Klan Gwiazdy dał im znak. Nie potrafił tego inaczej nazwać. Skoro spotkania medyków powróciły, pokazywało to jak poważna była sprawa. Morskie Oko zrelacjonowała mu wszystko czego się dowiedziała, a także o zignorowaniu przez resztę medyków jej ostrzeżeń. Nie rozumiał tego. Jak koty, które powierzyły w wiarę swoje życie, nie zareagowały na słowa klifiaczki. To mu się nie mieściło w głowie. Przecież… Ignorowanie sprawy nie sprawi, że to zniknie. Możliwe, że Mroczna Puszcza po cichutku rozszerza swoje wpływy.
Jego wzrok spoczął na Wilczym Zewie, który kręcił się przy Srokoszowej Wzgardzie. Obserwował tych dwoje, a wieści, które dotarły do jego uszu o nabitych na gałęzie klifiakach, powodował ponownie to uczucie, które widział we własnych snach. Dzierzba… To była ona. Zaczęła się panoszyć coraz bardziej, widząc że wygrała. Że go złamała, zmuszając do porzucenia roli lidera. Ale na tym się nie skończyło, a on nie zamierzał siedzieć i biernie się temu przyglądać. Nie, gdy w przepowiedni od Klanu Gwiazdy, to jej śmiech najpewniej rozbrzmiewał po lesie.
Atmosfera panująca w obozie była napięta. Do jego uszu dochodziły informacje o ogólnym niezadowoleniu rządami Aksamitnej Gwiazdy. Jeszcze chwila moment i to wszystko się zawali, a Dzierzba pogrąży Klan Klifu w chaosie. Nie mógł do tego dopuścić. Miał jeszcze kilka żyć, bo oczywiście, że liderka nie chciała ich sobie od niego zabrać. Oznaczało to, że tylko on był w stanie znieść upór Mrocznego Ducha i pozbyć się go raz na zawsze.
— Jesteś pewna? — szepnął do medyczki, która miała za zadanie przez te księżyce wybadać, czy to co przekazał jej wcześniej Klan Gwiazdy było wykonalne. Nie mogli popełnić błędu, bo jeżeli okaże się, że zawiodą, to Dzierzba wróci, wróci i się zemści.
— Nigdy nie ma się pewności. Ale co nam pozostaje? — mruknęła, kierując wzrok na ich cel.
Wilczy Zew stał u boku zastępcy, który nie wyglądał za dobrze. Bawiła się z nim, tak jak to było w jego przypadku. Musiał uratować Srokosza nim będzie i dla niego za późno.
— Będzie się rzucać. Poradzisz sobie? — Spojrzał na nią, a ta skinęła głową.
— Nie takich pacjentów już miałam. Dam radę. Idź. Zakończ to… — szepnęła przejęta.
Wstał i ruszył w kierunku tej dwójki, która musiała kombinować coś potwornego. Inaczej nie zerkaliby w stronę miejsca przemówień i w kierunku legowiska lidera. Cokolwiek im siedziało we łbach, dzisiaj się nie odbędzie.
— Klanie Klifu! — zawołał donośnie. Wzrok wszystkich padł na niego, lecz on wpatrywał się tylko w jedną osobę. W swojego największego wroga. — Wiem kto zabił te koty. I ta osoba siedzi tutaj! — Wskazał na Wilczego, który nastroszył się na to wyznanie.
Niedowierzanie i szepty rozległy się po otoczeniu, a zdumiony wzrok kotów wbijał się w wyłysiałego pointa.
— To znowu jakieś twoje starcze fantazje? — prychnął wojownik, nie wyglądając na przejętego tą sprawą. No bo czemu miałaby? Była duchem, kimś kogo nie dało się pokonać… A przynajmniej tak myślała.
— Nie, Dzierzbo. Klan Gwiazdy jeszcze nie osłabł na tyle, aby nas pozostawić w twych łapach. Zostaw ciało tego biedaka, zaklinam cię albo poczujesz co to znaczy umrzeć po raz drugi.
Srokoszowa Namiętność zamrugał zaskoczony, wpatrując się w ich dwójkę.
— Kim jest Dzierzba? O czym on mówi? — po klanie rozniosły się pełne zdumienia szepty. — To ta z bajek dla kociąt? — pytano.
Widział, że wielu nie rozumie o co chodziło dawnemu liderowi i ich nie winił. Sam nie znał tej kocicy, ale po księżycach, gdy mroczna dusza pożerała jego umysł zrozumiał jedno - nie należało jej ufać.
— Tak. Twój przyjaciel nie jest tym za kogo się podaje. Został opętany przez ducha z Mrocznej Puszczy. Dzierzbę. Tą co występuje w naszych legendach, co nabijała koty na gałęzie dla zabawy — wytłumaczył to wszystkim, chociaż zwracał się do zastępcy. — Tą samą co nękała mnie co noc, niszcząc mój umysł. Robi to samo z tobą. Wykorzystuje cię, aby osiągnąć swój chory cel. Ale dość tego. Zabijając te koty, przelałaś czarę goryczy. Podejmij walkę albo cię do tego zmusimy — powiedział wpatrując się w morskie ślepia.
Wilczy Zew wstał i podszedł, ignorując wpatrujące się w niego koty. Na pysku zalśnił mu zdegustowany wyraz. Nie wiedział czego się spodziewać po duchu, który był w pełni świadomy swojej wielkości. W końcu on był śmiertelnikiem, nie miał z nią szans.
— Sądzę, że siadło ci już na łeb, Grzybowa Ścieżko. Ja? Ja jestem jakimś duchem? No proszę cię. To brzmi jak bajka dla kociąt. Nic mi nie udowodnisz — ta jego pewność siebie i pycha, irytowała.
I właśnie to okazało się jej zgubą. To, że nie doceniła potęgi Klanu Gwiazdy i wiedzy, którą posiadał. Morskie Oko zbliżyła się i przewróciła zaskoczonego kota na ziemię. Od razu do niego dopadł, a wojownicy prawieże do nich doskoczyli, oburzeni ich zachowaniem.
— Spokojnie! — zawołała medyczka, która zatrzymała zdezorientowane tym co się dzieję koty. — Chcemy mu pomóc. Wygnamy ducha z ciała. Zobaczycie, że mamy rację. Klan Gwiazdy jest z nami. To oni dali nam znak — starała się ich uspokoić.
Nie wiedział czy to ciekawość, czy może wzmianka o przodkach zatrzymała zapędy do powstrzymania ich. Kiedy Morskie Oko miauczała, przytrzymując wijącego się łysolca, stanął z nim pyskiem w pysk. Ich spojrzenia się spotkały. Pełne oburzenia i nienawiści.
— Dzierzbo wyjdź z tego ciała. Zostaw biedaka. To koniec twych rządów. Ja Grzybowa Ścieżka, dawny lider Klanu Klifu, posiadający dar dziewięciu żywotów, wyzywam cię na pojedynek w sferze duchowej. Odpowiedz na me wezwanie. Połącz się z mą jaźnią i pokaż kto jest panem życia i śmierci lub zgiń — gdy te słowa opuściły jego pysk, po jaskini rozległ się przerażający i mrożący krew w żyłach śmiech.
— Jesteś głupcem — odezwała się Dzierzba.
Nie czekając na dalsze słowa ducha, zetknął się z wojownikiem czołami, otwierając swój umysł. Nagle poczuł przeraźliwy ból w czaszce, który odebrał mu zmysły. Wydał z siebie wrzask i padł na ziemię, a jego oczy wywróciły się w głąb czaszki.
Rozpoczęła się bitwa. Bitwa, która nie była widoczna dla śmiertelnych. Dwie dusze złączone w śmiertelnym tańcu, kąsały się, by zniszczyć tego drugiego.
***
Podczas gdy Grzybową Gwiazdą targały dreszcze, a jego ciało wiło się na ziemi, Wilczy Zew odzyskał przytomność. Rozejrzał się zdumiony po otaczających go kotach, wypowiadając słowa, które zaskoczyły tu obecnych.
— Gdzie ja jestem? Czy Lamparcia Gwiazda… Czy to wszystko o co walczyliśmy… Czy… — nie dokończył, bo przerwała mu medyczka, która odetchnęła z ulgą, widząc kota na powrót przytomnego.
— Spokojnie Wilczy Zewie, jesteś już bezpieczny — szepnęła kocica, gdy nagle dojrzała jak z nosa wojownika cieknie krew.
Point uśmiechnął się wpatrując w czekoladową.
— Dziękuję. Dziękuję, że uwolniliście mnie od niej… Dziękuję… — i to były ostatnie słowa, gdy zakaszlał i jego pierś wydała ostatnie tchnienie. Odszedł, zaznając spokoju.
***
Walka była brutalna. Zginął już kilkakrotnie, ale wciąż wracał do życia, korzystając z daru, na uleczenie ran swej duszy. Był brutalnie nękany przez Dzierzbę, jednak odpłacał się jej tym samym. Widział zmęczenie, które zaczęło ogarniać jej bezgwiezdną sylwetkę.
— Przepadnij na zawsze, Dzierzbo. Niech cię Mroczna Puszcza pochłonie! — wydał z siebie wrzask i kolejny raz splótł się z nią w uścisku.
I wtedy, gdy jego dusza była orana przez jej pazury, jego ciało nie wytrzymało i po raz kolejny umarł… Odszedł, zostając wypchniętym z śmiertelnej skorupy. Widział jeszcze tylko jak ciemny kształt umyka z rozwartego w agonii pyska, które służyło mu przez te księżyców za dom. Dryfując tak, ranny i wymęczony, spojrzał z góry na Klan Klifu, który uratował przed upadkiem, przed złem i się uśmiechnął.
Nad nim otworzył się słup światła, a gwiezdne koty wskazały mu drogę do ich królestwa. Tym razem nie zmarnował ich daru, bowiem zrobił coś czego nikt by się nie podjął. Poświęcił swoje życia w walce z Mrocznym Duchem, powierzając swój los Klanowi Gwiazdy. I nie żałował… Ból się skończył, mógł odpocząć i wraz z przodkami ochraniać tych, na których mu zależało. Bowiem dziś żywi wygrali i pozbyli się mrocznej duszy na zawsze.
— Ona jeszcze wróci — usłyszał głos utkanych z gwiazd kotów. — Lecz nie będzie już tak potężna. Nasz wybraniec dopełni to co zapoczątkowałeś.
A następnie poczuł jak świetliste koty chwytają go pod boki i prowadzą w niebiosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz