Patrzyła na odchodzącą wraz z Gronostajowym Tańcem Nockę. Łagodny uśmiech nie schodził jej z pyska dopóki koty nie wyszły z obozu i dopiero wtedy głęboko westchnęła. Wilczaki były okrutne, odmawiając jej spełnienia własnego powołania. Myślała jeszcze o gwieździe, o której powiedziała jej uczennica. Czy to możliwe, że Nocna Łapa miała kontakt z Klanem Gwiazdy?
Westchnęła i wróciła do siebie.
***
po zgromadzeniu
Nie była w stanie uwierzyć w to, co się stało. Jej słodka, bezbronna kulka zaatakowała... wojowniczkę jej własnego Klanu? Nie. Nie wydawało jej się to być w ogóle możliwe. Nocna Łapa by czegoś takiego nie zrobiła... prawda?
Patrzyła, jak prowadzą ją po powrocie do legowiska, jak więźnia. Dobra dusza wytłumaczyła jej, co się stało. Kunia Norka nie wiedziała co o tym myśleć, szalało nią tyle różnych, niezrozumiałych emocji, którym sama nie potrafiła nadać dobrej łatki. Wróciła do siebie, by ułożyć się do snu.
***
Nawiedzały ją koszmary.
Niemal każdej nocy zamiast spokoju spotykał ją sen, po którym wstawała z krzykiem, oblana zimnym potem. Nie rozumiała, co się stało. Co odebrało jej możliwość odpoczynku?
Drapieżne ptaki krążyły wysoko nad jej głową, łupiąc groźnie okiem, obserwując kulawiącą, burą kotkę, w środku niczego. Ciągnęła za sobą ranną łapę, szukając miejsca, by się skryć przed sokołami, jastrzębiami i kaniami, które tylko czekały na odpowiedni moment. Odwróciła głowę, by spojrzeć na nogę, już nie podkuloną, a z braku sił opadłą na ziemię. Wyglądała, jakby wgryzło się w nią jakieś wielkie stworzenie, którego szczęki wcale nie delikatnie zerwały skórę z łydki i stopy, pozostawiając ślady zębów i poszarpane kawałki mięśni. Przez nie prześwitywały żółte kości, a krew zostawiała ślad z każdym ruchem. Ból obezwładniał Kunę; pytała z każdym krokiem siebie jakim cudem ma jeszcze siłę postawić kolejny. Pieczenie, jakby przypalone ogniem, i poczucie każdej najmniejszej drobinki piasku wywoływały falę bolesnych jęków i dreszczy. Widziała przed sobą w oddali las, odcinający się od suchej ziemi i rzadkich kępek martwej trawy. Wyglądał na ukojenie, miejsce, w którym nareszcie zazna odpoczynku, jednak nieważne jaki dystans przebyła, ile czasu spędziła na tułaczce, tak puszcza zdawała się być nadal w tym samym miejscu. Z wyschniętego gardła ledwo wychodziły bezkształtne dźwięki, a co dopiero słowa. Fale bólu coraz bardziej pozbawiały jej sił. Powieki opadały, cięższe bardziej niż kiedykolwiek, a łapy drżały z każdym stąpnięciem po kruchej ziemi. W końcu i kotka potknęła się, ciężko dysząc i sycząc z bólu na zgniecionej ciałem tylnej kończynie. W miejsce drapieżnych, łowczych ptaków pojawiły się leniwe sępy, które tylko czekały na łatwą ofiarę. Leżała bezwładnie, czując pierwsze, niepewne dotknięcia przez szpony ptaków. Ostatki jej sił uciekły płucami, gdy chmara rzuciła się na nią, wbijając dziesiątki dziobów ostrych jak kły w jej skórę. Wybawiono ją od dalszego cierpienia. Nie dano jej poczuć, jak zostaje zjadana i rozszarpana żywcem, jak padlina.
Zdusiła wrzask, jaki chciała z siebie wydać, gdy tylko wróciła do rzeczywistości. Jedyny ból, jaki pozostał to ten z zupełnego wyczerpania. Czuła się jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej, a przez parę ostatnich księżyców sen był jej jedynym ukojeniem. Jedyną ucieczką od świata, w którym prawie każdy jej nienawidził.
Nie myślała dużo. Kunia Norka ospałym krokiem, podobnym do tego z koszmaru, podeszła do składu z ziołami. Wyciągnęła z niego parę ziaren maku – na oko, z resztą w ciemności niewiele widziała i czuła. Musiało być to jednak więcej niż zazwyczaj, ponieważ po kilku uderzeniach serca od ich przełknięcia rzuciła się z powrotem w mech. Zapadła w ciężki sen po paru dłuższych chwilach. Nie pamiętała już z niego nic.
***
Nie wierzyła, że ograniczyli jej kontakt z Nocną Łapą. Nocną, bo nigdy w życiu nie zamierzała użyć jej nowego, ośmieszającego imienia. Miała skupić się całkowicie na treningu wojownika. Nie odbyła ani jednej dłuższej rozmowy z kotką od czasu tamtego zgromadzenia. Jej serce powoli pękało, gdy tylko widziała pustkę w oczach prabratanicy. Każdy dzień bez tego małego promyczka szczęścia zdawał się być tylko bardziej ciemny i smutny.
Mówiła sobie, by nie zaprzątać tym głowy. Robiła to jednak cały czas, pogrążała się we własnych smutkach. Przestała już płakać. Próbowała to zaakceptować, jakoś wygrzebać się z tego bagna, ale tylko zatapiała się w nim bardziej i bardziej. Szukała ziół, na które nadszedł sezon na zbieranie, by zająć czymś myśli, czymkolwiek. W pysku miała już parę liści ogórecznika, które zdecydowanie przydadzą się błogosławionej Ważce. Czuła gorąc i żar z nieba, jednak zaletą gęstych lasów był cień drzew, w którym mogła się skryć. Miała poszukać jeszcze więcej młodych, ogórecznikowych pędów, ale zaskoczył ją skrywający się między drzewami cień. Był o wiele ciemniejszy i bardziej odcinający się od innych... Nocka? Rozpoznała ją. Ale co tu robiła, sama? Czyżby jej nie zakazano?
Uczennica rzuciła się jej w ramiona, ale Kunia Norka pozostała zatroskana.
— Nocko? Co ty tu robisz? — zapytała, wypuszczając zbiory z pyska.
— Odłączyłam się od patrolu, gdy zobaczyłam, że ty też tu jesteś. Musiałam z tobą porozmawiać! — Kotka zdawała się być zdeterminowana. To jednak tylko bardziej przygnębiło starszą medyczkę.
— Odłączyłam się od patrolu, gdy zobaczyłam, że ty też tu jesteś. Musiałam z tobą porozmawiać! — Kotka zdawała się być zdeterminowana. To jednak tylko bardziej przygnębiło starszą medyczkę.
— Nie możemy. Jak ktoś cię zobaczy będziesz mieć kłopoty — odpowiedziała, uśmiechając się po tym słabo. — Wiem, że bardzo chcesz dalej kontynuować nauczanie, lub chociaż pomoc mi, ale teraz to zbyt niebezpieczne, słoneczko. Wiem, że cię to boli, ale niewiele mogę z tym zrobić. Nie chcę, abyś miała jeszcze gorzej, niż teraz — mówiła wolno i z bólem w żółtych oczach, patrząc prosto na koteczkę. Chciała, by ta została jej uczennicą bardziej niż kiedykolwiek. Rozumiała także jej okropny błąd, jaki popełniła na zgromadzeniu, lecz... nie potrafiła się złościć. Nie potrafiła sądzić jej za to w momencie, gdy sama przez to przeszła. Czy to możliwe, że to przez ich pokrewieństwo? Czy to wina dzielonej przez nie krwi?
<Nocko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz