Życie z Ognistą... Pięknością okazało się... prawdziwą męką. Kiedy tylko oprowadził partnerkę po obozie i wytłumaczył jej zasady funkcjonowania w społeczeństwie; w tym na kogo należało uważać, aby nie zostać zarażonym nierudyzmem, udali się do żłobka. Skręciło go, gdy tylko postawił krok w tym miejscu. Te wszystkie okropne wspomnienia powróciły. Nie wierzył, że będzie musiał spędzić tu kolejne księżyce. To było... żałosne. Najchętniej olałby to wszystko i wrócił do spania w legowisku lidera, ale dawna wilczaczka mu na to nie zamierzała pozwolić. Owinęła swój ogon o ten należący do niego, ciągnąc ku jego lękom, a on... on nie mógł nic zrobić. Oczywiście... mógł w sumie wyrwać się i wycofać, ale wtedy zawiódłby matkę, która patrzyła na niego z niebios. Nie wspominając o tym, że brat najpewniej wydarłby się na niego, że przez swój egoizm zrujnował cały jego plan. Czasami miał dość swojej rodziny, ale w jednym mieli rację... Musiał spełnić swą powinność i dać nowe pokolenie czystorudych kociąt. W końcu im ich było więcej, tym istniała szansa na to, że w końcu odzyskają władzę, którą stracili tak dawno temu. Trzymał się tej myśli, kiedy jego łapy musiały ścielić z mchu posłanie. Ogień jak na babę przystało, ciągle zmieniała zdanie, gdzie chciała je umieścić. Przesuwał je w prawo, w lewo, a jego żyłka pulsowała za każdym razem, kiedy słyszał jej marudzenie. Niech matka da mu siłę, bo oszaleje.
Na szczęście ta męka w końcu się skończyła. Sądził, że nic więcej go nie zaskoczy. Robiło się już ciemno i każdy powinien iść się kłaść, by z rana wstać i udać się w teren, by coś upolować na ząb. Ale jego... partnerka... wymyśliła sobie, że mech to za mało. Musiał ściągnąć pierze i kwiaty, które miały upiększyć ich legowisko. Nie czuł się nigdy tak zarobiony. Nigdy. To ona powinna wykazać się inicjatywą i dostarczyć sobie samej te rzeczy! On był w końcu bogiem! Nie zamierzał wykonywać obowiązków zwykłego plebsu! Ale wystarczyło jej pełne uporu spojrzenie i fakt, że kłótnia wzbudziłaby podejrzenia, że spełnił tą jej zachciankę. Znalazł to co chciała, ale więcej nie zamierzał się w to angażować. Już sam fakt, że musiał spać w cuchnącym kociętami żłobku, napawał go odrazą. Czuł się niczym więzień. Nie był wolny, o nie... Nie, gdy obok siebie miał ją.
Kiedy tylko ruda uporządkowała przyniesione przez niego rzeczy, zaciągnęła go na mech i wtuliła się w jego sierść, uradowana z tego, że oto nareszcie są razem. Jego obrzydzenie zostało skryte przez czerń nocy. Samo to, że czuł jak go oplata tymi łapami, nie dając mu szans na ucieczkę, przyprawiał go o mdłości. Czemu sobie to robił? Przecież... wiedział jak łatwo mógł się jej pozbyć. Byłby wtedy wolny... Wolny! Ale... okazałby się zdrajcą. Ogień, mimo tego, że była zbyt uczuciowa, posiadała nad wyraz piękną sierść. Ten rudy odcień idealnie komponował się z jego barwą. Pasowali do siebie niczym dwa płomienie. Jednakże charaktery... stanowiły tu kolizję. Oboje chcieli rządzić, oboje próbowali zyskać nad tym drugim kontrole. I kto w tym wszystkim przegrywał? A no on. A dlaczego? Bo kocica okazała się uparta. Wiedziała co zrobić, aby był jej. A on był świadomy, że wpadał w jej manipulację. Była żmiją, podłą i okrutną, chociaż zgrywała świętoszkę. Idealnie pasowała do jego rodziny... Ale nie do niego. Chyba już rozumiał, dlaczego dziadek Leśny Pożar, nie był z babcią. Jeżeli wszystkie kotki były takie same, także wybrałby samotność. I to był jego plan. Trzymał się tej myśli. Da rodzinie kocięta, ale nie będzie się angażował dłużej w ten związek. Ogień była kotką, do jej obowiązku należało odchowanie kociąt. Może dzięki temu, że będzie miała zajęcie, da mu spokój? Na to liczył. Ale, aby stworzyć nowe życie musiał brnąć w tą grę. Nawet jeśli myśl o tym napawała go odrazą.
***
Obudził się rano z przedziwnym uczuciem. Pierwszy raz spał z kimś, kto dmuchał mu swym oddechem po szyi. Na dodatek ciężar jaki ciążył mu na boku, w tym ciepło drugiego ciała, nie polepszały jego snu. Budził się co chwila, wiercił, a Ogień tak czy siak przy nim była. Może w nocy otoczyła się żywicą, aby się do niego przykleić? Nonsens... w okolicy nie było drzew. Na dodatek wtedy byłaby brudna, a widział przecież, że dbała o swoją czystość niezgorzej niż on. Dlatego też pobudka była dla niego udręką. Nie wyspał się, w przeciwieństwie do niej.
— Dzień dobry, mój króliczku — usłyszał nad uchem, gdy tylko otworzył ślepie.
Świetnie... nie spała. Ciekawe co robiła przez ten czas, kiedy on próbował zregenerować siły? Odpowiedź przyszła dość szybko. Wilgoć jaką poczuł na łbie uświadomiła go, że tak jak obiecała, tak zabrała się za porządkowanie jego sierści. I w ten sposób miały wyglądać jego kolejne dni? Przecież to był koszmar!
Uniósł łeb i zaspanym wzrokiem zmierzył żłobek. Chciał stąd jak najszybciej wyjść, ale jego ciało było zbyt obolałe, aby się dźwignąć na łapy.
— Musiałaś na mnie spać? Wszystko mnie boli — rzekł ze skwaszoną miną.
— Oczywiście! Stęskniłam się za tobą. I wcale nie boli, nie przesadzaj. Nie jestem przecież gruba! — fuknęła, robiąc taką minę jakby ją uraził. Nie pojmował tej kotki. Była dziwna, a on... miał jak na razie dość.
— Jesteś. W końcu nosisz moje kocięta. — Rzucił jej znaczące spojrzenie. Skoro już bawili się w kłamstwo przed całym klanem, to niech poczuje się w obowiązku do zaakceptowania faktu, że była ciężka, nawet jeśli wcale nie była w ciąży.
Ognista Piękność wstała i dała mu ogonem po nosie. Kichnął, bo oczywiście jej kłaki musiały go podrażnić. Przynajmniej odetchnął, kiedy ta dała mu choć trochę przestrzeni. O jak dobrze... Od razu mógł oddychać.
— Zobaczymy kto tu będzie tłuściutki skarbie... — Posłała mu uśmiech, który wydawał mu się... dziwnie niepokojący. — Jak wiesz... — ściszyła głos, aby nikt inny nie usłyszał jej knowań. — Musze dbać o linie... A, że moja ciąża jest udawana... ktoś musi mi pomóc sprawiać pozory, że dużo jem.
O nie... Wiedział już o co jej chodziło. Skrzywił swój pysk. Czy naprawdę miał robić za jej... brzuch? To, że w partnerstwie tworzyli jedność, nie oznaczało, że miał się napychać jej żarciem!
— Nie ma mowy... — odmówił.
— Ale skarbie. To będzie podejrzane, gdy nie będę miała ciężarnych zachcianek. Ty jesteś strasznie chudy, jak na tobie leżałam to twoje kości wbijały mi się w futro, a tak nieco się dożywisz, będziesz mięciutki, a nasz sekret będzie bezpieczny.
Płomienny Ryk mordował ją wzorkiem. Prawdą było to, że po śmierci matki mało jadł, co odbiło się na jego sylwetce. I może rzeczywiście należało to zmienić, aby mógł zyskać siłę, którą tak pragnął, ale... Ale nie w taki sposób! Pokręcił łbem.
I się zaczęło. Bitwa na spojrzenia. Ognista Piękność była nieugięta. Wpatrywała się w niego nieustępliwie, tak samo zresztą jak on. Nie wiedział ile to trwało, ale ich pojedynek został przerwany przez pojawienie się gościa.
Nagietkowy Wschód spojrzał na ich dwójkę i podszedł do nich nieśpiesznym krokiem.
— Chyba nie tak patrzą na siebie zakochani... Co się stało? — zapytał. Oczywiście, Ogień nie byłaby sobą, gdyby nie zaczęła narzekać. Wyjaśniła rudo-białemu sprawę, a ten od razu na niego spojrzał. — To dobry plan, czemu ci to przeszkadza?
— Nie zamierzam po niej jeść. To niehigieniczne!
— Bracie... Już się z nią całowałeś. Cokolwiek w sobie miała, zaraziłeś się tym tak czy siak.
Płomienny Ryk od razu zbladł. Racja... Był skażony... Skażony! Nie przez nierudyzm, a przez wszelakie świństwa, które przyprowadziła ze sobą wilczaczka! To był jego koniec!
Wziął głęboki oddech, po czym spojrzał spod byka na kocicę, która była zadowolona z tego, że Nagietkowy Wschód ją poparł. Przeklęta lizuska... Nie pojmował jakim cudem udało jej się zjednać sobie przychylność jego rodziny...
— Dobra. Pomogę... — Widząc radość rudej, kontynuował nim ta poniesie się swojemu triumfowi. — Ale pod jednym warunkiem.
— Jakim? — zapytała.
— Przestaniesz się do mnie tak kleić w nocy. Gorąco mi.
— Och... ale to przez miłość — zachichotała, a widząc jego wzrok, dodała. — No dobrze. Dam ci nieco swobody, mój ty kwiatuszku.
Zacisnął pysk. Mógł dodać więcej tych warunków, słysząc kolejny, pieszczotliwy zwrot, który podniósł mu ciśnienie i sprawił, że miał ochotę zwymiotować.
— Skoro wasz kryzys został już zażegnany, zjedzcie coś. Potem bracie przyjdź do mnie, musimy porozmawiać. — Po tych słowach Nagietkowy Wschód wyszedł.
Oho... Ciekawe o czym chciał pomówić. Najpewniej jego oceniające oko spostrzegło jakiś błąd, który chciał mu wytknąć. Niczego innego się po nim nie spodziewał.
— Dobrze... To... — Ogień usiadła obok niego, rzucając mu przymilne spojrzenie. — Chciałabym zjeść szczura nafaszerowanego wróblem ze świeżym rumiankiem skąpanym w rosie.
— Czyś ty oszalała? Skąd ja ci coś takiego znajdę? — Zamrugał zaskoczony, bo nie spodziewał się po niej czegoś takiego.
— Nie wiem... Ciesz się, że nie poprosiłam o wiewiórkę z rybą... Ciężarnych nie zrozumiesz, skarbie. No... Już, już. Jestem bardzo głodna... — Uśmiechnęła się do niego promiennie.
Przynajmniej miał wymówkę, aby ją opuścić i poszwendać się po łące, ciesząc się światem pozbawionym jej osoby.
— A i jeszcze coś... — dodała, kiedy już zbierał się na łapy. — Jeśli nie wrócisz, a uciekniesz ode mnie na cały dzień niczym tchórz, to pożałujesz. — Uśmiechnęła się do niego niewinnie.
Czy ona mu groziła? Z tych słów wynikało, że tak, jednakże jej pysk wskazywał na żart. Ale czy wilczaki miały poczucie humoru? Nieco w to powątpiewał. Zmierzył ją wzrokiem, zastanawiając się nad tym czy rzeczywiście będzie miał przerąbane, gdy uczyni sobie od niej wolne... a następnie opuścił żłobek.
Czas pokaże czy postąpił słusznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz