Czyli jak Pajęcza Lilia robi sobie wrogów z całej rodzinki po godzinach
*za czasów kociaka*
Spojrzałam zaspana na brata, jak gdyby urosły mu właśnie dwie głowy. O czym on znowu gadał? Czy to był jeszcze sen? Gdzie ja jestem? Niestety chyba wziął mój brak reakcji jako cichą zgodę, bo wznowił swoją paplaninę z jeszcze większym wigorem, blablabla. Przetarłam oczy małą łapą, zastanawiając się jaka jest w ogóle pora dnia, i czy ktoś oprócz nas też już nie śpi. Zaczęłam po chwili szukać rozmazanym wzrokiem Lwiej Paszczy, nie czując się na siłach, żeby samej stawiać czoła ciężkiemu losowi (w postaci rudego brata) w tym stanie.— Gdzie jest twoja mama? — przerwałam mu w końcu, niedbale kładąc łapę na jego pysku, w nadziei, że go to uciszy. Czego się jednak nie spodziewałam, to sytuacja, w której została ona nagle ugryziona. Auć! Wyrwałam ją szybko, prawie odruchowo nawet przy tym uderzając Płomyczka. Powstrzymałam się od piśnięcia, nie chcąc dać mu tej satysfakcji, ale wykrzywiłam pysk w niezadowolonym grymasie (i po części trochę bólu) i fuknęłam na niego.
— Normalny jesteś?! Powiem o tym mamie! — syknęłam, ostentacyjnie wylizując łapkę między poduszkami. Kocurek zwiesił pysk w niedowierzeniu, że użyłam jego popisowego ruchu przeciw niemu samemu. Ostudziło go to, niestety tylko na parę szybkich bić serca.
— To ty zaczęłaś! Nie dotykaj mnie, ty... ty lisia kupo, fuj!
— Jak mnie nazwałeś?! Poczekaj, zaraz zobaczymy kto-
Poczułam wraz z bratem nagle obecność matki w pobliżu i obydwoje zmuszeni zostaliśmy do (niechętnego!) podjęcia chwilowego rozejmu. Nie mam pojęcia, jak taki pajac może być moim bratem, ani czemu mama go tak wychwala. Każdy przecież widział, że brak mu piątej klepki!
***
— Najgorszy okres w moim życiu, to kiedy dzieliłam razem z nim łożysko w brzuchu naszej mamki, pokój jej duszy — zaśmiałam się w stronę wybranki mojego brata, która na dodatek tego wszystkiego co się ostatnio stało, dołączyła do obozu prosto z Klanu Wilka. — Drugi najgorszy, to kiedy siedzieliśmy razem w żłobku przez sześć księżyców.
— Oh, przestań, nie mogło być tak źle — zachichotała ruda kotka, będąc najwyraźniej pewna, że żartuję i to takie nasze jakieś siostrzano-braciane przekomarzania. Nie miałam serca wyprowadzać jej z błędu, zwłaszcza, że właśnie znowu zaczęła się rozczulać nad swoim "ukochanym" i musiałam się skupić, żeby nie zrobić przykrej miny.
Płomienny Ryk za to gdyby mógł, to zabiłby mnie już spojrzeniem. Nie robiło to na mnie wrażenia, ba, w zasadzie, to mu teraz nawet trochę współczułam. Lwia Paszcza zgotowała mu niezły los. Dobrze, że zostałam medykiem, bo nie dość, że wywinęłam się z tych całych romansów, to jeszcze miałam władzę w łapach. Niedocenianą, ale jednak. Co do owej wybranki... no, nie mogę powiedzieć, żebym była zachwycona tym, że jest tutaj. Ostatecznie przekonał mnie nasz starszy brat (ten, który ma nieco mniej trocin w mózgu) i przywódczyni. Chociaż nadal nie rozumiem, czemu nie odwołali tego całego przedstawienia z partnerstwem po śmierci mamy, ale może to był sposób Płomyka na poradzenie sobie z jej odejściem. Kultywowanie jej planów, czy coś. Więcej rudych dzieci, jupi! Młoda kotka nie była zła, ale sam fakt, że wparowała tu z wrogiego klanu jak na swoje, a zamiast się do czegoś przydać, siedziała cały dzień swój zadek w żłobku, przyprawiał mnie o ból głowy. No i przychodziła tu do mnie, żebym pilnowała "ciąży". Co zabawne, objawy, które ostatnio zaczęła wykazywać, faktycznie podobne były do tych stanu brzemiennego. Ból brzucha, wymioty...
— Moja droga siostro — zaczęłam. Dla informacji, spytałam się jej, czy mogę ją tak nazywać (trudno mi było wypowiedzieć jej pełne imię z poważnym pyskiem) z powodu tego, że jest partnerką mojego brata, więc jesteśmy teraz blisko związane, i się zgodziła. — Niestety, ale wszystkie twoje objawy wskazują na zwykłą niestrawność. Jednakże, jeśli ktoś będzie ciebie pytał, są to poranne nudności i inne takie zupełnie normalne dla ciężarnych dolegliwości, rozumiesz, tak?
Pokiwała głową z przejęciem. Zanim zdążyłaby znowu przekierować rozmowę na tory jej ukochanego "skarba", odeszłam do półki z ziołami i zawołałam ją do siebie.
— Dobrze, moja droga, czy znasz może którąś z tych roślin? — zapytałam miło.
Kocica zmarszczyła brwi, jednak wskazała na jedną:
— No.. na przykład to jest lawenda, tak? Czy to ma jakiś związek ze mną?
— Haha, lawenda, co? Oczywiście, że taka znawczyni jak ty wybierze piękny kwiat. Dwunożny prawie mnie złapał, kiedy ją wyrywałam. — Zamyśliłam się, biorąc gałązkę w pysk.
— Cóż.. lawendą cię nie wyleczę. Lawenda dobrze maskuje zapachy. Jej kojące właściwości pomagają też z dreszczami podczas gorączki. Ta partia jednak.. już się wysuszyła i na wiele mi się nie przyda. Nie mam czasu tak sama ciągle biegać za ziołami i jeszcze leczyć koty, także gdybyś podczas jakiegoś spaceru znalazła ładny kwiatek, czy dziwnie pachnącą trawę... — mówiąc to wetknęłam jej fioletową gałązke za ucho. — Docenię gest, nawet jeśli okaże się nieprzydatna. Tylko uważaj na trucizny, no wiesz, te wszystkie przed którymi przestrzegają już kociaki, szalej, zimowit... ...Hm, jednak wiesz co, może lepiej przynoś tylko te rośliny, które znasz dobrze. A lawendę dostałaś, żeby zamaskować twój zapach. Ciążę często można wywąchać, zwłaszcza w późniejszym stadium, chociaż nie wszyscy o tym wiedzą. Na wszelki wypadek więc noś jakieś mocno pachnące rzeczy przy sobie.
Ognista... Piękność widocznie rozpromieniła się na mój prezent i otarła przyjaźnie swoim rudym bokiem o mój.
— Dziękuję! Widzisz, skarbie? Czyż nie wyglądam cudownie? — Przyjęła dziwną pozę, a nawet parę. — Będziesz mi teraz zbierał najpiękniejsze i najbardziej pachnące kwiatki z terenów Klanu Burzy.
— ..A teraz twoja mieszanka na ból brzucha — mruknęłam, niszcząc jej chwilę i posyłając tylko troszkę wredne spojrzenie w stronę brata. Bawiło mnie niezmiernie przerywanie "zakochanym" ich zalotów, jednak także i mnie męczyło powoli ich zachowanie. — Proszę, oto twoje lekarstwo, zjedz wszystko i daj mi znać jutro rano, czy objawy się utrzymują, dobrze? Trzymajcie się, papa.
Odprowadziłam odchodzącą parkę wzrokiem, po czym klepnęłam ciężko na ziemi. Do czego to doszło, niech Klan Gwiazdy ma nas wszystkich w opiece. A ja na środku tego głupiego przedstawienia. Nie zdążyłam nawet nacieszyć się krótką przerwą, bo usłyszałam kolejną samotną parę cichych kroków. Mimowolnie spięłam mięśnie. Dajcie mi odpocząć, bo wykituję! Rano Króliczy Nos z białym kaszlem (oczywiście obsmarkał mi całe stanowisko), w południe zbieranie ziół, których nigdzie nie można znaleźć, po południu kontrolne badanie fałszywej ciąży, co jeszcze! Chłód niebieskich ślepi zarejestrował się w moim umyśle, zanim poznałabym tego kota po czymkolwiek innym. Nagietkowy Wschód, wiem, po co tu przyszedł.
— Bracie, jak tam gardło? — zapytałam uprzejmie, wstając ponownie z lekkim grymasem. Z jakiegoś powodu wyglądał na mniej złego gdy zwracano się do niego tak, niż po imieniu. Może czuł większą władzę w pozycji brata, niż zwykłego wojownika, jakich wielu? Nie zapomnę, jak traktował Margaretkę na moich oczach i nie zamierzałam mu tego wybaczać, ale miło było czasem pobawić się z rodzinką w śmieszny, dysfunkcyjny dom.
— Nie boli. — Zlustrował mnie przenikliwym spojrzeniem. Wow, chyba ucieszyłam się właśnie, że moja siostra zrezygnowała ze stanowiska, bo to ona musiałaby teraz brać udział w tym przedstawieniu. Dobrze dla ciebie, Margaretkowy Zmierzchu, aż postaram się po tym znaleźć ci dobrą mieszankę ziół na twój problem "wypadającego" futra.
— Niemożliwe, przestałeś obgadywać inne koty- hej, żartuję, żartuję — mruknęłam, machając ogonem. Bez siostry w legowisku było mi trochę bardziej nieswojo zaczynać moje drażnienie się. — Masz teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż Żmija, prawda? Utrzymać całą tą bajeczkę z ciążą?
— Jak poszło? — Zignorował mnie, tak? No dobra, możemy się bawić w ten sposób.
— Hm, a jak miało pójść? Masz nadzieję, że naprawdę zaszła? Kochasz tak bardzo mamę, że chcesz spełnić jej plan nawet po jej śmierci, czy nienawidzisz tak bardzo brata, że chcesz mu zniszczyć życie?
— Kretynko! Co ty niby możesz o tym wiedzieć, co? — syknął, obnażając przy tym lekko kły. Na widok błysku światła odbijającego się od ostrych zębów odczułam jakąś dziwną satysfakcję, że w końcu zareagował. — Pajęcza Lilio, mama ani babcia nie ufały tobie ze sprawami rodowymi z oczywistych względów, których nawet nie muszę przedstawiać. Zostaw myślenie mi i siedź grzecznie i rób co masz robić — dodał już nieco spokojniej, cały czas jednak mierząc mnie wzrokiem z góry. Wykalkulowanymi krokami podszedł do mnie, próbując zastraszyć własną siostrę samą postawą. Utrzymałam z tymi nieprzyjaznymi, błękitnymi oczyma kontakt wzrokowy, jednak w nagłym przypływie złości cofnęłam się do mojego zbioru lekarstw, zrzucając wszystkie na dół jednym, gwałtownym ruchem ogona. A potem drugim, równie wściekłym, na poprawkę, aż cała półka się zatrzęsła. Masa roboty walająca się teraz wszędzie po podłodze, co za szkoda.
— Nie zapominaj, że rozmawiasz z jedynym medykiem, Bracie — wycedziłam przez zęby, skrobiąc pazurami podłogę między opadającymi liśćmi. — To nie ty jesteś tutaj w pozycji na roszczenia, chyba, że chcesz żebyście wszyscy pomarli w parę księżyców.
Nie zabiłabym nikogo, oczywiście. Ale jeśli przestałabym leczyć- co takiego by się stało? Pewnie ktoś by mnie w końcu wydalił, jednak Nagietkowy Wschód powinien uważać na słowa, jeśli chciał w przyszłości znowu dostać dobre zioła na ból gardziołka. "Grozisz mi?" zdawała się mówić twarz, którą przybrał kocur w odpowiedzi. Nie cofnął się pod moimi słowami, wręcz przeciwnie, zrobił następny krok w moją stronę, dalej przyszpilając mnie swoim spojrzeniem do ściany. A przynajmniej próbując, no, żeby się dureń nie naciął.
— Aww, ktoś tu ma chyba gorszy dzień i robi przedstawionko. Może damskie hormony szaleją? Nie wierzę, taka groźna postawa, czyli jednak i ty masz coś z tej twojej znienawidzonej mamy. I co, jak planujesz nas wszystkich wykończyć, hm? — uśmiechnął się, mrużąc oczy, jawno czerpiąc przyjemność z drwienia ze mnie. — Wstyd. Każda z nauk Lwiej Paszczy o wartości rodziny musiała przelecieć ci między uszami.
— Dobrze, że lekcja o ziołach na ból gardła nie przeleciała, bo byś nadal chodził pochrząkując jak świnia — odgryzłam się krótko, nie ustępując swojego miejsca.
Atmosfera w legowisku medyka dawała wrażenie, jakby od teraz choć jedna mała iskierka mogła wzniecić pożar. Żadne z nas nie zamierzało odpuścić pierwsze. Obydwa futra nastroszone, uszy położone płasko po sobie.
— Znaj swoje miejsce — wycedził w końcu, niemal mnie przy tym opluwając.— I pilnuj swojego języka. Nasza rodzina nie potrzebuje takich niewdzięcznych kotek jak ty, i nie myśl, że jakaś pozycja czy sentyment cię uratuje.
Wiedział, że nie może mi teraz nic zrobić, ale najwidoczniej duma nie pozwoliłaby mu odejść bez pogróżek. Mam wiele rzeczy, które by mnie mogły uratować. Takie kłótnie z Nagietkiem były dla mnie jak zabawa.
— Tak? W takim wypadku dziękuję za dbanie o naszą rodzinę, Mamo. — Uśmiechnęłam się, robiąc niewinną minę. — Nie mogę się doczekać, aż znajdziesz sobie jakiegoś kolejnego rudego kocura, żeby zrobić kolejne rude dzieci bez ojca.
Bomba została zrzucona, a kocur wyglądał, jakby granica jego cierpliwości została właśnie przekroczona i miał się w końcu na mnie rzucić. Jego źrenice się zwęziły, a mięśnie spiął, jakby do wyskoku. W ułamku mgnienia oka, zanim Nagietek faktycznie zdążyłby zrobić coś głupiego, jak zatopić kły w moim gardle (czego ewidentnie pragnął), z tyłu usłyszeliśmy nikłe miauknięcie. Ciche, ale wystarczające, żeby zadziałać jak chluśnięcie lodowatą wodą na nas obu. Automatycznie odwróciliśmy łby w kierunku wejścia, gdzie, nieco mniej elegancko niż wcześniej, gdy ją widziałam, stanęła Ogień. A zaraz za nią, oczywiście, Płomyk, który wyglądał z kolei na nieco straumatyzowanego.
— ...Nie przeszkadzamy wam w niczym..? — zapytała troszkę niepewnie, co było u niej rzadkością. Spojrzała znacząco na bałagan wokół, a potem na nasz nieuporządkowany wygląd.
Nagietkowy Wschód cofnął się kilka kroków ode mnie niczym oparzony, a następnie przeciągnął niby od niechcenia, wygładzając z przejęciem językiem swoje postawione futerko.
— Nie nie, nic takiego. Kochana, czy coś się stało? Pogorszyło ci się? — Odpowiedziałam, próbując jak najszybciej ściągnąć dyskusję na właściwe tory.
— Ah... Tak, jejku, chociaż troszkę mi nieswojo o tym mówić w towarzystwie... — zatrzepotała rzęsami i spojrzała znacząco na Nagietkowy Wschód, który zrozumiał aluzję i kiwnął szybko głową. Nie omieszkał jednak rzucić mi jednego, ostatniego, lodowatego spojrzenia na wyjściu.
Zostaliśmy w trójkę, co zachęciło w końcu rudą kotkę do gadania.
— Otóż... Mój kochany ptaszek pomógł mi zjeść ziółka, które podałaś nam wcześniej, ale.. — urwała, zakrywając pysk łapą. — Było mi już w sumie niedobrze zanim je zjadłam i... ....
— ...Zwymiotowała je prawie od razu po tym, jak je wzięła — powiedział w końcu zamiast niej Płomienny Ryk. Był dosyć blady, w zasadzie to wyglądał, jakby to on sam wymiotował. Musiałam się powstrzymać, żeby się nie zaśmiać.
— Niestety tak, dziękuję, że przy mnie byłeś i mi pomogłeś skarbie. — Otarła się o niego, zaraz jednak znowu zwróciła do mnie. — Potrzebuję chyba drugiej dawki, bo tamtej nie zdążyłam strawić, przepraszamy za kłopot...
— Malwę mogę ci znowu podać, ale na jałowiec bym uważała, bo z nim łatwiej przedobrzyć. Przydałaby nam się mięta, ta co rośnie przy wodzie, ale po nią musiałabym się wybrać i poszukać — Zamyśliłam się, patrząc na rozwalone w nieładzie po podłodze zioła. ...Ah. No tak. Nie jestem pewna, jak kotka i jej partner zareagują na wiadomość, że albo będą musieli poczekać, aż wygrzebię liście z podłogi, w jakimkolwiek stanie nie będą, albo będziemy zmuszeni iść po nowe. Na szczęście malwa rosła w miarę blisko od obozu, ale mój brat z miotu nie słynął z cierpliwości, ani miłego temperamentu, więc nie wiem, na ile spodoba mu się ten pomysł. Poczułam, jak kąciki ust drgnęły mi mimowolnie. Ja chyba dzisiaj osiwieję w jedną noc, albo wszyscy w rodzinie się wymordujemy.
<Płomyk? Sorki, że takie długie, ale długo czekaliście>
Wyleczeni: Króliczy Nos, Ognista Łapa
Bardzo ciekawie zostały przedstawione relację Pajęczej Lili z rodzeństwem. Nie czuć sztuczności w dialogach oraz zachowaniach, a nawet można się z nimi utożsamiać - nie zawsze żyje się w zgodzie z braćmi, a starsi bracia często chcą rządzić młodszymi, czasami trzeba iść na kompromis (albo sprawić, aby myśleli, że mają władzę). Pajęcza Lilia to bardzo mądra kotka.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dużo czasu i wysiłku mi zajęło napisanie tego, więc doceniam
Usuń