Wow, moja siostra była naprawdę mądra i fajna. A pocieszyć też umiała dobrze. Oczy mi się zaświeciły, kiedy zobaczyłam piórko, które mi podsuwa. Kolejne? Zaraz mi braknie miejsca na sierści, ah, ale to by było cudowne! Jednak po usłyszeniu wypowiedzi, która towarzyszyła prezentowi, iskierki zapału zastąpione zostały łzami wzruszenia. Naprawdę dawała mi te wszystkie rzeczy..? Nie mogę ich przecież przyjąć! Nie mogę, nie mogę! Nie zasłużyłam sobie niczym... Odsunęłam się od Zimorodkowej Łapy zanim zdążyłabym ją zalać swoimi łzami. Zaciągnęłam głośno nosem po czym pokręciłam głową.
— Nie mogę tego wszystkiego przyjąć... Zimorodku kochana, ty... ty bardziej na nie zasługujesz. Jesteś taka dzielna w legowisku medyka i w ogóle. Leczysz nas wszystkich.. — powiedziałam nieco żałośnie.
— Algo, nie dawałabym ci tych dwóch rzeczy gdybym nie myślała, że na nie nie zasługujesz — zamruczała.
— Dobrze, ale.. No jednak nie mogę zabrać ci tego piórka, mimo wszystko. To znak od Klanu Gwiazd dla ciebie, o twoim przeznaczeniu, myślę, że powinnaś go mieć przy sobie. — Widząc uparte spojrzenie siostry zmieniłam taktykę. — Ah, no dobrze! Wezmę je, ale tylko na chwilkę, póki mi nadal smutno... Oddam ci, gdy poprawi mi się w stu procentach humor i wszystko będzie dobrze, okej?
— Okej. — Otarła się o mój bok przyjaźnie. — Trzymaj się, Alga, i pamiętaj o dobrym śnie dla samopoczucia.
— To ty pamiętaj o śnie! — odparłam wzburzona. — Co ja tu widzę, po ciemku siedzisz nad ziołami zamiast drzemać!
Złapałam ją i zaczęłam tarmosić, jednak niespodziewane pohukiwanie sowy w oddali szybko obydwie nas przestraszyło i przypomniało o późnej porze, w którą wypadałoby być cicho. Oddaliłam się w końcu od siostry, która zapewniła mnie jeszcze, że no dobrze, pójdzie niedługo spać. Tak więc wróciłam z moimi zdobyczami do legowiska uczniów, ułożyłam się wygodnie, i o dziwo, zasnęłam szybko.
***
Tego dnia było wyjątkowo gorąco. Przetarłam łapką pot z czoła, odgarniając na bok bujne loki. Byłam już blisko rzeki. Chłodna i rzeźka woda jest teraz rozwiązaniem wszystkich moich problemów! Dotarłszy do brzegu, pochyliłam się najpierw i wzięłam parę łyków, jednak towarzyszyło mi przy tym wkurzające bzyczenie. Ah, no nie, komary! Oczywiście, że będzie ich dużo przy wodzie, ugh! Zaczęłam kręcić się w kółko i machać ogonem, próbując odgonić nieprzyjazne owady od siebie, jednak z marnym rezultatem. Z braku innych opcji, wskoczyłam więc w końcu po szyję do wody. Prąd był wartki, jak zwykle zresztą, więc zaczęłam machać łapkami w miejscu, nie chcąc, żeby mnie gdzieś zabrał. W końcu uciążliwa chmara chyba ogarnęła, że nie dam im się ugryźć, bo nie docierało już do moich uszu ich okropne, wysokie bzyczenie. Musiały sobie pójść... albo przyczaiły się gdzieś w pobliżu. Zmrużyłam oczy i wyszłam z powrotem na płytszą wodę, gdzie mogłam łatwo stanąć, po czym otrzepałam się. Było mi już chłodniej, więc może pomyślę teraz o złapaniu jakiejś ryby? Głupio trochę wracać z pustym pyskiem... Zwłaszcza po tym, jak wczoraj gadałam siostrze, że ona jest taka przydatna i w ogóle. Zanim zdążyłabym przygotować się do polowania, w ułamku sekundy niemal sielankowy nastrój przerwał gwałtowny plusk. Znowu jakaś ryba? Nawet nie zauważyłam, że sierść na karku mi się postawiła. Nim zdołałabym wyjrzeć zza gęstych trzcin, by sprawdzić kto był sprawcą tego hałasu.. woda ucichła, a pozostawione wcześniej okręgi na tafli rozmyły się tak, jakby w ogóle ich wcześniej nie było. Oh. Czy przewidziało mi się? Nie, to niemożliwe, nie mam przecież problemów z umysłem, prawda? Prawda? Węszyłam jeszcze chwilę w powietrzu, zmartwiona. To nie był plusk ryby, a jeśli był, to musiała być ogromna, wieksza od kota.
— Algowa Łapo, czy wszystko w porządku? — Usłyszałam nagle głos z przeciwległego brzegu. Pchli Nos stał spokojnie, jego białe futro połyskujące w pełnym słońcu... było całkowicie suche. Wcale nie wyglądało jak okrywa kogoś, kto właśnie zanurzył się po uszy w wodzie. Widocznie musiałam spojrzeć na niego z bardzo dziwnym wyrazem pyska, bo ponowił pytanie, tym razem głośniej. W końcu zdobyłam się na odpowiedź:
— Ah... Nie! Znaczy, tak! Tak, wszystko w porządku! Słyszałeś ten dźwięk wcześniej?! — zapytałam, na co nastychmiast dostałam w odpowiedzi nieco rozbawione spojrzenie od kocura. ... No tak. Głupie pytanie.
— Przepraszam za to! Idę do ciebie! — wrzasnęłam głośno troszkę zakłopotana, próbując przekrzyczeć szum rzeki, i skoczyłam znowu w wodę.
Znajome środowisko pomogło mi uspokoić się i oderwać głowę od dziwnej sytuacji z wcześniej, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy wdrapywałam się na brzegu do mojego mentora poczułam, jak nagle kamień, na który stanęłam, traci swoją przyczepność w ziemi. Moja śliska od wody poduszka na dodatek nie mogła się w niego skutecznie wczepić, na nic nie pomogły wystawione pazury. Zanim zdążyłabym zorientować się co się dzieje, straciłam równowagę. Pozostałe łapy poszły w ślad za pierwszą i omsknęły się po śliskiej powierzchni, a ja sama spadłam razem z kamieniem z chlupotem do rzeki.
***
— Algo, Alga, słyszysz mnie? — usłyszałam nieco niewyraźnie zmartwiony głos Zimorodkowej Łapy. Ah, spotkaliśmy się szybciej, niż myślałam.
Chwila, byłam w legowisku medyka?! Poderwałam się gwałtownie, zaraz tego żałując, bo poczułam ostry ból płynący z lewej przedniej łapy. Uniosłam ją niezręcznie w górę i położyłam na drugiej stopie, dzielnie zaciskając zęby. Zlustrowałam wzrokiem otoczenie. Faktycznie było to legowisko medyka, pachniało mocno ziołami, na dodatek w środku oprócz mnie siedział jeszcze mój mentor, Pchli Nos, a w kącie także Kazarkowa Śpiewka, która wyglądała na bardzo niezadowoloną. Przede mną zaś pochylona była moja siostra i jej mentorka, Strzyżykowy Promyk.
— Słyszę, a-ała... Chyba coś sobie zrobiłam z łapą — bardziej zapytałam, niż stwierdziłam.
— Na to wygląda, za to twój mentor, który cię tutaj niósł, na dodatek wbił sobie kolca w łapę po drodze, więc również będzie musiał być zbadany — spojrzała na swojego brata medyczka.
Niósł mnie tu? Ah, no tak, już pamiętam, wpadłam do wody. Spojrzałam na śnieżnobiały pysk Pchlego Nosa, na którym malowała się lekka ulga na mój widok całej (i prawie zdrowej) i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Zaraz potem przeniosłam wzrok na Zimorodek.
— To... będę mogła chodzić? — zapytałam nieco dramatycznie. Nigdy nie można być pewnym z tymi urazami. Co jeśli to jakiś super ultra rzadki przypadek i zostanę kaleką do końca życia?! I nigdy nie zostanę wojownikiem?! No właśnie.
<Zimo?>
[990 słów]
[przyznano 20%]
Wyleczeni: Algowa Łapa, Pchli Nos, Kazarkowa Śpiewka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz