Zajadała się w uciążliwej jak dla niej ciszy drobnym wróbelkiem zgarniętym ze stosu. Nie była w stanie po wyborze posiłku wypatrzeć kogokolwiek z rodzeństwa ani z tych, z którymi miała bliższe kontakty. Nie lubiła siedzieć sama, jednak wpychać nos między rozgadane grupy bądź parki też nie planowała.
Zgarbiona trzymała pysk nisko ziemi, dopóki widoku nie przysłonił jej rzucony nad nią cień. Uniosła wzrok ku górze, na brązowe futro, które w pierwszej kolejności przyniosło jej na myśl Judaszowcowy Pocałunek. Ku jej uldze i braku chęci do wysłuchiwania "przestępstw" jej ojca, nie był to wspomniany kocur, a całkowicie nowy nabytek Klanu Klifu.
Niedźwiedzia Łapa na oko wydawał się być jej rówieśnikiem. Będąc wczoraj u medyków, zdążyła zauważyć, iż ten jest wyższy od niej, a ponadto jego półdługa sierść zgrabnie okalała jego ciało i prezentowało się to zdecydowanie lepiej niż roznoszący się we wszystkie strony w jej przypadku puch. Od wspomnianego wcześniej jegomościa różnił się brakiem bieli i tych częściowych wyłysień. I przede wszystkim miał milszy wyraz pyska.
— Ah tak, to ja — odparła z naturalnym dla niej załączonym uśmiechem. — Totalnie nie masz za co dziękować, a przynajmniej nie mi, bo taką ilość ziół, jaką przeznaczono na pomoc tobie, zapewne i Liściaste Futro sama by doniosła. Ja po prostu miałam okazję do wyrwania się na dłuższy spacer z obozu i połączenie tego z czymś pożytecznym dla klanu — stwierdziła, przyciągając ogon do siebie. Skoro miała do czynienia z byłym samotnikiem, zakładała, iż ten może nie znać jeszcze realiów życia w klanie i nie zrozumie jak wspaniałym uczuciem jest wyrywanie się na wycieczki z dala od szarych ścian obozowiska.
— Medyczce jednak eskorta była potrzebna, a jakby nie było chętnego, to już bym delektował się tą sójką z innej strony ziemi — zauważył i choć temat zdawał się poważny, jego ton głosu wskazywał na swobodę i rozluźnienie.
Podobało jej się takie podejście do życia. Niedźwiedzi wydawał się dobrym osobnikiem i nie słyszała, by jego zachowanie dotychczas budziło u kogokolwiek obawy. No, może gdyby policzyć niektóre marudy, zdanie to mogłoby się zmienić, jednak ona miała w zwyczaju ich nie uwzględniać przy wyrabianiu sobie opinii o kimś innym.
— Tu co drugi wojownik byłby chętny, jesteśmy naprawdę miłą grupą! — zapewniła, ponownie odsuwając od myśli parę jednostek. Nawet teraz odbierała wrażenie, że gdzieś z drugiego końca obozu, pomarańczowe ślepia ich lidera zawieszają nieufne spojrzenie na jej rozmówcy. — Chcesz się przysiąść? Nie lubię siedzieć w samotności, a wszyscy znajomi pouciekali mi na patrole — rzekła, powierzając duże nadzieje w jego zgodę.
Był jednak czymś jeszcze jej nieznanym, a to było dla niej równoznaczne z określeniem "ciekawym".
Kocur zaśmiał się ciepło.
— Właściwie to nawet liczyłem na jakieś towarzystwo do posiłku, więc bardzo chętnie — oświadczył, zajmując wskazane miejsce.
Bijąca Północ rozejrzała się po obozie, czy na pewno w zasięgu jej wzroku nie widnieje żadna znajoma mordka spragniona jej towarzystwa, po czym skierowała pysk w stronę kandydata na nowego kolegę.
— Twoim mentorem została Delikatna Bryza, prawda? — zapytała, choć doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Miała okazję rozmawiać z szylkretką i ta sama przyznała się do posiadania nowego ucznia. Podkreśliła jej do tego, że ma niesamowite szczęście do terminatorów lubujących się w "bagatelizowaniu wszelkich objawów uszczerbków na zdrowiu i zwlekania z odwiedzinami medyków aż do najbardziej kryzysowego momentu". Północ wyczuła w tym pewien przytyk, a przecież na ten moment stanowiła świetny okaz zdrowia!
— Dokładnie — potwierdził wesołym tonem.
— Mnie też uczyła — odparła niemalże natychmiastowo. — Na lepszego kota trafić nie mogłeś. Może brak jej czasami odpowiedniej ilości energii, ale jest świetną towarzyszką i do treningów i do polowań i do rozmów i do wszystkiego — wymieniła na jednym wdechu.
Co jak co, ale byłą mentorkę musiała jak najlepiej zaprezentować. Oczywiście Niedźwiedź na pewno zdążył już poznać lepiej Delikatną Bryzę, ale liczyła, że dzięki temu potwierdzi jej słowa. Nie wyglądał na takiego, co miałby się z nią sprzeczać.
— O, naprawdę? To może jesteś w stanie mi doradzić, jak z nią rozmawiać, bo mam wrażenie, że co chwilę robię coś nie tak, bo wydaje się... poirytowana — ujął z wahaniem.
Zmrużyła oczy w namyśle. Trudno jej było odpowiedzieć, bo nią mentorka zdawała się wiecznie zmęczona i załamana. Cóż poradzić, że Północ żyła we własnym świecie i ciężko było jej się wpasować w spokojny tryb szylkretki?
— Może nie zdążyła odpocząć po treningach ze mną — rzuciła, dzieląc się ów myślą na głos. — To znaczy, nie żebym specjalnie ją męczyła! — dodała od razu, by brązowy nie wziął jej za jedną wielką "męczydupę" i nie zwiał w podskokach. — Po prostu obie miałyśmy inny tryb działania, a mi zdarzało się nie do końca słuchać i musiała mi często powtarzać wszystko po kilka razy. Nie moja wina, że zawsze gdy zaczynała dłuższe wypowiedzi, musiało dziać się coś ciekawego za jej plecami...
Nie precyzowała, co dokładnie odciągało jej uwagę. Już nawet nie pamiętała. Nieraz mógł to być zwykły motylek, innym razem spadający z drzewa listek — natura nie była po stronie Delikatnej Bryzy, więc łatwiej było Bijącej Północy zwalić na zrządzenie losu, aniżeli wziąć winę na swój brak skupienia.
Zgarbiona trzymała pysk nisko ziemi, dopóki widoku nie przysłonił jej rzucony nad nią cień. Uniosła wzrok ku górze, na brązowe futro, które w pierwszej kolejności przyniosło jej na myśl Judaszowcowy Pocałunek. Ku jej uldze i braku chęci do wysłuchiwania "przestępstw" jej ojca, nie był to wspomniany kocur, a całkowicie nowy nabytek Klanu Klifu.
Niedźwiedzia Łapa na oko wydawał się być jej rówieśnikiem. Będąc wczoraj u medyków, zdążyła zauważyć, iż ten jest wyższy od niej, a ponadto jego półdługa sierść zgrabnie okalała jego ciało i prezentowało się to zdecydowanie lepiej niż roznoszący się we wszystkie strony w jej przypadku puch. Od wspomnianego wcześniej jegomościa różnił się brakiem bieli i tych częściowych wyłysień. I przede wszystkim miał milszy wyraz pyska.
— Ah tak, to ja — odparła z naturalnym dla niej załączonym uśmiechem. — Totalnie nie masz za co dziękować, a przynajmniej nie mi, bo taką ilość ziół, jaką przeznaczono na pomoc tobie, zapewne i Liściaste Futro sama by doniosła. Ja po prostu miałam okazję do wyrwania się na dłuższy spacer z obozu i połączenie tego z czymś pożytecznym dla klanu — stwierdziła, przyciągając ogon do siebie. Skoro miała do czynienia z byłym samotnikiem, zakładała, iż ten może nie znać jeszcze realiów życia w klanie i nie zrozumie jak wspaniałym uczuciem jest wyrywanie się na wycieczki z dala od szarych ścian obozowiska.
— Medyczce jednak eskorta była potrzebna, a jakby nie było chętnego, to już bym delektował się tą sójką z innej strony ziemi — zauważył i choć temat zdawał się poważny, jego ton głosu wskazywał na swobodę i rozluźnienie.
Podobało jej się takie podejście do życia. Niedźwiedzi wydawał się dobrym osobnikiem i nie słyszała, by jego zachowanie dotychczas budziło u kogokolwiek obawy. No, może gdyby policzyć niektóre marudy, zdanie to mogłoby się zmienić, jednak ona miała w zwyczaju ich nie uwzględniać przy wyrabianiu sobie opinii o kimś innym.
— Tu co drugi wojownik byłby chętny, jesteśmy naprawdę miłą grupą! — zapewniła, ponownie odsuwając od myśli parę jednostek. Nawet teraz odbierała wrażenie, że gdzieś z drugiego końca obozu, pomarańczowe ślepia ich lidera zawieszają nieufne spojrzenie na jej rozmówcy. — Chcesz się przysiąść? Nie lubię siedzieć w samotności, a wszyscy znajomi pouciekali mi na patrole — rzekła, powierzając duże nadzieje w jego zgodę.
Był jednak czymś jeszcze jej nieznanym, a to było dla niej równoznaczne z określeniem "ciekawym".
Kocur zaśmiał się ciepło.
— Właściwie to nawet liczyłem na jakieś towarzystwo do posiłku, więc bardzo chętnie — oświadczył, zajmując wskazane miejsce.
Bijąca Północ rozejrzała się po obozie, czy na pewno w zasięgu jej wzroku nie widnieje żadna znajoma mordka spragniona jej towarzystwa, po czym skierowała pysk w stronę kandydata na nowego kolegę.
— Twoim mentorem została Delikatna Bryza, prawda? — zapytała, choć doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Miała okazję rozmawiać z szylkretką i ta sama przyznała się do posiadania nowego ucznia. Podkreśliła jej do tego, że ma niesamowite szczęście do terminatorów lubujących się w "bagatelizowaniu wszelkich objawów uszczerbków na zdrowiu i zwlekania z odwiedzinami medyków aż do najbardziej kryzysowego momentu". Północ wyczuła w tym pewien przytyk, a przecież na ten moment stanowiła świetny okaz zdrowia!
— Dokładnie — potwierdził wesołym tonem.
— Mnie też uczyła — odparła niemalże natychmiastowo. — Na lepszego kota trafić nie mogłeś. Może brak jej czasami odpowiedniej ilości energii, ale jest świetną towarzyszką i do treningów i do polowań i do rozmów i do wszystkiego — wymieniła na jednym wdechu.
Co jak co, ale byłą mentorkę musiała jak najlepiej zaprezentować. Oczywiście Niedźwiedź na pewno zdążył już poznać lepiej Delikatną Bryzę, ale liczyła, że dzięki temu potwierdzi jej słowa. Nie wyglądał na takiego, co miałby się z nią sprzeczać.
— O, naprawdę? To może jesteś w stanie mi doradzić, jak z nią rozmawiać, bo mam wrażenie, że co chwilę robię coś nie tak, bo wydaje się... poirytowana — ujął z wahaniem.
Zmrużyła oczy w namyśle. Trudno jej było odpowiedzieć, bo nią mentorka zdawała się wiecznie zmęczona i załamana. Cóż poradzić, że Północ żyła we własnym świecie i ciężko było jej się wpasować w spokojny tryb szylkretki?
— Może nie zdążyła odpocząć po treningach ze mną — rzuciła, dzieląc się ów myślą na głos. — To znaczy, nie żebym specjalnie ją męczyła! — dodała od razu, by brązowy nie wziął jej za jedną wielką "męczydupę" i nie zwiał w podskokach. — Po prostu obie miałyśmy inny tryb działania, a mi zdarzało się nie do końca słuchać i musiała mi często powtarzać wszystko po kilka razy. Nie moja wina, że zawsze gdy zaczynała dłuższe wypowiedzi, musiało dziać się coś ciekawego za jej plecami...
Nie precyzowała, co dokładnie odciągało jej uwagę. Już nawet nie pamiętała. Nieraz mógł to być zwykły motylek, innym razem spadający z drzewa listek — natura nie była po stronie Delikatnej Bryzy, więc łatwiej było Bijącej Północy zwalić na zrządzenie losu, aniżeli wziąć winę na swój brak skupienia.
<Niedźwiedziu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz