- Zbieramy koty. Jutro o świcie wyruszamy, aby odnaleźć fiołka. - oznajmił stanowczo Amek. Diament strzepnął ogonem poirytowany. Czemu jego brat tak nim pomiatał? Po co w ogóle wymyślił coś takiego, jak przywódca, zastępca i takie tam inne rzeczy. Przecież to tylko wyprawa! Nie mogli decydować wspólnie? A Ametyst, mały kociak, chciał rządzić całymi poszukiwaniami. Przecież to Diament zaproponował wyprawę! No, może to była też zasługa Ametysta.
Ale i tak nie ma prawa mną rządzić! - pomyślał srebrny kocurek, ale nic nie powiedział, tylko posłusznie pokiwał głową i odszedł do szopy.
- Skowronek, jutro o świcie wyruszamy! - miauknął Diament, podbiegając do szylkretowej kotki.
- Tak wcześnie? - zdziwiła się.
- A czemu nie? - srebrny kocurek wzruszył ramionami i dodał: - Amek tak powiedział.
- No dobrze. - Skowrobek nie wyglądała na przekonaną, ale nic nie powiedziała. Diament uśmiechnął się na pożegnanie i podbiegł do Jeżyk.
- Jutro o świcie wyruszamy na poszukiwania naszego braciszka. - miauknął stanowczo i nie czekając na odpowiedź, dodał: - Idziemy na trening?
***
Polował ze swoją mentorką w mieście. Ale nie mógł powiedzieć, że szło mu dobrze. Wszystkie ptaki odlatywały, zanim zdążył do nich dotrzeć. Jeżyk mówiła, że za głośno się skrada. Diament nie mógł się doczekać polowania na króliki. Do nich nie trzeba było się skradać, trzeba było biegać! A on bardzo szybko biegał. Jak błyskawica. Tak o sobie mówił, że biega szybko jak błyskawica. Ułożył się na posłaniu, przytulił do swojej piłeczki i szybko zasnął. A śnił o dziwo,o czymś innym, niż zabawa. Śnił o wyprawie, jednak ciągle słyszał brzęczenie swojej piłeczki. Rano obudził się wyspany, przeciągnął się i ziewnął. Poczuł, że ktoś go mocno szturcha łapą.
- No już! - rozpoznał głos Ametysta. - Idziemy! Zapomniałeś? Już świta! - najwyraźniej śpieszno mu było odnaleźć brata i był nieco podenerwowany.
- Dobra, już dobra. - mruknął kociak i wstał. - Nie wyskakuj z futra.
- Chodź.
- Co!? - Diament wyprostował się. - Taki brudny? Moje futerko jest zmierzwione!
- Diamencie. - głos Ametysta był surowy i brzmiał, jakby kociak nie chciał sprzeciwu.
- No dobra. - warknął srebrny kocurek i ruszył za resztą, co chwila niemal się nie wywracając przez wylizywanie się w trakcie chodzenia.
- Pójdziemy najpierw do miejsca, w którym Błotniste Ziele urodziła. - oznajmił Amek i wyszedł z ogrodu.
< Ametyście?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz