Porą nagich drzew
Poranek przyniósł Klanowi Nocy śnieg, zamiast kolejnego deszczu. Karasiowa Ławica z westchnieniem wstawała, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie nie uchowa suchego futra również i tego dnia. No ale wstać musiała, ponieważ zaplanowała dzisiaj dla Bulwiastej Łapy pierwszy trening walki - wraz z Syrenią Łapą i Bratkowym Futrem. Karaś rzuciła okiem w stronę drugiej z mentorek, która wstała już i wyglądała na rozbudzoną. Ona również przeciągnęła się więc i chwilę po starszej z kotek, wyszła na śnieg. Nie była to żadna śnieżyca, raczej wolno, lecz nieustępliwie spadające drobne płatki śniegu, w panującym chłodzie wciąż jednak niezbyt przyjemne – nawet dla kotów lubujących się w wodzie cieplejszymi porami.
– Witaj, Bratkowe Futro – miauknęła, starając się zawrzeć w głosie odpowiednią ilość szacunku, gdy mogły już rozmawiać bez obawy o obudzenie współklanowiczów nie śpieszących się na poranne patrole i treningi z uczniami.
Była wdzięczna wojowniczce za chęć do wspólnych treningów; po prawdzie niebiesko-biała nie ukrywała tego, że Syrenia Łapa także jest jej pierwszą uczennicą, jednak kotka zawsze była tą starszą i bardziej doświadczoną w niektórych kwestiach. A ponadto Karaś miała wrażenie, że rodzeństwo ma na siebie dobry wpływ i lepiej im idzie nauka w towarzystwie drugiego. Jak się szybko okazało – do dzisiaj.
Bulwa i Syrenka czekali na nie, chowając się przed deszczem w progu legowiska uczniów, jednak widząc mentorki szybko podążyli w ich stronę. Bratkowe Futro już w drodze zaczęła tłumaczyć, czym się będą zajmować. W końcu dotarli na niewielką polankę, niedaleko zrujnowanego mostu.
– No dobrze, czas przejść do praktyki moi drodzy – oświadczyła Bratkowe Futro. – Wraz z Karasiową Ławicą zaprezentujemy wam jeden z podstawowych ataków, wraz z unikiem jaki należy wykonać, jeśli ktoś atakuje nas w ten sposób.
Karaś pokiwała głową i odczekała chwilę, by kontynuować:
– Na razie zajmiemy się bardzo prostymi ruchami. Przyglądajcie nam się uważnie, bo zaraz będziecie powtarzać razem, dobrze?
Syrenia Łapa pokiwała głową, jednak w oczach Bulwiastej Łapy Karaś dostrzegła niepewność. Zdziwiło ją to. Kocurek do tej pory nie sprawiał żadnych problemów jako uczeń i chętnie się uczył polować. Czy mógł bać się, że zrobi przypadkiem mniejszej siostrze krzywdę?
Bratkowe Futro miauknęła ostrzegawczo, po czym skoczyła w stronę Karasiowej Ławicy, wyciągając do ataku prawą przednią łapę. Karaś widząc to, przetoczyła się po ziemi w przeciwną stronę, szybko wydostając się z poza zasięgu łap i wstając. Poczuła jak błoto ze śniegiem osiada na jej sierści, jednak nic nie powiedziała. Wykonały manewr ponownie, tym razem jednak Bratkowe Futro atakowała lewą łapą.
– Spróbujecie? – niebiesko-biała odwróciła się do uczniów. – Bulwiasta Łapa niech atakuje pierwszy, chcemy zobaczyć oba warianty tego uniku, więc najpierw prawa łapa, potem lewa ‐ tak jak u mnie. Tylko pamiętajcie, że pazury przez cały trening pozostają schowane!
– M‐mam zaatakować własną siostrę? – Bulwiasta Łapa wyjąkał po chwilii, mrugając ze zdziwienia.
– Przecież nie na poważnie! Tak jak mówiła Bratkowe Futro, pazury zostają schowane, więc nie możesz jej zrobić prawdziwej krzywdy – uspokoiła go szybko Karaś. – Ćwiczymy walkę, żebyście mogli obronić w razie niebezpieczeństwa siebie, swoje młodsze rodzeństwo i cały klan, nie żebyście atakowali kogokolwiek bez powodu.
Kocur wydawał się troszkę bardziej przekonany i zdecydował się nawet zaatakować Syrenią Łapę – włożył w to jednak tak mało siły, zdecydowania i porządnego zamachu, że Karaś miała ochotę mimo woli zachichotać. Bratkowe Futro skupiła się na komentowaniu uniku, który Syrenia Łapa – mało poprawnie – wykonała, więc Karaś miała czas przysunąć się do swojego ucznia i dotknąć go opiekuńczo ogonem.
– Twoja siostra jest silna i szybka, Bulwiasta Łapo – wymruczała dość cicho. – Naprawdę nie musisz się martwić, że coś jej zrobisz. To nie był atak prawdziwego wojownika, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Spójrz jaki jesteś duży i silny, zwłaszcza jak na swój wiek, stać cię na dużo więcej!
Spojrzała na niego zachęcająco.
– Ja p-po prostu… Chyba nie lubię przemocy – niechętnie wyznał jej uczeń, wbijając wzrok w ziemię.
Westchnęła lekko.
– Myślę, że wiele kotów jej nie lubi – miauknęła. – Ale czasem jest tak, że nie mamy wyjścia. – Przed oczami stanęła jej Kawcze Serce wracająca do obozu z martwym ciałem Krakwiego Skrzydła. – Lepiej umieć bronić siebie i bliskich, niż patrzeć jak ktoś robi im krzywdę, nie mogąc reagować, nie uważasz?
Starała się brzmieć delikatnie, jednak miała świadomość, że kocurek mimo młodego wieku zdążył już przeżyć ciężar życia bez wsparcia dorosłych – tym bardziej zaskakiwała ją jego łagodność i niechęć do ranienia kogokolwiek.
– Jeśli wolisz, możesz na razie poćwiczyć ataki na mnie, nie na siostrze, mogę cię zapewnić, że jestem tak dobrą wojowniczką, że nie masz najmniejszych szans nawet mnie drasnąć – zaproponowała w końcu, puszczając do młodego oczko.
Bulwiasta Łapa zgodził się na takie rozwiązanie i dalej trening toczył się bez większych problemów, jednak widać było, że tak jak nauka uników jeszcze jest dla niego choć trochę przyjemna, tak do silniejszych ataków musi się zmuszać. Karasiowa Ławica nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, że to złe i musi temu zaradzić – wierzyła jednak, że głębokie przywiązanie kocurka do rodzeństwa pomoże mu przemóc się w krytycznej sytuacji.
Trening minął dość szybko, jednak mimo zmęczenia – w końcu brała w ćwiczeniach czynny udział, postanowiła udać się jeszcze na samotne polowanie. Od kiedy została mianowana decydowała się na to całkiem często – mimo przybywających księżyców jej pokłady energii wciąż zdawały się nie mieć końca i starała się dobrze je wykorzystywać dla klanu. Był też drugi powód, związany z ucieczką od wszystkich komentarzy, których nie chciała słyszeć, czy to na temat jej brata, czy rodziny królewskiej i niedawno zaginionych Kawczego Serca i Płotki. Karaś urodziła się ekstrawertyczką, jednak poglądy panujące w klanie, z którymi nie chciała się zgadzać i z którymi nie dało się dyskutować, przeszkadzały jej w byciu w pełni sobą. A poza obozem panował spokój, cisza, można było się wyżyć, polując… I przypadkiem zawędrować na granicę z Klanem Klifu.
Uśmiechnęła się, orientując się, gdzie się faktycznie znalazła. Bliżej wybrzeża, tu gdzie nie rosły już drzewa, warstwa śniegu była dużo większa. Szczerze mówiąc, nie był to pierwszy raz, gdy zdarzyło jej się tu trafić, bez szczególnego powodu. Może kryła się w niej jakaś podświadoma tęsknota za Północą, skoro gdy tylko się zamyślała, wychodząc, łapy kierowały ją właśnie tutaj? Wiedziała, że szanse na spotkanie są praktycznie zerowe, jednak spojrzenie w stronę klanu koleżanki wywołało gdzieś w środku niej uczucie ciepła, mimo otaczającego ją chłodu. Ciekawe co Północ teraz robiła, czy rozmawiała z rodzeństwem, była na patrolu, może trenowała ze swoją nową uczennicą…? Śnieg w końcu przestał padać, więc być może przebywała gdzieś poza obozem, polując. Albo wylegiwała się w legowisku, wtulona w czyjeś futro… Karaś skrzywiła się delikatnie, to nie było zbyt przyjemne wyobrażenie. Właściwie nie była pewna czemu o tym pomyślała. Ale Północ zdecydowanie nie pasowała jej do wizji wylegiwania się, póki jeszcze trwał dzień, spróbowała więc porzucić tą myśl, kładąc się na chwilę i wpatrując w prześwitujące między wydmami morze – fale musiały być duże, skoro ich szum docierał do Karaś nawet mimo odległości, mieszając się z wiejącym wiatrem i przynosząc kotce przyjemniejsze wspomnienia. Przymknęła oczy, chłonąc to uczucie spokoju.
– Ka… ‐Aś… ‐Araś… – niewyraźny głos przebił się przez kojące dźwięki.
Zastrzygła uszami. Północ…? Tutaj…? Akurat teraz…? Odwróciła głowę w stronę granicy. Niemożliwe, to znaczy, rozpoznałaby jej głos wszędzie, ale tak duży zbieg okoliczności?
– Północ…?
Była tam, wyglądająca tak samo jak zawsze, ze swoimi smukłymi, szybkimi łapami i długim futrem, które pewnie dawało jej lepszą ochronę przed chłodem niż to krótkie Karaś. Jej czarna sylwetka dość mocno odznaczała się na tle cienkiej wartwy śniegu.
– A co to za niepewność w głosie? – Bijąca zagadnęła, wywołując uśmiech na pyszczku Nocniaczki. – No nie mów, że mnie nie poznałaś, bo się pogniewam – zaśmiała się, podchodząc śmiało bliżej granicy.
To zdecydowanie nie mógł być żaden inny Klifiak.
– Doprawdy, miałam wrażenie, że wołasz mnie jeszcze zanim miałaś okazję mnie ujrzeć… Szukałaś mnie? – Karaś wyszczerzyła się pewna siebie. – Czyżbyś już zdążyła zatęsknić od ostatniego zgromadzenia, a może jakiś inny powód przygnał cię aż na granicę?
Czarna strzępnęła uchem, zerkając na nią w pełnym rozbawieniu.
– Cóż, może mam wielu przyjaciół po drugiej stronie – zaczęła. – No i pech chciał, że zamiast na nich, trafiłam na ciebie... – dodała z teatralnym rozczarowaniem.
Wojowniczka Klanu Nocy zaśmiała się lekko.
– Ah, no dobrze, rozumiem… Czyli powinnam się oddalić, żeby ich zawołać? Jakie mają imiona? – spytała ciekawa, czy Północy uda się w ogóle wymienić imiona większej ilości jej współklanowiczów.
Po chwili jednak dodała z odrobinę zawstydzonym uśmiechem, celowo uciekając spojrzeniem na boki, tak żeby jej słowa nie wydały się koleżance zbyt poważne:
– Nie no, nie martw się… Mi też cię już troszkę brakowało.
Niepewność tylko na chwilę zagościła na pysku Klifiaczki. Uśmiechnęła się lekko.
– Tylko troszkę? – mruknęła. – No no, bo się pogniewamy. A moi przyjaciele? Cóż, Ławicowy Karaś, dla przykładu. Może ją znasz.
Udała zamyśloną, nieudolnie kryjąc chichot.
– Ah, no tak, wiem! Taka wysportowana, inteligentna, uzdolniona łowczyni… Wcale niepodobna do mnie! – wyszczerzyła się. – Tak właściwie, muszę ją przed Tobą pochwalić… Dostała własnego ucznia całkiem niedawno!
Bijąca Północ uchyliła pysk w zadumie, na moment wybita z rytmu.
– Na poważnie? – spytała. – O ja, no to gratuluję! Ledwo co mianowana, mleko ci z wąsa jeszcze kapie, a już ma ucznia, niesamowite – westchnęła z fascynacją.
– I jaki jest? Szybko się uczy?
– Dobrze sobie radzi, chociaż jest strasznie łagodny, więc martwię się trochę o treningi walki… No i nie da się ukryć, że bardzo łatwo ulega wpływowi siostry – Karasiowa Ławica westchnęła lekko, po czym zastrzygła uchem i dodała: – Sama też przecież tak szybko dostałaś ucznia, nie masz co mnie chwalić.
Północ przewróciła jednak w akcie rozbawienia oczami, machając łapą od niechcenia:
– Sama byłaś świadkiem okoliczności w jakich go dostałam. Myślę że po prostu byłam pierwszym kotem, który wpadł Srokoszowej Gwieździe do głowy. Był w nerwach, tak to bym się pewnie jeszcze naczekała z kilkanaście jak nie więcej księżyców na ucznia! – przyznała, a Karaś wyczuła w jej głosie lekki żal.
Przekrzywiła delikatnie łepek, zdziwiona.
– Przecież jest twoim tatą. Nie doceniłby cię wcześniej?
– To dosyć skomplikowane. Mój ojciec jest specyficzny… – stwierdziła, uśmiechając się głupkowato i nerwowo drapiąc łapą za uchem. – Nie wiem, co mu siedzi w głowie. Tym bardziej że z całego rodzeństwa byłam największą... No powiedzmy, że on by to nazwał "rozrabiaką", ja na to mówię "z odpowiednią dozą energii" – stwierdziła. – Raczej gdyby nie wpływ emocji, byłabym ostatnią której dałby ucznia.
– Widać się nie zna, jakbyś nie miała tej "odpowiedniej dozy energii" to nie byłabyś taka zarypiasta. Koty, które poza obowiązkowymi patrolami siedzą cały czas na tyłku są nudniejsze – odpowiedziała Karaś z miną znawcy. – Ja właśnie delektuję się możliwością spędzania czasu poza obozem samemu, od kiedy zostałam mianowana. Nie dość, że mogę się wybiegać do woli, to jeszcze wszelkie obozowe problemy zostawić za sobą i się nimi nie przejmować… Kocham mój klan, ale niektóre koty z niego sprawiają, że czasem mam ochotę po prostu pobyć sama – zmarszczyła nos, jednak w jej spojrzeniu wciąż widać było dobry nastrój… I sporą dozę sympatii do dymnej klifiaczki.
Północ wyprostowała się, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
– A co, masz klan pełen sztywniaków? – spytała. – Cóż, w takim przypadku, to jeszcze chętniej bym szła na granicę gdzie towarzystwo byłoby bardziej odpowiednie dla mnie – stwierdziła, puszczając w jej stronę oczko.
– Troszkę zbyt wielbiących naszą liderkę wraz ze wszystkim co powie i zrobi, sztywniaków – szylkretka dodała bardziej pod nosem, po chwili jednak podniosła ton, śmiejąc się: – A myślisz, że co innego tu robię? Tylko tu można przypadkiem wpaść na pewną czarną księż… Klifiaczkę.
– Księżniczkę? – Północ dokończyła pierwsze słowo, zerkając na Karaś.
– No wiesz, tak się u nas mówi na kotki z rodziny królewskiej… To znaczy z rodziny liderki. To ma być jakaś taka oznaka szacunku i te sprawy – wyjaśniła dość niechętnie. – Ale szczerze mówiąc niektóre nasze księżniczki są w sobie strasznie zadufane, uważam, że jesteś dużo lepsza niż one.
– Wasz klan ma trochę dziwne zwyczaje – stwierdziła niepewnie starsza z kotek.
– Pewnie każdy ma… Nasze są po prostu dość nowe, niektórzy wciąż się przyzwyczajają, a niektórzy całkowicie odeszli. Jeżeli nie jesteś z rodziny królewskiej to nigdy nie wybiorą cię na zastępczynię, nie zdziwię się, jeżeli niedługo zostanie to poszerzone i na bycie medyczką też nie będzie szans. Masz się zwracać do nich z szacunkiem… A jeśli urodzisz się ze złym kolorem sierści to równie dobrze możesz odejść, bo w klanie nigdy nie poczujesz się bezpiecznie. Tęsknię za tym porządkiem w klanie jaki panował gdy byłam jeszcze młodą uczennicą, za tą normalnością.
Północ milczała, wpatrując się w koleżankę z uwagą. Karaś zawstydziła się, myśląc teraz, że bez powodu zrzuca na nią swoje problemy i nie powinna narzekać Klifiaczce. Z jakiegoś powodu, może przez ich podobieństwa w podejściu do życia, ufała kotce i czuła potrzebę bycia wysłuchaną, choć przez chwilę. Ale przecież nie mogła przekroczyć granicy i wymagać od niej więcej niż powinna, bez względu na to jak bardzo chciała szukać w dymnej oparcia. Zresztą, nie chciała, żeby Północ uznała ją za marudę! I słabą kotkę, która sobie nie radzi z czymkolwiek! Nie powinna ryzykować utraty tej więzi, która zawiązała się między nimi mimo różnych rodzin, klanów… Mimo to coś w spojrzeniu czarnej pozwoliło jej jeszcze dokończyć:
– Ja sama próbuję się jakoś dostosować…. Ale na twoim miejscu bym się martwiła, jeśli mi się nie uda i z jakichś powodów też będę zmuszona odejść, jeszcze się skończy tak, że twój ojciec będzie miał dwie walnięte kotki na głowie w swoim klanie – zażartowała.
– Witaj, Bratkowe Futro – miauknęła, starając się zawrzeć w głosie odpowiednią ilość szacunku, gdy mogły już rozmawiać bez obawy o obudzenie współklanowiczów nie śpieszących się na poranne patrole i treningi z uczniami.
Była wdzięczna wojowniczce za chęć do wspólnych treningów; po prawdzie niebiesko-biała nie ukrywała tego, że Syrenia Łapa także jest jej pierwszą uczennicą, jednak kotka zawsze była tą starszą i bardziej doświadczoną w niektórych kwestiach. A ponadto Karaś miała wrażenie, że rodzeństwo ma na siebie dobry wpływ i lepiej im idzie nauka w towarzystwie drugiego. Jak się szybko okazało – do dzisiaj.
Bulwa i Syrenka czekali na nie, chowając się przed deszczem w progu legowiska uczniów, jednak widząc mentorki szybko podążyli w ich stronę. Bratkowe Futro już w drodze zaczęła tłumaczyć, czym się będą zajmować. W końcu dotarli na niewielką polankę, niedaleko zrujnowanego mostu.
– No dobrze, czas przejść do praktyki moi drodzy – oświadczyła Bratkowe Futro. – Wraz z Karasiową Ławicą zaprezentujemy wam jeden z podstawowych ataków, wraz z unikiem jaki należy wykonać, jeśli ktoś atakuje nas w ten sposób.
Karaś pokiwała głową i odczekała chwilę, by kontynuować:
– Na razie zajmiemy się bardzo prostymi ruchami. Przyglądajcie nam się uważnie, bo zaraz będziecie powtarzać razem, dobrze?
Syrenia Łapa pokiwała głową, jednak w oczach Bulwiastej Łapy Karaś dostrzegła niepewność. Zdziwiło ją to. Kocurek do tej pory nie sprawiał żadnych problemów jako uczeń i chętnie się uczył polować. Czy mógł bać się, że zrobi przypadkiem mniejszej siostrze krzywdę?
Bratkowe Futro miauknęła ostrzegawczo, po czym skoczyła w stronę Karasiowej Ławicy, wyciągając do ataku prawą przednią łapę. Karaś widząc to, przetoczyła się po ziemi w przeciwną stronę, szybko wydostając się z poza zasięgu łap i wstając. Poczuła jak błoto ze śniegiem osiada na jej sierści, jednak nic nie powiedziała. Wykonały manewr ponownie, tym razem jednak Bratkowe Futro atakowała lewą łapą.
– Spróbujecie? – niebiesko-biała odwróciła się do uczniów. – Bulwiasta Łapa niech atakuje pierwszy, chcemy zobaczyć oba warianty tego uniku, więc najpierw prawa łapa, potem lewa ‐ tak jak u mnie. Tylko pamiętajcie, że pazury przez cały trening pozostają schowane!
– M‐mam zaatakować własną siostrę? – Bulwiasta Łapa wyjąkał po chwilii, mrugając ze zdziwienia.
– Przecież nie na poważnie! Tak jak mówiła Bratkowe Futro, pazury zostają schowane, więc nie możesz jej zrobić prawdziwej krzywdy – uspokoiła go szybko Karaś. – Ćwiczymy walkę, żebyście mogli obronić w razie niebezpieczeństwa siebie, swoje młodsze rodzeństwo i cały klan, nie żebyście atakowali kogokolwiek bez powodu.
Kocur wydawał się troszkę bardziej przekonany i zdecydował się nawet zaatakować Syrenią Łapę – włożył w to jednak tak mało siły, zdecydowania i porządnego zamachu, że Karaś miała ochotę mimo woli zachichotać. Bratkowe Futro skupiła się na komentowaniu uniku, który Syrenia Łapa – mało poprawnie – wykonała, więc Karaś miała czas przysunąć się do swojego ucznia i dotknąć go opiekuńczo ogonem.
– Twoja siostra jest silna i szybka, Bulwiasta Łapo – wymruczała dość cicho. – Naprawdę nie musisz się martwić, że coś jej zrobisz. To nie był atak prawdziwego wojownika, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? Spójrz jaki jesteś duży i silny, zwłaszcza jak na swój wiek, stać cię na dużo więcej!
Spojrzała na niego zachęcająco.
– Ja p-po prostu… Chyba nie lubię przemocy – niechętnie wyznał jej uczeń, wbijając wzrok w ziemię.
Westchnęła lekko.
– Myślę, że wiele kotów jej nie lubi – miauknęła. – Ale czasem jest tak, że nie mamy wyjścia. – Przed oczami stanęła jej Kawcze Serce wracająca do obozu z martwym ciałem Krakwiego Skrzydła. – Lepiej umieć bronić siebie i bliskich, niż patrzeć jak ktoś robi im krzywdę, nie mogąc reagować, nie uważasz?
Starała się brzmieć delikatnie, jednak miała świadomość, że kocurek mimo młodego wieku zdążył już przeżyć ciężar życia bez wsparcia dorosłych – tym bardziej zaskakiwała ją jego łagodność i niechęć do ranienia kogokolwiek.
– Jeśli wolisz, możesz na razie poćwiczyć ataki na mnie, nie na siostrze, mogę cię zapewnić, że jestem tak dobrą wojowniczką, że nie masz najmniejszych szans nawet mnie drasnąć – zaproponowała w końcu, puszczając do młodego oczko.
Bulwiasta Łapa zgodził się na takie rozwiązanie i dalej trening toczył się bez większych problemów, jednak widać było, że tak jak nauka uników jeszcze jest dla niego choć trochę przyjemna, tak do silniejszych ataków musi się zmuszać. Karasiowa Ławica nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić, że to złe i musi temu zaradzić – wierzyła jednak, że głębokie przywiązanie kocurka do rodzeństwa pomoże mu przemóc się w krytycznej sytuacji.
***
Trening minął dość szybko, jednak mimo zmęczenia – w końcu brała w ćwiczeniach czynny udział, postanowiła udać się jeszcze na samotne polowanie. Od kiedy została mianowana decydowała się na to całkiem często – mimo przybywających księżyców jej pokłady energii wciąż zdawały się nie mieć końca i starała się dobrze je wykorzystywać dla klanu. Był też drugi powód, związany z ucieczką od wszystkich komentarzy, których nie chciała słyszeć, czy to na temat jej brata, czy rodziny królewskiej i niedawno zaginionych Kawczego Serca i Płotki. Karaś urodziła się ekstrawertyczką, jednak poglądy panujące w klanie, z którymi nie chciała się zgadzać i z którymi nie dało się dyskutować, przeszkadzały jej w byciu w pełni sobą. A poza obozem panował spokój, cisza, można było się wyżyć, polując… I przypadkiem zawędrować na granicę z Klanem Klifu.
Uśmiechnęła się, orientując się, gdzie się faktycznie znalazła. Bliżej wybrzeża, tu gdzie nie rosły już drzewa, warstwa śniegu była dużo większa. Szczerze mówiąc, nie był to pierwszy raz, gdy zdarzyło jej się tu trafić, bez szczególnego powodu. Może kryła się w niej jakaś podświadoma tęsknota za Północą, skoro gdy tylko się zamyślała, wychodząc, łapy kierowały ją właśnie tutaj? Wiedziała, że szanse na spotkanie są praktycznie zerowe, jednak spojrzenie w stronę klanu koleżanki wywołało gdzieś w środku niej uczucie ciepła, mimo otaczającego ją chłodu. Ciekawe co Północ teraz robiła, czy rozmawiała z rodzeństwem, była na patrolu, może trenowała ze swoją nową uczennicą…? Śnieg w końcu przestał padać, więc być może przebywała gdzieś poza obozem, polując. Albo wylegiwała się w legowisku, wtulona w czyjeś futro… Karaś skrzywiła się delikatnie, to nie było zbyt przyjemne wyobrażenie. Właściwie nie była pewna czemu o tym pomyślała. Ale Północ zdecydowanie nie pasowała jej do wizji wylegiwania się, póki jeszcze trwał dzień, spróbowała więc porzucić tą myśl, kładąc się na chwilę i wpatrując w prześwitujące między wydmami morze – fale musiały być duże, skoro ich szum docierał do Karaś nawet mimo odległości, mieszając się z wiejącym wiatrem i przynosząc kotce przyjemniejsze wspomnienia. Przymknęła oczy, chłonąc to uczucie spokoju.
– Ka… ‐Aś… ‐Araś… – niewyraźny głos przebił się przez kojące dźwięki.
Zastrzygła uszami. Północ…? Tutaj…? Akurat teraz…? Odwróciła głowę w stronę granicy. Niemożliwe, to znaczy, rozpoznałaby jej głos wszędzie, ale tak duży zbieg okoliczności?
– Północ…?
Była tam, wyglądająca tak samo jak zawsze, ze swoimi smukłymi, szybkimi łapami i długim futrem, które pewnie dawało jej lepszą ochronę przed chłodem niż to krótkie Karaś. Jej czarna sylwetka dość mocno odznaczała się na tle cienkiej wartwy śniegu.
– A co to za niepewność w głosie? – Bijąca zagadnęła, wywołując uśmiech na pyszczku Nocniaczki. – No nie mów, że mnie nie poznałaś, bo się pogniewam – zaśmiała się, podchodząc śmiało bliżej granicy.
To zdecydowanie nie mógł być żaden inny Klifiak.
– Doprawdy, miałam wrażenie, że wołasz mnie jeszcze zanim miałaś okazję mnie ujrzeć… Szukałaś mnie? – Karaś wyszczerzyła się pewna siebie. – Czyżbyś już zdążyła zatęsknić od ostatniego zgromadzenia, a może jakiś inny powód przygnał cię aż na granicę?
Czarna strzępnęła uchem, zerkając na nią w pełnym rozbawieniu.
– Cóż, może mam wielu przyjaciół po drugiej stronie – zaczęła. – No i pech chciał, że zamiast na nich, trafiłam na ciebie... – dodała z teatralnym rozczarowaniem.
Wojowniczka Klanu Nocy zaśmiała się lekko.
– Ah, no dobrze, rozumiem… Czyli powinnam się oddalić, żeby ich zawołać? Jakie mają imiona? – spytała ciekawa, czy Północy uda się w ogóle wymienić imiona większej ilości jej współklanowiczów.
Po chwili jednak dodała z odrobinę zawstydzonym uśmiechem, celowo uciekając spojrzeniem na boki, tak żeby jej słowa nie wydały się koleżance zbyt poważne:
– Nie no, nie martw się… Mi też cię już troszkę brakowało.
Niepewność tylko na chwilę zagościła na pysku Klifiaczki. Uśmiechnęła się lekko.
– Tylko troszkę? – mruknęła. – No no, bo się pogniewamy. A moi przyjaciele? Cóż, Ławicowy Karaś, dla przykładu. Może ją znasz.
Udała zamyśloną, nieudolnie kryjąc chichot.
– Ah, no tak, wiem! Taka wysportowana, inteligentna, uzdolniona łowczyni… Wcale niepodobna do mnie! – wyszczerzyła się. – Tak właściwie, muszę ją przed Tobą pochwalić… Dostała własnego ucznia całkiem niedawno!
Bijąca Północ uchyliła pysk w zadumie, na moment wybita z rytmu.
– Na poważnie? – spytała. – O ja, no to gratuluję! Ledwo co mianowana, mleko ci z wąsa jeszcze kapie, a już ma ucznia, niesamowite – westchnęła z fascynacją.
– I jaki jest? Szybko się uczy?
– Dobrze sobie radzi, chociaż jest strasznie łagodny, więc martwię się trochę o treningi walki… No i nie da się ukryć, że bardzo łatwo ulega wpływowi siostry – Karasiowa Ławica westchnęła lekko, po czym zastrzygła uchem i dodała: – Sama też przecież tak szybko dostałaś ucznia, nie masz co mnie chwalić.
Północ przewróciła jednak w akcie rozbawienia oczami, machając łapą od niechcenia:
– Sama byłaś świadkiem okoliczności w jakich go dostałam. Myślę że po prostu byłam pierwszym kotem, który wpadł Srokoszowej Gwieździe do głowy. Był w nerwach, tak to bym się pewnie jeszcze naczekała z kilkanaście jak nie więcej księżyców na ucznia! – przyznała, a Karaś wyczuła w jej głosie lekki żal.
Przekrzywiła delikatnie łepek, zdziwiona.
– Przecież jest twoim tatą. Nie doceniłby cię wcześniej?
– To dosyć skomplikowane. Mój ojciec jest specyficzny… – stwierdziła, uśmiechając się głupkowato i nerwowo drapiąc łapą za uchem. – Nie wiem, co mu siedzi w głowie. Tym bardziej że z całego rodzeństwa byłam największą... No powiedzmy, że on by to nazwał "rozrabiaką", ja na to mówię "z odpowiednią dozą energii" – stwierdziła. – Raczej gdyby nie wpływ emocji, byłabym ostatnią której dałby ucznia.
– Widać się nie zna, jakbyś nie miała tej "odpowiedniej dozy energii" to nie byłabyś taka zarypiasta. Koty, które poza obowiązkowymi patrolami siedzą cały czas na tyłku są nudniejsze – odpowiedziała Karaś z miną znawcy. – Ja właśnie delektuję się możliwością spędzania czasu poza obozem samemu, od kiedy zostałam mianowana. Nie dość, że mogę się wybiegać do woli, to jeszcze wszelkie obozowe problemy zostawić za sobą i się nimi nie przejmować… Kocham mój klan, ale niektóre koty z niego sprawiają, że czasem mam ochotę po prostu pobyć sama – zmarszczyła nos, jednak w jej spojrzeniu wciąż widać było dobry nastrój… I sporą dozę sympatii do dymnej klifiaczki.
Północ wyprostowała się, spoglądając na nią z zainteresowaniem.
– A co, masz klan pełen sztywniaków? – spytała. – Cóż, w takim przypadku, to jeszcze chętniej bym szła na granicę gdzie towarzystwo byłoby bardziej odpowiednie dla mnie – stwierdziła, puszczając w jej stronę oczko.
– Troszkę zbyt wielbiących naszą liderkę wraz ze wszystkim co powie i zrobi, sztywniaków – szylkretka dodała bardziej pod nosem, po chwili jednak podniosła ton, śmiejąc się: – A myślisz, że co innego tu robię? Tylko tu można przypadkiem wpaść na pewną czarną księż… Klifiaczkę.
– Księżniczkę? – Północ dokończyła pierwsze słowo, zerkając na Karaś.
– No wiesz, tak się u nas mówi na kotki z rodziny królewskiej… To znaczy z rodziny liderki. To ma być jakaś taka oznaka szacunku i te sprawy – wyjaśniła dość niechętnie. – Ale szczerze mówiąc niektóre nasze księżniczki są w sobie strasznie zadufane, uważam, że jesteś dużo lepsza niż one.
– Wasz klan ma trochę dziwne zwyczaje – stwierdziła niepewnie starsza z kotek.
– Pewnie każdy ma… Nasze są po prostu dość nowe, niektórzy wciąż się przyzwyczajają, a niektórzy całkowicie odeszli. Jeżeli nie jesteś z rodziny królewskiej to nigdy nie wybiorą cię na zastępczynię, nie zdziwię się, jeżeli niedługo zostanie to poszerzone i na bycie medyczką też nie będzie szans. Masz się zwracać do nich z szacunkiem… A jeśli urodzisz się ze złym kolorem sierści to równie dobrze możesz odejść, bo w klanie nigdy nie poczujesz się bezpiecznie. Tęsknię za tym porządkiem w klanie jaki panował gdy byłam jeszcze młodą uczennicą, za tą normalnością.
Północ milczała, wpatrując się w koleżankę z uwagą. Karaś zawstydziła się, myśląc teraz, że bez powodu zrzuca na nią swoje problemy i nie powinna narzekać Klifiaczce. Z jakiegoś powodu, może przez ich podobieństwa w podejściu do życia, ufała kotce i czuła potrzebę bycia wysłuchaną, choć przez chwilę. Ale przecież nie mogła przekroczyć granicy i wymagać od niej więcej niż powinna, bez względu na to jak bardzo chciała szukać w dymnej oparcia. Zresztą, nie chciała, żeby Północ uznała ją za marudę! I słabą kotkę, która sobie nie radzi z czymkolwiek! Nie powinna ryzykować utraty tej więzi, która zawiązała się między nimi mimo różnych rodzin, klanów… Mimo to coś w spojrzeniu czarnej pozwoliło jej jeszcze dokończyć:
– Ja sama próbuję się jakoś dostosować…. Ale na twoim miejscu bym się martwiła, jeśli mi się nie uda i z jakichś powodów też będę zmuszona odejść, jeszcze się skończy tak, że twój ojciec będzie miał dwie walnięte kotki na głowie w swoim klanie – zażartowała.
< Północy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz