Dostał uczennicę, jednak czy był z tego powodu szczególnie szczęśliwy? Być może jeszcze kilkanaście księżyców temu z chęcią by kotkę przytłoczył swoją obecnością, jednak na chwilę obecną był lekko zirytowany, że teraz będzie musiał zużywać swoją energię na, na pewno problematycznego dzieciaka. Pożegnał się z Przepiórczym Puchem, wcześniej przeciągle wzdychając. ,,Życz mi powodzenia", jeszcze mruknął do niej cicho, zanim wstał z miejsca. Podszedł do Pożar, ze swoim nonszalanckim uśmiechem, stając przed i lustrując młodą z góry na dół. Na próżno doszukiwał się w niej znajomych rysów twarzy, czy chociażby koloru oczu. W niczym nie przypominała Iskrzącej Burzy, czy chociażby na upartego, Lwiej Paszczy. Brakowało tego złotego blasku i zawiniętych uszu. Wszystkiego brakowało. Zostały tylko jakieś resztki po Płomyczku, zepsutym synku swojej matki. Lilowy miał wrażenie, że z każdym następnym pokoleniem trafiają się coraz gorsze egzemplarze. Jakoś lepiej wyglądali, jak byli małymi kociętami, w których można było mieć nadzieję, że zobaczy się odbicie swojej dawnej bratniej duszy.
- Ah i jeszcze - zaczął, gdy dotarli do jednego z ładniejszych głazów, u którego podstawy rozpościerał się mały, gęsty lasek z mchu. O dziwo, jakoś przetrwał zimno i śnieg, co Szept uznał za świetną okazję. Niestety nie był najmłodszy ani najbardziej miękki, ale nadał się do jakiegoś przesuszenia. - Każde twoje wymknięcie się by się ,,doszkalać", będzie zgłoszone Obserwującej Gwieździe, może w bonusie dostaniesz jakąś dodatkową pracę społeczną. Tak na wszelki wypadek, gdybyś, nie wiem, uznała, że w sumie to lepiej byłoby znaleźć sobie inny środek pozyskiwania wiedzy - mówiąc to, zagnieździł się na wspomnianym głazie, z zadowoleniem i uniesioną głową obserwując jak rudy ogon smagnął powietrze. - A teraz proszę, mech czeka! Tylko pamiętaj, że muszą to być spore płaty i nie może być poszarpany, inaczej nie nada się na legowisko~ Musi być idealny, w końcu nie chcemy, żeby starsi mieli później problemy z kręgosłupem i narzekali, prawda? - wskazał łapą na podnóże kamienia, czekając na reakcję kotki, która najwyraźniej przygryzła język, gdyż nie skomentowała jego raczej olewającego podejścia. Jak na razie dobrze jej szło z powstrzymywaniem się od naplucia Szeptowi w pysk, chociaż zobaczymy jak daleko zaciągnie z tą naciąganą cierpliwością. A może po prostu nie lubiła otwierać pyska, cóż, efekt był podobny.
- Jako mentor nie powinieneś mi najpierw pokazać, jak go zebrać? - spytała wyzywająco, już po chwili, gdy stanęła przed zielonym dywanem. Och, może jeszcze drwinę dosłyszał? A może mu się przewidziało? A może była to złość, zniecierpliwienie....? Uniósł nieco powieki, już chwilę później otwierając jadaczkę.
- Naaah, dopiero wypolerowałem pazury. Myślisz, że chcę je zniszczyć? - machnął jej pazurami przed pyskiem, głowę opierając o drugą z łap, czekając, aż ta się napatrzy na wypolerowane szpony, dopiero po chwili je chowając, gdy na twarzy Pożar pojawiło się lekceważenie. Mmmm, jak długo wytrzyma?
- No dalej, na pewno ci świetnie pójdzie! - rzucił jeszcze zachęcająco, z szerokim uśmiechem na pysku i przymkniętymi oczami. Trzeba się było chwilę naczekać, aż Pożar ruszy do pracy. Może zastanawiała się, w jaki najlepszy sposób udusić lilowego? Niemniej, wysunęła pazur by przeciąć sztywną gąbkę, a gdy kawałek odkroiła, spróbowała ostrożnie unieść, by nie zniszczyć pięknego płata, który... ups! Końce poleciały w dół przez ciężkość, łamiąc płat w pół. Można było usłyszeć krótkie syknięcie zniecierpliwienia.
- Jak tam rudzielcu, potrzebujesz pomocy? - spytał zaglądając w dół, jednak spotkał się z brakiem odpowiedzi, więc jedynie poszerzył uśmiech. Zastanawiał się, jak bardzo niema będzie ta relacja, przez następne księżyce. Szczególnie ciekawie się zapowiadało przez fakt, że już kilka dni później zamiast na treningu, Szepcząca Pustka stał przed ciałem swojego starego ojca. Osiwiały już staruszek odszedł we śnie, a Szept, chociaż zazwyczaj sceptycznie nastawiony do istnienia Gwiezdnych, lecz niezwykle ich ciekawy, teraz miał głęboką nadzieję, że Konwalia znalazł tam gdzieś w górze swoje miejsce. Wraz z matką i rodzeństwem, znów młody i chętny do opowiadania baśni. I chyba w tym jednym, konkretnym momencie, bolesnej chwili realizacji, wojownik zazdrościł Płomiennemu Rykowi, że nigdy nie poznał swojego ojca. Trening został wstrzymany przez następne kilka dni, podczas których Szept poprosił Barszczową Łodygę o zastąpienie go w treningu, oraz pokazanie kotce terenów, wraz z zaznajomieniem z kodeksem wojownika i zwierzyną łowną, podobnie jak z aktualnym stanem wrogim, lub mniej wrogim z innymi grupami. Samą historią na ten temat, miał zamiar zająć się sam, stawiając się na treningu po pewnym czasie, z nieobecnym, irytującym uśmiechem na pysku, który zapowiadać mógł jedynie kłopoty.
- Ah i jeszcze - zaczął, gdy dotarli do jednego z ładniejszych głazów, u którego podstawy rozpościerał się mały, gęsty lasek z mchu. O dziwo, jakoś przetrwał zimno i śnieg, co Szept uznał za świetną okazję. Niestety nie był najmłodszy ani najbardziej miękki, ale nadał się do jakiegoś przesuszenia. - Każde twoje wymknięcie się by się ,,doszkalać", będzie zgłoszone Obserwującej Gwieździe, może w bonusie dostaniesz jakąś dodatkową pracę społeczną. Tak na wszelki wypadek, gdybyś, nie wiem, uznała, że w sumie to lepiej byłoby znaleźć sobie inny środek pozyskiwania wiedzy - mówiąc to, zagnieździł się na wspomnianym głazie, z zadowoleniem i uniesioną głową obserwując jak rudy ogon smagnął powietrze. - A teraz proszę, mech czeka! Tylko pamiętaj, że muszą to być spore płaty i nie może być poszarpany, inaczej nie nada się na legowisko~ Musi być idealny, w końcu nie chcemy, żeby starsi mieli później problemy z kręgosłupem i narzekali, prawda? - wskazał łapą na podnóże kamienia, czekając na reakcję kotki, która najwyraźniej przygryzła język, gdyż nie skomentowała jego raczej olewającego podejścia. Jak na razie dobrze jej szło z powstrzymywaniem się od naplucia Szeptowi w pysk, chociaż zobaczymy jak daleko zaciągnie z tą naciąganą cierpliwością. A może po prostu nie lubiła otwierać pyska, cóż, efekt był podobny.
- Jako mentor nie powinieneś mi najpierw pokazać, jak go zebrać? - spytała wyzywająco, już po chwili, gdy stanęła przed zielonym dywanem. Och, może jeszcze drwinę dosłyszał? A może mu się przewidziało? A może była to złość, zniecierpliwienie....? Uniósł nieco powieki, już chwilę później otwierając jadaczkę.
- Naaah, dopiero wypolerowałem pazury. Myślisz, że chcę je zniszczyć? - machnął jej pazurami przed pyskiem, głowę opierając o drugą z łap, czekając, aż ta się napatrzy na wypolerowane szpony, dopiero po chwili je chowając, gdy na twarzy Pożar pojawiło się lekceważenie. Mmmm, jak długo wytrzyma?
- No dalej, na pewno ci świetnie pójdzie! - rzucił jeszcze zachęcająco, z szerokim uśmiechem na pysku i przymkniętymi oczami. Trzeba się było chwilę naczekać, aż Pożar ruszy do pracy. Może zastanawiała się, w jaki najlepszy sposób udusić lilowego? Niemniej, wysunęła pazur by przeciąć sztywną gąbkę, a gdy kawałek odkroiła, spróbowała ostrożnie unieść, by nie zniszczyć pięknego płata, który... ups! Końce poleciały w dół przez ciężkość, łamiąc płat w pół. Można było usłyszeć krótkie syknięcie zniecierpliwienia.
- Jak tam rudzielcu, potrzebujesz pomocy? - spytał zaglądając w dół, jednak spotkał się z brakiem odpowiedzi, więc jedynie poszerzył uśmiech. Zastanawiał się, jak bardzo niema będzie ta relacja, przez następne księżyce. Szczególnie ciekawie się zapowiadało przez fakt, że już kilka dni później zamiast na treningu, Szepcząca Pustka stał przed ciałem swojego starego ojca. Osiwiały już staruszek odszedł we śnie, a Szept, chociaż zazwyczaj sceptycznie nastawiony do istnienia Gwiezdnych, lecz niezwykle ich ciekawy, teraz miał głęboką nadzieję, że Konwalia znalazł tam gdzieś w górze swoje miejsce. Wraz z matką i rodzeństwem, znów młody i chętny do opowiadania baśni. I chyba w tym jednym, konkretnym momencie, bolesnej chwili realizacji, wojownik zazdrościł Płomiennemu Rykowi, że nigdy nie poznał swojego ojca. Trening został wstrzymany przez następne kilka dni, podczas których Szept poprosił Barszczową Łodygę o zastąpienie go w treningu, oraz pokazanie kotce terenów, wraz z zaznajomieniem z kodeksem wojownika i zwierzyną łowną, podobnie jak z aktualnym stanem wrogim, lub mniej wrogim z innymi grupami. Samą historią na ten temat, miał zamiar zająć się sam, stawiając się na treningu po pewnym czasie, z nieobecnym, irytującym uśmiechem na pysku, który zapowiadać mógł jedynie kłopoty.
- Zbierać mech - stwierdził po chwili ciszy lekkim tonem, odpowiadając na zadane mu pytanie, już po chwili mijając kotkę, by wyjść na zewnątrz. Nie chciało mu się, nie miał weny, korciło, by sprawdzić jak daleko sięga cierpliwość dzieciaka. Jemu się nie spieszyło, mieli czas. W końcu to od niego zależało, czy Pożar w ogóle zostanie mianowana, prawda? Miał ochotę ją przetestować i zobaczyć, czy jest lepszą wersją swojego ojca, czy najgorszym co mógł z siebie wypluć. Pożarowa Łapa, niechętnie bo niechętnie człapała za nim, ruszając dopiero po chwili. Jeśli liczyła na teorię walki już teraz, niestety się przeliczyła. Zaczynamy od najnudniejszych rzeczy, jakie mogły się trafić.
[810 słów]
<Rudzielcu?>
[przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz