Paplająca Łapa w końcu robiła to, co w życiu chciała robić najbardziej. Zbierała zioła, leczyła koty, pomagała innym. Mimo że trening na medyka rozpoczęła tak późno wierzyła, że jej wiedza medyczna z każdym dniem rośnie. Nawet do swojego obozu powrócili, a po dzikach nie został nawet ślad. Ośnieżona Łąka miała swoje humorki, jednak uczyła dobrze. Wolała często pobierać jednak nauki od Deszczowej Chmury. Kocur był wiecznie ciepły, pogodny, a wydawało się burej że ma nawet większą wiedzę.
– Potrzebujesz czegoś, Stokrotkowa Polano? – usłyszała miauknięcie rudego medyka i wstała z miejsca, by się zorientować co się dzieje. Złota kotka chrypiała w przejściu. Zaprosiła ją ruchem ogona do wejścia.
– Ciężko mi się oddycha. – miauknęła z trudem wojowniczka, mrugając.
– Paplo? – Deszcz spojrzał się zachęcająco na burą, która zaczęła się ostro zastanawiać nad tym czego użyć. Jałowiec. Tak, jałowiec.
– Jagody jałowca?
– Niestety się nam skończyły.
– Gwiazdnica?
– Skąd to wzięłaś? – zaśmiał się. – Wygląda ci to na zielony kaszel?
– ...Podbiał?
– Dobrze. Wydaje mi się, że mamy kilka porcji. Wiesz gdzie leży?
– Przy ogóreczniku. – mruknęła z dala legowiska, budząc się z drzemki Ośnieżona Łąka. Papla odetchnęła z ulgą w duchu, ponieważ sama o tym zapomniała. Duże, zielone liście leżały na kupce koło ogórecznika i miejsca, gdzie wcześniej był składowany jałowiec. Teraz leżała tam zaledwie jedna, prawie czarna, zaschnięta jagoda. Uczennica czym prędzej ją wyrzuciła. Stokrotka wyglądała na zmęczoną. Paplająca Łapa się jej nie dziwiła. Kto by nie był wyczerpany, jakby oddychanie było katorgą?
– Musisz zjeść...
– Przeżuć. – poprawił Deszczowa Chmura.
– ...przeżuć liście. Powinno ci być od razu lepiej.
Szylkretka skrzywiła się, biorąc ziele do pyska, jednak posłusznie wykonała swoje zadanie. Jak na razie nie wyglądała na zdrową.
– Powinno być niedługo dobrze. – zapewniła ją.
Stokrotka w podziękowaniu rzuciła coś niezrozumiale i wyszła, by zająć się swoimi obowiązkami.
– Papla!
– Tak?
– Gdzie znajdziemy kocimiętkę? Dlaczego jest taka cenna? – płowa zaczęła ją przepytywać.
– Tam gdzie są dwunodzy, dlatego nie można jej marnować, bo jest rzadka.
– Co byś zrobiła jakby mnie ugryzła pszczoła?
– Obłożyła ranę listkami jeżyn.
– I?
– Wyjęła żądło.
– Na co się aplikuje liście bluszczu?
– Na rany.
– Na nic, używamy ich aby przechowywać zioła. – miauknęła. – Jeszcze jedno pytanie. Jak się używa czosnku?
– Tarzając się w nim.
– Dobrze. – przeciągnęła się na swoim legowisku. – Wieczorem możemy pójść pozbierać zioła.
– Pamiętajcie o jałowcu, skończył się.
– Pamiętam jeszcze. – zachichotała Papla.
***
Nadszedł dzień, na który Klan Wilka czekał przez ten cały czas. Wojna. Wojna, której to ona była przyczyną. Nigdy nie czuła większego wstydu niż w tej chwili. O tyle dobrze, że to wilczaki robili pierwszy ruch i to z pomocą Klanu Burzy, jednak wciąż mogli tego uniknąć. Jakby nie podeszła do tego czekoladowego nocniaka...
– Zbierz zioła. – poleciła jej Ośnieżona Łąka.
– Po co?
– My również idziemy.
– C-co? Dlaczego? – przestraszyła się Papla. Nie chciała tego widzieć. Nie chciała patrzeć jak wszyscy umierają przez jej głupotę.
– Medycy na wojnie również są potrzebni. – stwierdziła płowa. – Gdyby nie my byłoby o wiele więcej ofiar. Pójdziesz z Deszczową Chmurą. Ja muszę zostać w obozie dla bezpieczeństwa.
– Dobrze.. Jakie zioła mam wziąć?
– Pajęczynę, takie na zatrzymanie krwawienia, na urazy. Pamiętaj zwłaszcza o pajęczynie. Jest bardzo ważna.
– Rozumiem.
Deszczowa Chmura nie wyglądał na najszczęśliwszego pod słońcem kota. Smętnie zbierał wszystkie zioła jakie były im potrzebne. Nawłoć, liście malin, aksamitka... Na sam widok tych roślin kręciło jej się w głowie. Kocur wszystko zawijał w pietruszkę, by to nieść.
– A pajęczyna?
– Weź ją sama. Ja się zajmę ziołami.
Oczyściła z pająków pajęczynę rosnącą w kącie legowiska i wzięła w kły. Wzięła więcej z zapasów, czujac jak ta klei jej się do mordki.
– Wystarczy?
– Lepiej wziąć nadmiar, niż potem mieć problem. – mruknął przez zęby kocur, przenosząc zapasy.
– Dobrze.
Zebrała jej więc jej więcej. Miała nadzieję że tyle wystarczy.
– Przynieś jeszcze macierzankę jak tam jesteś! – krzyknął rudy. Macierzankę? Nie znała tego zioła.
– Tu jest macierzanka. – Śnieg podała jej kilka zielonych liści i ogonem wskazała miejsce, gdzie leżała reszta.
– Na co jest?
– Zaraz wychodzimy, nie ma czasu na nauki. Zbierz to wszystko.
Z niesmakiem posłuchała się mentorki i zaczęła wszystko zamieniać w pakunki. Musiała przyznać, że w taki sposób wszystko było wygodniejsze. Poszła za Deszczową Chmurą.
– Paplająca Łapo? – miauknęła jeszcze Ośnieżona Łąka, patrząc na terminatorkę. Bura się odwróciła do niej i spojrzała w żółte oczy.
– Niech Klan Gwiazd oświetla twoją ścieżkę.
Skinęła głową z podziękowaniem i dogoniła starszego medyka.
– Jak to będzie wyglądać?
– Nasz patrol ma odwrócić uwagę Klanu Nocy. – powiedział, przyśpieszając kroku by zdążyć za orszakiem. – Gdy oni przyjdą rozpoczniemy bitwę, a Klan Burzy przyjdzie nam na pomoc. Później zdobędziemy ich obóz. – mruczał Deszczyk. – Nie stresuj się. Prędzej czy później i tak by do tego doszło. Nasze Klany nigdy się specjalnie nie lubiły.
Kotka lekko się rozluźniła słysząc te kojące słowa, jednak stres jej nie opuszczał. Była pewna, że ktoś straci życie w tym boju. To było... przerażające.
– Mysikróliczy Ślad! – podbiegła do niebieskiego kocura, zanim uzdrowiciel zdążył ją zatrzymać. – Również tam idziesz?
– Mógłbym zadać tobie to samo pytanie. Nie musisz się o mnie martwić. – zamruczał. – Dam sobie radę, jestem wojownikiem. Chcę walczyć za nasz Klan.
– Mam nadzieję, że mnie nie okłamujesz. – odpowiedziała smętnie kręcąc głową. Nie chciała go stracić. Wszystko, byle nie jej bracia.
– Spokojnie. Będzie wszystko dobrze. – zapewnił ją.
– Paplająca Łapo, nie odłączaj się.
– Przepraszam. – wróciła do rudego.
– Nie musisz przepraszać, ale bądź ostrożna. Podczas walki nie możesz podejść do kogoś i tak po prostu zacząć pogawędki. Pamiętaj, jesteśmy medykami, nie walczymy. Nawet jeśli masz wiedzę zarezerwowaną dla wojowników teraz już nim nie jesteś. Nie mieszajmy się w to. – zaczął wykład Deszczowa Chmura. – Z priorytetem lecz naszych wojowników, tych Klanu Burzy również. Klan Nocy... Lepiej im nie pomagaj, Paplająca Łapo. Źle to się skończy.
– Czy nasz kodeks nie mówi o tym?
– To wyjątkowa sytuacja. Nie wszystko można podpiąć pod regułę.
– Dobrze.
Śnieg chrupał pod łapami kotów. Zastanawiała się jak to jest, że wszyscy wojownicy nie boją się iść na wojnę. Przecież doskonale wiedzą, że mogą zginąć, samemu zabić i zostawić wiele kotów bez ważnych dla nich osób. Co miało być fajne w wgryzaniu się w gardła innych? Gdyby nie zmieniła kierunku nauk, możliwe że sama by z nimi kroczyła, nie będąc pewna czy w ogóle przeżyje. Miała dreszcze. Nawet nie zauważyła, gdy już byli przy Orlim Drzewie. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, jakby iskry przebiegające przez jej ciało, podjudzające ją do działania. Wraz z przyjacielem skryli się obok pnia drzew, rozkładając ziółka. W jednej kupce takie, w drugiej siakie, w trzeciej nijakie.
– Wiesz jak się tego wszystkiego używa?
– Nie jestem pewna.
Westchnął.
– Przeżuwaj na papkę i na ranę. Oprócz macierzanki.
– Co z macierzanką?
– Macierzanka jest na uspokojenie.
– To po co nam jest?
– Dla nas. – wymusił u siebie rozbawiony uśmiech, chociaż nikomu nie było do śmiechu. – Jeśli kot jest w ciężkim stanie podczas bitwy można mu ją podać. Nasze myśli i uczucia też są ważne, a nie tylko ciało.
Skinęła głową ze zrozumieniem. Słyszała patrol Klanu Nocy. Odwróciła łeb w jego stronę. Musisz to przeżyć Paplo. Uwierz w siebie, a wszystko będzie dobrze.
Koty się na siebie rzuciły bez ogródek. Nieważne czy byli to obcy, wrogowie, przyjaciele czy kochankowie. Każdy wbijał w każdego innego pazury tak samo głęboko. Zatapiał w ich gardle zęby, uśmiechając się nad bólem tych, które widzą prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu. Maliny na krwawienie, macierzanka na uspokojenie, nawłoć na rany - powtarzała w głowie jak marę. Tu tryskała krew, tam ktoś wrzeszczał w niebogłosy, jakby zaraz miał odejść. Położyła uszy tak, że praktycznie zniknęły w sierści.
– Spokojnie, Paplająca Łapo. – Deszcz spojrzał na młodą kotkę. – Jesteś już dużą, pokaźną kotką. To nasza praca, każda praca jest okropna.
Urwał gwałtownie.
– Nie zajmujmy się głupotami. Potrzebują naszej pomocy.
Paplająca Łapa wypaliła w stronę rannej zastępczyni z zawiniętkiem pajęczyny i ziół, ktore żuła jeszcze idąc. Jej rana na barku wyglądała obrzydliwie. Wiśniowy Świt z początku była niepewna, ale rozpoznała burą uczennicę i pozwoliła sobie pomóc. Papla musiała przyznać, że opatrunek nie wyglądał najlepiej. Był niestaranny i wyglądał jakby miał się zaraz odczepić. Zanim jednak ostrzegła liliową ta ruszyła dalej w bój. Rozejrzała się w poszukiwaniu starego medyka. Robił opatrunek na plecy Suślego Nosa, wyczerpanego woja. Spojrzała jak Deszcz zakłada maść i pajęczynę, by ta nie spadała. Musiała ją zawinąć lepiej. Miała nadzieję, że nie zrobiła krzywdy Wiśni.
Odwróciła się. Nieznajomy, niebieski kocur. Wyglądał jakby miał dwie blizny na tym samym poliku - jedną starą, drugą nadaną ledwie co. Siłował się z wojowniczką Klanu Nocy, której nie znała. Trzymała się na uboczu, obserwując uważnie. Czarno-biała próbowała wygryźć sobie dziurę w jego szyi, jednak ten odepchnął obcą i szybko sam ją powalił. Kopnęła go z dużą siłą w brzuch, jednak ten sam pochlastał jej pysk. Przejechał pazurami po jej bezbronnym podbrzuszu. Kotka teraz w popłochu zaczęła uciekać. Podeszła do kota, który nerwowo obejrzał się.
– Pomogę ci.
Resztki leczniczej maści z impetem wypluła na świeżą ranę i przełożyła do niego pajęczynę. Krew jednak nie leciała gwałtownie, więc ten znów rzucił się w ten śmiertelny wir.
Niespodziewanie w tym amoku rzuciła się na nią bura vanka, przejeżdżając pazurami po jej grzbiecie. Pisnęła z zaskoczenia, uwalniając się. Krew krążąca w jej żyłach wręcz krzyczała. Ugryzła ją w białą łapę, co bura wzięła do siebie personalnie. Zanim jednak udało jej się obezwładnić o wiele mniejszą i bardziej bezbronną powalił ją duży, bury burzak. Uciekła, zostawiając za sobą szlak z zapachu przerażenia. Chciała czym prędzej odnaleźć Deszczową Chmurę. Wrócić do obozu. Miała tak cholerne szczęście, że ledwo co ją zadrapała. Prawie umarła i nie wytrzyma tu ani chwili dłużej.
W pogonii szponów, w huraganie futer, prawdziwym tornadzie z kości, sierści i krwi bura jakimś cudem znalazła ubocze i dłuższą kępkę trawy, w którą wcisnęła natychmiast swój przestraszony zad, trzesąc nim jak osika. Niech ten koszmar się skończy. Poczuła, jakby ktoś szedł w jej stronę. Tylko nie to. Tylko nie to. Cofała się cicho, stawiając jak najcichsze kroki. Tu szorstka kępka paprotek, tam twardy kamyczek... Podskoczyła, gdy nadepnela na coś miękkiego. Jej ciało przeszedł gwałtowny dreszcz, gdy tylko otworzyła oczy.
Nigdy nie widziała trupa aż z tak bliska. Krew płynęła z jej ran na szyi i tylnej nodze coraz pokorniej. Pysk wykrzywiony w niemym krzyku, sam skroplony czerwienią. Miała pozlepianą sierść i oczy jak u szklanej lalki - błyszczące, a jednocześnie bez blasku. Postawiła krok w tył, na chwilę zapominając o reszcie świata. Bez wątpliwości był to nocniak. Widać było po smrodzie. Niby powinna ją tak zostawić, jednak nie mogła. Coś w niej pękło. Mimo że się wcześniej cofnęła, teraz podeszła bliżej, muskając łapami jej wątłą skórę. Kim była? W co wierzyła? Jakim była kotem? Nikt nie zasługiwał na odejście bez słowa pożegnania.
– Niech przodkowie przyjmą cię w swe progi. – rozpoczęła modlitwę. – Trafisz tam do nich, tam gdzie będą wszystkie inne dusze. Wśród bogów.
Zamilkła. Więcej już nie mogła dla niej zrobić.
– Wygraliśmy! Siostro, wygraliśmy! – z transu wyciągnął ją zmęczony głos Mysikróliczego Śladu. Bura gwałtownie odwróciła się w jego stronę. Miał wiele zadrapań, w tym na pysku. Mogła powiedzieć, że odeszły od niego wszystkie siły i ledwo trzymał swoją sylwetkę wyprostowaną. Brudny, obolały, wyczerpany, ale szczęśliwy.
– Co się stało?
– Klan Nocy uciekł jak spłoszone myszy! – zaśmiał się. – Zwyciężyliśmy, rozumiesz?!
– Nie powinieneś być tam z innymi? – rzuciła spojrzeniem w stronę obozu Klanu Nocy. Mysikrólik zrobił to samo i zamyślił się na chwilę.
– Em.. Powiemy że mnie opatrywałaś.
– Pewnie. – prychnęła z uśmiechem. Była naprawdę szczęśliwa, że nic mu się nie stało. – Przy Orlim Drzewie mamy skład ziół. Mi zostało niewiele. – przyznała. Odwróciła wzrok od brata i znowu spojrzała na realia wojny. Leżące koty bez życia. Źdźbła traw zroszone krwią. Kępki futer rozniesione po całym polu bitwy. Teraz wiało tu ciszą.
– Paplająca Łapo, tu jesteś! – miauknął groźnie Deszczowa Chmura. – Mówiłem ci abyś się nie oddalała. Martwiłem się o ciebie, Kunko. – dodał cieplej.
– Przepraszam. – kark zapiekł ją ze wstydu. – Pomagałam innym kotom. Skończyły mi się zioła.
– Skończyła to się bitwa. Możemy wrócić już do obozu.
– Co z poległymi? – wydukała Papla.
– Zabiorą je inni. Patrz, wracają.
Obróciła łeb, patrząc na orszak kotów, rozdzielający się z jednej grupy na dwa Klany, Wilka i Burzy. Czyli będzie jak wcześniej. Połączyli się jedynie na tą krótką chwilę w boju, niczym najlepsi przyjaciele. Za księżyc wszyscy zapomną o tej współpracy i znowu będą na siebie wzajemnie syczeć.
– Mysikróliczy Śladzie, dotrzesz do obozu?
– Poradzę sobie.
Dotarli do obozu, jednak nie mieli wolnego. Zwłaszcza oni, medycy. Musieli się zająć rannymi.
– Chodź do mnie, Paplo. – usłyszała miauknięcie Ośnieżonej Łąki. – Pomóż mi z leczeniem.
– Już! – kotka poszła w głąb składziku i odetchnęła z ulgą. Koniec. Koniec tego piekła. Odłożyła część ziół, które miała ze sobą. Patrzyła intensywnie na niedbale odłożone, rześko pachnące listki. Macierzanka, na uspokojenie, tak? Przepraszając w myślach mentorkę chwyciła kilka, jednak szybko odepchnęła. Nie może marnować ziół.
– Szybciej! Weź też pajęczynę!
– Już lecę!
Cętkowana w pysk wzięła to, co zostało z składu pajęczyny. Trzeba będzie pójść i jej poszukać. Zrobi to jutro, jak już ochłonie.
Jej oczom ukazał się ranny Lulkowy Korzeń, posiadający sporą ranę na grzbiecie. Z lekka obrzydzona przyłożyła pajęczynę do rozcięcia.
– Przyłóż mocniej.
– Dobrze, Ośnieżona Łąko.
Kotka docisnęła lepkiego bandaża. Na pysku czekoladowego pojawiła się ulga.
– Pójdź po coś przeciw infekcjom i przytulię. Ja się tym zajmę.
Skinęła głową. Przytulia, przytulia, przytulia. Gdzie leży przytulia? Natomiast na infekcje przychodził jej jedynie nagietek. Błagała w myślach, by był. Na szczęście było go ogromna ilość. Zdecydowanie wystarczy na zimę. Wzięła ziółko i zaczęła przeżuwać na papkę. Po przytulię wróci. Pomogła nałożyć maść na obrażenia wojownika.
– A przytulia?
– Chwilka.
Pognała w głąb legowiska medyków. Od latania w tę i spowrotem bolały ją już łapy. Była nie mniej zmęczona niż ci, co wrócili z bitwy. Marzyła o szybkim skończeniu się tych, co potrzebują pomocy, aby pójść i się spokojnie przespać. Deszczowa Chmura im by się przydał. Właśnie, gdzie on był? Spinając opatrunek dla Lulka, zapytała Śnieg:
– Co z Deszczem? Gdzie jest?
– Zajmuje się tymi, co już skończyli w Klanie Gwiazdy.
Przeszedł ją dreszcz.
– Właśnie, możesz mu zanieść trochę mięty lub lawendy. Zależy co jest. Na osty i ciernie, coraz mniej tych ziół. – mruknęła zmartwiona. – Miejmy nadzieję, że nam starczy.
– Miejmy nadzieję.
Była ciekawa, po co była lawenda rudemu. Nie znała jej zastosowania. Zwłaszcza dla trupów. Chwyciła pierwsze, co było i wyszła.
Kocur krzątał się przy leżących na ziemi wojownikom. Wiecznym wojownikom, którzy oddali życie za swój Klan. Podeszła do niego.
– Ośnieżona Łąka kazała mi to do ciebie zanieść... – upuściła przed nim zawiniątko. Na zewnątrz było jakoś ciszej, spokojniej. Aż dziwnie. – Co z nimi robisz?
– P-przygotowuję do czuwania. – powiedział ze zwieszonym pyskiem. – Na każdego kota przychodzi taki czas. Nie obwiniaj się o to. Doskonale wiedzieli, że mogą zginąć, jednak byli odważni aż do końca.
– S-są w Klanie Gwiazdy.
– Spotykają się ze swoimi krewnymi. – oboje spojrzeli w niebo. – Wracaj do mentora. Mamy łapy pełne roboty.
To była prawda. Wszyscy potrzebowali pomocy, jedni bardziej, drudzy mniej. Dla każdego kilka ziół. Większość rzeczy robiła Ośnieżona Łąka, a Papla latała z kwiatka na kwiatek po medykamenty.
Każdy z każdym, najmniejszym skaleczeniem. Zajęli się nimi porządnie. Nie chciała mieć zepsutego Klanu. Płowa pozwoliła jej się zająć Liściastym krzewem, który zwichnął sobie ogon jakimś cudem. Udało się jej postawić go do normalnego stanu, z lekką pomocą dymnej, ale to nie było ważne. Była z siebie dumna. Wyczerpana, lecz dumna. Wyszła z legowiska medyka, by pożegnać się z bratem przed drzemką. Usiadła zaraz przy nim.
– Klanie Wilka! – rozpoczął ogłoszenie Jastrzębia Gwiazda. Każdy zwrócił oczy w jego stronę. – Wkroczyliśmy na ścieżkę wojny, to fakt. Wygraliśmy tą bitwę i wygramy wiele następnych, jeśli się wydarzą. Z każdym dniem nasz Klan nabiera na sile. – przejechał oczami po każdym w obozowisku. – Niestety, nie obyło się bez strat. Śmierć zabrała Wydrzy Las, Gołębi Lot, Suśli Nos, Makowe Ziarno oraz Chabrowy Szept. Tej nocy odbędzie się czuwanie nad nimi. Niech Klan Gwiazd oświetla ich ścieżkę. – zakończył, zeskakując z wysokiego miejsca zgromadzeń. Przez moment nie zrozumiała co się stało. Po chwili do niej dotarło, że jej cichy, spokojny wujek... stracił życie.
Wszystko przez nią.
– Chaber? – miauknęła niepewnie do brata. – Naprawdę?
– Najwyraźniej... Chodź, Paplająca Łapo. Pożegnamy go.
Zebrali się wszyscy nad jego ciałem. Kocur wyglądał jakby był w głębokim śnie, a słodki, kwiatowy zapach w ogóle nie pasował do śmiertelnej ciszy, przerywanej siąkaniami cudzych nosów przy innych zmarłych. Ona, Mysikróliczy Ślad, Czarny Strumień, Sosnowa Igła i Mała Róża. Jak rodzina zbili się w ciasną kupkę nad nim.
Papla z trudem patrzyła na matkę. Matkę? Czy mogła tak jeszcze nazywać Sosnę, skoro ta się jej wyrzekła? Jeżeli była przez nią uważana za plugawe spaczenie rodu? Po cętkowanej nie było widać żadnego wyrazu żalu. Najmniejszej łezki, pociągnięcia nosem. Po prostu wpatrywała się w brata w milczeniu. Czy jej rodzicielka była tak niewrażliwa na ból innych, że nawet śmierć brata z tego samego miotu do niej nie trafiała?
Jeszcze raz spojrzała na krewnego. Nikt nie ośmielił się powiedzieć choćby słowa.
Niech Bogowie wezmą cię tam, gdzie już nie będziesz musiał odczuwać żywych zmartwień – pomyślała.
Wyleczeni: Stokrotkowa Polana, Liściasty Krzew
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz