Czarna wzdrygnęła się jednak, kiedy siostrze wepchnięto mech do pyska. Aczkolwiek jej ciało raczej nie powinno reagować w ten sposób, prawda? Sójka nie potrafiła się uciszyć, mimo że ją upominano, więc zwyczajnie dostała to, o co sama się prosiła. Chyba w każdej rodzinie tak to działało?
Deszcz zabrała ich agresywną siostrę, podczas gdy Bylica przeniosła spojrzenie na resztę wnucząt.
— Hm... to… chcecie by wam coś opowiedzieć? — zapytała zachrypniętym głosem, uśmiechając się do nich.
— Tak! — Szczekuszka odezwała się pierwsza piskliwym, lecz zarazem pretensjonalnym tonem. — Powiedz czemu oni muszą z nami być. — Wskazała ogonem na Wypłosza i Skazę.
Bylica zdziwiła się, przez kilka uderzeń serca nic nie mówiąc, a potem lekko i niezręcznie się uśmiechając.
— W jakim sensie, Szczekuszko?
Srebrna gniewie zmarszczyła nosek. Czego babcia tutaj nie rozumiała?
— No po co. Są obcy i jedzą nam nasze jedzenie.
Niebieska zmarszczyła brwi.
— Obcy to kot, którego nie znasz lub znasz go krótko, Szczekuszko. Znamy przecież Wypłosza i Skazę bardzo dobrze. A do tego bez nas by nie przetrwali, a nigdy nie zrobili nam nic złego ani nie nadszarpnęli mocniej zaufania.
I dobrze, że nie przetrwaliby! Niszczyli jej rodzinę, więc nie zasługiwali.
— Robią! — Walnęła ogonkiem o ziemię. — Wypłosz mnie straszy, a jeszcze Skaza, on, Błoto i Blanka wyjadają nam jedzenie. A my jesteśmy głodni.
Kocica spojrzała na Wypłosza od razu, mrużąc oczy. Czarna poczuła przypływ ekscytacji.
— Dziękuję, że o tym mówisz, Szczekuszko. W takim razie będę miałą pewną poważną rozmowę z Wypłoszem... — burknęła, widocznie zła poruszając gniewnie końcówką ogona na boki.
Ślepia kocięcia zabłysły.
— Wygnasz go?
— W sumie z każdym dniem coraz częściej ta myśl przechodzi mi przez głowę — burknęła staruszka. — Wypłosz robi się bardziej podejrzany z każdym księżycem. Coś dziwnego czai się w jego głowie, tylko jeszcze nie wiem co...
Szczekuszka wyszczerzyła się złośliwie. Bardzo dobrze. Wszystko zaczęło iść zgodnie z jej bohaterskim planem, teraz tylko pozbyć się jeszcze Skazy, Blanki, Błoto…
— A resztę ich też? — Niemal podskoczyła w miejscu. — Zasługują!
— Skaza i Błotniste Ziele zachowują się dobrze. Są nawet przydatni. Ten pierwszy poluje, w obecnych czasach dodatkowa para łap się przyda — starała się to wytłumaczyć dziecku. — A... wracając do opowieści... — przypomniał jej się pierwotny temat rozmowy. — Chcesz posłuchać o zamierzchłych czasach, które twoja stara babcia jeszcze o dziwo pamięta? — zaśmiała się.
Ignorowała ją, chciała uciszyć! A Szczekuszka była już przecież tak blisko! Reszta jej rodzeństwa siedziała cicho podczas całej konwersacji, więc na pewno też zgadzali się ze Szczekuszką. Dlatego nie mogła się teraz poddać. Będzie walczyć w ich imieniu także!
— Nie! — Tupnęła łapką. — Ja nie chcę tamtych tutaj! Jedzą więcej niż polują, odbierają mi wszystkich i są strasznie straszni. Powinni się wynieść!
Bylica westchnęła, po czym przyciągnęła kociaka do siebie.
— Tylko Wypłosz i Błotniste Ziele jedzą więcej niż polują. Każde z nas je mało, więc jeśli ktoś upoluje na przykład mysz, jest dzielona na kilka części. Skaza zjada więc mniej niż upoluje. A Błotniste Ziele też się przydaje, bo może zbierać zioła. Tylko Wypłosz jest... no. Wypłoszem. No i jeszcze Blanka. Ale ją się naprawi.
Nie mogła już dłużej wytrzymać tego, jak babcia ich broniła. A raczej próbowała, bo z jej słów przecież nadal wynikało, że Szczekuszka ma rację!
— Nic nie rozumiesz! — Wyrwała się i pobiegła przed siebie, czując jak to coś nieprzyjemnego znów zaczyna się dziać z jej oczami.
Schowała się w ciemnym kącie, urażona obracając się do wszystkich tyłem.
Już tak niewiele brakowało! Jednak oczywiście tutaj nikt jej nie słuchał i nie będzie. Ona tylko starała się ich ochronić, ale żaden z nich nigdy tego nie zauważał, jedynie miał pretensje.
***
Nie spodziewały się, że Skaza za nimi podąży po wszystkim, co mu wykrzyczały. Ale może to właśnie dzięki temu bure zastanowiło się nad swoimi słowami i zrozumiało, dlaczego popełniło ogromny błąd je wypowiadając. Szczekuszka przyjęła ten fakt z dziwną ulgą. Nie oznaczało to jednak, że będzie dla niego milsza. Co to to nie! Musiało bowiem ponieść konsekwencje tego, jak się przez niego poczuła w tamtym momencie. Karę za zdradę. Nie odzywały się więc do nich praktycznie w ogóle podczas wędrówki, jednocześnie ich nie wyganiając. Mogli zostać, ale na jej zasadach.
Szczęście gdy narszcie spotkali Krokus było nie do opisania. Od razu wystrzeliły w kierunku matki, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. To faktycznie była ona! Wyglądała oczywiście nieco inaczej, lecz wciąż tak bardzo znajomo!
Na zewnątrz srebrna przybrała tylko pogodny wyraz pyska, jednak w środku czuła, jakby miała zaraz eksplodować z radości. W końcu. W końcu znalazła się w domu.
Sama cętkowana również nie mogła otrząsnąć się z szoku przez dłuższą chwilę. Zabrała w drogę dwójkę kotów, opowiadając o tym, jak to reszta nie ucieszy się na ich widok. Łapy czarnej mimowolnie drżały odrobinę z oczekiwania i ekscytacji. Jedynie Skaza z jakiegoś powodu nie wydawał się podzielać humoru towarzyszy.
***
Na miejscu było… zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażały. Okazało się, że teraz ich rodzina obecnie dzieliła się na jakieś dziwne grupy. Każda z nich mieszkała gdzie indziej, jedynie za dnia się spotykając. Nie podobało się to Szczekuszce. Czemu nie mogli po prostu znaleźć wystarczająco dużego i odosobnionego miejca, żeby wszyscy ponownie żyli razem?
W dodatku nie mogły uwierzyć, że jedna część ich rodziny przebywa teraz u jakiejś żałosnej pieszczoszki. To przecież była prawdziwa ujma na honorze! Nie miały pojęcia kto o tym zadecydował, ale na pewno wówczas nie myślał przytomnie.
Największa negatywna niespodzianka nie równała się jednak ani trochę z tymi wspomnianymi wcześniej. Wróciły tylko po to, by dowiedzieć się, że… prawie połowa ich rodziny nie żyje. Fiołek, Deszcz, a co najgorsze… sama Bylica. Nic z tego nie rozumiały. Przecież tyle księżyców niezłomnie starały się wydostać z niewoli właśnie także dla niej, tyle rzeczy robiły w jej imieniu, czekając na dzień, w którym nareszcie będą mogły dowieść babci swoją wartość. A ona tak po prostu… odeszła. Odeszła nim Szczekuszka zdążyła się oswobodzić. Odeszła już dawno temu, w czasie gdy one pewnie nadal fantazjowały o zostaniu jej najbardziej utalentowaną wnuczką. Bez żadnego pożegnania, bez niczego.
Gdyby nie było Krokus, to już dawno straciłby poczucie sensu.
Zwróciły smutne ślepia na pochmurne niebo. Szare chmury łudząco przypominały im kolor futra babci.
Bylicy mogło już nie być, ale jej krew nadal płynęła w ciele Szczekuszki. I czarna o tym nie zapomni.
A już szczególnie nie zapomni kto taki podobno przyczynił się do śmierci babci. Przybłędy powinny więc uważać. To koniec ery pasożytów. Naprawią błędy jej przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz