*Końcówka pory nowych liści*
Stresowała się bardzo następnym treningiem z Obserwującą Gwiazdą. Ostatnie słowa jej mentorki, które powiedziała pod koniec ich ostatniego treningu, przeraziły ją. Sugerowały, że czekał ich następny trening, który miał być o wiele trudniejszy od poprzedniego, a przynajmniej tak wywnioskowała ze słów kotki Pszczółka. Trudno było cokolwiek z nich wyciągnąć, bo jej mentorka mówiła wszystko monotonnym tonem, starając się ukryć każdą emocję i jej intencje, co tylko bardziej niepokoiło kocicę. A co jeśli ta ją okłamała i skrycie jej nie lubi? Co, jeśli nienawidziła jej i zmuszała się do treningów, tylko by znaleźć jakiegoś haka na nią? Tak mówiła przynajmniej Nornicowa Łapa, a jej słowa zdawały się sprawdzać z każdym treningiem Pszczelej Łapy. Czuła wzrok przywódczyni na sobie cały czas, gdy były na treningu. Z pewnością Żmija szukała w niej wad. Czyż nie widziała ich na pierwszy rzut oka? Kremowa uczennica była ich pełna, a same wady przeważały jej zalety. Jakby została tylko z nich stworzona, a reszta została wepchnięta na siłę. Obudzona została przed znany jej głos, który wołał jej imię. Otworzyła oczy i podniosła się ze swojego posłania. Szybkim krokiem wyszła z legowiska, aby po chwili zobaczyć swoją szylkretową mentorkę. Podopieczna Żmii nie chciała, aby ta na nią długo czekała, chociaż wydawało jej się, że i tak minęło dużo czasu od zawołania jej imienia. Żółte oczy kocicy wbiły się w nią.
- Następny trening? - Zapytała, nawet nie oczekując odpowiedzi. Sama ją przecież znała. Gdyby nie chodziło o ich trening, to kocica by się tu nigdy nie pojawiła, a bardziej nie wołała imię kremowej kotki. - Co dziś będziemy robić?
Na słowa uczennicy Obserwująca Gwiazda tylko spojrzała na nią z przymrużonymi oczami i uśmiechem na pysku. Nie wydawała się zła ani nie wyglądała, jakby planowała dla niej tortury.
- Sam zobaczysz. - Powiedziała tylko, po czym odwróciła się i udała w stronę tunelu prowadzącego poza obóz. Pszczółka od razu ruszyła za nią, nie chcąc zostawać w tyle i się zgubić. Tylko tyle jej brakowało. Dwójka kotów opuściła obóz i udali się w stronę Przybrzeżnego Oka, a przynajmniej tak zdawało się kremowej. Z początku poszły w stronę rzeki, przy której odbiły w lewo i brzegiem ruszyły w stronę małego stawu, który znajdował się na terenach Klanu Burzy. Samo jego istnienie przy tak dużej rzece, było dla Pszczelej Łapy czymś dziwnym. Dlaczego? Przecież obok istniała woda, więc dlaczego postanowiła ona stworzyć mały zbiornik wodny? Czy woda w ogóle była istotą myślącą? Niby była to zwykła substancja, której ruch zdawał się chaotyczny, jednak wybierała ona ścieżki, jakimi przebiega. Osiadała ona na większych powierzchniach, tworząc stawy lub jeziora i nie ruszając się z nich. Z drugiej strony istniał też deszcz, którego głównym składnikiem była ta substancja. Samo zjawisko przecież było wodą lecącą z nieba, która jakimś sposobem zawsze zdawała się znajdować drogę do niej. Jak inaczej by wyjaśniła to, że za każdym razem, gdy padało, to wodzie udawało się dostać do jej futra, nawet jeśli chowała się w legowisku lub żłobku? To musiało posiadać jakieś myśli, podejmować wybory, więc czy mogła to zaliczyć do istot żywych? Tu pojawiał się zgrzyt. Nawet jeśli samo to jak podąża woda, było dobrym argumentem na zaliczenie wody do żyjących stworzeń to samo to, że substancja w żaden sposób nie reaguje na otaczający ją świat, obalało całą teorię. Nawet gdyby rzuciła się teraz do wody, to ta by nie zareagowała, jak to robiły inne stworzenia. Pszczółka pewnie by została porwana przez nurt, aby po pewnym czasie zniknąć pod pokrywą wody, jednak rzeka by płynęła jak wcześniej. Jakby całe zajście było niczym, a nawet nie miało miejsca, a sama kocica stała się tylko kamieniem, który popchnięty przez zwierzynę, stoczył się po brzegu i utknął w rzece na zawsze.
Powróciła myślami do aktualnej sytuacji, gdy wpadła na jej mentorkę, która postanowiła się nagle zatrzymać. Przeprosiła ona cicho mentorkę, po czym zrobiła krok w tył, dając jej miejsce. Co one tu robią? Po szybkim spojrzeniu na teren otaczający ich uczennica wywnioskowała, że znajdują się pomiędzy Przybrzeżnym Okiem a drogą grzmotu. Nie było tu nic prócz trawy pod ich łapami, w której plotły się kwiaty. Dlatego nie było zaskoczeniem to, że Pszczela Łapa posłała pytający wzrok w stronę starszej kocicy.
- To tutaj? - Zapytała się, by upewnić się odnośnie lokacji ich treningu. Może tylko przystanęły na chwilę, aby pójść gdzieś dalej?
- Nic się nie stało. - Mruknęła przyjaźnie do kotki przywódczyni. Słysząc jej następne pytanie, odpowiedziała. - Tak, to tutaj. - Odwróciła się do kremowej, tak by być do niej zwróconą pyskiem. - Lubisz kwiaty? - Zapytała liderka, unosząc wysuniętą bardziej do przodu, prawą łapę nieco nad ziemię, by dotknąć swą poduszką spodu korony fioletowego kwiatu, który rósł jakąś długość myszy przed nią. Zdziwiło ją pytanie mentorki. Kwiaty? Było to pytanie, które wyciągnęła znikąd, a Pszczółka musiała zastanowić się nad odpowiedzią. Nigdy nikt nie zadał jej tego prostego pytania, stąd nie miała na nie przygotowanej odpowiedzi.
- Kwiaty są piękne, Nornicowa Łapa nawet mi mówiła, że powinienem sobie nimi wystroić futro, jednak nie wiem, co o tym myśleć. Czy zrywając kwiaty, nie pozbawia się ich uroku i jednocześnie się je zabija? - Zapytała kocica, a swój wzrok spuściła na kwiatek, który zainteresował przywódczynie. Niby normalny, fioletowy kwiatek, który nie wyróżniał się od reszty, jednak zdawał się przykuć swoją normalnością uwagę kotki. Kocica patrzyła dalej na Pszczółkę przyjaźnie przymrużonymi, skośnymi, żółtymi ślepiami.
- Zależy, jak je zerwiesz. To, co widzisz… - Przeniosła spojrzenie na kwiat, którego dotykała. - …to jest tylko część całej rośliny. Pod ziemią ma ona korzenie, którymi zbiera wodę. Nad ziemią ma zaś łodygę, liście i to, od czego ją nazywamy kwiatem — swój kielich. - Stwierdziła liderka. - Zrywając tylko kielich i część łodyżki, co prawda sprawiamy, iż kwiat nie ma już swego ozdobnika, no i jeśli to był jego jedyny kielich to nie będzie mieć nasion, ale poza tym nic się nie dzieje. Medycy zrywają nieraz całe łodygi, gdy wychodzą po zioła, ale te wracają za każdym razem po pewnym czasie.
- A ich to nie boli? - Zapytała uczennica. - Jak ich tak wyrywamy i pozbawiamy najpiękniejszej części, to musi ich to boleć. Nawet jeśli mają korzenie i przeżywają nasze wycinanie kielicha, to czy nie obrażają się na nas przez to? Jakby ktoś mi to tak robił, co porę nowych liści, to bym się obraził…
Żmija dziwiła się podejściem kociaka. Zachowanie Pszczółki... oczywiście tak było inne i to o niczym samo w sobie by nie świadczyło, ale wraz z wiedzą o jej rodzicach...
- Cóż... - Myślała jak zacząć przez uderzenie serca. - Wiesz, one i tak są zjadane przez inne istoty.
- Czyli obojętnie od tego, czy postanowimy wejść w los, czy nie, to i tak skończą one martwe przez inne stworzenia? Nie mają wpływu na swoje dalsze istnienie, a to przez ich piękne płatki. Czy wszyscy kończą w podobny sposób? Każde stworzenie podąża swoją ścieżką, która skończy się zawsze w ten sam sposób, niezależnie od akcji ów stworzenia? - Słowa uczennicy zmierzyły w inną stronę, niż przypuszczała ona na początku. Zaczęło się przecież to wszystko od prostego pytania Żmii, która przyglądała się uważnie Pszczółce, z poważniejszym wyrazem pyska, choć dalej przyjaznym.
- Jak już mówiłam, nie zabijamy kwiatów i innych roślin poprzez zabranie ich kielichów i fragmentów łodyżek. Inne stworzenia nie raz też zjadają tylko górę, choć jeśli urwą lub zjedzą za dużo rośliny, może ona obumrzeć. Chociaż wszystko też zależy od tego, jaka to roślina. I niestety nie mają, ale to nie tylko przez płatki, ale także to, że często ich ciała są jadalne dla wielu istot. Co do nas, Pszczela Łapo, to od naszych decyzji zazwyczaj zależy, jak długo pożyjemy. Nasze życia zawsze skończą się w ten sam sposób — śmiercią. Jedynym pytaniem jest, kiedy ona nastąpi i jaka będzie.
Dopiero po tych słowach Pszczółka zdała sobie sprawę, że zapędziła się za daleko. Jej myśli same przeszły na słowa, a ta nie zdążyła ich przefiltrować, nim je powiedziała. Co by pomyślał tato, gdyby usłyszał, że znowu popełniła błąd? Pewnie nie byłby zadowolony z niej, jak to w zwyczaju miał robić. Zły grymas z pewnością zdobiłby jego czarny pysk, a kocica z pewnością dostałaby jego monolog na temat swej pomyłki. To przecież robił, gdy ta była mała, więc raczej powtórzyłby swoje metody rodzicielskie.
- Przepraszam… - Powiedziała tylko uczennica, spuszczając swój wzrok na przednie łapy. - Zakłócam nasz trening głupimi pytaniami. Nie powinienem tego robić. Przepraszam. - Słysząc jej słowa, na pysku liderki pojawiło się zdziwienie.
- Nie masz za co przepraszać. - Stwierdziła. - Cóż... nie będę Cię zmuszać, ale zapytam... czy zbieranie kwiatów sprawia Ci jakąkolwiek przyjemność? - Nie miała zamiaru zmuszać do tego Pszczoły, na początku myślała, że to będzie miły odprężający trening, tak naprawdę polegający po prostu na zbieraniu kwiatów, ale w tej sytuacji wszystko było możliwe.
- Nigdy nie zbierałem kwiatków. - Przyznała się wreszcie kocica. - Tata mówił, że nie tym powinienem się interesować, a mama… Mama nie lubiła nas nigdzie zabierać.
- A jesteś gotowy spróbować? - Zapytała czarno-ruda.
- Mogę spróbować. Nikt ani nic nie stoi na przeszkodzie, prawda? A tym bardziej, co złego może się stać?
Po tych słowach jej mentorką schyliła się i zerwała kwiat, który znajdował się przy jej łapie od dłuższego czasu, co obserwowała kocica z uwagą. Przeszły ją ciarki na sam widok, jednak próbowała tego nie pokazywać. Było to normalne. Zbieranie kwiatków to coś, co robiły koty od wielu księżyców. Czemu więc wydawało jej się to nieprzyjemne? Sama widziała jak Szepcząca Pustka, nieraz przynosił do żłobka różne kwiaty dla trójki jego kociaków. Były one różnokolorowe, co przyciągało tylko jej wzrok. Tyle różnych kwiatów do wyboru. Sama schyliła się, wybierając jeden z białych kwiatków, rosnący niedaleko niej, aby chwycić go najbliżej główki, jak tylko umiała i z pomocą kłów rozdzielić jego piękne płatki od reszty łodygi. Dopiero kiedy spojrzała na to, co pozostało z kwiatu, to lekko się zasmuciła. Coś, co kiedyś przyciągało swym pięknem, teraz było marną łodygą wystającą z ziemi. Jednak swych czynów nie cofnie. Nie naprawi, to co zniszczyła, a tym bardziej nie przywróci mu wcześniejszej piękności. To co trzymała teraz w pysku, zwiędnie z czasem, co wiedziała doskonale, jednak czemu nie mogła nacieszyć się aktualnym pięknem swej zdobyczy? Nawet jej się to podobało, a tym bardziej, kiedy przypomniała sobie, że ów kwiatami może przystroić sobie futro. Na jej pysku pojawił się lekki uśmiech, który przykrył smutek w oczach kremowej, który pojawił się wraz z zerwaniem białej rośliny. Skierowała swe ślepia na mentorkę, która stała niedaleko niej.
- Podoba mi się to. - Skwitowała kotka. - Czy możemy przystroić moje futro nimi, póki kwitną?
Nornica jej kiedyś radziła, aby wplątała sobie we futro kwiaty Zawilca, jednak nie wiedziała, czy to nie był po prostu pierwszy kwiat, jaki przyszedł jej na myśl. Czy wyglądałaby w nich dobrze? Nie była do końca przekonana przez to, że nigdy nie nosiła kwiatów w swym futrze. Sama Mała Koszatniczka nie nosiła tej roślinności na sobie, co wydawało jej się teraz dziwne. Czemu ta nie skusiła się na piękne pąki w swym szylkretowym futrze? Z pewnością istniały jakieś kwiaty, które idealnie do jej pasowały, jednak kotka nie wiedziała jeszcze, jakie dokładnie. Jej wiedza o tej pięknej roślinie i jej rodzajach była ograniczona, co skutkowało tym, że nie kojarzyła większości kwiatów z wyglądu. A szkoda, każdy z nich miał swój urok w sobie.
- Oczywiście. - Odpowiedziała Obserwująca Gwiazda na pytanie kocicy. Po tych słowach obie kocicę zabrały się za ponowne zrywanie kwiatków, aby ustroić swe futra. Chociaż z początku pomysł wydawał się dziecięcy, to z czasem stał się przyjemny. Podobał jej się.
[1864 słów]
[przyznano 37%]
<Mentorko?>
Bardzo ciekawie przedstawiona relacja uczeń-mentor! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuń