„Naprawdę nienawidzę cię".
Przez te słowa zastygła w bezruchu na dłuższą chwilę. Wlepiła swój wzrok w ślad za córką, a jej ostatnia sentencja powtarzała się w jej uszach niczym mantra. Głos córki był przesycony dziwnym gniewem, którego Aksamitka nie spodziewała się po swej małej kopii.
Przekręciła w końcu głowę, pochylając ją. Zmusiła się do spojrzenia na własne łapy. Biel pokryta piachem. Brud po kolejnej zabawie w berka.
— Aksamitko? — Zadrżała. — Wszystko w porządku? Pokłóciłaś się z Kwiatusiową Drzemeczką?
Krewetka stała nad nią, już dawno przekraczając jakiekolwiek wyznaczone granice przestrzeni osobistej. Szylkretce oczywiście to nie przeszkadzało, akceptowała bliskość każdego, a w szczególności tych, którzy rozumieli jej spojrzenie na świat.
Czy się pokłóciły?
Ona przecież nie byłaby zdolna do tkwienia z kimś w niezgodzie. Ona była miła, więc inni odpowiadali jej tym samym (chociaż nie zawsze bywało to widoczne). Ona nie mogłaby się z kimś "pokłócić".
Sama sugestia zabrzmiała dla niej jak bluźnierstwo. Mimo to uśmiechnęła się szeroko, zerkając na wojowniczkę.
— Oj głuptasku, oczywiście, że między nami wszystko w porządeczku! Jak najlepszym! — oświadczyła, zrywając się na równe łapy. — Kwiatuszek po prostu... Pobiegła się schować. Bawimy się w chowanego, a ona troszeczkę się obruszyła na stwierdzenie, że z łatwością ją znajdę. Wiesz, młoda jest i głupiutka, ale to przejdzie, jak dorośnie! — zapewniła, odchodząc żwawym krokiem, nim ta krótka wymiana zdań zamieniłaby się w jakąś poważniejszą rozmowę.
Oczy ją dziwnie szczypały. Musiała długo i często mrugać, aby pozbyć się tego uciążliwego uczucia.
„Nienawidzę cię" — Kwiatuszek nie miała tego na pewno na myśli. Pewnie chciała pójść na przygodę życia z ojcem, ale nie potrafiła tego poprawnie przekazać. Jak już się uspokoi, to przegadają temat panowania nad własnymi emocjami.
Coś mokrego spłynęło po jej policzku.
Zerknęła w górę.
Nie padało.
Przez te słowa zastygła w bezruchu na dłuższą chwilę. Wlepiła swój wzrok w ślad za córką, a jej ostatnia sentencja powtarzała się w jej uszach niczym mantra. Głos córki był przesycony dziwnym gniewem, którego Aksamitka nie spodziewała się po swej małej kopii.
Przekręciła w końcu głowę, pochylając ją. Zmusiła się do spojrzenia na własne łapy. Biel pokryta piachem. Brud po kolejnej zabawie w berka.
— Aksamitko? — Zadrżała. — Wszystko w porządku? Pokłóciłaś się z Kwiatusiową Drzemeczką?
Krewetka stała nad nią, już dawno przekraczając jakiekolwiek wyznaczone granice przestrzeni osobistej. Szylkretce oczywiście to nie przeszkadzało, akceptowała bliskość każdego, a w szczególności tych, którzy rozumieli jej spojrzenie na świat.
Czy się pokłóciły?
Ona przecież nie byłaby zdolna do tkwienia z kimś w niezgodzie. Ona była miła, więc inni odpowiadali jej tym samym (chociaż nie zawsze bywało to widoczne). Ona nie mogłaby się z kimś "pokłócić".
Sama sugestia zabrzmiała dla niej jak bluźnierstwo. Mimo to uśmiechnęła się szeroko, zerkając na wojowniczkę.
— Oj głuptasku, oczywiście, że między nami wszystko w porządeczku! Jak najlepszym! — oświadczyła, zrywając się na równe łapy. — Kwiatuszek po prostu... Pobiegła się schować. Bawimy się w chowanego, a ona troszeczkę się obruszyła na stwierdzenie, że z łatwością ją znajdę. Wiesz, młoda jest i głupiutka, ale to przejdzie, jak dorośnie! — zapewniła, odchodząc żwawym krokiem, nim ta krótka wymiana zdań zamieniłaby się w jakąś poważniejszą rozmowę.
Oczy ją dziwnie szczypały. Musiała długo i często mrugać, aby pozbyć się tego uciążliwego uczucia.
„Nienawidzę cię" — Kwiatuszek nie miała tego na pewno na myśli. Pewnie chciała pójść na przygodę życia z ojcem, ale nie potrafiła tego poprawnie przekazać. Jak już się uspokoi, to przegadają temat panowania nad własnymi emocjami.
Coś mokrego spłynęło po jej policzku.
Zerknęła w górę.
Nie padało.
***
Jej córka długo nie wracała. Nawet Niedźwiedź zdołał przytaskać jej do obozu siostrę, nim prawda o losach Kwiatek wyszła na jaw. Nim zaciekawione spojrzenia wojowników padły na nią, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jej strony.
To... To nie mógł zrobić żaden kot. To nie było jakkolwiek moralne. Okropne, bestialskie posunięcie, godne jedynie prawdziwego potwora.
Ale ona nie mogła się przez to załamać. Ani przez chwilę nie mogła pokazać reszcie, że nie czuje się najlepiej. Była w końcu Aksamitką! Tym wesołym, uroczym promyczkiem słońca na ziemi! Uśmiechała się, ignorując słowa innych.
Zdarza się. Tragedię się zdarzają. Niektórzy po prostu młodo umierają.
Ugryzła się w język. Bolało. Już nie wiedziała nawet co. Wszystko. Ból był wszędzie. Dlaczego ostatnie słowa jej własnego dziecka miały taki okropny wydźwięk? Czemu jej to powiedziała? Przecież... Miała poznać swoją ciocię! Misiowi nic nie zdarzyło się na tej podróży, a ona zrobiła jej z tego taki wielki problem!
„Naprawdę nienawidzę cię".
Nawet wiatr podsuwał jej te słowa do uszu. Przychodziły znikąd i uderzały w nią znienacka.
Zmrużyła oczy, gdy coś mokrego kapnęło na jej nos.
Tym razem to był deszcz. Padało. Niebo płakało za nią.
Bo ona nie mogła. Ona musiała się uśmiechać. Inaczej nie byłaby sobą.
:(
OdpowiedzUsuń