Wstała rano, z poczuciem lęku, którego źródła jeszcze nie znała, by odkryć, że Bez zgasł. Umarł w nocy.
Jakby powiedziała to komuś spoza Owocowego Lasu, uznałby, że kocur odszedł ze starości. Chciałaby, żeby tak było.
***
Lulek ugryzł Bza. Podsłuchała to z rozmowy i chyba pierwszy raz w życiu miała ochotę kogoś tak bardzo zdzielić po pysku. Od usłyszenia tego krążyła nerwowo po obozie, zerkając co chwila na legowisko medyka, gdzie nie mogła wejść. Znaczy, mogła, ale nie mogła się zdecydować. Było tam tłoczno i siedziała tam rodzina Bza, jak mogła im przerwać, gdy to mogły być ich ostatnie chwile? Mogła liczyć tylko na to, że czegoś się stąd dowie.
Serce podskoczyło jej do gardła, widząc szary ogon znikający w starszyźnie. Bez! Co on robi!
Ominęło ją jego wyjście, bo akurat dla odmiany robiła nerwowe kółka z innej strony obozu, ale nie miała wątpliwości, że to on.
Szybkim krokiem zaczęła iść w tamtą stronę, by spotkać się z nim, jak wyszedł może trzy kroki na zewnątrz, trzymając w pysku pióra. Ze smutnym uśmiechem i zapachem smutku.
Rozpoznała te pióra, widziała je w legowisku i kiedyś niektóre z nich podsuwał jej pod nos do oglądnięcia z widoczną dumą.
Położył je na ziemi i odruchowo rzuciła się przetrzymać je łapą, bojąc się, że nagle zerwie się wiatr i porwie skarby białego. Uniosła na niego spojrzenie i po jego minie wiedziała, że to podobna sytuacja, co z kulką mchu.
Czy on wiedział, że prawdopodobnie zginie? Przeczuwał coś?
Dawał jej coś ważnego dla siebie, a nie swojej rodzinie. Jej. Obcej.
Poczuła ciężkość łez pod powiekami. Wzięła głębszy, trzęsący się oddech, próbując je powstrzymać. Kocur nachylił się i tylko przez kontekst i kontrast z sierścią rozpoznała przez rozmazany obraz jedno piórko, do którego zawsze wydawał się mieć szczególny sentyment. Coś w niej pękło. Wstrzymywane łzy przelały się, a ona oparła się o niego, wciskając jak najmocniej w jego krótkie futro. W odpowiedzi oparł o jej ramię głowę.
— Będę tęsknić. — szepnęła, chociaż wiedziała, że nie usłyszy i prawdopodobnie nawet nie wyczuje ruchu jej pyska. Potrzebowała mu to powiedzieć, nie mając jak tego pokazać. Nawet jeśli on o tym nie będzie wiedział. Dla własnego komfortu, bo taka z niej była egoistka.
***
— Wszystkie koty, które zostały pogryzione, zostaną humanitarnie zabite, by zapobiec dalszej ekspansji zarazy.
Zacisnęła odruchowo oczy na wrzask, który się rozniósł po tych słowach. Nie mogła skupić się na własnych myślach, w głowie jej piszczało i zbyt długo nie wytrzymała bycia tak blisko tego hałasu i ciężkiego powietrza i zaczęła przemykać pomiędzy łapami innych do tyłu.
Bez będzie wśród nich.
Świadomość tego uderzyła ją od razu i ciążyła tak, że trzęsły jej się kończyny. Nie oddaliła się daleko. Tylko na tyle, by nikt jej teraz nie deptał w tym szale i straciła resztki siły.
Nie chciała, by kocur zginął. Ale zasługiwał na spokojną śmierć. Nie mogła sobie go wyobrazić w tym bezmyślnym szale, który kończył żywota pozostałych. Już bez tego był zagubiony.
Dlatego uznała decyzję za słuszną, nawet jeśli bolało. Długoterminowo była lepsza; zabicie ich zatrzymywało kolejne fale ofiar, czyli więcej strat dla tych biednych kotów, które się ostaną.
Nie, żeby jej głos miał jakiekolwiek znaczenie, gdy nie miała tu rodziny.
***
Ale teraz stała z boku, patrząc na martwe ciało. Zatruli ich w nocy, by nikt ich nie powstrzymał.
Nie mieli jak się oficjalnie pożegnać. Nie wzięła go na ostatni spacer, zatrzymana agresywnie przez Fretkę. Nie miała jak mu wytłumaczyć co się dzieje i nie miała kogo się spytać jak umierał, jak bardzo się bał.
Bała się podejść do niego. Nie tylko przez jego rodzinę obok. Nie chciała jeszcze przyjmować do świadomości tego, że go więcej nie ma. Stąd mogła okłamywać się, że jeszcze oddycha, gdy jej własny płytki oddech trząsł nią tak, że za nic nawet nie mogła się przyjrzeć ciału. Łzy szkliły jej spojrzenie i prawdopodobnie już dawno ciekły po policzkach. Łapy przyrosły jej do ziemi i dochodząc potem do zmysłów, cieszyła się, że nie stała gdzieś na środku. Miała wrażenie, że zaraz zabraknie jej powietrza, musiała oddychać z otwartym pyskiem, który był tak suchy, że miała wrażenie, że się klei. Było jej zimno i miała wrażenie, że kręci jej się w głowie.
Nawet nie zdążyła się do końca uspokoić, gdy ktoś, nawet nie była pewna kto, podszedł i chyba powiedział jej, żeby poszła do Fretki. Uderzenia serca po usłyszeniu tego i ruszeniu tam chwiejnym krokiem zapomniała, jak dokładnie brzmiała wiadomość.
ksjsjjsjs ;;(
OdpowiedzUsuńbiedna Krucha trzymaj się ;;