraz słońce trochę ustało, ale to nie zmieniało faktu, że raźne niebo niezbyt dobrze na niego działało.
* * *
— Witaj, Gawronie Skrzydło! — miauknął radośnie na powitanie uczeń, gdy wracał z obozu, przechodząc obok wojowniczki, która skinęła do niego głową.
— Humor dzisiaj dopisuje?
— Najwyraźniej. — odparł.
Może to pogoda pobudzająco na niego działała, co było aż dziwne, zważając na fakt, że teraz ziemia wyglądała jak błotnista breja, wiecznie podlewana przez ulewy i śnieg. W każdym razie, czuł się dobrze. Energia przepełniała jego kończyny po każdym skończeniu codziennego treningu.
Widział Kalinkową Łodygę rozmawiającą z kilkoma innymi wojownikami. Bardzo lubił kotkę. Można było zwrócić się do niej o radę, gdy jej potrzebował. Niezależnie od tego, co do niej mówił, wiedział, że była z nim szczera. Może po prostu miała takie "coś"? Iskierkę w oczach, aurę spokoju? Cokolwiek to było, było niezmiernie przekonujące.
— Cześć — miauknął. Dość dziwne przywitanie, jak na fakt, że rozmawiał z dużo starszą kocicą, ale już się przyzwyczaił tak do niej mówić.
— Witaj, Lśniąca Łapo — zaśmiała się delikatnie. — Wszystko w porządku?
— Raczej tak. — mruknął. — Świetnie byłoby dzisiaj pójść na patrol, ale szedłem już świt temu.
— Nie szkodzi, jeśli dzisiaj na niego nie pójdziesz. W obozie też można przyjemnie spędzić czas, a ty musisz być już zmęczony, co?
— Racja. — skinął głową, po czym rozejrzał się, zatrzymując wzrok na kociarni. — Widziałaś już te nowe kocięta?
— Te małe smrody? Jasne — miauknęła ciepło. — Ciężko ich nie zobaczyć. Są całkiem sympatyczne. Chociaż nie każde z nich jest skore do rozmów.
— Zauważyłem. — rzucił Lśniący. Jego wąsy zadrgały z rozbawienia. — Rozmawiałem już z Chłodem. I trochę z Mrozem. Są mili, chociaż, nie do końca wiem, jak się z nimi obchodzić.
— To znaczy? Co masz na myśli?
— To jeszcze dzieci — powiedział. — Nie byłbym chyba dobrym rodzicem. Nie wiem, jak mówić, żeby mnie dobrze rozumiały.
— Pamiętaj, że ty też nie jesteś wcale taki dorosły — odparła, puszczając mu oko. Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. — Myślę, że jesteś świetnym starszym kolegą i potrafisz opiekować się dziećmi. Widziałam, że oprowadzałeś je wczoraj po obozie.
— Oprowadzałem. Chyba im się podobało, ale to nic takiego — odparł, nerwowo oblizując pysk.
— Nie bądź taki skromny, Lśniąca Łapo. Masz świetne podejście do młodszych.
— Dziękuję.
— Proszę bardzo — miauknęła ciepło. Nagle jej wzrok skierował się za jego plecy. Popatrzył tam, gdzie ona, i zobaczył malca idącego w jego stronę, podnoszącego z zaciekawieniem łebek do góry. — O wilku mowa. Powodzenia, Lśniąca Łapo.
Mówiąc to, odeszła. Jej zapach rozmył się wraz, gdy sylwetka zniknęła w jednym z legowiska. Uśmiechnął się delikatnie do Chłodu.
— Cześć.
<Chłód?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz