Z ukosa zerknęła na Malinkę, którzy nie tylko wydawali się równie poruszeni sytuacją, ale także patrzyli na znajdkę niesioną w pysku z niezwykłą czułością. W oku siostry rozbłysła iskra zainteresowania. Nigdy nie pytała się go, czy chciałby mieć kocięta. Właściwie, to z żadnym z rodzeństwa nie rozmawiała na ten temat. A w sumie dobrze byłoby znać ich opinię, aby móc przygotować się na potencjalne zostanie jak najlepszą ciocią! Już i tak okazało się, że posiada siostrzeńców w Klanie Burzy, więc miała okazję do przygotowawczego treningu w tym zakresie. Jednak siłą rzeczy to nigdy nie będzie tak bliska relacja, jaką mogłaby nawiązać z dziećmi rodzeństwa w Owocowym Lesie.
Jej myśli zostały przerwane, kiedy doszli do obozu i zostali zasypani pytaniami. Po wyjaśnieniu całego zamieszania obserwowała, jak Murmur razem ze stróżami zanoszą kocięta do żłobka, zapewne mając zamiar zająć się ich ogrzaniem.
Zwiadowczyni przeniosła wzrok na stojącego obok calico, zamierzając poruszyć wcześniej _, jednak ten ją wyprzedził:
— Czy nie są przecudne?
Zamrugała na niego zaskoczona.
— Są urocze, prawda — odpowiedziała z lekką konsternacją, bo miała wrażenie, że Malinka tak naprawdę chciał przekazać jej coś innego. Zmrużyła oczy i przyjrzała się mu uważnie. Wyglądał na szczerze wzruszonego, spoglądając na legowisko królowych i… och! Jej źrenice natychmiast się rozszerzyły. — Chcesz je adoptować. Tak? Mam rację?
Malinka westchnął z rozmarzeniem.
— Nawet nie wiesz jak bardzo!
Szylkretka poczuła, jak otula ją przyjemne ciepło.
— W takim razie, na co tak czekasz! — zaśmiała się, radośnie unosząc ogon. — Leć tam w trymiga, bo jeszcze zaraz ktoś ci je sprzątnie sprzed nosa!
— Ej, nie mów tak! — oburzył się, niedługo później zaczynając chichotać razem z nią. — Ale rzeczywiście się pospieszę, bo już chyba nie wytrzymam chwili dłużej…
Odprowadziła rodzeństwo wzrokiem, a kiedy zniknęli za gałęziami kaliny, uśmiechnęła się szeroko.
Malinka zasługiwał na całe szczęście, jakie można było znaleźć na tym świecie.
***
Wyszła z legowiska medyka, otrząsając się z obrzydzenia. Na dzisiejszym treningu złapała kleszcza i teraz musiała znosić odór mysiej żółci, nieprzyjemnie docierający do jej nozdrzy. Najbardziej w tym wszystkim zirytował ją jednak Mróz, który dopiero po spektakularnym upadku z drzewa, raczył poinformować swoją mentorkę, że od jakiegoś czasu boli go jedna z łap. Natychmiastowo udali się do Świergot i na szczęście uraz jej ucznia nie okazał poważny. Mimo to Mirabelka zdecydowała o przerwaniu szkolenia na kilka wschodów słońca, aby arlekin mógł spokojnie dojść do siebie. Obecnie miała zatem chwilę wolnego, którą bez wahania postanowiła poświęcić na odwiedzenie żłobka. Malinka mieszkał tam, odkąd zdecydował się na adopcję, a jego siostra często przychodziła, by zobaczyć się z nim i jego pociechami. Mimo tego faktu dopiero od niedawna zaczął się okres, w którym rzeczywiście poznawała charaktery swoich bratanków, gdyż wcześniej dopiero się rozwijali.
Poświęciła trochę czasu przed wizytą, aby pozbierać ciekawsze przedmioty z lasu i wkroczyła do żłobka, wyglądając niczym krewna, która właśnie wróciła z dalekich podróży.
— Och, Mirabelko! — sapnął z zaskoczenia bicolor, nim w jego oczach nie zabłysła ekscytacja. — Nawet bym na to nie wpadł, jesteś najlepsza!
Siostra uśmiechnęłaby się na te słowa, gdyby nie była zajęta rozpakowywaniem wszystkich drobnostek ze swojego pyska i futra.
— Dzień dobry ciociu! — Dereńka zgieła się w grzecznym ukłonie, jak zwykle zachowując wysoką kulturę osobistą. — Co nam przyniosłaś?
Obok zwiadowczyni zaraz pojawiła się i Figa, która zachowywała się zawsze… dosyć specyficznie w jej obecności.
— Przyniosłam wam przedmioty, które można wykorzystać zabawy! Albo na ozdobę, jeśli na tyle się wam spodobają — wyjaśniła. — Pewnie nudzi was siedzenie tutaj tak bez żadnych nowości, więc pomyślałam, że to dobry pomysł. — Z własnego doświadczenia wiedziała, że przebywanie w żłobku rzadko kiedy należało do ekscytujących zajęć. — Więc tak: tutaj mamy szyszkę, dzięki której moglibyśmy pograć w jakąś grę! Ja zawsze najbardziej lubiłam zabawę kopanie albo szukanie. — Przeniosła wzrok na kolejne drobnostki, po kolei podnosząc i prezentując każdą z nich. — Wzięłam jeszcze ten odłamek kory, pustą muszlę ślimaka, piórko, a nawet ten róg, który kiedyś zapewne nosił na swojej głowie kozioł. — Uśmiechnęła się, nie potrafiąc dłużej ukryć dumy ze własnych zbiorów. — Co wy na to?
<Figo?>
Wyleczeni: Mirabelka, Mróz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz