*Podczas wojny*
Cieknąca krew. Szczęk pazurów. Łamanie kości. Poranne wycie. Strach.
Krucha gardziel. Powiew ziół. Żałobny płacz. Gorejąca determinacja. Śmierć.
Każdy element typowej wojny miał tu teraz swoje miejsce. Tu, w balladzie tragedii i skomplikowanego tańca; bo zaczęła się najgorsza część życia, w której leje się posoka, a najmniejsza jednostka ucierpi. Lecz po co? By zdobyć upadłych; tych, co umysł zniknął gdzieś za chmurami. Przyszli odebrać worki bez dusz w środku. Zbyt późno, zbyt nieposkładanie.
Szakali Szał dostrzegała już zbliżające się chmary. Koty głodne śmierci z sykiem wylewały się spomiędzy drzew, by zaatakować spokój panujący w Klanie Wilka jak powódź - nienażarta plaga szarańcz. To musiało kiedyś nadejść. Widziała na zgromadzeniach panujące napięcie i zatruwający głowę miazmat, a mimo tego... stała zaskoczona.
Mroczna Gwiazda wysunął się na przód. Z bijącym o ziemię ogonem dał znać, że są gotowi. Nie zostali zaatakowani bez ostrzeżenia. Aktywne patrole wyłapały sokolim ślepiem wrogie wojska i dzięki temu mieli przewagę na start. Pierwsza taktyka Klanu Burzy i Nocy rozsypała się jak piasek - czy to zapowiadało ich dalszą porażkę? Słabość patronujących Gwiezdnych?
Kultystka wysunęła pazury. Z furią w oczach spojrzała na swoich pobratymców. Wśród nich znajdowali się przyjaciele, rodzina, a nawet ci, których nie lubiła, ale jakby nie spojrzeć, wolała nikogo nie stracić. W końcu nawet najsłabszy pazur mógł zadecydować o zwycięstwie, a raczej jego brak.
— Moi drodzy. — wychrypiała — Pamiętajcie o tym, co was nauczyłam. Wykorzystujcie każdy swój atut, weźcie w łapy otaczającą nas przyrodę. Nie miejcie litości. Zabijajcie.
W mroźnym powietrzu uniósł się ryk. Już niedługo potem, kilkanaście uderzeń serca dalej, rozpętała się najprawdziwsza bitwa mająca zasięg na pół znanego jej lasu. Wojowniczka nie wiedziała tylko, ile serc zostanie wyrwanych i kto wygra, lecz czuła, że dziś przodkowie są po ich stronie.
Złota uniosła się na dwóch tylnych łapach. Ominęła skokiem Psią Pokorę i Koszmarną Łapę, by zaraz wpaść na dymnego kocura pachnącego jak stek zrobiony z zajęczej skóry. Klan Burzy - była pewna. Gdy tylko ujrzała pierwszego Królikojada, przypomniała jej się rozmowa z Tygrysią Smugą. A ostrzegała ją, aby nie próbowała walczyć przeciw Mrocznej Gwieździe! Ale skoro tego chciała, to niech dostanie. Zaatakowała bez zastanowienia, wbijając się w bark.
Syk bólu rozpoczął pojedynek. Córka Stokrotki natychmiastowo z pleców przeniosła się w stronę brzucha, by zadać jak najgorszy ból. Plan jednak nie wypalił - będąc w połowie drogi została zrzucona przez drugiego przeciwnika. Czy naprawdę mieli zamiar walczyć dwa na jeden? Białawy usunął się na bok, ażeby zastąpił go zaraz pokaźny szarak. Walka kontynuowała na nowo w formie wirującego balu z figurami.
Szakali Szał znalazła się pomiędzy dwójką kocurów. Tylnymi łapami odepchnęła pierwszego, a przednimi drugiego. Skoczyła na drzewo i wykonując fikołek wylądowała na plecach jednego z nich. Zaraz koło niej zaatakował brakujący do pokonania. Naostrzonymi pazurami usunęła się mu z drogi i prędko zaorała w bok. Wyprowadziła go z równowagi - gdy tylko ostrza dotknęły jego futra, stracił panowanie, a następnie rąbnął o pobliską korę. Byli łatwi w manipulacji, naiwni. Widziała na podstawie własnych doświadczeń, jak bardzo łatwo ich zmylić. Tych błędów nie popełniliby wojownicy Klanu Wilka. "Bohaterowie", którzy przyszli po swoich zagubionych po setkach księżyców, nawet się nie przygotowali. Czy była tym faktem zaskoczona? Może trochę. Oczekiwała więcej po Kamiennej Gwieździe.
Teraz wzięła sprawę we własne posiadanie. Podbiegła do ogłuszonego szaraka i wczepiła się w jego ucho. Łapą oparła mięśnie o grunt - minęła chwila, a kawałek porządnego narządu słuchu zwisł w złotym pysku o czarnych smugach. Szakal uśmiechnęła się triumfalnie. Podrzuciła mięso, które w mignięciu powiek znikło w gardle mistrzyni, i patrzyła na przerażenie leżącego, z którego skapywał szkarłat. Pierwszy raz doświadczał kanibalizmu, dodatkowo na własnej skórze.
— C-coś t-t-ty... posrało cię?! — wyryczał przez zęby.
Zmrużyła oczy. Właśnie z obrzydzeniem oceniała Burzaka, którego nie mroziła wizja krwi, ale zjadania kota już tak. Na wierzch wychodziły podwójne standardy.
— Nie. Ciesz się, że dzisiaj postanowiłam posmakować tylko paru chrząstek. — Rozluźniła chwyt. — Bo jestem zdolna do gorszych rzeczy.
Wyswobodził się. Skorzystał z danej mu szansy i uciekł poza teren wojny, nie oglądając się za siebie. Białawy kocur także poturbowany poszedł w jego ślady. Wiedzieli, z kim mają do czynienia. Może jednak nie byli tacy głupi? Szakali Szał prychnęła. Miała tak naprawdę zabić tą dwójkę, a ofiarowała im niczym mesjasz szansę na spieprzenie. Oby tego nie zauważył Mroczna Gwiazda. Z drugiej strony, teraz przynajmniej dysponowała wolnym czasem. Plus za minus - straciła ofiary z pola widzenia, lecz zyskała moment na poprowadzenie drobnej armii.
Mistrzyni pobiegła ku swoim, wyrzucając z głowy minione chwile. Nie to było istotne. Z marszu wdrapała się na wyższy konar, by ujrzeć obecną sytuację; a ta okazała się być niezbyt ciekawa. Klan Klifu nadal nie dotarł; Wilczacy musieli więc walczyć z dwukrotnie przewyższającą ich liczbowo grupą, która z zaciekłością mordowała na swojej drodze wrogów. Pomiędzy falującymi ogonami i dziko splątanymi pazurami dojrzała kilka trupów, z czego większość należała do jej lidera. Oszronione Słońce, Liściasty Krzew i Malinowy Kolec - tych zdążyła wyliczyć, gdy coraz to bardziej gotował się w niej szał związany z bezsilnością.
Zwróciła swe zmrużone oczy na żywych. Duży procent wojowników podołał śmiercionośnym warunkom, lecz nie tyczyło się to każdej możliwej jednostki. Tym słabszym przydałaby się instrukcja - mignęło jej przez głowę.
— Wroni Transie, manewr czwarty! — Wzięła się w garść i wykrzyczała nad głowami kombatantów. — Motyli Trzepocie! Nie skupiaj się na sile, a zamiast tego wykorzystaj własną zręczność!
Kotom, którym słownie pomagała, dała zastrzyk nowej energii. Już niedługo po ryku swoistego oficera Wilczacy wiedzieli co robić i wykonywali rozkazy, precyzyjnie dopinając swego. Syn Mrocznej Gwiazdy podłożył łapę Nocniakowi i wgryzł się w jego kark, a tortie wyminęła morderczy cios Burzaka, zapewniając sobie życie choć na trochę dłużej. Na pysku Szakala pojawił się uśmiech, a ten tylko rozszerzył się, gdy spomiędzy krzewów zdążyła ujrzeć kolorowe pyski - sojuszników. Upadek Klanu Burzy i Nocy nadchodził.
Wraz z leniwie sunącym się słońcem na niebie siły przy polu wyrównywały się, a wręcz przesuwały na szali, idąc w kierunku zwycięstwa wyznawców Mrocznej Puszczy. Do tego przyczyniły się decyzje Rybojadów, którzy nagle wycofali własne oddziały, zostawiając cudownych partnerów od tak po prostu, na pstryk. Wnuczka Irgi patrzyła z niedowierzeniem, chociaż... nie na wieczność - u ich boku ujrzała wreszcie Psią Pokorę, ogłupioną zaistniałym układem, wyjątkowo przestraszoną obecnością dawnych znajomych. A więc to było tak. Przyszli tylko po własnych i wykorzystali sytuację polityczną. Szakal z daleka skinęła im łbem. Nie mogła zaprzeczyć, iż ich nowa liderka, Daliowa Gwiazda, pasowała do cwanych lisów. Mimo wszystko popełniała błąd, wyjątkowo surowy. Za krętactwo łatwo traciło się łeb. Złotawa sama o tym wiedziała - w końcu obserwowała manto, jakie dostawali zdrajcy klanu i ci, co okazywali nieposłuszeństwo liderowi.
W mroźnym powietrzu uniósł się ryk. Już niedługo potem, kilkanaście uderzeń serca dalej, rozpętała się najprawdziwsza bitwa mająca zasięg na pół znanego jej lasu. Wojowniczka nie wiedziała tylko, ile serc zostanie wyrwanych i kto wygra, lecz czuła, że dziś przodkowie są po ich stronie.
Złota uniosła się na dwóch tylnych łapach. Ominęła skokiem Psią Pokorę i Koszmarną Łapę, by zaraz wpaść na dymnego kocura pachnącego jak stek zrobiony z zajęczej skóry. Klan Burzy - była pewna. Gdy tylko ujrzała pierwszego Królikojada, przypomniała jej się rozmowa z Tygrysią Smugą. A ostrzegała ją, aby nie próbowała walczyć przeciw Mrocznej Gwieździe! Ale skoro tego chciała, to niech dostanie. Zaatakowała bez zastanowienia, wbijając się w bark.
Syk bólu rozpoczął pojedynek. Córka Stokrotki natychmiastowo z pleców przeniosła się w stronę brzucha, by zadać jak najgorszy ból. Plan jednak nie wypalił - będąc w połowie drogi została zrzucona przez drugiego przeciwnika. Czy naprawdę mieli zamiar walczyć dwa na jeden? Białawy usunął się na bok, ażeby zastąpił go zaraz pokaźny szarak. Walka kontynuowała na nowo w formie wirującego balu z figurami.
Szakali Szał znalazła się pomiędzy dwójką kocurów. Tylnymi łapami odepchnęła pierwszego, a przednimi drugiego. Skoczyła na drzewo i wykonując fikołek wylądowała na plecach jednego z nich. Zaraz koło niej zaatakował brakujący do pokonania. Naostrzonymi pazurami usunęła się mu z drogi i prędko zaorała w bok. Wyprowadziła go z równowagi - gdy tylko ostrza dotknęły jego futra, stracił panowanie, a następnie rąbnął o pobliską korę. Byli łatwi w manipulacji, naiwni. Widziała na podstawie własnych doświadczeń, jak bardzo łatwo ich zmylić. Tych błędów nie popełniliby wojownicy Klanu Wilka. "Bohaterowie", którzy przyszli po swoich zagubionych po setkach księżyców, nawet się nie przygotowali. Czy była tym faktem zaskoczona? Może trochę. Oczekiwała więcej po Kamiennej Gwieździe.
Teraz wzięła sprawę we własne posiadanie. Podbiegła do ogłuszonego szaraka i wczepiła się w jego ucho. Łapą oparła mięśnie o grunt - minęła chwila, a kawałek porządnego narządu słuchu zwisł w złotym pysku o czarnych smugach. Szakal uśmiechnęła się triumfalnie. Podrzuciła mięso, które w mignięciu powiek znikło w gardle mistrzyni, i patrzyła na przerażenie leżącego, z którego skapywał szkarłat. Pierwszy raz doświadczał kanibalizmu, dodatkowo na własnej skórze.
— C-coś t-t-ty... posrało cię?! — wyryczał przez zęby.
Zmrużyła oczy. Właśnie z obrzydzeniem oceniała Burzaka, którego nie mroziła wizja krwi, ale zjadania kota już tak. Na wierzch wychodziły podwójne standardy.
— Nie. Ciesz się, że dzisiaj postanowiłam posmakować tylko paru chrząstek. — Rozluźniła chwyt. — Bo jestem zdolna do gorszych rzeczy.
Wyswobodził się. Skorzystał z danej mu szansy i uciekł poza teren wojny, nie oglądając się za siebie. Białawy kocur także poturbowany poszedł w jego ślady. Wiedzieli, z kim mają do czynienia. Może jednak nie byli tacy głupi? Szakali Szał prychnęła. Miała tak naprawdę zabić tą dwójkę, a ofiarowała im niczym mesjasz szansę na spieprzenie. Oby tego nie zauważył Mroczna Gwiazda. Z drugiej strony, teraz przynajmniej dysponowała wolnym czasem. Plus za minus - straciła ofiary z pola widzenia, lecz zyskała moment na poprowadzenie drobnej armii.
Mistrzyni pobiegła ku swoim, wyrzucając z głowy minione chwile. Nie to było istotne. Z marszu wdrapała się na wyższy konar, by ujrzeć obecną sytuację; a ta okazała się być niezbyt ciekawa. Klan Klifu nadal nie dotarł; Wilczacy musieli więc walczyć z dwukrotnie przewyższającą ich liczbowo grupą, która z zaciekłością mordowała na swojej drodze wrogów. Pomiędzy falującymi ogonami i dziko splątanymi pazurami dojrzała kilka trupów, z czego większość należała do jej lidera. Oszronione Słońce, Liściasty Krzew i Malinowy Kolec - tych zdążyła wyliczyć, gdy coraz to bardziej gotował się w niej szał związany z bezsilnością.
Zwróciła swe zmrużone oczy na żywych. Duży procent wojowników podołał śmiercionośnym warunkom, lecz nie tyczyło się to każdej możliwej jednostki. Tym słabszym przydałaby się instrukcja - mignęło jej przez głowę.
— Wroni Transie, manewr czwarty! — Wzięła się w garść i wykrzyczała nad głowami kombatantów. — Motyli Trzepocie! Nie skupiaj się na sile, a zamiast tego wykorzystaj własną zręczność!
Kotom, którym słownie pomagała, dała zastrzyk nowej energii. Już niedługo po ryku swoistego oficera Wilczacy wiedzieli co robić i wykonywali rozkazy, precyzyjnie dopinając swego. Syn Mrocznej Gwiazdy podłożył łapę Nocniakowi i wgryzł się w jego kark, a tortie wyminęła morderczy cios Burzaka, zapewniając sobie życie choć na trochę dłużej. Na pysku Szakala pojawił się uśmiech, a ten tylko rozszerzył się, gdy spomiędzy krzewów zdążyła ujrzeć kolorowe pyski - sojuszników. Upadek Klanu Burzy i Nocy nadchodził.
Wraz z leniwie sunącym się słońcem na niebie siły przy polu wyrównywały się, a wręcz przesuwały na szali, idąc w kierunku zwycięstwa wyznawców Mrocznej Puszczy. Do tego przyczyniły się decyzje Rybojadów, którzy nagle wycofali własne oddziały, zostawiając cudownych partnerów od tak po prostu, na pstryk. Wnuczka Irgi patrzyła z niedowierzeniem, chociaż... nie na wieczność - u ich boku ujrzała wreszcie Psią Pokorę, ogłupioną zaistniałym układem, wyjątkowo przestraszoną obecnością dawnych znajomych. A więc to było tak. Przyszli tylko po własnych i wykorzystali sytuację polityczną. Szakal z daleka skinęła im łbem. Nie mogła zaprzeczyć, iż ich nowa liderka, Daliowa Gwiazda, pasowała do cwanych lisów. Mimo wszystko popełniała błąd, wyjątkowo surowy. Za krętactwo łatwo traciło się łeb. Złotawa sama o tym wiedziała - w końcu obserwowała manto, jakie dostawali zdrajcy klanu i ci, co okazywali nieposłuszeństwo liderowi.
Koniec końców mistrzyni ruszyła puszystym tyłkiem i zeszła z gałęzi, by rzucić się w wir walki. Podbiegła do Kukułczej Łapy, która sama średnio dawała sobie radę przeciwko dorosłym, i stanęła u jej boku, dostosowując się do młodzieńczych ruchów. Kult rósł w oczach; starsi odchodzili, młodsi przychodzili, zaklejając dziury w szeregach. Obserwując mniejszą kotkę, uświadomiła sobie, że nie jest już dzieckiem. Księżyce mijały, czy tego zapragnęła, czy nie. Niestety zgodnie z biegiem prawa bytu niedługo również Irgowy Nektar będzie musiała odejść z powiewem wiatru, niesiona mroźnym podmuchem w dal, by zasiąść na tronie wśród nieskończonej puszczy. Czy jej babcia pozostanie pełna sił, kiedy to trafi w to paskudne miejsce niesprawiedliwie? Martwiła się na samą wizję wyprodukowaną przez umysł. Wraz ze wzmacniającym się smutkiem przygniotła pazurami burą o odorze zgniłej ryby, wręcz nieświadomie. Zapewne odebrałaby jej oddech, gdyby nie głośny świst.
— Jeszcze dychasz? — zamruczała cicho — Dobrze. W takim razie zostaniesz poświęcona tym, co są prawdziwymi władcami. Kukułko, patrz i ucz się.
Gdzieś hen odezwał się kruk. Jego podobna do śmierci melodia rozegrała się nad łbami żywych i umarłych, gdy krew z Nocniaka powoli wylewała się na świeżą trawę, trując ją niedopasowaną substancją. Kolejny wojownik wyzionął ducha, zakończył żywot, trafił do zmarłych... tam pomiędzy niewidocznymi teraz gwiazdami. Odszedł na wieczny spoczynek.
Syki i piski cichły. Szakali Szał widziała, jak w oddali Klan Wilka biegnie w stronę Burzaków, by wypełnić zadanie nadane przez lidera jak stado psów. Zgłodniałe hieny wypuszczono wreszcie na żer zgodnie z obietnicą, a ona została niemal sama z towarzyszącą jej córką Bieliczego Pióra.
Ostatni raz spojrzała na niewidocznego czarnego ptaka, nim odeszła z resztą. Kółko domknęło się - byli silni, potem słabi i znowu odzyskali potęgę.
— Chodźmy, nie możemy zostać w tyle.
— Jeszcze dychasz? — zamruczała cicho — Dobrze. W takim razie zostaniesz poświęcona tym, co są prawdziwymi władcami. Kukułko, patrz i ucz się.
Gdzieś hen odezwał się kruk. Jego podobna do śmierci melodia rozegrała się nad łbami żywych i umarłych, gdy krew z Nocniaka powoli wylewała się na świeżą trawę, trując ją niedopasowaną substancją. Kolejny wojownik wyzionął ducha, zakończył żywot, trafił do zmarłych... tam pomiędzy niewidocznymi teraz gwiazdami. Odszedł na wieczny spoczynek.
Syki i piski cichły. Szakali Szał widziała, jak w oddali Klan Wilka biegnie w stronę Burzaków, by wypełnić zadanie nadane przez lidera jak stado psów. Zgłodniałe hieny wypuszczono wreszcie na żer zgodnie z obietnicą, a ona została niemal sama z towarzyszącą jej córką Bieliczego Pióra.
Ostatni raz spojrzała na niewidocznego czarnego ptaka, nim odeszła z resztą. Kółko domknęło się - byli silni, potem słabi i znowu odzyskali potęgę.
— Chodźmy, nie możemy zostać w tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz