Krew spływała z ucha, poruszając się szkarłatnym strumieniem po pysku i skapując z brody wprost na martwe ciało samotnika, które znajdowało się zaraz pod Szakalim Szałem. Jej droga ku chwale była naprawdę długa. Na początku, gdy urodziła się, większość przewidywała istnienie złotawej poza szeregami kultu. Siostra, Ruina, przezwyciężała ją w każdym możliwych aspekcie, wyśmiewając słabszych i wymyślając im piękne przezwiska, lecz stopniowo sprawy przyjmowały niespodziewany obrót. Mistrzyni klanu wyprzedziła ją - odebrała czarnej marzenia, szansę na lepsze jutro i tytuł tej "lepszej" z miotu. Wdała się w matkę, babcię, przejmując ich umiejętności. Nauczyła się przebiegłej mowy, ziołolecznictwa oraz poprawnej służby, by móc upolować niewinną duszę. Wyewoluowała w coś, czego chciał każdy lider kultu - w posłuszny i nieczuły ideał.
— Szakali Szał! Szakali Szał!
Przynajmniej tak sądzili ci, co ją otaczali, a było to błędne stwierdzenie. Ona nadal czuła - nie mogła pozbyć się wrażenia, że martwe truchło patrzy na nią z żalem, łypiąc martwym okiem. Nie potrafiła cieszyć się z ofiary jak Gęsi Wrzask, który jej dzisiaj towarzyszył, bądź sam Mroczna Gwiazda. Wnuczka Irgi widziała zabijanie wyłącznie jako obowiązek i z tego powodu było jej ciężej. Współczuła obecnej ofierze i wszystkim przyszłym, które zginą z pręgowanych łap, lecz wiedziała, że ich poświęcenie pozostawało konieczne - dla przyszłego dobra, lepszego jutra.
— Szakali Szał! Szakali Szał!
Wiwaty dziesięciu kultystów rozlegały się pomiędzy szarym niebem. Dziesięciu, bo jedenastej osoby brakowało - Bieliczego Pióra. Jej najlepsza przyjaciółka, opiekunka zza dzieciństwa zajmowała się potomstwem, by wpływ Gwiezdnych nie spadł na czoła niewinnych kociąt. Była niczym prawdziwa matka, wiecznie broniąca własnych dzieci, za które mogłaby oddać życie.
— Moi drodzy — Zaśmiał się lider sekty, zlizując starannie krew z białej łapy. — Dzisiaj stajemy się mocniejsi o jednego członka, a w przyszłości dojdzie ich jeszcze więcej. Moc Mrocznej Puszczy unosi się nad nami i daje władzę, jakiej nikt dotąd nie widział. Już niedługo przejmiemy tereny Klanu Burzy, usuniemy przed sobą te parszywe "koty". Dostaną prawdziwego przywódcę z krwi i kości.
Grono wybrańców zamruczało zgodnie pomiędzy sobą. Gęsi Wrzask z morderczym uśmiechem podszedł do truchła, by wydłubać najlepsze kąski. Reszta zrobiła to samo, delektując się czynem kanibalistycznym, nie marnując najmniejszego kawałka mięsa. Byli prawdziwą częścią natury, która z szacunkiem zabijała pokarm, aby się nim najeść do syta. Szakali Szał czuła dumę ze swych pobratymców. W końcu należała do porządnej drużyny.
— Nie poprzestańmy na jednej ofierze. — Dokończył Mroczna Gwiazda. gdy brzuchy wszystkich stały się pełne. — Puszcza ma nie tylko kilka kotów, a całe rzesze do wykarmienia. Uczcijmy naszą potęgę rzezią niewinnej krwi.
W czerni, gdzie blady księżyc wisiał w brutalną noc, odezwały się śmiechy i słowa czystej radości. Szakal biegła za starszymi Wilczakami, próbując wyłapać dzikim okiem potencjalne ofiary. Usłyszała przed sobą krzyk nieznajomego. Złapali - pomyślała i zeszła ze wzgórza, na którym przed chwilą była. Wystarczyła sekunda, uderzenie serca, by kolejne ciało poległo na ziemi we własnej posoce.
I tak przeminęła cała pora. Trwała krócej, niż to złotawa wyliczyła. Jednak mimo tak krótkich godzin nauczyła się zaciskać pysk, gdy nadchodziła kolejna śmierć, gdy van z triumfem przerywał gardło samotnikom. Czuła się źle, ale zarazem dobrze, widząc staranną pracę kultystów. Sprzeczne emocje targały nią, a w środku panowała walka dwóch stron. Nienawidziła tego uczucia wszelką świadomością i prychała, kiedy to tylko przechodził przez jej grzbiet prąd słabości psychicznej.
— Idzie ci dobrze. — Poczuła na plecach łapę Gęsiego Wrzasku, dawnego mentora. — Ponoć mój kochany boy za pierwszym razem miał z tym ogromne problemy.
Zaraz po zdaniu liliowego usłyszała za sobą prychnięcie Chłodnego Omena. Szakali Szał uśmiechnęła się. Lubili czasem sobie dogryźć.
— Jeszcze trochę i się przyzwyczaisz.
Wreszcie niesforny kocur oderwał się od boku uczennicy. Zielone oczy widziały te ruchliwe ogony, które niedługo potem splotły się na górze w miłosny supeł, a cały obraz dopełniły spokojne spojrzenia typowe dla kochanków. Nawet w tak nienormalnych warunkach znajdowało się miejsce na normalne konwenanse.
Bitwa wszystkich klanów okazała się być prawdziwym wyzwaniem, przynajmniej początkowo. Klan Burzy walczył dzielnie u boku Klanu Nocy, dopóki druga grupa nie postanowiła zostawić pobratymców na pastwę losu. Szakal machała pazurami, zagryzała jak zajadły pies każdego przeciwnika i zatapiała się w szale, któremu nie było końca, lecz jej bystremu wzrokowi nie uciekło tchórzostwo Rybojadów. Zabrali kotkę, niepotrzebny dodatek do ich kultu, i zostawili za sobą biedne dziecię, Pajączka. Teraz patrzyła na niego, brązową kulkę, w milczeniu, poddając się filozoficznym myślom. Strzepnęła głową. Wiedziała jednak, że to nie na to czas. Nie czas, by użalać się nad malcem, nad którym opiekę zapewne niedługo roztoczy Mroczna Puszcza. Miała na głowie ważniejsze sprawy do załatwienia.
Odwróciła się od zrozpaczonych oczu i pobiegła przed siebie. Przez klanowy tunel wtaczali masę martwych ciał. Pobratymcy, by wygrać, oddali swe życia - cenne, stare oraz młode. Szczególnie żal jej było rozszarpanych zwłok Motylego Trzepotu. Pamiętała, że to przybrana matka Astrowego Migotu, serdecznego przyjaciela, który po tylu dniach, tylu księżycach odnalazł zabójcę jej ojca. Wykonał dla niej przysługę, a za to utracił najważniejszą kotkę w jego życiu. Sprawiedliwość nie wypełniła się tak jak zwykle. Pod tym względem egzystencja była po prostu głupia.
Szakali Szał przechadzała się dalej. Pomiędzy martwymi rozpoznała Dziczą Siłę, Oszronione Słońce, ale i też... Trujący Bluszcz. To nad nim zebrało się najwięcej kotów, szczególnie tych z kultu. Obok czarno-białego zlepka sierści stał też Mroczna Gwiazda. Złotawa spojrzała mu w pysk; nie zobaczyła wymalowanych emocji; tylko mroźne oczy patrzyły pusto na niedawno żyjącego kocura. Być może dobrze maskował uczucia? Nie potrafiła tego odgadnąć. Równie dobrze mógł mieć swego syna głęboko w poważaniu, lecz jeśli tak, to czemu milczał właśnie nad nim?
Westchnęła. Trzeba było oddać hołd wszelkiej duszy, wszelkiej parze łap, która zginęła za szczytny cel. Złota podchodziła po kolei do każdego kota. Wchłaniała jego zwietrzały zapach, życzyła po cichu najlepszych rzeczy po śmierci, bo nic więcej nie mogła zrobić. Nie posiadała mocy przyzywania zmarłych na świat doczesny; a szkoda, bo chętnie by wyrwała z objęć śmierci najważniejsze jednostki.
— Spore straty, lecz odkupione zdobyciem nowych terenów. Dziś Mroczna Puszcza wygrała nad Klanem Gwiazdy.
Szakali Szał uśmiechnęła się; doskonale odróżniała melodyjny, matczyny głos Bieliczego Pióra, której obecności nie zaznała podczas wojny.
— Tak. — odpowiedziała — To cud, że tylko jeden kultysta odszedł z naszych szeregów, ale nawet pojedyncza pobłogosławiona dusza to za wiele.
— Prawda.
Obie patrzyły smutno w dal. Na horyzoncie powoli znikały ostatnie promienie słońca, dając miejsce krwawemu niebu. Przyroda wiedziała o minionych wydarzeniach. Patrzyła na upadające ciała i wściekłość w oczach względem tego samego gatunku. Spokój znany klanom nagle znikł, został zmieciony przez ostre pazury i język nienawiści. Niematerialna część bytu wyrażała to, co stało się przed chwilą, kolorami - była tak samo szkarłatna jak krew, która zalała szumiące polany.
— Muszę iść. Wiesz, nie pożegnałam się jeszcze ze swoim... bratem. — dodała po czasie Bielik — Słabo go poznałam, jednakże łączyły nas więzy krwi, a dodatkowo on był tym, co podążał za mrocznymi przodkami.
Szakali Szał wyłącznie wydała z siebie lekki pomruk. Głośne kroki znajdujące się zaraz koło niej stopniowo cichły, aż kompletnie zanikły. Została sama; ona i truchło. Dokładniej przed nią leżał ostatni poległy, Pustynna Róża.
Kotka przymknęła oczy. Chyba coś się w niej zmieniło. Stała się poważniejsza i mniej wesoła. Czyżby wreszcie dorosła i przeobraziła się niczym gąsienica w prawdziwego motyla... wojownika? Ewidentnie nie potrafiła się cieszyć tak jak wcześniej - realia przygniatały jej plecy, a także odbierały wesoły zarys twarzy.
Z rezygnacją wetknęła nos w martwego młodzieńca. Po raz ostatni wchłonęła łagodne zapachy Klanu Wilka, które przyciągały za sobą kalejdoskop wspomnień. Kochała te wonie najbardziej na świecie, bo przy nich samopoczucie zawsze się poprawiało - tego samego nie mogła powiedzieć o smrodzie innych ugrupowań, co dziś przykryły zwłoki hańbą.
Gdy łagodziła własny smutek, nie zauważyła zbyt prędko, że syn Bezzębnego Robala aż w stopniu nadmiernym nosił domowy aromat. W ten krwawy dzień u wszystkich walczących znikły znaczniki sortujące koty do danego klanu.
Ale nie u niego.
Szakali Szał zwęziła źrenice. Coś było tu nie tak, i to bardzo.
Wstała rozgorączkowana od jasnego kocura. Dla pewności podeszła do czegoś, co przypominało Liściasty Krzew i Mysikróliczy Ślad. Jej podejrzenia w mig się potwierdziły - oboje mieli zmieszany odór Klanu Nocy, Burzy i Wilka.
Jeszcze bardziej poddenerwowana zajrzała pod skórę Pustynnej Róży. Przeczesywała jego zmierzwione już futro w poszukiwaniu ran. Znalazła ich pełno - na łapach, barku i ogonie, ale największa była na szyi; właśnie ta pręga odebrała mu życie. Wniosek był prosty - z pewnością walczył, jednakże dlaczego pachniał tylko Wilczakami?
Musiała znać odpowiedź. Ostatecznie spojrzała pomiędzy sztywne palce i znalazła to, czego chciała; kawałki wyrwanej sierści o kolorach mieniących się między czernią, ciemnym brązem, a lekką bielą. Takich kotów nie było wiele w jej klanie oraz poza nim - i choć nie mogła być pewna, to zielone oczy od razu wpatrywały się w jedną opcję.
Nocna Tafla.
Z najeżonym ogonem pobiegła do pobratymców. Dostojnym, lecz nieco trzęsącym się krokiem dotarła do legowiska medyków, gdzie znajdowało się najwięcej poszkodowanych. Wszyscy nosili na sobie okaleczenia, niektórzy nie wyszli nadal z szoku, jednakże kultystka nie mogła czekać. Jeszcze malowała się w oddali szansa na złapanie zdrajcy.
— Czy ktoś widział Nocną Taflę?
Zaskoczone pomruki odezwały się pomiędzy wojownikami.
— Nie.
— Ostatnio widziałem ją na polu bitwy.
— Coś się z nią stało?
Żadna odpowiedź nie brzmiała twierdząco. Siostra Mrocznej Gwiazdy przepadła jak kamień w wodzie, tak po prostu. Dla mistrzyni było to nie do pomyślenia, ale najwyraźniej każda para oczu przegapiła chwilę, w której doszło do bratobójstwa. Co do jednego Wilczacy skupili się na walce, zapominając o własnych plecach i czarnych owcach w społeczeństwie. Szakal również się do nich zaliczyła, została zaślepiona. Pointka wykorzystała okazję do wbicia kłów w niewinnego i uciekła z tym czynem bez konsekwencji jak prawdziwy tchórz i śmieć.
Złota zawyła z furii. Pędem wpadła między zwłoki, wyrywając natychmiastowo od Pustynnej Róży ostatni dowód obecności tonkijki. Podeszła do Mrocznej Gwiazdy, który nadal w ciszy obserwował Trujący Bluszcz. Zasapała - będzie musiała mu przerwać ten piękny moment.
— Wybacz, Mroczna Gwiazdo, że ci przeszkadzam — Upuściła mu pod łapy skrawek błyszczącego futra. — jednakże obawiam się, iż doszło do zdrady. Wojownik o imieniu Pustynna Róża jest martwy, a mimo tego nie nosi zapachu naszych wrogów jak reszta zwłok. Dodatkowo nigdzie nie widzę Nocnej Tafli. Twoi poddani potwierdzili brak obecności tej kotki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz