Obserwowała, jak jej ojciec krąży w kółko, robiąc nieustannie to samo - polowanie, powrót do obozu, polowanie, powrót do obozu. Widok, jak się męczy był niezwykle nieprzyjemny. Może i rudzielec nie poświęcał jej i jej rodzeństwu zbyt dużo czasu, gdy dorastali, ale wciąż był jej ojcem, którego kochała. Był dla niej ważny i nie miała pojęcia, co musiałoby się stać, by to się zmieniło.
Koperkowy Powiew ze zmarszczonymi brwiami obserwował poczynania Rozżarzonej Łapy.
— Niepotrzebnie się męczy. Kamienna Gwiazda i tak nie cofnie mu kary.
Nie słuchała głosu mentora. Syknęła na niego, a kocur cofnął się o krok. Nienawidziła go! Przez Kamienną Gwiazdę musiała widzieć, jak jej rodzina... jest upokarzana z każdym krokiem. Nie chciała kogoś takiego na mentora.
To dlaczego wciąż tak ciężko było jej źle go traktować i część jej doceniała to, że się starał?
— Nie męczy cię takie krążenie? — mruknął rudy dość sugestywnie.
— Tato — powiedziała mimowolnie, nie mogąc dłużej znieść tak żałosnego widoku kary, na którą ojciec nie zasługiwał. Zauważyła, że wnuk Piaskowej Gwiazdy stanął na dźwięk jej głosu.
— Nie zatrać siebie.
I zniknął. Odszedł, robiąc to, co do niego należało.
Nie zatrać siebie.
Było to trochę ciężkie w czasach, w których nie mogli zrobić nic, by nie zostać wygnanym z klanu. Kamienna Gwiazda tak bardzo gardziła prababcią, a mimo to nie przeszkadzało jej to w zachowywaniu się gorzej od niej. Tyle, że prababcia robiła coś dobrego. Dobrego dla niej, dobrego dla nich, dobrego dla klanu. Kamień samą swoją egzystencją niszczyła wszystko, co Piasek starała się zbudować na przestrzeni księżyców.
— Powinniśmy wrócić do obozu, Płomień — miauknął delikatnie Koper, a Płomień tylko prychnęła.
— Sam sobie wracaj.
Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Nie miała zielonego pojęcia, gdzie idzie, bo łzy szybko zasłoniły jej oczy. Była wściekła i sfrustrowana jednocześnie. Zdążyła tylko usłyszeć głębokie westchnięcie Koperkowego Powiewu.
* * *
Legowisko starszych.
Często się mu przypatrywała, ale dawno do niego nie wchodziła. Nie miała odwagi. Była bezużyteczna. Rodzina pewnie już jej nie chciała. Nie mogła się już do niczego przydać. Nie mogła robić tego, co robili jej rodzice. Nie mogła dbać o dobro rodu Piaskowej Gwiazdy, gdy sam jej widok uświadamiał wszystkich wokół, że jest krucha i słaba.
Ośmieliła się podejść do ojca, gdy siedział na skraju obozu za plecami Skruszonej Wieży. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Przez pierwszą chwilę nawet nie zaalarmowała o swojej obecności. Przypatrywała się staruszkowi, który taksował wzrokiem rozległe równinne tereny.
— Tato?
Rozżarzony Płomień zadrgał, a chwilę później odwrócił się w jej stronę.
— Płomień?
Czuła się żałosna, stojąc przy nim jak marna podróba wojownika. Przyczołgała się do niego, nie ośmielając się spojrzeć mu w oczy.
— Tato... Czy wciąż mnie kochasz? — spytała cicho. — Czy wciąż zasługuję na twoją miłość? Powiedz słowo, a to zakończę, żeby więcej nie przynosić wstydu rodzinie.
Zacisnęła mocno powieki, jakby przygotowywała się na krzyk czy ból. Nic takiego jednak nie nadeszło.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz