Początek Pory Nagich Drzew
Turkawka ziewnął zmęczony całym dniem. Jednak kocurek nie chciał pójść spać. Wolał, by ktoś był przy nim i go zabawiał. Tak byłoby najlepiej. Jego celem była babcia Jeżyk, która pewnie by mu nie odmówiła. Szukając skrawka jej futra, dreptał chwiejnie. Jego zmęczone oczu kleiły się od wymaganego snu, ale cętkowany nie mógł na to pozwolić. Przewrócił się, co szybciutko poskutkowało irytacją. Niedbale wstał i usiadł. Tym razem to nie było jego pomysłem. Jeśli ktoś by o to zapytał, zapewne byłby świadkiem jego turlania, które wykonałby szybko i bez zastanowienia. W kącikach jego oczu pojawiły się łezki, które strącił łapą. Nikt nie mógł zobaczyć, jak płacze!
— Śpiący? — zapytała starsza, owijając jego ciałko wokół swojego ogona. Podniósł zielone ślepia i ujrzał babunię, która głaskała go po główce. — Idziemy spać?
Kociak kiwnął głową i poszedł za nią w stronę, gdzie zazwyczaj spali. Szylkretowa podtrzymywała go swoją łapą, by uniknąć jego upadku. Ułożyła się na posłaniu, a z kolei srebrny usiadł niedaleko kocicy. Nie odczuwał konieczności snu, nawet jeśli ta powinność truła mu ogon. Ze śpiącymi oczkami spojrzał na nią i położył swoją kitę na białych łapkach.
— Babcu Jelyk…opowed mi histole…plose… — poprosił ją, przesiadając się bliżej jej futra. Był złakniony opowieściami z jej strony. W jego główce powstała myśl, która nakazywała mu być nieugiętym i poznać wszystkie wydarzenia, które wydarzyły się w życiu całej Kamiennej Sekty.
— Twoje oczka się kleją, kochanie — wymruczała kotka, otulając go swoim ogonem. Robiła to z taką troską, że jej wnuczek najchętniej chodziłby obok niej przez cały czas i byłby chętny do słuchania komplementów od niej.
— Plose… — swoimi pięknymi zielonymi oczami, błagał ją o opowiedzenie czegokolwiek na dobranoc.
Spojrzała na niego zmrużonymi oczami, następnie zamyślona zerknęła na ziemię. Kociak był wykończony po całym dniu, jego organizm domagał się zaśnięcia. Jednak on powstrzymywał się od podtrzymania tego obowiązku.
— Dobrze… — zgodziła się w końcu. Uszy Turkawki nastawiły się, kiedy uśmiechnięty położył się obok kotki ze swojej rodziny. Mimo zmęczenia wymalowanego w ślepiach był skłonny do wsłuchania się w opowiastki o jego najbliższych. — Opowiem ci o mojej babci, a twojej praprababci, Bylicy.
— Plaplabaci — wymruczał zaciekawiony tym tematem.
— Tak. Powiedz By — zaczęła, szeroko otwierając pysk, by kocurek był w stanie usłyszeć ją dokładnie. Powtórzył za nią „By” z szeroko otworzonymi oczami. — Li — miauknęła następne, a cętkowany z gracją wypowiedział na głos „Li”. — Ca — po powtórzeniu tego, babcia pogłaskała go po główce. — Teraz powiedz całość. Bylica — zakończyła uczenie wymawiania imienia takiej wspaniałej osobliwości.
— Bylica — wymruczał uważnie, nieco sepleniąc i wytykając język podczas wymowy. Był zagubiony w sprawie swojej krewnej, którą nigdy nie poznał. Zresztą chciał się nieco powygłupiać.
— Świetnie, brawo — uśmiechnęła się do niego, dumna z jego zainteresowania. Komplement! Spodobało to się Turkawce. W jego głowie zrodziła się myśl, że mogła powiedzieć coś więcej. To byłoby najwspanialszym dobrym słówkiem, które dotychczas otrzymał. Wtulił się w jej objęcia, patrząc na jej pysk ze spokojem i nutką senności w oczach.
— Tio kto to? — zapytał, przekręcając głowę w jedną stronę.
— Moja babcia była bardzo mądra — zaczęła odtwarzać swoje wspomnienia. — Bardzo kochała swoją rodzinę.
— A mne? — zapytał z lekko otwartym pyskiem. Jego praprababcia pewnie była wspaniałą osobistością.
— No jasne, bąblu — dotknęła poduszką swojej łapy jego noska, na co on zaczął z rozbawieniem się wiercić. — Jestem pewna, że właśnie w tym momencie patrzy na ciebie z wielkim uśmiechem.
— Taki duuuuuzym? — wyciągnął kończyny i zaprezentował, o co mu chodziło.
— Ogromnym uśmiechem — Jeżyk polizała go po uchu z miłością.
Po wyobrażaniu sobie, co mogła dokonać jego krewna, mimowolnie zamknął oczy. Opowieść tak go wymęczyła, nie przez to, że była nudna. Bylica spodobała mu się w jego oczach. Szczerze pragnął ją poznać.
— Niech kamienie strzegą cię w sennych krainach — usłyszał od Jeżyk, która poprawiła swój ogon, przykrywając go szczelnie.
Po kilku uderzeniach serca zanurzył się w otchłani snu, szczęśliwy z powodu dowiedzenia się czegoś o swojej rodzinie.
— Śpiący? — zapytała starsza, owijając jego ciałko wokół swojego ogona. Podniósł zielone ślepia i ujrzał babunię, która głaskała go po główce. — Idziemy spać?
Kociak kiwnął głową i poszedł za nią w stronę, gdzie zazwyczaj spali. Szylkretowa podtrzymywała go swoją łapą, by uniknąć jego upadku. Ułożyła się na posłaniu, a z kolei srebrny usiadł niedaleko kocicy. Nie odczuwał konieczności snu, nawet jeśli ta powinność truła mu ogon. Ze śpiącymi oczkami spojrzał na nią i położył swoją kitę na białych łapkach.
— Babcu Jelyk…opowed mi histole…plose… — poprosił ją, przesiadając się bliżej jej futra. Był złakniony opowieściami z jej strony. W jego główce powstała myśl, która nakazywała mu być nieugiętym i poznać wszystkie wydarzenia, które wydarzyły się w życiu całej Kamiennej Sekty.
— Twoje oczka się kleją, kochanie — wymruczała kotka, otulając go swoim ogonem. Robiła to z taką troską, że jej wnuczek najchętniej chodziłby obok niej przez cały czas i byłby chętny do słuchania komplementów od niej.
— Plose… — swoimi pięknymi zielonymi oczami, błagał ją o opowiedzenie czegokolwiek na dobranoc.
Spojrzała na niego zmrużonymi oczami, następnie zamyślona zerknęła na ziemię. Kociak był wykończony po całym dniu, jego organizm domagał się zaśnięcia. Jednak on powstrzymywał się od podtrzymania tego obowiązku.
— Dobrze… — zgodziła się w końcu. Uszy Turkawki nastawiły się, kiedy uśmiechnięty położył się obok kotki ze swojej rodziny. Mimo zmęczenia wymalowanego w ślepiach był skłonny do wsłuchania się w opowiastki o jego najbliższych. — Opowiem ci o mojej babci, a twojej praprababci, Bylicy.
— Plaplabaci — wymruczał zaciekawiony tym tematem.
— Tak. Powiedz By — zaczęła, szeroko otwierając pysk, by kocurek był w stanie usłyszeć ją dokładnie. Powtórzył za nią „By” z szeroko otworzonymi oczami. — Li — miauknęła następne, a cętkowany z gracją wypowiedział na głos „Li”. — Ca — po powtórzeniu tego, babcia pogłaskała go po główce. — Teraz powiedz całość. Bylica — zakończyła uczenie wymawiania imienia takiej wspaniałej osobliwości.
— Bylica — wymruczał uważnie, nieco sepleniąc i wytykając język podczas wymowy. Był zagubiony w sprawie swojej krewnej, którą nigdy nie poznał. Zresztą chciał się nieco powygłupiać.
— Świetnie, brawo — uśmiechnęła się do niego, dumna z jego zainteresowania. Komplement! Spodobało to się Turkawce. W jego głowie zrodziła się myśl, że mogła powiedzieć coś więcej. To byłoby najwspanialszym dobrym słówkiem, które dotychczas otrzymał. Wtulił się w jej objęcia, patrząc na jej pysk ze spokojem i nutką senności w oczach.
— Tio kto to? — zapytał, przekręcając głowę w jedną stronę.
— Moja babcia była bardzo mądra — zaczęła odtwarzać swoje wspomnienia. — Bardzo kochała swoją rodzinę.
— A mne? — zapytał z lekko otwartym pyskiem. Jego praprababcia pewnie była wspaniałą osobistością.
— No jasne, bąblu — dotknęła poduszką swojej łapy jego noska, na co on zaczął z rozbawieniem się wiercić. — Jestem pewna, że właśnie w tym momencie patrzy na ciebie z wielkim uśmiechem.
— Taki duuuuuzym? — wyciągnął kończyny i zaprezentował, o co mu chodziło.
— Ogromnym uśmiechem — Jeżyk polizała go po uchu z miłością.
Po wyobrażaniu sobie, co mogła dokonać jego krewna, mimowolnie zamknął oczy. Opowieść tak go wymęczyła, nie przez to, że była nudna. Bylica spodobała mu się w jego oczach. Szczerze pragnął ją poznać.
— Niech kamienie strzegą cię w sennych krainach — usłyszał od Jeżyk, która poprawiła swój ogon, przykrywając go szczelnie.
Po kilku uderzeniach serca zanurzył się w otchłani snu, szczęśliwy z powodu dowiedzenia się czegoś o swojej rodzinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz