*dawno temu, wojna*
Miała dość. Miała dość ciągłej pracy. Miała dość tortur. Wyrwali jej tyle futra, tak często drapali, iż dawniej zadbana kotka miała pełno miejsc na ciele, na których sierść po prostu nie odrosła. Kultyści ciągle jej pilnowali, nieomal zawsze któryś był w pobliżu, gdyby coś jej odbiło. Zachowywała stoicki spokój resztkami sił. Udało jej się zaprzyjaźnić z Sosną, ale czy na szczęście, czy nie szczęście? Kotka również ją obijała, ale na jej prośbę i dzięki temu Nocna Tafla w jakiś sposób miała poczucie, że nie jest sama. Ale mimo to czuła, jak jej ciało jest zmęczone, ale także jak jej organizm coraz szybciej się regeneruje po kolejnych ciosach. Modliła się do duchów niemal codziennie w nocy, gdy nikt nie mógł jej przeszkodzić. Tylko na spotkaniach z Sosną i Dzwonkiem miała jakieś pozytywne emocje, o ironio. Czuła, jak powoli zaczyna szaleć, bo to, iż pozwalała kultystce się nad nią pastwić na pewno nie było normalne. Ale pozwalało jej przetrwać. Ból z łap burej otrzeźwiał jej umysł i przynosił jakąś chorą satysfakcję. Nie wiedziała, skąd to się brało. Nie wiedziała też, czemu po prostu nie zaatakuje jakiegoś kultysty bez ostrzeżenia, skoro i tak była w czarnej dupie a ból przestawał ją ruszać mimo tego, iż ciało dalej na niego reagowało. Czekała po prostu. Na okazję, by jakoś się z tego wyrwać. Jakkolwiek.I ta okazja nadeszła, gdy do Mrocznej Gwiazdy doszły słuchy, iż burzaki wkroczyły na tereny Klanu Wilka.
Dość szybko rozpoczęła się bitwa. Kły i pazury poszły w ruch. Nocna Tafla też walczyła, wyżywając się na kotach, które stanęły jej na drodze. Ale otrzeźwiała po jakimś czasie, wiedząc, że nie może tego zmarnować. Że musi uciec podczas tego zamieszania, póki ma taką szansę. Dlatego zaczęła przedzierać się coraz dalej i dalej, coraz bardziej oddalając się od zbiorowiska walczących, omijając wszystkie wściekłe koty rozdzierające sobie nawzajem skóry. Widziała, jakim okrucieństwem zaczęli wykazywać się podczas bitwy jej „pobratymcy”. Mroczna Gwiazda ich zmienił. Sprawił, że dla tego klanu nie było już nadziei na uwolnienie z łap jego i jego popleczników. Widziała gdzieś Psią Pokorę, wyprowadzaną z bitwy przez nocniaki. Nie mogła teraz myśleć o liliowej. Ogień palił jej żyły, gdy coraz szybciej i szybciej wymijała kolejne klanowe koty.
I gdy była już nieomal poza terenem bitwy, gdy już miała biec dalej i nie patrzeć wstecz, przed nią wyrósł ktoś jak z pod ziemi. Srebrne futro pojawiło się w jej zasięgu wzroku.
– Co robisz? – spytał Pustynia. Już chciał coś dodać, ale kotka nie myślała już trzeźwo. Nie patrzyła na to, iż kocur też unikał walki, że to był jeden z tych najmilszych kotów w Klanie.
Po prostu rzuciła się bez namysłu, czując zagrożenie gdy tylko zapach wilczaków doszedł do jej nosa. Wbiła pazury w niczego nie spodziewającego się syna Bezzębnego Robala, i mimo jego krzyków i próśb nie przestała gryźć. W pewnym momencie oboje stracili równowagę i przetoczyli się po ściółce leśnej jeszcze dalej od pola bitwy. A gdy poczuła jak coś uderza ją, czy to celowo czy nie, w pysk, po prostu na oślep kłapnęła szczękami. I trafiła akurat na gardło niczemu winnego pomarańczowookiego.
A gdy ocknęła się już z amoku i zobaczyła, jak liliowy dławi się krwią od razu podbiegła do niego.
– Nie chciałam! – wrzasnęła – Myślałam, że to inny wilczak! – chwyciła byle jakie liście, przykładając je do gardła leżącego, ale te szybko zostały oblane szkarłatem.
Właśnie rozerwała gardło jednemu z niewielu wilczaków, który był normalny. Szansie na to, że kiedyś jej brat upadnie, bo mimo łagodnej natury Pustynnej Róży mógł on się postawić liderowi w jakimś momencie swego życia.
Dostrzegła tylko, jak wbija w nią przerażone, ale i wybaczające spojrzenie, nim jego oczy nie pokryły się mgłą.
Natychmiast odskoczyła od ciała. Już nic nie zrobi, nie pomoże mu. Ale to nie był priorytet. Zginął, bo chciała uciec, i nie mogła teraz tego zmarnować.
Puściła się więc biegiem przez las, nie zwracając uwagi na to, jak gałęzie drapią jej biedną odsłoniętą w wielu miejscach skórę.
Nie wiedziała, kiedy, ale znalazła się na otwartej przestrzeni. Terytoriach Klanu Burzy. Ale nic ją to nie obchodziło. Próbowała znaleźć drogę ucieczki z tych terenów, z tego miejsca, pamiętając, że chyba siły burzaków przegrywały. Czuła, jak jej kończyny powoli przestają z nią współpracować, jak się męczą. Ale nie mogła się zatrzymać.
Nagle dostrzegła Drogę Grzmotu i wyhamowała, zdzierając sobie część futra z łap i drażniąc poduszki.
Stanęła jak wryta.
Przed nią ciągnęły się potwory dwunożnych, wydające z siebie różne dźwięki. Jeden przy drugim, że aż ledwo było jakiekolwiek miejsce. Nawet nie próbowała wejść na drogę. Poszła wzdłuż niej, przeklinając blaszaki w myślach. Musiała się stąd wydostać, po prostu MUSIAŁA.
Nie miała bladego pojęcia, gdzie się znajduje. Jedyne, co była w stanie ustalić, to to, iż dalej była na terenach burzaków.
Ale niezaprzeczalnym faktem który ją dobił było to, iż na widzianym przez nią z oddali odcinku drogi ponad rzeką również były blaszaki uniemożliwiające przejście. Wrzasnęła niekontrolowanie, widząc swoją klęskę.
Ale niespodziewanie coś się stało. Między samochodami które lekko się poruszyły powstała dziura. Nie mogła zwlekać. To był cud, znak od bogów. Przebiegła na drugą stronę nie myśląc wiele.
I wtedy pojęła, że z terenów Klanu Burzy znalazła się na tych należących do Owocniaków.
A przed nią znajdowała się rzeka. Nie wiedziała, jak stąd dostać się na tereny niczyje. Była w potrzasku. Po prostu poszła dalej, wiedząc, że w każdej chwili jakiś obcy wojownik mógł ją zobaczyć. Jakimś cudem wlokła się mimo zmęczenia i ran jakie odniosła podczas bitwy.
Widząc, że teraz już nie most, a kolejna odnoga rzeki zagradza jej drogę, po prostu podeszła do brzegu i zanurzyła się w wodzie.
Może przynajmniej usunie z siebie ten zapach wilczaków. Bo już nie była Wilczakiem, nie chciała nim być, nie chciała już nigdy tam wrócić, choćby miała zostać zabita przez owocniaki.
Wyczołgała się z wody, po czym padła na brzeg i zamknęła oczy.
***
Obudziła się niedługo później. A raczej została obudzona, bo ktoś walnął ją prosto w pysk. Syknęła z bólu, następnie rozmasowując sobie zbolałą szczękę. Spojrzała na delikwenta, który śmiał ją uderzyć, fucząc i machając napuszonym ogonem na boki.– Jak tu dalej będziesz leżała, to cię w końcu jakiś patrol znajdzie – do jej uszu dotarł monotonny głos obcego samotnika.
Spojrzała na niego z mieszanką nieufności, zamyślenia i zaskoczenia w morskich ślipiach. Czemu go to w ogóle obchodziło? Była kompletnie mu nieznanym kotem, a jego głos sprawiał wrażenie, jakby miał wszystko gdzieś, więc po co ją budził?
Podniosła się do siadu, a kocur odsunął się, robiąc jej nieco przestrzeni.
– Chodź. Wyprowadzę cię stąd – mruknął pod nosem obcy, po czym odwrócił się i zaczął iść. Nocna Tafla natychmiast uniosła się na cztery łapy. Dalej mięśnie ją bolały, ale odpoczęła na tyle, by móc za nim podążyć, co też z chęcią uczyniła. Miała szczęście, że kocur znał wyjście z tej pułapki, bo inaczej mogłoby być krucho.
***
Na duchy przodków, naprawdę miała szczęście. Liliowy wyprowadził ją na tereny niczyje i dał jakieś zielsko, gdy dotarli do nory, by mogła opatrzeć swe rany. Dość szybko się za to zabrała, na tyle na ile była w stanie bez wyszkolenia medycznego. Kocur co jakiś czas rzucał kąśliwe uwagi na temat tego, jak zakładała sobie opatrunki. W końcu, gdy dziko pręgowany powiedział, że „Nadaje się. Ledwo, ale się nadaje” odpuściła sobie poprawki, by położyć łeb na łapach i zdrzemnąć się. Jak na razie nie chciał jej wykopać, a czuła potrzebę odpoczynku.
***
Gdy się obudziła do jej nozdrzy dotarł kuszący zapach. Zamrugała ślipiami, aby po chwili unieść łeb i dostrzec, iż Smalec pod łapami miał smacznie pachnące zioło, które nawet ona, wojowniczka nigdy nie szkoląca się na medyka znała. Podeszła do kocura, następnie siadając obok.– Hej, dasz kawałek? – zapytała.
W odpowiedzi burknął coś pod nosem, zerkając na nią swymi zielonymi ślipiami.
– No weź – miauknęła w jego stronę. Po jeszcze chwili ciszy i zastanowienia kocur podsunął pod jej nos kilka listków kocimiętki, samemu również zjadając parę. Żadne z nich nie wiedziało, jak to się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz