Oh zgrozo, dlaczego musiał oglądać jej wstrętny ryj? A myślał, że już się jej pozbył. Kiedy napotkał ją na wejściu do legowiska uczniów, strzepnął jedynie ogonem, zrobił minę jakby patrzył na coś pokroju czerwia, po czym bez słowa minął Lew, wchodząc do środka. Musiał sobie zrobić legowisko jak najdalej od nich i pociągnąć za sobą całe swoje rodzeństwo, by przypadkiem nie dotknęło jej żmijowego futra i się nie zatruło byciem jędzą. Musiał ich pilnować i będzie pilnować, żeby nic przypadkiem nie przyszło im do głowy. Będzie się starał być zawsze z nimi w patrolu jeśli wylądują w tym samym co małe piaski, nawet, jeśli będzie to oznaczało zmęczenie i wykorzystywanie w produktywny sposób czasu, czego szczerze nienawidził. Co prawda bracia sobie z nimi na pewno poradzą! Ale martwił się o siostry. Miał wrażenie, że bycie wrażliwym naiwniakiem wyciągnęły po Powiewie, na nieszczęście. Tak więc, namówił wszystkich, by byli w jakimś jednym miejscu. Znaczy nie w kupie, bo szanujmy się, potrzeba trochę przestrzeni by się rozwalić i mieć na wszystko wywalone, ale po prostu, by nie tykać futer sztywniaków. Przez ten cały czas, Szept czuł, jakby prowadził jakąś niemą wojnę i raz, być może, przez przypadek zostawił w legowisku Lew kolca. Ale kto mu udowodni? Ha! Żadnych dowodów zbrodni! Był czysty jak święta woda w górskim potoku! Niestety zdawało się, że jego szczęście nie potrwa długo, kiedy to z niezadowoleniem dostrzegł na zewnątrz obozu Lwią Łapę z Gepardzim Mrozem. O ile Gepard była nieszkodliwa, dlatego uraczona została uśmiechem i wesołym ,,dzień dobry”, tak Lew… cóż, Lew zignorował całkowicie, jakby nie istniała. Ot podmuch wiatru.
I wyruszyli, jak się okazało, na granicę z Klanem Nocy. Szczęście, że z nimi mieli krótki dystans bo albo dzieliła ich droga grzmotu, albo woda. Chyba, że będą chcieli ją przepłynąć… kto ich tam wie. Przez całą drogę nawijał, wchodził w konwersacje, opowiadał głupie żarty i zadawał masę mniej lub bardziej odklejonych pytań, bawiąc się przy tym często niczym aktorzyna, nadal nie dostrzegając tego jednego pomarańczowego połysku.
A było tak przynajmniej do momentu, w którym nie dostrzegli znajomego piasku i punktu granicznego. A także: rosnące tam idealnie wrzosy, na których to widok się skrzywił.
- Podkopcie kilka korzeni od strony południa. My zajmiemy się tymi na północy - Rozdzielenie? Miał pracować z tym czymś? Chciał posłać w stronę Diament wzrok błagalny zbitego szczeniaka, jednak ta już odchodziła w swoim kierunku. Uh, cóż, może przynajmniej zrobi po prostu jak najmniej. Postawił uszy na sztorc, odwrócił się, znalazł jakąś ładną, wygodną połać wśród wrzosów i to właśnie na niej się wyłożył, układając na miękkiej roślinności i z całą kocią wprawą kosztując słońca. Lew może sobie kopać to sama, jemu się nie chce, a jak na razie wojowniczki były zajęte podkopywaniem leniwie własnej części, więc nie zwracano na niego żadnej uwagi. I dobrze.
Niemniej jednak Lew też nie wydawała się być skora do kopania w piasku, więc i ona nic nie robiła. Cóż, tyle dobrze, że przynajmniej w ciszy. Mijały tak leniwie chwile, podczas których Szept zdołał przewrócić się na plecy i zdobyć medal za osiągnięcie kolejnego stanu nudy, kiedy to jego ciało drgnęło nagle, słysząc podniesiony głos Diamentowego Wąsa. Poderwał głowę. Oh, mentorka nie wyglądała na szczęśliwą. Jego pysk zamienił się w płaską żabę, a on dość smętnie i bez weny wręcz zczołgał się do wybranego miejsca i zerknął na nie z twarzą pełną utrapienia. Wręcz widział następne etapy podkopów oczami wyobraźni, a każdy następny bolał bardziej i bardziej. Zwrócił swe utrapione oczy w stronę dwóch wojowniczek. Nadzieja zgasła, tym razem obie patrzyły w ich stronę, wyraźnie chcąc dopilnować, czy aby na pewno robią to, co do nich należy. Westchnął nieszczęśliwie i coś niemrawo zaczął ryć w ziemi.
I och matko, Lew też zaczęła coś dłubać, chociaż nie wyglądało to w żaden sposób na prawidłową pracę. Tak więc, mijał powoli czas, a Szept, będąc Szeptem, zaczął się niezwykle nudzić. Było bowiem kilka rodzajów nudy. Taka, która była dla niego wygodna i taka, która była przymuszona. I ta druga była wręcz nieznośna. Zaczął więcej wzdychać, więcej odpływać w przestrzeń, aż w końcu od niechcenia zaczął rozrzucać piasek na boki, każdą przeszkodę po prostu zostawiając, bo nie chciało mu się jej niszczyć ani ruszać. Wtem, coś doleciało do jego uszu. Wściekłe prychnięcie, zdaje się, że od strony Lew. Nie przestawał. Było to jak muzyka dla jego jasnych uszu, która niczym hipnoza pobudzała do zacieklejszego rozrzutu piachu. Doskonale zdawał sobie teraz sprawę, w którą stronę lecą drobinki i sprawiało mu to nieprzyzwoitą wręcz przyjemność.
Ruda w końcu postanowiła się odezwać, co jednocześnie sprawiło, że pojawiło się uczucie jakiejś wygranej i bólu, że musiał słyszeć jej głos.
- Niby twoja matka jest liderką, ale zachowujesz się jak zwykły kociak. Skoro tyle frajdy ci daje grzebanie w piasku, to może powinieneś wrócić do żłobka - Mmm, te słowa nasączone jadem. Przez chwilę udawał, że nie słyszy, aż w końcu dokopał się do warstwy ziemi. Bingo! Dopiero wtedy zaprzestał, odwracając głowę lekko w jej stronę.
- Hmm? Co tam miauczysz? - pyta niemrawo, jakby mimo uszu puszczając to wszystko co wypowiedziane było wcześniej. Dopiero potem udał, że nagle coś mu zaświtało w głowie. Podszedł więc ze strapioną miną do uczennicy. - Ojoj… niezwykle mi przykro. Powinienem bardziej uważać. Niech no pomogę - Mówił z idealnie dobraną skruchą w głosie i głupim uśmiechem na pysku, wyciągając łapę by “strzepnąć” piach z rudej sierści. Cóż, miało się to daleko od tego, co końcowo zdołał zrobić, bowiem swoją piaskowo-ziemistą łapę z premedytacją wytarł o jej futerko kilkoma ruchami imitującymi “strzepnięcie”. Coś jednak jej widocznie nie pasowało, a gdy zdała sobie z tego sprawę było już za późno. Odepchnęła go łapa od siebie i przeniosła się kawałek dalej, otrzepując się z piasku, który zalegał na jej sierści. Nie chciał tak łatwo się odkleić od tych dłuższych pasm.
- Coś ty zrobił?! - fuknęła do niego będąc wściekła - Ugh. - ponownie się otrzepała, ponownie bezskutecznie. - Jesteś nienormalny! Miałam nadzieję, że uda mi się zostać wojownikiem nim ty i reszta twojego rodzeństwa, robactwa wypełznie z kociarni, by się z wami chociaż nie użerać na treningach...!
Była wściekła. Bardzo wściekła, widać to było chociażby po tych agresywnych liźnięciach, przez które Szept poczuł się jak coś na drugim planie. Nie zmieniało to jednak faktu, że nadal się świetnie bawił, grając swoją rolę odklejonego, niezbyt kumatego kota. Zamrugał zaskoczony, kiedy go odepchnęła, na moment odwracając głowę by nie zobaczyła uśmieszku, który pomimo woli wykwitł na jego pysku. Wtem odwrócił ku niej swój strapiony pysk i zacmokał smutno, kręcąc głową.
- Ranisz moje uczucia słoneczko. Kiedy ja się tak starałem... Czuję się naprawdę niedoceniony - przekrzywił głowę na bok i nieco w przód, przymykając oczy jak wierny pielgrzym, zanim je otworzył ze zwykłą sobie werwą. Odwrócił się zaraz na pięcie, nonszalancko wcześniej machając łapą w tył i wracając do swojego miejsca podkopku.
- Nie miej o sobie zbyt wysokiego mniemania, to nie tak, że my też uwielbiamy przebywać w waszym towarzystwie. Zdawałaś sobie sprawę, jak ciężko jest dzielić z wami ten sam tlen? - mówił z wyrzutem, po czym się nagle spiął, a jego ciało przeszedł wymuszony dreszcz - Do tej pory mam koszmary - mówił to, nie patrząc na rudą, grzebiąc już od niechcenia w piasku, wywalając za siebie losowy, nikomu nieprzeszkadzający patyczek, by ten ładnie upadł kawałek dalej na wrzosach.
- Słoneczko?! - prychnęła wściekła zaprzestając pielęgnacji swej sierści, zrobiło jej się niedobrze, bo pierwsze o czym pomyślała to o medyczce - To może nie pobieraj go wcale skoro miewasz koszmary. W końcu tylko go marnujesz, nie ma z ciebie żadnego pożytku, innym się bardziej przyda. - mruknęła skubiąc sklejone ziarnka piasku - Pfy!
- Hm, nie lubisz? Wolisz Kwiatuszku? Myszko? - mruczy ubarwiając swój głos o coś drażniącego, wymieszanego z ciekawością, drażniąc się z Lwią Łapą, po czym kieruje wzrok ku niebu - Tak, rzeczywiście. Tobie by się bardziej przydał, taki nie wiem, sen wieczny? - wzrusza ramionami po wygłoszeniu swego zdania lekkim, zwiewnym tonem, po czym jego wzrok gładko ląduje na przelatującą nad ich głowami chmarą ptaków. Na moment się odciął, a potem znów powrócił, skubiąc znów coś w piachu.
- Że też Różana Przełęcz musiała wydać na świat takiego pomiota jak ty, prymitywa, prostaka. - mruczała wymieniających to kolejno słowa mające obrazić kota - Jako kocię wyglądałeś jak szczur, dziwię się, że cię matka przez pomyłkę nie zjadła. Za dużo się nie zmieniłeś, i z wyglądu i z charakteru jesteś paskudny, taki przerośnięty szczur, który jedyne co do czego się nadaje to kopanie dołów. I nic poza tym. Nawet po śmierci nie przysłużysz się klanowi, tam gdzie cię pochowają ziemia będzie skażona.
Szept puszczał to wszystko mimo uszu, powrócił do zwykłego ignorowania kotki. Przybrał pozę wręcz rozluźnioną, jakby słowa które wypowiadała były jedynie lekkim wietrzykiem, tak, jak powinno być. I był z tego powodu niezwykle zadowolony. W końcu, właśnie zyskał kolejną dawkę prawdziwej natury Lew, czego chcieć więcej? Czego, prócz cały czas tworzącej się kartoteki? Kotce widocznie obrażanie go się znudziło, więc kontynuowała jedynie zawzięcie swoje czyszczenie futra, pod koniec idąc w stronę mentorek, by tam pomóc kopać, a Szept? Szept chwilę jeszcze poleniuchował, po czym dopiero na ostatek zrobił na szybko całą robotę jaka pozostała, dumnie siedząc i czekając na ocenienie wojowniczek, zadowolony z efektu. A marny udział Lwiej Łapy? Był nieistotny, w końcu nikt taki jak ruda uczennica przez ten cały czas nie istniał, prawda?
<Lewku? :3 >
[1519 słów]
[1519 słów]
[Przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz