Patrzył z czułością na swoje kocię, które wskakując w dosyć malutkie, jednak proporcjonalnie do rozmiarów młodego duże kupki liści, rozwalało je uderzeniami smukłych łapek. Kocur usiadł i schludnie owinął ogon wokół przednich łap, w zamyśleniu przypominając sobie, że on też wiele razy się tak bawił. Nawet w środku nocy.
W środku nocy… Zaschło mu w pysku. Wrócił myślami do spacerów i zabaw w świetle księżyca z Pliszką. Z Pliszką! Czemu jej teraz przy nim nie było? Czemu dała się złapać dwunożnym? Jak mogła mu to zrobić? Czemu do nich podchodziła? Czemu była taka nieostrożna? Już nigdy więcej nie zobaczy jej świecących, zielonych oczu! Doskonale pamiętał, jak na niego patrzyła. Z miłością, radością i wieloma innymi przyjemnymi uczuciami. A tego dnia, kiedy została mu gwałtownie odebrana… Pamiętał jej krzyk zaskoczenia i strachu, kiedy wielkie różowe łapy wyciągnęły się ku niej.
Zamknął oczy, próbując wyrzucić te myśli z umysłu. Tak bardzo tęsknił za partnerką. Starał się nie rozpamiętywać przeszłości, żyć teraźniejszością… Ale to nie było takie łatwe. Pliszka wciąż wracała do jego głowy. Jak by to było… udawać, że nikogo takiego jak ona nie zna. Czy wtedy to wszystko nie byłoby łatwiejsze? Pewnie tak. Ale… nie chciał jej wyrzucać ze swoich wspomnień. Nie chciał zapomnieć o niej.
Grymas rozpaczy pojawił się na pysku Diamenta. Mógł ją uratować. Gdyby tylko dostatecznie szybko zareagował, to by się nie stało. Pliszka i Cynia byłyby wolne. Pomagałyby mu wychowywać kocięta. I wszystko byłoby tak jak dawniej.
Wciąż tego nie rozumiał. Czemu musiał stracić tak wiele kotów, które były dla niego ważne? Miał już ich całą listę. Błotniste Ziele, Pliszka, Cynia, a do tego Krokus i Jeżyk porwane przez tych samych dwunożnych co jego partnerka. Głupi dwunożni. Wszystko zepsuli.
Diament dopiero po tym, jak liliowa zaginęła, zdał sobie sprawę, jak trudno mu żyć bez niej. Każdego dnia, każdej nocy był co najmniej jeden ten moment, kiedy to wszystko go przytłaczało. Czuł na sobie zbyt wielki ciężar spowodowany odpowiedzialnością za kocięta i rozpaczaniem po wszystkich kotach, które stracił w swoim życiu. A gdyby Pliszka wciąż żyła w Kamiennej Sekcie… Stanęłaby teraz obok niego i zaczęła go pocieszać. Wspólnie by się bawili z dziećmi i ze sobą samymi.
Wiedział, że już nigdy nie zobaczy jej pięknych oczu. Jej szczerego, szerokiego uśmiechu na pysku. Nie poczuje dotyku jej miękkiego, przyjemnego futra. Nie usłyszy łagodnego, kojącego głosu, który zawsze niósł pocieszenie nawet w trudnych chwilach. Nie usłyszy niskiego, wibrującego mruczenia. Nie poczuje delikatnego zapachu partnerki.
Co teraz miał zrobić? Nie chciał ciągle rozpaczać. Całymi dniami był tak przygnębiony, że nie potrafił myśleć o niczym innym. Głęboki smutek zabierał mu całą radość z życia. Ale jak miał się cieszyć bez niej?
Potrząsnął głową sfrustrowany. Był zły na siebie. Za to, że nie potrafił wziąć się w garść i iść dalej przez życie. Czy Pliszka by tego chciała? Żeby nic nie robił i się smucił całymi dniami? Nie. Wolałaby, aby ją uratował. Ale jak miał to zrobić? Musiałby się udać do siedliska dwunożnych, sprawdzać wszystkie gniazda… i może by ją gdzieś znalazł? Po ilu próbach? Ile by mu to zajęło? I co z kociętami? Nie. Na razie musiał zostać przy swoich dzieciach i się nimi zajmować. Nie mógł pozwolić na to, aby im też się coś stało podczas jego nieobecności.
Przypomniał sobie, że miał się bawić z Turkawką. Zdał sobie sprawę, że ten od dłuższego czasu się przytulał do jednej z jego przednich łap z futrem na grzbiecie zjeżonym. W jego oczkach było widać zdziwienie i zainteresowanie.
- Co się stało? – spytał kocur z troską, przygładzając łapą nastroszoną sierść kociaka. – Wszystko w porządku?
- Tam coś było! - zawołał Turkawka, wskazując jedno z drzew ogonem.
Diament zmrużył oczy i zlustrował pień wzrokiem, nie wiedząc, o co chodziło synu. Może to tylko wymysł jego kocięcej wyobraźni? Po chwili zauważył wychylającego się zza klonu małą kulkę z czarnymi, świecącymi oczami i mnóstwem kolców na grzbiecie. Syknął gniewnie, instynktownie osłaniając swoje kocię łapą.
- To jeż. Mogą wyglądać na niegroźnie, ale wcale takie nie są. Zobacz na jego sierść. To nie włosy, tylko kolce! Potrafią mocno ukłuć. Trzymaj się od nich z dala, dobrze?
Turkawka energicznie pokiwał głową. Diament posłał mu łagodny uśmieszek i zaczął iść do szopy.
- Może na razie wróćmy do środka. Wyjdziemy, jak zrobi się mniej groźnie. Jak chcesz, mogę tobie i twojemu rodzeństwu coś opowiedzieć. Jakąś historię – zaproponował.
<Turkawko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz