Utkwiła spojrzenie w srebrzysto burej sylwetce ich nowej liderki, wychodzącej z własnego legowiska. Wysoko uniesiony pysk i dumnie napuszona kita sprawiały, że wcale nie przypominała tej, która kilka świtów temu płakała nad losem swojej poprzedniczki, ogłaszając przy tym klanową żałobę.
Zajęcza Troska nie ubolewała aż tak nad tragicznym końcem swej kuzynki. Tyle razy co Dalia ją zirytowała, wystarczyło, by nie czuć wobec niej współczucia. Była zdolna pokusić się o stwierdzenie, iż cieszyło ją cierpienie, jakie szylkretka musiała odczuć, umierając. Miała nadzieję, że ta smaży się teraz w czeluściach Mrocznej Puszczy.
Jedyne, co dobrego się stało, to niedopuszczenie żadnego z kocurów do władzy. Wystarczająco mieli przykładów, że takie działania kończą się tragedią, a dowództwo żeńskiej łapy prowadzi w głównej mierze do sukcesów.
Nie licząc występków jak Dalia, ale to już była przeszłość. Wyjątek jak zwykle potwierdzał regułę.
— Klanie Nocy!
Mimowolnie liliowa położyła uszy po sobie. Ile razy to już nie słyszała tego pełnego determinacji głosu, kiedy to przywódca stawał na najwyższym miejscu w ich obozie i spoglądał z góry na cały klan. Znowu padnie motywacyjna gadka, jak to niesamowici nie są i dadzą radę wyjść z problemów, w których ugrzęźli niczym w kałuży błota. Tym razem to Śnieżna będzie starała się im wmówić, że pod jej łapą dojdą do chwały.
Nie była najgorsza, ale pozostawiała po sobie zbyt wiele pytań, by móc jej ufać. Zwykła przybłęda, która jakimś cudem zaszła do władzy. Cholernie milusia, że aż momentami wydawała się zwyczajnie sztuczna, a dobroć w jej głosie bywała nienaturalna.
— Wiem, że wielu z was pewnie wciąż nie pozbierało się po śmierci Daliowej Gwiazdy — zaczęła, pociągając dla dramaturgii nosem i ocierając łapą pysk. — Mi samej jest ciężko, ale wierzę, że mając siebie, wyjdziemy z tego jako zwycięzcy.
Kącik pyska wojowniczki uniósł się lekko ku górze. Tak jak przewidywała.
— Tej nocy ruszymy odzyskać nasze tereny. Ta grupa samotników jest niczym w porównaniu z potęgą, jaką dzierży nasz klan — rzuciła, uśmiechając się lekko. — Przegonimy te gryzonie raz a dobrze. Z ostatnich obserwacji wynika, iż w nocy obstawiają się jedynie dwójką kotów, których łatwo będzie podejść, jeśli pod osłoną nocy przepłyniemy rzekę i ruszymy na nich znienacka.
Plan był pozornie prosty. Pozbyć się ich straży, a potem zaatakować w sam środek. Choć Śnieżna brzmiała, jakby zabicie kogokolwiek wydawało się dla niej największą tragedią, tak jej drżący ogon i skaczące po zebranych spojrzenie wskazywało sprzeczne myśli z tym, co mówiła.
Zając spięła się, słysząc, że będzie wśród tych, którzy idą na bój. Miała na sobie ciężar odpowiedzialności za swoją wspólnotę, ale wciąż była zmęczona po poprzedniej walce. Wiedziała, że wojna bez trupów po ich stronie jest niemożliwa, więc czyjaś śmierć zbliżała się nieuchronnie. Obejrzała się na rzucającą się w jej oczy czarną kotkę. Jak dobrze, że chociaż Sroczka nie została wybrana. Liliowa nie wiedziała, po którym razie i ona nie wróci do obozu, ginąc gdzieś w „słusznej” sprawie.
Zajęcza Troska nie ubolewała aż tak nad tragicznym końcem swej kuzynki. Tyle razy co Dalia ją zirytowała, wystarczyło, by nie czuć wobec niej współczucia. Była zdolna pokusić się o stwierdzenie, iż cieszyło ją cierpienie, jakie szylkretka musiała odczuć, umierając. Miała nadzieję, że ta smaży się teraz w czeluściach Mrocznej Puszczy.
Jedyne, co dobrego się stało, to niedopuszczenie żadnego z kocurów do władzy. Wystarczająco mieli przykładów, że takie działania kończą się tragedią, a dowództwo żeńskiej łapy prowadzi w głównej mierze do sukcesów.
Nie licząc występków jak Dalia, ale to już była przeszłość. Wyjątek jak zwykle potwierdzał regułę.
— Klanie Nocy!
Mimowolnie liliowa położyła uszy po sobie. Ile razy to już nie słyszała tego pełnego determinacji głosu, kiedy to przywódca stawał na najwyższym miejscu w ich obozie i spoglądał z góry na cały klan. Znowu padnie motywacyjna gadka, jak to niesamowici nie są i dadzą radę wyjść z problemów, w których ugrzęźli niczym w kałuży błota. Tym razem to Śnieżna będzie starała się im wmówić, że pod jej łapą dojdą do chwały.
Nie była najgorsza, ale pozostawiała po sobie zbyt wiele pytań, by móc jej ufać. Zwykła przybłęda, która jakimś cudem zaszła do władzy. Cholernie milusia, że aż momentami wydawała się zwyczajnie sztuczna, a dobroć w jej głosie bywała nienaturalna.
— Wiem, że wielu z was pewnie wciąż nie pozbierało się po śmierci Daliowej Gwiazdy — zaczęła, pociągając dla dramaturgii nosem i ocierając łapą pysk. — Mi samej jest ciężko, ale wierzę, że mając siebie, wyjdziemy z tego jako zwycięzcy.
Kącik pyska wojowniczki uniósł się lekko ku górze. Tak jak przewidywała.
— Tej nocy ruszymy odzyskać nasze tereny. Ta grupa samotników jest niczym w porównaniu z potęgą, jaką dzierży nasz klan — rzuciła, uśmiechając się lekko. — Przegonimy te gryzonie raz a dobrze. Z ostatnich obserwacji wynika, iż w nocy obstawiają się jedynie dwójką kotów, których łatwo będzie podejść, jeśli pod osłoną nocy przepłyniemy rzekę i ruszymy na nich znienacka.
Plan był pozornie prosty. Pozbyć się ich straży, a potem zaatakować w sam środek. Choć Śnieżna brzmiała, jakby zabicie kogokolwiek wydawało się dla niej największą tragedią, tak jej drżący ogon i skaczące po zebranych spojrzenie wskazywało sprzeczne myśli z tym, co mówiła.
Zając spięła się, słysząc, że będzie wśród tych, którzy idą na bój. Miała na sobie ciężar odpowiedzialności za swoją wspólnotę, ale wciąż była zmęczona po poprzedniej walce. Wiedziała, że wojna bez trupów po ich stronie jest niemożliwa, więc czyjaś śmierć zbliżała się nieuchronnie. Obejrzała się na rzucającą się w jej oczy czarną kotkę. Jak dobrze, że chociaż Sroczka nie została wybrana. Liliowa nie wiedziała, po którym razie i ona nie wróci do obozu, ginąc gdzieś w „słusznej” sprawie.
***
Wgapiona w niebieską kitę Sarniego Tupotu, powoli skradała się wzdłuż brzegu rzeki. Na polecenie Śnieżnej Gwiazdy skryła się w obficie porastających nabrzeże trzcinach, podczas gdy Pszczela Duma i Cedrowa Rozwaga zostały wysłane na zwiady.
— I pamiętajcie, czekacie na mój znak — zażądała liderka, szepcząc po chwili kilka słów w kierunku Mglistej Zatoki.
Gdy po drugiej stronie wody jasna sylwetka pierwszej z sióstr wychyliła się i zaczęła intensywnie machać w ich kierunku, po kolei ruszyli w ich stronę. Co chwila słychać było cichy plusk zanurzających się w rzece ciał. Zając była ostatnia.
Upewniając się, że za jej plecami nie kryje się żadne niebezpieczeństwo, przyłączyła się do reszty. Po zetknięciu z lądem poczuła, jak mokre futro zaczyna jej ciążyć. Starała się dyskretnie otrzepać, jednak widząc, iż nikt nie ma zamiaru na nią czekać, przycupnęła i powoli przesunęła się do przodu.
Śpiąca zgraja wydawała się niczego nieświadoma. Dwóch strażników zostało chwilę co wcześniej powalonych i sprawnym ruchem zabitych, nim chociaż zdołaliby wydać z siebie jeden pisk.
Liliowa zerknęła dyskretnie na liderkę, w której oczach kryła się nieczęsto widziana dotąd pogarda.
— Atakujcie. Ciężko mi to mówić, ale nie miejsce litości — wyszeptała, po czym sama, z niespotykaną furią, rzuciła się na pierwszego z kocurów.
Zaraz to rozniósł się wrzask, a do nozdrzy kotki doszedł zapach krwi. Nie wiedziała, czy wrogów, czy też jej pobratymców, ale z pewnością ktoś padł już trupem. Pełne agonii jęki rozbrzmiewały dźwięcznie w jej uszach, gdy sama wgryzła się w kark drobnej kotki. Czerwień przyćmieniła jej wzrok, nim ciało nie stało się bezwładne pod naporem uścisku jej zębisk.
— Uciekają! — krzyknęła Żabia Uciecha, widząc trójkę kotów zmykającą w stronę miejsca, gdzie coraz to gęściej ziemie porastały brzozy, a wytropienie przeciwnika zdawało się niemożliwe. Niebieska ruszyła w ich kierunku. — Poczekajcie! Ta walka nie jest konieczna, oszczędzimy was! Dogadamy się! — jej błagalny głos z każdą sekundą ginął wśród szumu wiatru.
Śnieżna skrzywiła się, zatrzymując się na moment w miejscu.
— Co ona ro…
Nie dane było jej dokończyć tej sentencji, bowiem przeraźliwy pisk kotki rozwiał jej wszelkie próby naprawienia konfliktu. Biały kocur, ten sam, który był ostatnimi czasy źródłem ich problemów, ukrócił żywot tej młodej duszy.
— Nie chcę nic więcej od was — zaczął, spoglądając na nich z arogancją. — Odkąd Dalia zdechła, uważam nasz konflikt za zażegnany.
Cichy warkot uciekł z pysków co niektórych. Tu już nawet nie chodziło o ich byłą liderkę. Zginęło znacznie więcej niewinnych i uczynnych wojowników, a odebranie im terenów stanowiło rysę na ich honorze.
W tym momencie zyskali przewagę. Pomimo straty Żabiej Uciechy, ich liczebność była kilkukrotnie większa niż trzyosobowa grupa. Kwestią było dogonienie ich ogonów.
Pościg nie trwał długo. Ci, którzy byli szybsi, dopadli samotników i odgrodzili im drogę ucieczki, dając reszcie czas na dotarcie. Zając ubolewała nad tym, jak wolna była, bo w momencie gdy znalazła się obok nich, cała trójka była już martwa.
— Wrzucić ciała do jeziora. — Głos Śnieżnej zdawał się oziębły, a zarazem spokojny. Wpatrywała się drętwo w zwłoki białego kocura, którego pysk zdobił krzywy uśmiech, a w oczach tkwiła już tylko pustka. — Go zostawcie.
Posłusznie wykonali jej polecenie, choć podczas ciągnięcia trupów do jeziora, pośród wojowników rozchodziły się szepty. Wielu było zaskoczonych tak niepasującą do srebrnej postawą. Wydawała się za delikatna na to wszystko, a w szale wojny, zdawała się przyczynić do największej ilości śmierci.
Wśród nich, prócz Żabiej Uciechy, poległy okazał się Mopkowy Skrzek.
Sarni Tupot nie wydawał się przejmować tym, że ledwo co ryzykował stratą własnego życia. Narzekał, że w takim tempie woda przestanie być zdatna do picia, zbrukana zbyt dużą ilością krwi.
Ciężko było nie przyznać mu racji. Wrócili do obozu, wahając się nad tym, co stało się ze Śnieżną Gwiazdą. Mało kto tej nocy spał, czekając, aż ich liderka wróci i zdradzi powód swojej krótkiej nieobecności.
Zając nie miała problemu z zaśnięciem. Powoli przyzwyczajała się do tego wszystkiego. Wojna za wojną, a tajemnic zjawiało się coraz więcej.
Dyskretnie położyła się w pobliżu Sroczego Lotu i oparła pysk o jej bok, zasypiając szybciej, niż kocię wtulone w bok matki.
***
Rankiem ich wszelkie niepewności zostały rozwiane. Ci, którzy wrócili z pierwszego patrolu w okolicach Brzozowego Zagajnika, poinformowali resztę o nabitym na palu łbie białego kocura. Śnieżnej Gwieździe nie spieszyło się do wyjaśnień. Przelotnie nazwała to ostrzeżeniem dla innych przybyszów, którym wpadnie do głowy głupi pomysł okradania ich z czegokolwiek.
Nikt nie drążył tematu, choć po raz to kolejny, Klan Nocy zaczął powątpiewać w intencje swojego przywódcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz