Aksamitka została liderką i wprowadziła... swoje zmiany. Nigdy nie przypuszczał, że doczeka dnia, w którym przyjdzie mu żyć pod jej nadzorem. Teraz nie mógł się jej buntować, nie mógł mieć swojego zdania i zawsze musiał zgadzać się z jej wolą, co było cóż... ciężkie. Wiedział jednak jak ważne jest przestrzeganie obyczaju oraz świętej zasady, dlatego też zacisnął zęby i ze spokojem obserwował to wszystko co się dookoła niego działo.
— Puszysty Niedźwiadkuu — zamruczała partnerka, zachodząc go do tyłu i ocierając się o jego bok. — Puszysty Niedźwiadek, Puszysty Niedźwiadek — powtarzała, a z każdym słowem jej głos zdawał się coraz bardziej ociekać słodyczą. — Kochasz mnie, prawda? Podoba ci się twoje nowe imię? Musisz przyznać, że jest znacznie lepsze od tego poprzedniego. Wszyscy mają teraz lepsze imiona, czyż nie? Tylko nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie każdy jest uśmiechnięty... — mruknęła z lekkim zawodem.
— Oczywiście, że cię kocham Aksamitna Gwiazdeczko — potwierdził to, uśmiechając się lekko. Chociaż umysłem dorównywała kociakowi i czuł obowiązek ochraniania ją przed całym złem tego świata, tak jego serce biło szybciej, gdy znajdowała się w jego pobliżu. — Tak... Podoba. Bardzo ładne. Cieszę się, że mogę nosić miano, które ci się podoba — posłodził jej. — Oczywiście. Mają... je lepsze — z tym akurat się kłócił, ale obawiał się, że jeżeli zaprzeczy, tak zaraz dostanie od niej burę, a wolał jej nie denerwować, zwłaszcza że teraz miała całkowitą władzę nad jego ciałem. — Przywykną... — mruknął nieco ponuro, bo wątpił, aby do tego doszło. Przeczuwał, że pierwsze niezadowolone głosy w końcu rozbrzmią po klanie i ci, którzy mieli więcej rozumu, wezmą sprawy z Aksamitną Gwiazdeczką w swoje łapy. Mając tą świadomość, chciał ją jeszcze bardziej chronić, dlatego też otulił ją swoim ogonem, na co ta zamruczała.
— Ojej! Tulaski! — miauknęła uradowana kocica, obejmując go swoimi łapami, zapadając się w jego miękkim puchu. — Tak! Masz rację. Przywykną. Ty już przywykłeś, prawda Misiuuuuu?
— Tak — potwierdził to, czując jak pointka włazi mu na grzbiet.
Nieco się zdziwił, ale mógł się spodziewać, że zaraz coś głupiego wpadnie jej do głowy.
— Puszysty Niedźwiadku zanieś mnie do legowiska lidera — usłyszał nad swoim uchem jej radosne mruczenie.
Czując się tak, jakby woził na grzbiecie swoje kocięta, które lubiły bawić się w "borsuczą przejażdżkę", skierował swoje kroki ku jej nowemu legowisku. Coś czuł, że to był początek jego przesłodzonego piekła.
***
Tak jak się spodziewał było gorzej. Ich córka została nabita na gałąź, potem odkryto kolejną ofiarę mordercy, którym okazał się Wilczy Zew. Nie potrafił w to uwierzyć, ale szczerze? Cieszył się, że kocur zdechł. Był dziwny i go niepokoił, zwłaszcza że zadawał się blisko ze Srokoszową Namiętnością. Czyżby... zastępca o wszystkim wiedział? To było dobre pytanie, ale wątpił, aby uzyskał na to odpowiedź. Musiał wszak pilnować Przewspanialusiej Daglezjusi, kotki, którą porwał z rozkazu partnerki, a którą teraz miał pilnować jak oka w głowie. Liczył na to, że liderka po rozmowie z siostrą ją wypuści, widząc że ta nie chciała mieć z nimi już nic wspólnego, a okazało się, że ruda pointa została ich więźniem. Nie przypuszczał, że Aksamitka była zdolna w swojej słodyczy, ukazywać zachowania typowe dla tyraństwa. Pierwszy raz mierzył się z czymś takim, a służył już wielu kotom, które miały w swoich łapach władzę.
— Aksamitna Gwiazdeczko? — zwrócił się do partnerki, która nuciła radośnie jakąś piosenkę, nie dostrzegając jak klan powoli się sypał.
— O! Puszysty Niedźwiadku! Jak się ma Przewspanialusia Przesłodziusia Moja Siostrusia Daglezjusia? — zaćwierkotała.
Tyle słodyczy w jednym zdaniu to nigdy nie słyszał. Nieco go zatkało, ale w końcu udało mu się odchrząknąć.
— Nie podoba jej się w Klanie Klifu. Wielu kotom się nie podoba.
— A ci się podoba? — Wbiła w niego spojrzenie.
— Mi się podoba, oczywiście, że tak, ale ja to nie inni... — starał się jej to wyperswadować. — Mogą coś ci zrobić... Nie chcę by coś ci się stało.
<Aksamitko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz