Wszyscy zaczęli się rozchodzić, pozostawiając Nocną Taflę samą, skatowaną i poranioną. On jednak nie ruszył się z miejsca. Stał tam, gdzie wcześniej. Dopiero, gdy wszyscy odeszli, a on pozostał sam z Nocą, podszedł do kotki, patrząc na ten żenujący widok. Zamknęła oczy. Czy straci przytomność?
— Czyżbyś miała już dość, siostrzyczko? — spytał, trącając ją boleśnie łapą jak jakieś ścierwo, które zagradzało mu drogę. — Nie martw się. To dopiero początek. Będziesz płacić kawałek po kawałeczku za zdradę. Mogłaś żyć normalnie... Tak jak reszta klanu, w spokoju i dobrobycie, który wam oferuję. Ale wybrałaś zdradę, a więc będziesz za to cierpieć do końca swojego żałosnego życia. A ja będę... patrzeć.
Położył białą łapę na jej głowie, ale nie usłyszał od niej żadnego słowa. Zachowywała spokój, chociaż widać było, że kurczowo trzymała się, by utrzymać się przy świadomości.
— Powinienem cię zabić, ale daję wam szansę. Tobie i temu drugiemu robakowi, Krukowi. Oboje jesteście zdrajcami, którym już dawno powinienem był urwać łeb. Ale nie jestem zły. To wy to sobie wmawiacie. Więc lepiej zastanów się dwa razy i wybierz właściwą ścieżkę.
Kopnął ją na pożegnanie i odszedł w kierunku Irgowego Nektaru.
* * *
Nocna zdradziła klan po raz kolejny i postanowiła wylać swoją frustrację poprzez zamordowanie członka swojego klanu. Mógł się tego spodziewać. Nie sądził jednak, że długo pożyła. To miernota, zraniona zresztą przez tortury, a potem i wojnę. Był jednak przygotowany na każdą okoliczność, na wypadek gdyby żyła i przyszło jej do łba toczyć wojenki niczym Zakrzywionej Ości. Nie zamierzał drugi raz popełnić tego samego błędu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz