Nie mogli być partnerami, nie mogli. Leśny Pożar miał Ziębę, matkę Lew. Nawet jeśli do niej nie przychodził, to przecież byli razem, prawda?
Jednak nic przecież nie stało na drodze, by pomimo partnerki, miał i partnera. Może do szczęścia było potrzebne tak naprawdę posiadanie dwóch partnerów, jednego o innej płci, a drugiego o tej samej? Chyba tak, skoro okazało się, że w jej rodzinie to norma.
Przyjęła do wiadomości zasłyszaną informacje, jednak jeszcze miała zamiar upewnić się co do niej, chcąc usłyszeć do z pyska ojca. Nawet jeśli tak było jak Jeleni Puch powiedział, cieszyła się, że tata wybrał kogoś o rudej sierści, a nie jakiegoś brudasa, bądź inną kotkę. Wtedy z prawdziwej damy zamieniłaby się w rozwydrozoną damę, nie dając ojcu spokoju, że zdradzał mamę z jakąś wywłoką.
— Ty też jesteś miły Jelonku. Dziękuję za przestrogę. Nigdy nie będę się z nich śmiać. — miauknęła znów nachylająć się. — Ale widzisz, ba... Mama twojego chłopaka miała rację. Ostrzegała cię przed nierudymi, bo się o ciebie troszczyła. Nie chciała byś miał ał, ał. Pewnie jest jej smutno, że jej nie posłuchałeś. Myślę, że tak naprawdę cię lubi, nawet jeśli kiedyś była straszna, jak mówisz. Ale już nie jest straszna, ja się jej nie boję. Opowiadała mi ciekawe historię, między innymi o Piaskowej Gwieździe. Słyszałeś kiedyś o niej? — zagadnęła zaciekawiona, będąc niemalże pewna, że Jeleni Puch musiał o niej słyszeć, tylko pytanie czy wciąż ją kojarzył
— Słyszeć. Mało. Dużo nie mówić o niej w klan. Płababcia Pożał — miauknął, przekrzywiając łeb. — Teściowa nie zła? To dobrze. Ja kochać mocno jej syn. A on przychodzić. To chyba lubić. Nie zakazać mu. A ty... ty skąd wiedzieć te rzecz? Znać mama Pożał?
— Tak. Znam całą rodzinę Pożara. — Odparła z dumą. — Są bardzo mili dla mnie i mojego rodzeństwa. Opowiadają nam różne historię i pilnują żebyśmy wyrośli na porządne koty.— w szczególności dotyczyło to Piaska, gdzie ten traktowany przecież był za reinkarnacje samej Piaskowej Gwiazdy — Bo widzisz...
Byłoby dziwne, gdyby nie znała rodziny kocura, jak sama do niej należała. Mimo to nadal nie zdecydowała się poinformować Jeleniego Puchu o tym, że Leśny Pożar był jej ojcem. Obawiała się czy nie przestanie jej lubić, jak powie mu prawdę. Jak to wcześniej powiedział, jej ojciec był sensem jego życia. Więc nie chciała mu zabierać tego sensu życia, nawet jeśli to właśnie z jego winy ojciec nie poświęcał jej wystarczającej ilości uwagi.
— Ja też należę do rodziny Pożara — wyznała po chwili namysłu, będąc ciekawa jak na tylko pół prawdy kocur zareaguje. — Wprawdzie jestem daleką krewniaczką, ale wciąż jednak rodziną. Przepraszam, że nie powiedziałam ci tego od razu, Jelonku. Myślałam, że się nie lubicie aż tak bardzo, a skoro jesteście partnerami, to wychodzi na to, że ty też należysz do rodziny. Czy w takim razie mogę ci mówić wujku? Co ty na to? — uśmiechnęła się, mając nadzieję, że kocur zdążył przetworzyć informacje, którymi został zasypany przez uczennicę
Wpatrywał się przez chwilę w kotkę bez słowa, a na jego pysku malowało się ogromne zaskoczenie.
— Tak... Łodzina Pożał, to moja łodzina — potwierdził. — Ja wujek! Wujek! — Zaczął podskakiwać radośnie po całej dziurze. — Lew i Jelonek przyjaciel! — Uśmiechnął się radośnie do kotki.
Rozczulona wpatrywała się w tę jakże przeuroczą scenkę. Jeleni Puch był jak kociak, kociak który nie dano Lew nigdy być. To jak się cieszył, że został wujkiem rozmiękczyło serce kotki, jednak nie na długo. Nie powinna zbyt długo pozostawać sama poza obozem, bo mogłaby mieć problemy.
— Ja się będę zbierać, wujku Jelonku! Ale spokojnie, odwiedzę cię nie raz i przyniosę ci coś do jedzenia.
Pomachała synowi Tygrysiej Gwiazdy, po czym ruszyła z powrotem sama do obozu. Nie miała w końcu jakoś daleko, dół w którym pomieszkiwał rudy był niemalże rzut beretem od serca klanu.
Nie umknęło wścibskim kotom zwrócenia uwagi, na to że Lew wróciła sama do obozu. A na pytanie, gdzie jest jej mentorka, wzruszyła barkami i z prawdą odrzekła słodko, że Gapardzi Mróz pozwoliła jej samej wrócić do obozu po treningu.
— Jak widać uważa mnie już za prawdziwą wojowniczkę, a nie kociaka za którym trzeba chodzić krok w krok, jak co niektórzy — rzuciła na odchodnę, kierując się z wrodzoną gracją w stronę legowiska uczniów.
***
Specjalnie dla Jeleniego Puchu przynosiła sporych rozmiarów zwierzynę, tak by starszy się w spokoju mógł nią najeść. Był duży, tak też mysz czy nornice mógł traktować jak przystawkę. Postawiła więc na zająca.
Z zainteresowaniem przyglądała się jak w dość nieelegancki sposób kocur pałaszuje szaraka. Cofnęła się z nad dziury, by nie stresować rudego swoją minką ukazującą obrzydzenie na jego brak manier. Przynajmniej miał pełen brzuch, a to dodawało Lew jakaś zwiększone poczucie bezpieczeństwa. Gdy kocur skończył jeść, ponownie ukazała swój pysk przy krawędzi przyglądając się mu.
— Widzę, że smakowało. Cieszę się. — odezwała się, gdy kocur oblizywał swój pysk. Przez ten czas co do niego zaglądała dostrzegła, że kocur przyzwyczaił się do sytuacji w jakiej się znalazł. A tak nie powinno być. Może i był oszpecony, jadł jak prostak, ale poza tym niczym innym jak przerośnięte kocię, które jedynie chciało czuć bliskość drugiego kota, jak i mieć pełen brzuch. — Powiedz mi wujku, nie chciałbyś opuścić tego dołu i normalnie spać w legowisku razem z Leśnym Pożarem, a nie tak pod gołym niebem? Nie możesz się schronić przed deszczem... — Spojrzała na niego smutno
<Wujku Jelonku?>
[864 słów]
[Przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz