Topik postanowił wziąć sprawy w swoje małe łapki. Musiał. Od tego w końcu zależała jego przyszłość.
— To ja idę. — rzekł do Kaczuszki, która zajmowała się pielęgnacją swojej czarnej sierści
Siostra uniosła wzrok na brata i obdarowała go takim wyrazem pyska, jakby co najwyżej spojrzała na robaka.
— Idź i nie wracaj.
Kocurek położył po sobie uszy, jego pewność siebie w jednej chwili wypracowała po słowach siostry. Wzrokiem na szybko starał się odszukać swojego przyjaciela, wsparcie, lecz Śledź aktualnie był zajęty innymi rzeczami. Między innymi próbami zakradnięcia się do matki, która za nic w świecie nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć, jak i do jego rodzeństwa. Nie chcąc mu przeszkadzać w poczynaniach, w końcu na pysku młodszego wykwitł uśmiech, gdy raz za razem vanka go odpychała, Topik skierował się do wyjścia z kociarni. Znalazł się w samym centrum obozu. Widok mijających go kotów zaparł mu dech w piersiach. Co chwilę ktoś przemykał przed nim, rozmowy i śmiechy dochodziły z każdej strony do jego małych wrażliwych uszu. Był podekscytowany, ale rownież czuł strach. A ten się zwiększył, gdy tylko dostrzegł znajome futro, w które jakiś czas temu wpadł w kociarni. Jedna z córek zastępczyni przemierzała właśnie obóz, wyglądała jak by nie była w humorze.
Syn Źródlanego Dzwonka nie chcąc kusić losu, przyspieszył kroku i już miał wejść do legowiska medyka, gdy uderzył głową w czyjąś łapę.
— Uważaj... Oh! — usłyszał, na co uniósł wzrok do góry, by napotkać patrzące na niego z obrzydzeniem oczy kotki — Strzyżykowy Promyku, masz jeszcze jednego pacjenta! Szkoda, że jemu już nic nie pomoże.
— N-nie jestem... — wydukał, lecz kotka na którą wpadł już się oddaliła, a w miejscu gdzie przed chwilą była pojawiła się postać o rudawej sierści.
Mięśnie kocurka napięły się, gdy spoglądał w niebieskie oczy Strzyżykowego Promyka. Jego małym ciałkiem wstrząsnęły dreszcze. Spanikował. Od razu chciał czmychnąć z powrotem do żłobka, do mam. Miał nadzieję, że kotka zignoruje go, tak jak miały to w zwyczaju ignorować go inne kotki, lecz gdy zrobił krok medyczna zwróciła się do niego:
— Czekaj... — Znieruchomiał. — To ty jesteś tym kociakiem, który chce zostać medykiem?
— T-tak... Tak — wymiałczał kuląc się, będąc przekonany, że zaraz jego marzenia zostaną zniszczonę przez rudą — Kolega powiedział mi, że powinienem z panią porozmawiać o tym... Tak więc, chciałbym zostać pani uczniem, uczniem medyka, o ile mi pani na to pozwoli i zechce przekazać wiedzę. — podjął starając się nieco zmienić ton swojego głosu, by brzmieć bardziej na pewniejszego siebie niż był — Chcę być przydatny klanowi i no chciałbym pomagać każdemu kotu... Jako wojownik to się na pewno nie przydam, oj nie — pokręcił głową, nie wyobrażał sobie siebie jako wojownika
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz