Był znudzony.
Nie tylko wiecznym darciem mordy swojej ukochanej mentorki, ale też monotonią dnia codziennego, która gryzła go w dupę bardziej, aniżeli pchły na dupie Tańczącej Pieśni. Na samą myśl o starszyźnie, wzdrygnął się. Nie często tam bywał, nawet jeśli jego własny ojciec ostatecznie tam wylądował.
Skrzywił się srogo, jakby zeżarł cytrynę, spoglądając na swoją nauczycielkę.
Cichej Kołysance odbiło.
I to nie przez to, że została główną medyczką klanu klifu tylko w jakich okolicznościach się to stało. Truskawkowa Łapa obruszył się gniewnie, gdy ta ponownie zaczęła piłować na niego mordę. Oboje chcieliby, żeby Bluszczowe Pnącze żył.
Nie tylko ona i jej samolubna dupa.
Zresztą, Truskawek wolałby, żeby to ona zdechła a Bluszcz żył, przynajmniej liliowy kocur nie wieszał na nim psów, ani też nie wyżywał się emocjonalnie, gdy miał gorszy dzień.
– No chyba srał cię pies! – tupnął łapą, gdy kotka zarzuciła mu niekompetencję. Cicha jednak, drążąc dalej wytknęła kolejny błąd ucznia.
– Gdybyś nie był tak roztrzepany to byś nie pomylił ziół na ból brzucha z tymi powodującymi rozwolnienie, a ja nie musiałabym spędzić całej nocy przy Grzybowej Ścieżce! – medyczka machnęła ogonem wściekle, przebijając się przez gęste krzewy, przez które mimo braku liści nadal było niewiele widać. Ogon mentorki co jakiś czas smyrał go po nosie, powodując jeszcze większe rozdrażnienie.
Uderzył w jej zad, gdy ta przystanęła nagle.
– Uważaj z tym grubym zadem! – nawet się nie zdziwił, gdy zaraz w jego kierunku poleciało wyraźne “przymknij się”. Coś jednak było tym razem inaczej.
Wziął głęboki wdech, poruszając uszami.
Nigdy nie widział Cichej Kołysanki trzęsącej dupą aż tak.
– Wracaj do klanu. Już.
– No chyba sobie jaja robisz! Miałaś mi dzisiaj pokazać konkretne zioła! Zapasy nam się kurczą!
Kotka drgnęła, uderzając wściekle ogonem o ziemię. Strach zmieszał się z zapachem gniewu.
– Rób co mówię niewdzięczny bachorze!
Dwa rude pyski wypadły zza śnieżnego pagórka, pędząc wprost na dwójkę klifiaków. Truskawkowa Łapa przeklął wściekle, rzucając się do ucieczki. Pierwszy raz w życiu uznał, że mógł posłuchać tej swojej durnej mentorki. Nie odwrócił się, słysząc kwik, po prostu pędził przed siebie, natychmiast wszczynając alarm, gdy tylko wpadł do obozu.
– Lisy! Id-idą tut-taj!
Obejrzał się za siebie, słysząc chrzęst śniegu oraz dudnienie łap.
Dwa lisy stanęły u wejścia obozu z ciałem jego mentorki rozerwanym na pół.
Uczeń odwrócił wzrok, zwracając zawartość żołądka wprost na śnieg. Popchnięty przez kogoś, uderzył łbem o pień drzewa tracąc przytomność.
Nie tylko wiecznym darciem mordy swojej ukochanej mentorki, ale też monotonią dnia codziennego, która gryzła go w dupę bardziej, aniżeli pchły na dupie Tańczącej Pieśni. Na samą myśl o starszyźnie, wzdrygnął się. Nie często tam bywał, nawet jeśli jego własny ojciec ostatecznie tam wylądował.
Skrzywił się srogo, jakby zeżarł cytrynę, spoglądając na swoją nauczycielkę.
Cichej Kołysance odbiło.
I to nie przez to, że została główną medyczką klanu klifu tylko w jakich okolicznościach się to stało. Truskawkowa Łapa obruszył się gniewnie, gdy ta ponownie zaczęła piłować na niego mordę. Oboje chcieliby, żeby Bluszczowe Pnącze żył.
Nie tylko ona i jej samolubna dupa.
Zresztą, Truskawek wolałby, żeby to ona zdechła a Bluszcz żył, przynajmniej liliowy kocur nie wieszał na nim psów, ani też nie wyżywał się emocjonalnie, gdy miał gorszy dzień.
– No chyba srał cię pies! – tupnął łapą, gdy kotka zarzuciła mu niekompetencję. Cicha jednak, drążąc dalej wytknęła kolejny błąd ucznia.
– Gdybyś nie był tak roztrzepany to byś nie pomylił ziół na ból brzucha z tymi powodującymi rozwolnienie, a ja nie musiałabym spędzić całej nocy przy Grzybowej Ścieżce! – medyczka machnęła ogonem wściekle, przebijając się przez gęste krzewy, przez które mimo braku liści nadal było niewiele widać. Ogon mentorki co jakiś czas smyrał go po nosie, powodując jeszcze większe rozdrażnienie.
Uderzył w jej zad, gdy ta przystanęła nagle.
– Uważaj z tym grubym zadem! – nawet się nie zdziwił, gdy zaraz w jego kierunku poleciało wyraźne “przymknij się”. Coś jednak było tym razem inaczej.
Wziął głęboki wdech, poruszając uszami.
Nigdy nie widział Cichej Kołysanki trzęsącej dupą aż tak.
– Wracaj do klanu. Już.
– No chyba sobie jaja robisz! Miałaś mi dzisiaj pokazać konkretne zioła! Zapasy nam się kurczą!
Kotka drgnęła, uderzając wściekle ogonem o ziemię. Strach zmieszał się z zapachem gniewu.
– Rób co mówię niewdzięczny bachorze!
Dwa rude pyski wypadły zza śnieżnego pagórka, pędząc wprost na dwójkę klifiaków. Truskawkowa Łapa przeklął wściekle, rzucając się do ucieczki. Pierwszy raz w życiu uznał, że mógł posłuchać tej swojej durnej mentorki. Nie odwrócił się, słysząc kwik, po prostu pędził przed siebie, natychmiast wszczynając alarm, gdy tylko wpadł do obozu.
– Lisy! Id-idą tut-taj!
Obejrzał się za siebie, słysząc chrzęst śniegu oraz dudnienie łap.
Dwa lisy stanęły u wejścia obozu z ciałem jego mentorki rozerwanym na pół.
Uczeń odwrócił wzrok, zwracając zawartość żołądka wprost na śnieg. Popchnięty przez kogoś, uderzył łbem o pień drzewa tracąc przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz