Uniosła wzrok na Cykorię, z jakimś znużeniem wymalowanym na pysku.
- Unikam konfidentów - stwierdziła krótko, sucho, z wyczuwalnym rozdrażnieniem w głosie. Czego się spodziewał biorąc głos? Oczekiwał miłej rozmowy, czy wymiany zdań przy posiłku? - Widziałeś może jakichś w okolicy? Byłoby naprawdę kiepsko, gdybym na jakiegoś teraz wpadła.
Kocur krzywił się, słysząc słowa Kniei.
- Jedyne co widziałem to puste tunele, w których raczej nie spotykam złych kotów, a tym bardziej chodzących bez opieki gwiezdnych. - Rzucił Cykoria. - Powinnaś spróbować. Będzie to lepsze niż próba wypomnienia mi czegoś.
- Oh, biedna ja, co zrobię bez wiary w gwiezdne trupy? Na pewno pochłoną mnie ciemności tuneli, mroczne duchy, demony przeszłości - sarknęła drgając ogonem - W końcu to się liczy, a nie umiejętności.
- Wiara w Klan Gwiazdy, to podstawa naszego klanu Kwiecista Łapo. Powinna iść w parzę z umiejętnościami, a nie osobno. - Westchnął cicho. - Dostałaś to co chciałaś, nawet będąc odrzuconą przez gwiezdny klan. Nie powinnaś się cieszyć? Obserwująca Gwiazda i tak postanowiła popełnić błąd, więc nie widzę twego problemu. Nazywają już Cię przewodnikiem.
- O, czyli teraz jestem błędem. Super - żachnęła się, strosząc sierść z wyczuwalną goryczą w głosie. Z każdym jego słowem czuła jakiś zawód i rozczarowanie. Naprawdę tylko to się liczy? Podchodziła do przewodnika sceptycznie na początku, jednak to on postanowił przedstawić jej zalety swojej profesji i ignorując jej fochy wciąż był jakoś... miły? Oh, głupia Knieja, czy naprawdę przez bycie ,,miłym" dałaś się ogłupić? Może gdzieś w głębi serca myślała, że znalazła sobie kolegę, któremu może zaufać i, być może myślała, że działa to też w drugą stronę. Jak widać się myliła. - Jest problem, Cykoriowy Pyle. Ty-nie, twoje myślenie jest tu problemem. Po prostu nie jestem w stanie tego pojąć, jakim cudem wierzysz jeszcze w te bajki, będąc dorosłym. I jeszcze mnie wydałeś. Tak po prostu, bez cienia zawahania. - opuściła sierść, by prychnąć, unosząc nieco ogon - Chociaż czego się spodziewałam, po ułożonym, wyklepanym na cacy lśniącym dziecku swoich rodziców. Mogłam się spodziewać, że podobnym tobie nie można ufać. W niczym. Ale nie sądziłam, że akurat to będzie problemem. - Idealne miłe dzieci chyba mają swoje wady, prawda? Widocznie jedną z nich było kapusiarstwo. Byli tak idealni, że stawiali swoje własne widzi mi się nad zwykłą lojalność. A Kniejka poczuła się zwyczajnie zdradzona. I to w imię czego, idei? Wiary? To było ponad jakąkolwiek relację?
- Bajki? Klan Gwiazdy istnieje. Jak inaczej wyjaśniłabyś moją ceremonię, bądź zsyłanie przepowiedni medyką? Nie, nie. Wyjaśnij mi w takim razie jakim cudem przywódcy otrzymują 9 żywotów bez gwiezdnego klanu. A nie, nie wyjaśnisz. Bo nie ma innego wyjaśnienia. - Prychnął tylko kocur. - Wyraziłem tylko swoją dezaprobatę przywódczyni, nie będę przecież kłamać w takich sprawach. Jakbym chciał Cię wydać, to cały klan wiedziałby o przebiegu naszej ceremonii.
- A co, jeśli Obserwująca Gwiazda zdecydowałaby inaczej. - zauważyła, doszukując się w cynamonie jakiś refleksji. Co wtedy? Nie mogła funkcjonować jak zwykły wojownik. Zostałaby wygnana? Nie, na to rodzice by nie pozwolili, ale na pewno stałaby się bezużyteczna. Może trafiłaby do starszyzny, albo do kopania dołów, jak kret. O tym nie pomyślał, prawda? Nic go nie obchodziło, że mógł tym narobić szkód w jej życiu, w imię idei. Moment później wzruszyła barkami. - A Klan Gwiazdy może być jedynie halucynacją, czymś wymyślonym do podtrzymania władzy wieki temu, do podtrzymania autorytetu lidera, medyków, wynikiem zwykłego przedawkowania ziół, grzybów, albo innych ciekawych substancji. Jest masa logicznych wyjaśnień, których nie chcesz zaakceptować. - przerwała, czując jak się zapowietrza. Do byłego mentora zdawało się, że nic nie docierało. Zagryzła zęby, spuszczając wzrok - Z resztą nie ważne. Nie widzę sensu by dalej z tobą rozmawiać. - Po tych słowach wyminęła kocura sztywnym krokiem, odchodząc w swoją stronę. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Nie ważne, że był jej mentorem, nie ważne, że pokazał nową drogę w jej beznadziejnie pechowym życiu. Wszystko to zrujnował. Gdyby jeszcze przeprosił, albo chociaż zaprzeczył. Gdyby zaoponował, że uważa Knieję za błąd, gdy o tym wspomniała. Pociągnęła nosem powstrzymując łzy, które przetarła szybko i niedbale łapą. Z całym swoim rozdrażnieniem zamiast w obozie, znikła w jednym z tuneli. Uważa ją za błąd? Dobrze, niech teraz patrzy z daleka, jak ta "pomyłka" którą stworzył, świetnie sobie radzi i bez niego i bez wymyślonej wiary.
- Unikam konfidentów - stwierdziła krótko, sucho, z wyczuwalnym rozdrażnieniem w głosie. Czego się spodziewał biorąc głos? Oczekiwał miłej rozmowy, czy wymiany zdań przy posiłku? - Widziałeś może jakichś w okolicy? Byłoby naprawdę kiepsko, gdybym na jakiegoś teraz wpadła.
Kocur krzywił się, słysząc słowa Kniei.
- Jedyne co widziałem to puste tunele, w których raczej nie spotykam złych kotów, a tym bardziej chodzących bez opieki gwiezdnych. - Rzucił Cykoria. - Powinnaś spróbować. Będzie to lepsze niż próba wypomnienia mi czegoś.
- Oh, biedna ja, co zrobię bez wiary w gwiezdne trupy? Na pewno pochłoną mnie ciemności tuneli, mroczne duchy, demony przeszłości - sarknęła drgając ogonem - W końcu to się liczy, a nie umiejętności.
- Wiara w Klan Gwiazdy, to podstawa naszego klanu Kwiecista Łapo. Powinna iść w parzę z umiejętnościami, a nie osobno. - Westchnął cicho. - Dostałaś to co chciałaś, nawet będąc odrzuconą przez gwiezdny klan. Nie powinnaś się cieszyć? Obserwująca Gwiazda i tak postanowiła popełnić błąd, więc nie widzę twego problemu. Nazywają już Cię przewodnikiem.
- O, czyli teraz jestem błędem. Super - żachnęła się, strosząc sierść z wyczuwalną goryczą w głosie. Z każdym jego słowem czuła jakiś zawód i rozczarowanie. Naprawdę tylko to się liczy? Podchodziła do przewodnika sceptycznie na początku, jednak to on postanowił przedstawić jej zalety swojej profesji i ignorując jej fochy wciąż był jakoś... miły? Oh, głupia Knieja, czy naprawdę przez bycie ,,miłym" dałaś się ogłupić? Może gdzieś w głębi serca myślała, że znalazła sobie kolegę, któremu może zaufać i, być może myślała, że działa to też w drugą stronę. Jak widać się myliła. - Jest problem, Cykoriowy Pyle. Ty-nie, twoje myślenie jest tu problemem. Po prostu nie jestem w stanie tego pojąć, jakim cudem wierzysz jeszcze w te bajki, będąc dorosłym. I jeszcze mnie wydałeś. Tak po prostu, bez cienia zawahania. - opuściła sierść, by prychnąć, unosząc nieco ogon - Chociaż czego się spodziewałam, po ułożonym, wyklepanym na cacy lśniącym dziecku swoich rodziców. Mogłam się spodziewać, że podobnym tobie nie można ufać. W niczym. Ale nie sądziłam, że akurat to będzie problemem. - Idealne miłe dzieci chyba mają swoje wady, prawda? Widocznie jedną z nich było kapusiarstwo. Byli tak idealni, że stawiali swoje własne widzi mi się nad zwykłą lojalność. A Kniejka poczuła się zwyczajnie zdradzona. I to w imię czego, idei? Wiary? To było ponad jakąkolwiek relację?
- Bajki? Klan Gwiazdy istnieje. Jak inaczej wyjaśniłabyś moją ceremonię, bądź zsyłanie przepowiedni medyką? Nie, nie. Wyjaśnij mi w takim razie jakim cudem przywódcy otrzymują 9 żywotów bez gwiezdnego klanu. A nie, nie wyjaśnisz. Bo nie ma innego wyjaśnienia. - Prychnął tylko kocur. - Wyraziłem tylko swoją dezaprobatę przywódczyni, nie będę przecież kłamać w takich sprawach. Jakbym chciał Cię wydać, to cały klan wiedziałby o przebiegu naszej ceremonii.
- A co, jeśli Obserwująca Gwiazda zdecydowałaby inaczej. - zauważyła, doszukując się w cynamonie jakiś refleksji. Co wtedy? Nie mogła funkcjonować jak zwykły wojownik. Zostałaby wygnana? Nie, na to rodzice by nie pozwolili, ale na pewno stałaby się bezużyteczna. Może trafiłaby do starszyzny, albo do kopania dołów, jak kret. O tym nie pomyślał, prawda? Nic go nie obchodziło, że mógł tym narobić szkód w jej życiu, w imię idei. Moment później wzruszyła barkami. - A Klan Gwiazdy może być jedynie halucynacją, czymś wymyślonym do podtrzymania władzy wieki temu, do podtrzymania autorytetu lidera, medyków, wynikiem zwykłego przedawkowania ziół, grzybów, albo innych ciekawych substancji. Jest masa logicznych wyjaśnień, których nie chcesz zaakceptować. - przerwała, czując jak się zapowietrza. Do byłego mentora zdawało się, że nic nie docierało. Zagryzła zęby, spuszczając wzrok - Z resztą nie ważne. Nie widzę sensu by dalej z tobą rozmawiać. - Po tych słowach wyminęła kocura sztywnym krokiem, odchodząc w swoją stronę. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Nie ważne, że był jej mentorem, nie ważne, że pokazał nową drogę w jej beznadziejnie pechowym życiu. Wszystko to zrujnował. Gdyby jeszcze przeprosił, albo chociaż zaprzeczył. Gdyby zaoponował, że uważa Knieję za błąd, gdy o tym wspomniała. Pociągnęła nosem powstrzymując łzy, które przetarła szybko i niedbale łapą. Z całym swoim rozdrażnieniem zamiast w obozie, znikła w jednym z tuneli. Uważa ją za błąd? Dobrze, niech teraz patrzy z daleka, jak ta "pomyłka" którą stworzył, świetnie sobie radzi i bez niego i bez wymyślonej wiary.
<Cykoria?>
Może jeszcze kiedyś pogadamy... kiedyś.
Może jeszcze kiedyś pogadamy... kiedyś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz