bardzo dawno temu, zza uczniowskich czasów
Gdy cała prawda o jej pochodzeniu wyszła na jaw, stres zeżarł ją na tyle, iż ciężko było jej nocą zmrużyć oko. W końcu członkowie Klanu Burzy wiedzieli teraz, że porzuciła Owocowy Las, a im wcisnęła historię o byciu biedną, zagubioną pieszczoszką. Nie oczekiwała zrozumienia dla jej kłamstw, po prostu martwiła się, jak bardzo ucierpiała jej opinia.
Spięta wyszła z uczniowskiego legowiska. Musiała odnaleźć Króliczy Nos i poprosić go o jak najszybsze zaczęcie treningu. Jeśli udowodni swoje oddanie temu miejscu i w pełni zaangażuje się w rozwój klanu, może za parę, bądź paręnaście księżyców, uzyska bardziej przychylne spojrzenia w swoją stronę.
Wręcz podskoczyła w miejscu, nie zwracając dotychczas uwagi na zbliżającego się w jej stronę kremowego kocura. Z Ostowym Pędem miała okazję wcześniej sporo rozmawiać, zapamiętała go jako niezwykle pozytywnego i charyzmatycznego, jednak czy dalej zasłuży na miłe traktowanie?
Gdyby nie miała oklapniętych uszu, widać by było, jak mocno je teraz kuli. Z bijącym od nerwów stresem wsłuchiwała się w słowa wojownika, zastanawiając się, w którym momencie ten entuzjastyczny ton przyjmie złowrogą barwę, a ona zostanie wprost osądzona za swoje przewinienia.
Czy jego pytania były spowodowane ciekawością, czy jakąś troską? Ciężką było jej to stwierdzić, ale uznała, że nie będzie się kulić, tylko postara się zachować ten nienaganny spokój, który tak zawsze podziwiała u innych kotów.
— To trochę skomplikowane — przyznała. Musiała mądrze dobierać słowa, bo pomimo tego, że teraz jej oddanie należało do Klanu Burzy, nie zamierzała wynosić jakichkolwiek sekretów Owocowego Lasu poza jego granice. Chociaż nawet nie była pewna, czy owe znała. — Potrzebowałam zmiany w życiu. I to dużej. Nie czułam się najlepiej w Owocowym Lesie, ale to nie przez to, że mnie źle traktowali czy coś — dodała, czując, że trochę się zapędza. — Nie byłam usatysfakcjonowana i czegokolwiek nie próbowałam zmienić w swoim postępowaniu, nie potrafiłam odnaleźć tego spełnienia. Tutaj... Tutaj jest inaczej. Podoba mi się i wiem, że to było to, czego potrzebowałam — rzuciła, bo może te słowa sprawią, że nie uzna, iż miała jakieś "widzimisię", tylko rzeczywiście postępowała zgodnie ze swoim sercem. — Tęsknię za bliskimi, jednak wiem, że dadzą sobie radę beze mnie. Za zwyczajami? Niekoniecznie.
Kremowy wydawał się skupiony na jej wypowiedzi, by zaraz to powoli pokiwać głową. Uśmiech ani przez chwilę nie opuszczał jego pysku, co mimowolnie pocieszało szylkretkę.
— Rozumiem... — oznajmił. — W takim razie cieszę się, że jesteś wśród nas szczęśliwsza. Klan Burzy to świetne miejsce! Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego do życia! — zapewniał.
Kotka skinęła łebkiem, czując, że optymizm kocura jest naturalny. Zazdrościła mu go poniekąd, bo wydawało się dzięki temu, iż niczym się nie przejmuje i radośnie mknie naprzód przez cały swój byt.
— Tak, jest tu wyjątkowo miło i nie mam na co narzekać — stwierdziła, oddychając z wyraźną ulgą.
Ostowy Pęd zamienił z nią jeszcze kilka słów, wspominając o urokach bycia Burzakiem, po czym mogli skinąć sobie głowami i rozdzielić się, każdy w swoją stronę. Chociaż ich rozmowa była krótka i mało odkrywcza, czuła się pokrzepiona na duszy.
Spięta wyszła z uczniowskiego legowiska. Musiała odnaleźć Króliczy Nos i poprosić go o jak najszybsze zaczęcie treningu. Jeśli udowodni swoje oddanie temu miejscu i w pełni zaangażuje się w rozwój klanu, może za parę, bądź paręnaście księżyców, uzyska bardziej przychylne spojrzenia w swoją stronę.
Wręcz podskoczyła w miejscu, nie zwracając dotychczas uwagi na zbliżającego się w jej stronę kremowego kocura. Z Ostowym Pędem miała okazję wcześniej sporo rozmawiać, zapamiętała go jako niezwykle pozytywnego i charyzmatycznego, jednak czy dalej zasłuży na miłe traktowanie?
Gdyby nie miała oklapniętych uszu, widać by było, jak mocno je teraz kuli. Z bijącym od nerwów stresem wsłuchiwała się w słowa wojownika, zastanawiając się, w którym momencie ten entuzjastyczny ton przyjmie złowrogą barwę, a ona zostanie wprost osądzona za swoje przewinienia.
Czy jego pytania były spowodowane ciekawością, czy jakąś troską? Ciężką było jej to stwierdzić, ale uznała, że nie będzie się kulić, tylko postara się zachować ten nienaganny spokój, który tak zawsze podziwiała u innych kotów.
— To trochę skomplikowane — przyznała. Musiała mądrze dobierać słowa, bo pomimo tego, że teraz jej oddanie należało do Klanu Burzy, nie zamierzała wynosić jakichkolwiek sekretów Owocowego Lasu poza jego granice. Chociaż nawet nie była pewna, czy owe znała. — Potrzebowałam zmiany w życiu. I to dużej. Nie czułam się najlepiej w Owocowym Lesie, ale to nie przez to, że mnie źle traktowali czy coś — dodała, czując, że trochę się zapędza. — Nie byłam usatysfakcjonowana i czegokolwiek nie próbowałam zmienić w swoim postępowaniu, nie potrafiłam odnaleźć tego spełnienia. Tutaj... Tutaj jest inaczej. Podoba mi się i wiem, że to było to, czego potrzebowałam — rzuciła, bo może te słowa sprawią, że nie uzna, iż miała jakieś "widzimisię", tylko rzeczywiście postępowała zgodnie ze swoim sercem. — Tęsknię za bliskimi, jednak wiem, że dadzą sobie radę beze mnie. Za zwyczajami? Niekoniecznie.
Kremowy wydawał się skupiony na jej wypowiedzi, by zaraz to powoli pokiwać głową. Uśmiech ani przez chwilę nie opuszczał jego pysku, co mimowolnie pocieszało szylkretkę.
— Rozumiem... — oznajmił. — W takim razie cieszę się, że jesteś wśród nas szczęśliwsza. Klan Burzy to świetne miejsce! Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego do życia! — zapewniał.
Kotka skinęła łebkiem, czując, że optymizm kocura jest naturalny. Zazdrościła mu go poniekąd, bo wydawało się dzięki temu, iż niczym się nie przejmuje i radośnie mknie naprzód przez cały swój byt.
— Tak, jest tu wyjątkowo miło i nie mam na co narzekać — stwierdziła, oddychając z wyraźną ulgą.
Ostowy Pęd zamienił z nią jeszcze kilka słów, wspominając o urokach bycia Burzakiem, po czym mogli skinąć sobie głowami i rozdzielić się, każdy w swoją stronę. Chociaż ich rozmowa była krótka i mało odkrywcza, czuła się pokrzepiona na duszy.
***
Bycie matką w obliczu ostatnich, coraz to bardziej chaotycznych wydarzeń, było dla niej coraz bardziej wycieńczające. To, że na księżyc została wrobiona w pilnowanie dodatkowej trójki kociąt, nie byłoby dla niej złe, nie licząc faktu, że co krok musiała wstydzić się za swojego partnera. Szepcząca Pustka co rusz krzywił pysk i obserwował nieufnie potomstwo Małej Koszatniczki, a gdy ci przeszli do uczniowskiego treningu, dopiero raczył odetchnąć z ulgą.
Za karę zostawiła go na dłużej z dziećmi. Potrzebowała rozprostować kości i pozbierać myśli. Dalej potrafiła czasami nie przyswajać do siebie informacji, że została matką. To wydawało jej się tak dziwne, przecież nie tak dawno była tą młodą, zagubioną w Owocowym Lesie Gracją, a teraz, po wielu trudach i wstąpieniu na wojowniczą ścieżkę, nagle grzała tyłek w żłóbku jako królowa.
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Życie było zaskakujące.
Z tego też powodu wstąpiła do starszyzny. Co prawda miała jej do niedawna dosyć, przez fakt wychowywania tam dzieci, jednak teraz miała tę swobodę, że nie maszerowała za nią trójka zaintrygowanych wszystkich pociech (z których nie można było spuszczać ani na chwilę oka) i mogła na spokojnie wymienić z kimś parę słów.
Ostowy Pęd rzeczywiście przeszedł na zasłużony odpoczynek. To znaczy, była pewna, że na niego zapracował, jednak w jej głowie był to młody i pełen wigoru kocur, a nie staruszek. Nie było nawet widać, by miał na karku jakiś zapas księżyców. Wśród jego jasnego futra niełatwo było dostrzec siwe włosy.
— Coś się stało, Przepiórczy Puchu? Przyglądasz mi się dość długo, jestem gdzieś brudny? — zagadnął ją, z tym swoim radosnym i kojącym dla jej uszu głosem.
— Nic, po prostu... Nie spodziewałam się, że jesteś taki stary — wypaliła, a gdy zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to najlepiej, miała ochotę zapaść się pod ziemie. — To znaczy, nie, że stary, tylko... No nie wyglądasz na kota, który mógłby mieć wystarczająco ilość księżyców, by siedzieć już w starszyźnie. Zawsze myślałam, że jesteś ode mnie niewiele starszy. Naprawdę dobrze się trzymasz, Ostowy Pędzie — poprawiła się, licząc, że miłe słowa wyprą z jego głowy to, co palnęła chwilę wcześniej.
<Ost?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz