To była ta chwila — droga do wielkiej plamy światła, zawsze zakazanej, stała przed nią otworem. Rozpoznawała już rodzeństwo i mamę, i wiedziała, że wszystkie śpią. Najlepiej, najsprawniej jak potrafiła, ruszyła ku nieznanemu, z uniesionym ogonkiem. Dopiero niedawno zaczęła słyszeć dźwięki i jeszcze nie rozpoznawała ich, dlatego, nawet gdy usłyszała kroki, nie zatrzymała się. Jej wzrok też jeszcze nie do końca działał, ale gdy słońce zakryło coś ciemnego, nie umknęło to jej ciekawskiemu spostrzeżeniu. Nie przejęła się tym i brnęła dalej, spodziewając się, że to ta niewidzialna zasłona, którą mama nazywała nocą.
Ta wędrówka była już męcząca dla jej małych łapek i powoli ciężko było jej nimi ruszać, ale trwała w postanowieniu, że nic jej nie powstrzyma. Dlatego też była zaskoczona, gdy światło znowu wróciło, a ciemny kształt uniósł ją nad ziemię. Cicho syknęła, niezadowolona, że oddała się od poznania tajemnicy.
Nawet gdy znalazła się na ziemi, odgrodziły ją dwie grube barykady i trzecia jeszcze większa. Spojrzała w górę, zastanawiając się, czy może na nią wejść jak na plecy mamy. Zmrużyła powieki. Nie odróżniała praktycznie jednolitych oczu od sierści.
— Witaj. Jestem twoim tatą. Nazywam się Niedźwiedzia Siła. Kwiatuszek, prawda? — zmarszczyła nosek — Chyba lubisz zwiedzać świat.
Chwilę obracała jego słowa w swojej małej powolnej główce, aż zadowolona oparła ją o jego łapę. Ohh, a więc to był tata!
— Da! — wydała z siebie zadowolone stwierdzenie, zamykając oczy. Po chwili ocierania policzka o jego sierść wspięła się na jego łapę, chcąc zacząć wędrówkę od początku. W połowie przechodzenia ziewnęła, i stwierdziła, że może to zostawić na później, a teraz pora spać w ciepłym futrze.
<Tato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz