Nie wierzyła w słowa Zajęczej Gwiazdy, gdy wymierzał jej karę. Dwa księżyce jako kocię! Kiepski żart, jeśli to miał być żart. Chciała się wykłócać, jednak musiała przyznać że biały lider miał chociaż resztki tego, co mogło wzbudzać respekt. A tym na pewno była władza i kary wymierzone komu innemu. Z trudem się nie uśmiechając patrzyła na oskubaną z sierści jak kurę Jemiołową Łapę. Z obrzydzeniem odwróciła wzrok od kastracji Zwęglonego Kamienia. W jakimś sensie doceniła, że wciąż była w jednym i tym samym kawałku. Nie pozwoliłaby sobie tknąć ani jej prawie idealnej sierści, ani tego, co trzymała pod ogonem. Szylkretka i czarny chodzili po obozie z niezbyt radosnymi mordkami, jednak przynajmniej Narcyz była zadowolona. Opuściła kąciki ust i uszy. Oczywiście niezwykle martwiła ją niedola towarzyszy. Było jej tak okrutnie przykro tego co ich spotkało. Biedaki.
Aż chce się przytulić i wyściskać.
***
Chodziła regularnie do szylkretowej medyczki, by wiedzieć o stanie swoich ran. Za każdym razem Wiśniowa Iskra mówiła jej, że rany nie były poważne i szybko się zagoją, jednak Narcyz wracała do niej jak natrętna mucha. Dzień w dzień. Ranek w ranek. Wieczór w wieczór. Za każdym razem, nawet jeśli czarno-ruda nie miała czasu na denerwującego kociaka. Tak było i tym razem, powitał ją Irysowa Łapa napychający się jakimiś ziółkami. Ostry zapach ziół, jakby przypraw uderzył w jej nos. Fu.
– Witaj Wiśniowa Iskro.
– Czegoś potrzebujesz?
– Czy z moimi ranami wszystko dobrze?
– Chwila, zerknę... – mruknęła, krzątając się po legowisku. Zauważyła że ktoś nowy wchodzi. Czy naprawdę inne koty muszą sobie wybierać takie niefortunne pory na wzięcie leków? Akurat teraz?
– Wybiłam sobie bark. Nie wiem, umiesz go nastawić?
– Oczywiście. Chodź tu się i może nie ruszaj.
– A moje blizny? – przypomniała się ruda.
– No szybciej, mam patrol do poprowadzenia wieczorem. – mruknęła zniecierpliwiona Makowa Furia.
– Przecież się nie rozdwoję!
– Po co te nerwy? Wciąż czekam z moim barkiem. Wybiłaś sobie kiedyś? Wiesz jak to boli?
Wiśnia zacisnęła zęby i usztywniła kończynę wojowniczki.
– Nie nadwyrężaj jej. Na twoim miejscu zrezygnowałabym z patro...
– Dobra, dzięki! – miauknęła zanim wyszła.
– To przejrzysz mi te urazy? Muszę wiedzieć czy jestem w pełni zdrowa.
<Wiśniowa Iskro?>
Aż chce się przytulić i wyściskać.
***
Chodziła regularnie do szylkretowej medyczki, by wiedzieć o stanie swoich ran. Za każdym razem Wiśniowa Iskra mówiła jej, że rany nie były poważne i szybko się zagoją, jednak Narcyz wracała do niej jak natrętna mucha. Dzień w dzień. Ranek w ranek. Wieczór w wieczór. Za każdym razem, nawet jeśli czarno-ruda nie miała czasu na denerwującego kociaka. Tak było i tym razem, powitał ją Irysowa Łapa napychający się jakimiś ziółkami. Ostry zapach ziół, jakby przypraw uderzył w jej nos. Fu.
– Witaj Wiśniowa Iskro.
– Czegoś potrzebujesz?
– Czy z moimi ranami wszystko dobrze?
– Chwila, zerknę... – mruknęła, krzątając się po legowisku. Zauważyła że ktoś nowy wchodzi. Czy naprawdę inne koty muszą sobie wybierać takie niefortunne pory na wzięcie leków? Akurat teraz?
– Wybiłam sobie bark. Nie wiem, umiesz go nastawić?
– Oczywiście. Chodź tu się i może nie ruszaj.
– A moje blizny? – przypomniała się ruda.
– No szybciej, mam patrol do poprowadzenia wieczorem. – mruknęła zniecierpliwiona Makowa Furia.
– Przecież się nie rozdwoję!
– Po co te nerwy? Wciąż czekam z moim barkiem. Wybiłaś sobie kiedyś? Wiesz jak to boli?
Wiśnia zacisnęła zęby i usztywniła kończynę wojowniczki.
– Nie nadwyrężaj jej. Na twoim miejscu zrezygnowałabym z patro...
– Dobra, dzięki! – miauknęła zanim wyszła.
– To przejrzysz mi te urazy? Muszę wiedzieć czy jestem w pełni zdrowa.
<Wiśniowa Iskro?>
Wyleczeni: Irysowa Łapa, Makowa Furia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz