Wreszcie ją trochę rozruszał! Zadowolony kontynuował swoją misję, szalejąc na wszystkie możliwe sposoby, kiedy to Stokrota nie postanowiła rzucić w jego pysk piachu, na co pisnął zaskoczony i odskoczył w tył. Zamrugał kilka razy zaskoczony, potrząsając głową.
- Umielam! - miauknął dramatycznie, upadając na ziemię - AAAahh dostałem! - zawodził pół żartem, pół rzeczywiście umierając z powodu piachu w oczach, którego nie sposób się było pozbyć, a teraz nie dość, że chciało mu się kichać, to jeszcze łzawił niesamowicie.
Kotka spojrzała na brata nie wiedząc co powiedzieć. Podeszła do niego i szturchnęła łapką, by sprawdzić czy się rusza, jak zauważyła, że kocur się nie ruszył, odskoczyła jak poparzona. Na jej pyszczku pojawił się lęk.
- Szept? Z...zabiłam cię? - zapytała przerażona.
-Tak! - jęknął dramatycznie, przykładając łapę do czoła - Moja dusza wędluje do Klanu Gwiazdy! Widzę światło! Woła mnie!
Stokrotka uspokoiła się na dźwięk głosu brata, łzy zniknęły z jej pyszczka, tak samo jak jakikolwiek strach. Zaśmiała się cicho i wróciła do zabawy.
- Nie! S..Szept, nie umieraj... J..jak ty umrzesz to j..ja też! - powiedziała i położyła się na ziemi, obok brata, udając martwą.
- Chcesz se mną podbić i zwiedzić Sleblną Skólkę? - pyta cicho, przecierając łapą oczy w celu wyciągnięcia resztek drobinek.
- A co to jest ta "Sleblna Skólka?" - zapytała.
- Hmm? - zdziwił się, przerywając na moment wyjmowanie piasku z oczu, by zerknąć jednym z nich na pysk siostry - Pszeciesz to tam podobno istnieją wszyscy umalli.
Kotka dopiero teraz połączyła fakty. Zapomniała o tym wszystkim co mówili jej starsze koty.
- Podobno - miauknęła na swoje usprawiedliwienie - Moim zdaniem n...nie i nie chce t...tam iść... Przecież podobno s..są tam m...martwe koty! Chcesz tam i..iść i u..umrzeć?
-Ale tam iciemy wszyscy jusz po śmielci o ile bęciemy dobszy. Tak pszynajmniej mófią, ja f to nie fieszę. Ale podobno fyglądają jak szyjące koty, tyle, sze gfiasdkowe!
- Ale ja nie c...chcę jeszcze u..umierać! - pisnęła machając ogonem - Do naszej ś...śmierci jeszcze długo, n..nie chcę o t..tym myśleć! - Skuliła się nieco, ewidentnie nie chcąc umierać, ani mieć ze śmiercią cokolwiek wspólnego.
- Pszeciesz nie umielasz! - miauknął głośniej, unosząc się do pozycji siedzącej i marszcząc czoło.
- A..ale ty chcesz iść n..na S..srebrną Skórę, czyli chcesz umrzeć…
- Nie chcę! - zaprzeczył, marszcząc pysk bardziej, nie rozumiejąc - Szaltowałem, dobsze? - dodał zaraz, nie chcąc zrobić tu kolejnej dramy i jakoś uspokoić kotkę. Naprawdę nie rozumiał czemu tak bardzo chłonęła i się przejmowała drobnostkami. To było zupełnie bez sensu.
Stokrotka tylko pokiwała głową, nic więcej nie mówiąc. Przyglądała się bratu, który dalej wyjmował piasek z oczu i reszty pyska. Gdy skończył, zaproponował jeszcze jedną zabawę, ale to by było na koniec, gdyż zaczął powoli się rozpraszać
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Byli poza obozem! Poza obozem! Nie był za bardzo chętny do jakiejkolwiek roboty, nie chciało mu się wysilać ani nic, ale poza Diament miał teraz nad sobą rodzicielkę, która w kwestii ,,zrób to teraz, nie zaraz”, była niezwykle upierdliwa… i czasem straszna. Dlatego nie przyszedł spóźniony, a stawił się na czas, dreptając dumnie obok Diamentowego Wąsa, chociaż na zewnątrz wyglądał na wpół znudzonego.
- Więęęc… gdzie idziemy? - pyta, unosząc głowę i zerkając to na mistrzynię, to na Różę.
- Poćwiczycie pracę w grupie przy łapaniu królików - poinformowała krótko szylkretka, na co kocur wydał z siebie długi jęk, jakby zmęczony wołał do niebios o ratunek.
- A musimy? Ał, aał… Chyba po wczorajszej wywrotce nie mam jeszcze sprawnych łap. Niesamowicie mnie bolą ścięgna, aaaah, moje łapy - zawodził, co wywołało opóźnienie marszu i spotkało się z nagannym spojrzeniem od obu kotek, oraz kilku słowach niedowierzania, czy tekstem, by nie robił cyrku. No ale co on poradzi? Nie chciało mu się pocić i gonić za jakimś futrzakiem. Znaczy jasne, zrobiłby to, ale potem! O wiele bardziej interesowała go teoria, gdyż zaraz szybko wszystko zapamiętywał i dalsza nauka nie była mu potrzebna. Z kwestią praktyczną tak kolorowo nie było. Szedł więc dalej, naburmuszony i obrażony, omijając z tyłu obie kotki, by przypaść do boku Stokrotki.
- Hej, jak myślisz, wybierzemy największego królika, prawda? - pyta półgłosem, zerkając na kotkę z ukosa z jakimś błyskiem w oku.
- Co, a t..tak - powiedziała, jakby wyrwana z zamyślenia - No chyba, że c..coś najpierw z...złapie nas, prze złapaniem k..królika…
- Co ty, będzie git - przywarł na moment bokiem do siostry, niemal ją tym popychając w jakimś przyjacielskim geście- Skoro tamtych sztywniaków nie porwało, to nas również. Chociaż w sumie też bym ich nie tykał. Zaraziłbym się sztywnością - jęknął żartobliwie. - No i wyobraź to sobie! Biegi w nieznane za jakimś królikiem, wiatr w sierści, niewyobrażalny ból w ścięgnach i zakwasy dnia następnego... sama radość - miauknął na wpół sarkastycznie, po czym dodał już w pełni dumnie i szczerze, unosząc brodę w górę - Poza tym, będziemy się mogli czym pochwalić przed całym klanem.
Stokrotka nie wyglądała na przekonaną.
- Skoro tak myślisz... Ale nie nazywaj ich sztywniakami, są fajni - miauknęła cicho.
- No nie, ty też? - mruknął, odstając nagle od siostry i patrząc na nią z jakimś poważnym wyrazem na pysku- Jedyny tam fajny jest Piasek bo da się z nim pogadać, chociaż trochę z niego fleja, ale ja go kiedyś przełamię i się zaśmieje, mówię ci. Reszta jest śliska, że aż boli, a poza tym - Tu przerwał, dostrzegając zirytowane i za razem znudzone spojrzenie Diamentowego Wąsa, oraz trochę niepokojący wzrok matki, przez co zamknął jadaczkę, chowając wargi do środka i uciekając gdzieś na sekundę wzrokiem. Jego poruszające się ucho jeszcze tylko dosłyszało polecenie by się ruszać, więc bez słowa trącił lekko Stokrotkę i podreptał do przodu. Po chwili oba koty zostawiły za sobą mentorów, którzy znikli gdzieś na wrzosowisku.
- No, to szukamy królików. Czekam na meldunek - mruknął z żartem stronę lilowej, samemu unosząc głowę do góry, by wypatrzeć znajome futro. Stokrotka wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, do ich rozmowy o rodzinie Zięby, lecz nie odezwała się. Zaczęła rozglądać się dookoła, cicho stąpając po podłożu. Zobaczyła przed sobą norę królików, w której na pewno jakiś mieszka. Dała znak bratu i wskazała norę. Powędrował wzrokiem na wskazany punkt i... tak! Mieli to! Tylko gdzie króliki, czy aby na pewno wyjdą? Zawsze może to być jedynie wejście do podziemi. Nie dając znaku żadnego Stokrotce, poszedł szukać na własną łapę kolejnego wejścia. Skoro już coś znaleźli i wyraźnie pachniało królikiem, to wypadało nie dość, że nie gadać jak to miał w zwyczaju, to jeszcze uważać na swój oddech, na to jak się stąpa i na to, czy przypadkiem wiatr nie zawieje w złym kierunku. Tylko skąd wiadomo który jest zły a który nie, skoro nie widać zająca? Jeszcze dwa kroki. Znalazł. Wśród traw ulokowana była nora, pachnąca jedzeniem. Na pysku kocura pojawił się uśmiech zwycięscy, pokazujący ząbki. Ale by teraz mu się przydał dym, o rany. Albo coś śmierdzącego lisem. Mógłby wsadzić to do jednej nory, a królik wyskoczyłby drugą. Zerknął na skonfundowaną Stokrotkę, po czym wskazał na jej norę, a sam postanowił wleźć do tej drugiej. Przynajmniej na tyle, na ile było trzeba. Stokrotka obserwowała jak brat wchodzi do nory, niepewna tego co robić. Rozejrzała się, ale nic ciekawego nie znalazła, więc postanowiła zrobić to samo co Szept. Była niższa, więc łatwiej było jej dostać się do nory. Włożyła pysk do nory i powoli wchodziła dalej. To było bardzo klaustrofobiczne przeżycie. Nora była bardzo ciasna i mała, w końcu zrobiona przez króliki.
Wędrował coraz głębiej, aż w końcu światło gdzieś znikło za jego plecami. Zaczynał czuć się niepewnie. Zapach królika nie ustępował, stawał się może nawet silniejszy, więc dzieciak nie zwracał uwagi na nic innego, aż w końcu... AŁ.
Srebrny syknął po uderzeniu czołem w coś twardego. Cofnął się nieznacznie. Dopiero wtedy poczuł.
- Stokrotka? - syczy cicho szeptem z zaskoczeniem - Co ty tu robisz? Miałaś być na górze.
- Ja nie wiedziałam o co ci chodzi. Myślałam, że też mam wejść - powiedziała cicho. Zaczęła się cofać i powoli wychodzić, lecz jej wywinięte uszy zahaczyły o sufit nory. Stokrotkowa Łapa niezgrabnie próbowała się wydostać, piasek nasypał jej się do uszu, ale jakimś cudem wyszła z nory. Szept przybrał na pysk coś na wzór naburmuszenia. Jak to nie wiedziała, no przecież wskazał, żeby została! Chociaż, skoro zetknęli się tutaj, to oznaczało, że musi być jeszcze droga w bok, tak? Zawęszył. Ale nora. Wtem coś zaszmerało, a po chwili z boku wyskoczył spłoszony królikowaty. Szept zdążył wydać z siebie odgłos zdumienia, zanim królik skręcił gwałtownie wrzucając drobinki ziemi w pysk kocura, zaraz potem wylatując na zewnątrz norą, przed którą stała kotka. Nie widział za wiele ani nie czuł, jednak jak najprędzej zaczął czołgać się na wprost w stronę wyjścia. Zanim jednak dotarł do samej góry, dotarł do niego głos siostry.
- Mam go! - krzyknęła tak głośno jak umiała do brata.
- Masz?! - Powtórzył z połowicznym już szczęściem w głosie, po czym z nory wystrzeliła jasna, acz ubrudzona głowa. Zaraz wyłonił się cały kot i otrzepał, by podbiec truchtem w stronę siostry i przyjrzeć się w szczęściu na zwierzę które… cóż, nie było tak wielkie, jak by chciał. Na pyszczku pojawiło się skwaszenie. - Spodziewałem się większego - przyznał.
<Stokrotka?>
[1457 słów]
[polowanie na króliki]
[1457 słów]
[polowanie na króliki]
[Przyznano 34%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz