Kiedy pogoda się uspokoiła i biały puch przestał spadać z nieba, on i Biały Kieł wybrali się na trening. Przez to, że rzeka zamarzła, a zimno wręcz obezwładniało ucznia, mentor postanowił odłożyć naukę pływania i polowania na ryby, na rzecz walki. Jesionowa Łapa z chęcią przyjął propozycję kocura, zwłaszcza, że nadal w pamięci miał nieprzyjemny sen odnośnie rzeki. Ruszyli w miejsce, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał i zaczęli trening.
- Walka jak wies jest wasna. Dzięki niej chlonimy nas klan psed atakiem obcych. – wyseplenił mentor.
Dobrze wiedział co miał na myśli. W końcu w ataku Klanu Klifu na ich obóz, wiele kotów straciło życie, w tym i jego rodzice.
- Rozumiem.
Resztę poranka ćwiczyli techniki walki. Śnieg nieco utrudniał zadanie, ale Biały Kieł zapewniał, że walka w takich trudnych warunkach, lepiej go przygotuje. Nie marudził więc i z zaparciem próbował powalić mentora. Niestety kończyło się na tym, że to on lądował w zimnej zaspie z kocurem nad sobą. Po kilku próbach, zaczynał łapać o co w tym chodzi. Rozgrzał się wystarczająco, aby nie czuć zimna, a sztywność kończyn zniknęła, dzięki czemu wróciła i jego sprawność. Chyba powinien poprosić kocura, aby przed walką pozwolił mu pobiegać. Wtedy robiło się gorąco, a ciepła potrzebował bardzo, zwłaszcza że w odróżnieniu od innych, pora nagich drzew naprawdę dawała mu w kość.
- Hm... dobse. Srobimy tak na następnym treningu. Ale pamiętaj se wlóg nie da ci casu na rosgsewkę.
- Będę pamiętać.
Ruszyli w stronę obozu. Był ciekaw jak tam jego brat. Czy również miał podobne zajęcia jak on? Trudno było mu sobie wyobrazić burasa, który rzuca się na innego kota. Było to bardzo do niego nie podobne. Ale najbardziej martwił się co z Gruszką, Lodem, Pigwa i Wężykiem. Czy żyją? Miał taką nadzieję. Tęsknił za nimi i ich wspólnymi zabawami. Świat bardzo mocno pokazał mu, jaki jest okrutny.
Kiedy przekroczyli wejście do obozu, podszedł do nich wujek. Niebieskie oczy Jesionowej Łapy, szybko spoczęły na wojowniku.
-Młody, chcesz iść ze mną zdobyć kocimiętkę z farmy Dwunożnych? — rzucił lekko nonszalancko.
Bardzo się ucieszył, gdy ten zaoferował mu wspólną wyprawę. Sądził, że kocur po kłótni z Oblodzoną Sadzawką, już nigdy się do niego nie odezwie. Nie ukrywał, że lubił spędzać z bicolorem czas i uważał go za najmądrzejszego i najodważniejszego kota w klanie.
-A co z Malinową Łapą? - zapytał zdziwiony, że brata nie ma przy wojowniku.
Chyba powinien iść wraz z nimi? W końcu Aroniowy Podmuch był jego mentorem.
-Eh. Cierń mu wszedł w łapę i musiał iść do medyczki — wyjaśnił.
Cierń? Musiał mieć pecha, że akurat w niego wdepnął. Biały puch gęsto zakrywał ziemię, przez co trudno było dostrzec, co leży pod łapami. Miał nadzieję, że brat szybko z tego wyjdzie.
- To ja jus idę - Biały Kieł odszedł zostawiając ich samych. Wujek odprowadził go wzrokiem po czym spojrzał na Jesionową Łapę.
- No i jak?
- Z chęcią! - odpowiedział natychmiast.
- No to w drogę.
Ruszył za wujkiem, który prowadził go w nieznane. To była jego pierwsza taka długa podróż. Wojownik szedł pewnie, najwidoczniej znał drogę na tą farmę Dwunożnych. Był podekscytowany. A co jeśli tam jakiegoś spotkają? Czy naprawdę mają tylko dwie nogi?
- Wujku? A co zrobimy jak nas zauważy ten stwór?
- Stwór?
- No... Dwunożny.
- Wtedy uciekamy.
Cóż taktyka dobra zwłaszcza, że jeszcze nie potrafił walczyć. Chwile minęło nim dobiegli do celu. Aroniowy Podmuch rozejrzał się ostrożnie po otoczeniu. Czekoladowy zauważył dziwne konstrukcje, z czego jeden miał dziwną tubę, z której wylatywał dym. Czyżby to tam żyli Dwunożni?
- Za mną - rzucił bicolor i podbiegli pod błyszczący w słońcu Zamknięty Świat.
Jesionowa Łapa zajrzał przez dziurę, która dziurą nie była, bo jak dotknął jej nosem, to poczuł niewidzialną ścianę i dostrzegł mnóstwo roślin. Normalnie magia! Jak coś takiego mogło istnieć? W oddali usłyszał dziwny dźwięk.
- Co to? - zapytał zaciekawiony.
Aronia wyostrzył słuch.
- To krowa.
Co to krowa? Chciał już zapytać, ale wujek już zniknął w uchylonym przejściu do Zamkniętego Świata. Ruszył szybko za nim i przeżył kolejny szok. Było tu ciepło! Rozejrzał się po otoczeniu i dostrzegł dużo zieleni, jak w porze zielonych liści! Czyżby przenieśli się w czasie? Z zafascynowaniem rozglądał się po otoczeniu, dopiero sykniecie wujka wyrwało go z podziwiania tej anomalii.
- Mamy zadanie.
Skinął głową na słowa kocura. Musiał się skupić. To poważne zadanie. Klan najwidoczniej potrzebował tej rośliny.
- To jak wygląda ta... kocimiętka?
<Aronio?>
Dumny Aronia i rozbrykany Jesionek w wielkim świecie. Zobaczymy, jak uda im się rozprawić z wielkimi Dwunożnymi
OdpowiedzUsuń