przed spłonięciem Wierzbowej Zatoczki
Bił niespokojnie ogonem o ziemię. Treningi walki były najgorsze – Syczkowa Łapa należał do kotów wątłych i chuderlawych, które często służyły podczas takich ćwiczeń za treningowy worek. Był o wiele lepszy w innych dziedzinach, a nadal był pchany do wojaczki, po której zamiast umiejętności, zdobywał tylko siniaki i rany. Starał się, ale i jego budowa, i flegmatyczny, strachliwy temperament, nie pomagały mu w wygranej.
Zalotna Łapa przetoczyła się po ziemi, uderzając prawie w gruby pień jodły. Prędko się jednak podniosła, idealnie w porę, aby ominąć cios Muszlowej Łapy, jakiej pazury odbiły się od chropowatej kory. Szylkretka ugryzła mocno jej bark, może nawet i za mocno jak na standardy zwyczajnych ćwiczeń, sprawiając, że starsza uczennica pisnęła z bólu. Wypaliła jej prędkiego plaskacza w policzek, by odsunąć od siebie wroga, lecz Zalotka puściła dopiero, gdy została odepchnięta kopniakiem. Nie ostudziło to jej determinacji – po uderzeniu serca rzuciła się na Muszlową Łapę kolejny raz, przygniatając ją do ziemi. Minęło kilka chwil i było jasne, że wygrała tę potyczkę. Szary chciał pogratulować siostrze zwycięstwa, ale gdy go minęła, w gardle kocura pojawiła się gula. Wszyscy inni stoczyli już swoje walki, czyli… To była jego kolej. Oj, na Klan Gwiazdy!
— Widziałeś, jaki mój brat jest ostatnio sfrustrowany? — kocurek niemalże podskoczył, gdy usłyszał tuż nad swoim uchem głos Ognistej Łapy, który sprawiał, że drżały mu łapki. — Przegrał walkę o wojowniczy tytuł z Zabielonym Spojrzeniem… Kręci się ostatnio taki naburmuszony, biedaczyna, i nie potrafi się zrelaksować… Może ty mu w tym pomożesz — mruczała rozbawiona uczennica, zaraz odpychając Syczka bliżej w stronę stojącego po drugiej stronie Pokrzywowej Łapy, niemalże go przewracając. Przełykając głośno ślinę, złoty zerwał się na równe, choć chwiejne, nogi, próbując przyjąć bojową postawę. Spojrzał na ucznia, który znajdował się naprzeciwko, z pyskiem wyrażającym pełne skupienie i gotowość. Syczek tylko czuł, jak narasta w nim lęk.
— Do boju! — wykrzyczał Śnieżny Wicher, jako jeden z mentorów, jaki doglądał treningu. Złoty zamarł w bezruchu, sparaliżowany – dopiero kiedy łapa starszego prawie przeorała jego pysk, kocur zrobił unik, kuląc się do ziemi i prędko uciekając.
Ich walka wyglądała bardziej jak zabawa w ganianego niż prawdziwa potyczka. Syczkowa Łapa zachowywał się prawie jak zwierzyna, która za wszelką cenę próbowała uciec przed łowcą. To przysporzyło Ognistej Łapie okazji do nieudolnego stłamszenia kilku chichotów. Syczek jednak był przerażony. Nawet gdyby chciał walczyć, jego trzęsące się nogi uniemożliwiały zadanie jakiegokolwiek ciosu.
— Skończcie z tą zabawą w kotka i myszkę! — burknęła Jad, najwyraźniej już znudzona oglądaniem w koło tej samej scenki.
— Syczkowa Łapo, musisz się skonfrontować. To trening walki, nie ucieczki — mruczała do kocurka mentorka, co sprawiło, że poukładał sobie powoli w głowie kilka rzeczy. Nie mógł tego robić w nieskończoność… Jeśli chciał mieć przynajmniej szansę na zwycięstwo, to… Zanim jednak sam zdążył sam zaatakować, przekonał się o tym, że zamyślanie się na polu bitwy nie było najlepszym pomysłem. Pokrzywa skoczył na jego zad, przewracając Syczka na ziemię. Kocurek wyślizgnął się spod jego cielska jak wąż i prędko się odwrócił, gdy drugi uczeń jeszcze nie zdążył się pozbierać. Uderzył go w pysk i uciekł na odległość zająca w nadziei, że ominie jego pazury. Niebieski syknął, zrywając się na nogi i otrzepując z kurzu osiadłego na jego futrze. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego!
Zanim kocur zdążył mu oddać, Syczkowa Łapa wskoczył na rosnącą nieopodal sosnę, unikając ataku.
— Zawsze myślałam, że syczki to takie sowy, a nie przerośnięte wiewióry! — parsknęła Ognista Łapa z rozbawieniem. Słysząc to, Syczek położył na sobie uszy, lecz nie pozwolił, by te słowa dotarły do jego głowy.
Zeskoczył z drzewa, próbując po raz kolejny wycelować Pokrzywie w pysk, ale ten nieoczekiwanie zatrzymał jego atak łapą, boleśnie przygniatając ją do ziemi. Dostał. Ałć, i to jak dostał. Syczek prawie odbił się od sosny, ale zatrzymał go piach, w jakim wyrył swoim cielskiem korytarz, usypując za sobą małą górkę. Nie zdążył wstać. Pokrzywowa Łapa rzucił się na niego, przygniatając młodziaka do ziemi z całą siłą w swoich łapach. Czuł jego ostre pazury, jakie wbijały się jak szpikulce w skórę złotego, ledwie jej nie przedzierając. Słyszał głośne sapanie starszego ucznia wprost nad pyskiem, który starał się złapać w końcu oddech po męczącej gonitwie. Choć Syczkowa Łapa chciał się ruszyć, zamarł w jednym miejscu, wpatrując się z wybałuszonymi oczami w swojego przeciwnika i łapiąc z nim intensywny, wzrokowy kontakt.
Łapy starszego wylądowały w końcu na jego szyi, oplatając się wokół jasnego gardła. Zacisnął je na nim na tyle mocno, by zabolało, lecz niewystarczająco, by zrobić mu poważną krzywdę. To jednak nie powstrzymało Syczka od spanikowania. Zaczął się wić, próbując wszystkiego, by tylko się wyrwać. Piszczał jak bezbronne kocię. Był przestraszony tak, jak gdyby miał zaraz naprawdę zginąć.
— Koniec walki! — powiedziała głośno Mroczna Wizja. Syczek w końcu mógł odetchnąć z ulgą, a właściwie to odetchnąć w ogóle – oparł się łokciem o ziemię, dysząc po intensywnej walce. Nie obchodziło go nawet, że przegrał, cieszył się, że było już po wszystkim. I tak wiedział, że go nie pokona. Był zbyt słaby. Czarna kocica podeszła do niego, gdy reszta mentorów i ich uczniów zaczęła zbierać się do obozu. Spojrzał na nią z dołu z odrobiną wstydu.
— Przepraszam — wydukał, zanim Mroczna Wizja zebrała słowa, które chciała do niego powiedzieć.
— Nie masz za co. Nadal się uczysz, a Pokrzywowa Łapa ma od ciebie znacznie więcej doświadczenia. Wszystko w porządku? — zapytała go z troską.
— Tak… Tak myślę — wymruczał, wstając. Był nieco poobijany, lecz poza tym nie miał żadnych poważnych ran. Przynajmniej nie takich, z których nie mógł się wylizać.
— Nie możesz pozwalać się tak zbijać — mówiła Mrok, sprawiając, że uczniak zaczął nerwowo podrygiwać ogonem. — Sposób, w jaki próbujesz walczyć, nie jest dobry. Jeśli będziesz robić wyłącznie same uniki, nie osiągniesz za wiele. Twój wróg raczej się nie znudzi czekaniem, aż w końcu wpadniesz w zasięg jego łap. — Syczek chciał zapaść się pod ziemię. — Ale… Ta metoda nie jest jednoznacznie zła. Mógłbyś to dobrze wykorzystać, gdybyś tylko ją podrasował.
To przykuło jego uwagę, przez co nadstawił zaciekawiony uszu.
— Naprawdę?
— Tak. Są różne techniki walki, w których możesz polegać na różnych umiejętnościach. Jeśli nie masz siły, możesz polegać na swej szybkości, zwinności i sprycie. — Kocurek milczał, wpatrując się w mentorkę, zachęcając ją do mówienia dalej. — Musisz wykorzystać to, jaki jesteś gibki. Prędko uciekasz, robisz szybkie ruchy. Oprzyj na tym swój sposób walczenia, a osiągniesz o wiele lepsze efekty. Będziemy to szlifować na następnych treningach, ale to już jutro — mruknęła Mroczna Wizja i chociaż jej głos był beznamiętny, dodała Syczkowi nieco otuchy.
— Dziękuję — skinął jej z szacunkiem głową. Razem wracali do obozu, już sami, w przyjemnej ciszy. Złoty doceniał swoją mentorkę bardziej, niż ta mogła sądzić. Zastanawiał się tylko nieraz, co ona czuła w jego stronę – nie był za dobrym uczniem. O ile Syczkowa Łapa bardzo mistrzynię podziwiał, zdawało mu się, że mentorka czasami żałowała, że jej uczniem nie był ktoś bardziej uzdolniony, chociaż tego nie okazywała. Nie dziwiłby się, gdyby tak rzeczywiście było. W końcu posiadania takiego chucherka jako ucznia nie było największą chlubą.
***
Przez resztę dnia słyszał szepty Ognistej Łapy, szczególnie te skierowane do jej koleżanki, Zabielonego Spojrzenia. Niebieski zauważał ich wzrok i roześmiane mordki, które milkły na chwilę, gdy patrzył w ich stronę. Miał ochotę się gdzieś zaszyć i zniknąć. Tchórz, dziwoląg, mysie serce – tak go zwały, a przynajmniej tyle zdążył usłyszeć. Syczkowa Łapa chciał od uciec od nich jak najdalej. Wiedział, że nie powinien się przejmować zdaniem innych, lecz nie potrafił tego ignorować. Wciąż miał to z tyłu głowy, bez względu na to, czym próbował się zająć. Uczeń chciał być lubiany. Tolerowany, przynajmniej. O wiele nie prosił, a naprawdę się starał! Czy koty takie jak Ogień po prostu nie potrafiły tego zauważyć?
[1248 slow - trening wojownika, udział w pojedynkach uczniów]
[przyznano 25% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz