*początek zimy przed dołączeniem do ol*
Chciałaby móc lepiej przeczuwać pogodę. Może nie znalazłaby się w tak beznadziejnym położeniu.
Dopiero co dotarła do nowego miasta. Zaledwie postawiła łapę wśród schronień dwunogów i przycupnęła pod ścianą, by odpocząć. W tym momencie niespecjalnie zwracała uwagę na pory dnia, była po prostu zmęczona i niechętna do otoczenia, myślała, że to nadchodzi noc. Ale brak słońca, cała ta szarość, oznaczała co innego. W towarzystwie mroźnego wiatru, szczypiącego ją w oczy, mrożącego nos i uszy, pojawił się pierwszy śnieg. Gwałtowny, gęsty, mokry, a jego duże białe płaty plątały się jej w futrze. Zimny metal na szyi sprawiał wrażenie wręcz parzącego.
Krzywiła się na te wszystkie odczucia, starając się jak najbardziej ochronić przed pogodą. Gdyby wiedziała, że tak szybko się zacznie, znalazłaby cokolwiek, by nie siedzieć na gołej ziemi, ściągającej z niej ciepło, spróbowałaby wyprosić tamtego pieszczocha o jedzenie.
Ale nie, głupio stwierdziła, że zdoła spokojnie dotrzeć do celu, nawet go nie znając. Głupio wierzyła, że dyskomfort kontaktu ją ominie, że uda jej się przedłużyć jego brak, przynajmniej do momentu zagojenia się siniaków. I teraz ma. Oto nagroda za głupotę. Nawet oczu nie mogła otworzyć.
Po czasie, w którym wydawało jej się, że jest coraz cieplej, a jednocześnie z ledwością czuła łapy, miała wrażenie, że śnieg trochę ustąpił. Sztywno wstała i wybiegła z praktycznie otwartej przestrzeni. Kierowała się na oślep, bo i tak nie znała miasta, ale wierzyła, że w którymś momencie znajdzie odpowiednie schronienie, choćby skrawek gazety. Akurat schronienia dwunożnych były pod tym kątem przewidywalne.
I pojawiła się. Dziura w budynku. Z zasady unikała takich, bo gdyby w nich utknęła, nikt by nie zauważył i nie uwolnił jej, ale teraz… teraz tutaj czekałaby ją śmierć.
Dla pewności, w jakichś ostatnich przejawach myślenia, niekierowanego tylko instynktem, sprawdziła, czy da radę wyjść, wpychając do środka głowę. Spotkała spojrzenie innego osobnika, na co najpierw chciała pisnąć i uciec, ale zimno ją powstrzymało.
Dodatkowo bura kotka na dole miała jedzenie… może dałaby się… w ramach zapłaty…
Spojrzała na nią jeszcze raz i spojrzała w bok.
— Mogę… mogę wejść? — szepnęła, nieśmiało patrząc na nią spod opuszczonej głowy.
<Krokus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz