Uśmiechnęła się słabo.
Kotka wydawała się świeżo mianowana. Taka, która skorzystała z przywilejów bezkarnego opuszczania obozu i śmiało zwiedzała granicę klanu. Stąpała jednak ostrożnie, nie wydawała się skora do przekroczenia ich — takie przynajmniej wrażenie miała Tygrys, obserwując uważnie przemieszczającą się w zasięgu jej wzroku właścicielkę złotego futra.
— Bystra jesteś — stwierdziła, a w jej głosie nie było ani krzty kpiny. Powiedziała to ze zwyczajną grzecznością. — Nic dziwnego, że zostałaś wojowniczką. Na pewno daleko zajdziesz, choć nie powinnam ci tego życzyć jak członkowi wrogiego klanu — mruknęła i z westchnieniem zawiesiła wzrok w dal. — Wbrew pozorom na granicach bywa najspokojniej i najciszej. Łączysz przyjemne z pożytecznym, da się pomyśleć i sprawdzić, czy nic złego się nie dzieje — mruknęła.
Szakal pokiwała głową.
— Masz na swój sposób rację. Jest tutaj cicho, nawet za cicho... biorąc pod uwagę pewne okoliczności. — Złota wywijała uszami za siebie, zmieniając co szelest kąt ustawienia. — Niedługo zaczniemy ze sobą walczyć, a niewinne koty poginą w bitwie. Muszę przyznać, że dziwię się twojej postawie, którą ukazałaś wtedy na zgromadzeniu. Czemu wypowiedziałaś wojnę jako zastępczyni? Przecież nie ty rządzisz klanem.
Taka była prawda. Tygrys to wiedziała, Burzacy to wiedzieli i wszyscy z innych klanów. Przyczyniła się do tego, aby wizja bitwy przestała być już tylko zwykłą pogróżką, a przeobraziła się w prawdziwe czyny. Wkrótce każdemu, kto rzuci się w wir walki, przyjdzie zasmakować krwi.
Czy gdyby mogła cofnąć czas, powstrzymałaby się od wypowiedzenia tych słów?
Możliwe. Istniało na to jednak znacznie o wiele mniejsze szanse niż na to, iż znowu zrobiłaby to samo.
Tu nie było miejsca na usprawiedliwienia „Każdemu zdarza się popełnić błąd”.
Na pozycji, którą zajęła, to nie tylko ona ponosiła konsekwencje. Cały klan obrywał.
— Bo jak się stawia pierwszy krok, to trzeba i zrobić następny — westchnęła, mrużąc oczy.
Kamienna Gwiazda po dziś dzień nie skrytykowała tego, co się stało. Sama wcześniej wspominała, że Klan Wilka nie może sobie ot, tak z nimi pogrywać, więc w tamtym pamiętnym momencie Tygrys pozwoliła zadziałać presji i powiedziała o te dwa/trzy zdania za dużo.
Widziała, że dla Szakalego Szału i tak coś nie grało. Kotka skrzywiła się, a kącik jej nosa zadrżał. Najwyraźniej zamierzała odpowiedzieć na to jakkolwiek, ale nagły szelest w pobliskich krzakach i gwar rozmów spłoszył je obie. Każda wycofała się w kierunku własnego obozu, a ich spojrzenia po raz ostatni zetknęły się, nim stały się dla siebie odległymi punktami.
Pyski Wilczaków stały się dla niej znajome. Ich widok stał się elementem jej rutyny. Rozpoznawała tych, którzy najczęściej przybywali na ich terenach i najbardziej korzystali z uzyskanych przywilejów. Te same koty, szydzące z ich nieszczęścia i szczycące się zwycięstwem.
Poniekąd niepokoiła ją potęga, jaką uzyskali. Bez problemu zmietli ich pod ścianę, a teraz poprzez liczne zastraszania utrzymywali swoją pozycję. Tygrys długo zwlekała z wymyśleniem czegoś sensownego na poprawę ich sytuacji i utwierdziła się tego ranka w przekonaniu, że samym myśleniem nic nie zdziała.
Zakres kotów, którym ufała, był dosyć ograniczony. Mogłaby nawet stwierdzić, że na ten moment kończył się on na Różanej Przełęczy. Niektórzy, choć byli jej całkiem bliscy, stawiali swoje własne dobro ponad klan i w razie zagrożenia nie miała pewności, czy nie wygadaliby się z ważnych spraw wrogom.
Zastrzygła uszami, dostrzegając jej tak dobrze znaną złotą sylwetkę.
Szakali Szał była dla niej zagadką. W jakiś sposób wyróżniała się na tle swojego klanu, nie tylko przez specyficzny wygląd, ale zwyczajnie nie wprawiała Tygrys w irytację jak reszta.
Rozejrzała się niespiesznie, czy teren był względnie czysty. Nie potrzebowała, by zaraz to Mroczna Gwiazda rozpoczął swój nużący monolog za zaczepianie jego wojowników.
Do kotki podeszła okrężną drogą. Choć nikt nie stał na prostej linii, wolała w pierwszej chwili nie dać po sobie poznać, że to właśnie do niej zmierza. Im bliżej jednak była, tym bardziej czuła, że czyjś wzrok spoczywa na jej grzbiecie.
— Szakali Szale — odezwała się cicho, dyskretnie kierując na nią spojrzenie. Gdyby okoliczności były inne, mogłaby dodać, że miło ją jej widzieć. Gdy jednak stali na terenie jej klanu, a tym bardziej obozu, miała ochotę przepędzić ją na drugi koniec lasu. — Nie będę owijać w bawełnę. Mam jedno pytanie — oświadczyła, lekko się prostując. Zawsze wydawało jej się, że jest niska, lecz stojąc przy kotce, odkryła, że da się osiągnąć jeszcze mniejsze rozmiary. — Czy z Wiśniową Iskrą wszystko w porządku? Mam na myśli fizycznie — doprecyzowała. — Czy nikt jej nie skrzywdził? Proszę, udziel mi tylko tej jednej, szczerej odpowiedzi.
<Szakal?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz